CiekawaXO pisze: ↑2024-04-02, 12:39
1. Gdzie są granice apologetyki?
Kiedy skończyć "rozmawiać"?
2. Czy apologeta powinien być weryfikowany pod względem wiadomości które podaje, czy powinno mu się wierzyć, bo mianuje się apologetą?
3. Czy każdy powinien ćwiczyć się w tym "fachu"? Wiedzieć o wszystkich zarzutach i później potrafić je odeprzeć?
Bardzo ważne pytania:
Według mojego zdania:
ad.1. Rozmawiać, póki to ma sens. Czasem ze względu na rozmówcę, czasem ze względu na potencjalnych czytajacych/słuchających. Nie tylko tych aktualnie zainteresowanych, ale i tych, co będą szukać tematu w Internecie za 5 lat.
ad.2. Mianowanie się apologetą jest głupawe. Mówiłem tym w EWTN żeby mnie tak nie podpisywali, ale nie posłuchali. A potem powiedzieli, że film już zmontowany. A weryfikować trzeba każdego - nawet biskupa czy papieża.
ad.3. Nikt nie jest w stanie odeprzeć wszystkich. Ale do pewnego stopnia powinno się chyba znać swoją wiarę, umieć ją obronić (nie tylko dla dobra innych, ale i dla dobra siebie). Iluż to moich znajomych, wychodząc z sytuacji osoby kiepsko znającej swoją wiarę i jej podstawy "umocowania" dało się zwieść - niektórzy baptystom, niektórzy świadkom Jehowy, a i byli tacy, co dali się zwieść wewnątrz Kościoła (do jakichś dziwnych nauk różnych zapaleńców).
Apologetyka nie zawsze musi być obronno-zaczepna (zresztą zwykle jest raczej obronna, i dobrze). Czasem ma postać po prostu wiedzy o wierze.
Im dłużej wnikam w istotę naszej wiary, w Pismo, Ojców, ale i co mądrzejszych teologów współczesnych, tym bardziej stwierdzam, że nie tylko w przypadku katolików "letnich", ale także w przypadku gorliwych często pokutują w nich (a właściwie w nas - bo ja też musiałem przewartościować wiele rzeczy) koncepcje niewiele mające wspólnego z prawdą (np. dotyczące zbawienia). Przy czym zazwyczaj nie są one po prostu błędne, lecz tragicznie spłycone. I potem Bóg wychodzi na okrutnika (żeby nie powiedzieć gorzej), który do przebaczenia potrzebuje, by ktoś poniósł okrutną karę (i to w dodatku ktokolwiek - niekoniecznie winny...). Co za absurd i obraza Boga!
To sobie odpowiem:D
Są granice apologetyki. Gadka w nieskończoność odnosi taki skutek, jak mieliśmy dużo przykładów na forum, że nie da się przez to przejść nawet czasowo, z braku czasu, albo i ochoty, przerabiać takiego wykłócania się o "jedną literkę". A i tak nie każdy przekonany.
Jestem bardziej za krótkimi, przyswajalnymi formami dla laika, góra dwie strony, a nie 300 stron.
To zależy. Gdy sam miałem wątpliwości co do jakiejś kwestii, właśnie takie wymiany chętnie czytałem.
Poza tym wydaje się, że nie wystarczy "odpuszczenie" po stronie osoby broniącej - trzeba także dyscyplinować atakującego. Jestem więc za tym, by tego rodzaju ataki i dyskusje wynikłe w ich wyniku mocno kontrolować moderatorsko (bez krzyczenia o rzekomej "nieprawności" interwencji moderacji) i nawet - gdy stają się niezasadne, polegają na paplaniu w kółko tego samego - po prostu przecinać (np. uważam, że p"dyskusja" z Przeeemkiem powinna zostać dawno przerwana).
Apologeta który podaje jakieś informacje, powinien być weryfikowany jak każdy inny "dostawca treści", bo on także może się mylić.
I powinien być obiektywny, czyli tam gdzie Kościół dał plamę, mówić i to od razu w pierwszym zdaniu.
Zdecydowanie. To podstawa wiarygodności.
No i najważniejsze. Czy powinniśmy się na tym znać?
Uważam że nie każdy jest chętny aby to studiować, ale pobieżnie z głównymi zarzutami powinien się zapoznać, i sprawdzić HISTORYCZNIE, u historyków, co i jak było i mniej więcej orientować się w faktach.
JEśli jakiś protestant mnie "zagnie", że powie coś o czym nie wiem, a ja się tym nie interesuję, - oddać pole i powiedzieć wprost: nie wiem, dla mnie wiara nie polega na zapamietywaniu miliona faktów, ale odeślę cię do żródła które mnie przekonało. Czyli mniej więcej potrafić wskazać, gdzie dane żródło wyjaśniające się znajduje.
Najlepiej historyczne, historyka, a nie księdza, bo będzie gadka o stronniczości(często słuszna).
Jeśli coś budzi wątpliwości, należy to sprawdzać. Jeśli nie chcemy w coś wchodzić, to nie wchodźmy. Sytuacja w której podejmuje się temat, a potem (na zasadzie "nie chce mi się") odpuszcza jest zła. Jeszcze gorsza, gdy takie wzbudzone wątpliwości się propaguje bez sprawdzenia.
Przesłuchałam na szybkim filmik o Dogmacie i mój wniosek jest taki, a raczej fakt, że każdy oficjalnie sformułowany dogmat jest apologetyką.
Zdecydowanie tak. Apologetyka była od początku - obok głoszenia i sprawowania sakramentów - w centrum działalności Kościoła.
Jest zresztą bliska głoszeniu i wielokrotnie się z nim przenika. Przynajmniej ta dotycząca Prawd Wiary. Bo jest i apologetyka historyczna - mniej ważna, ale też potrzebna.