No dobrze, dotarłam do rozmowy na innym forum-(nie będę podawała nazwy, i żródła, chyba że na priw, albo jak admini pozwolą
@miłośniczka Faustyny pytam ciebie, bo taki jeden kolega do mnie jak piszę to nadużywa wykrzykników, więc wolę załatwić to pokojowo:P. Bo zara zbędzie że REKLAMA, ło ludzie REKLAMA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!, dlatego pytam).
I zaznaczam, że mój post nie jest propagowaniem mieszkania przed ślubem i pisania, że Kościoł się myli, tylko próbą czy tak Kościół rzeczywiście NAUCZA.
I niestety, ale po tej rozmowie stwierdzam, że nauka KK o mieszkaniu razem to zbiór niedopowiedzeń i intepretacji, a już na pewno: nie jest jasna jak słońce. Dlatego nie wiem czy jest uprawnione, pisanie przez
@Andej albo
@Abstract , że Kościół Katolicki tego zabrania? Gdzie jest to napisane w Katechiźmie, albo gdziekolwiek? Bo jak nie musi być napisane to okej, ale niech w takim razie ktoś napisze, czemu tak uważa?Konkret-fragment Biblii, Katechizmu. A może jest to jakaś interpretacja innego nakazu? Na przykład unikanie okazji do grzechu?
Liczę na fragmenty popierającą to nauczanie, a nie moralizowanie.
Tak więc przytoczę kilka fragmentów, które moim zdaniem nie są jednoznaczne w kwalifikacji mieszkania razem, bez seksu, jako grzechu ciężkiego.
Jedna osoba będzie księdzem zweryfikowanym z innego forum. Jak mówię, żródło dam jak mi admini zezwolą, bo ja się z bykiem kopać nie będę:)Albo na priw. Oczywiście można to znależć samemu:
"-Cześć. Mam takie pytanie i prosiłbym o wypowiedzenie się osób, które dobrze znają prawo kościelne. Jestem zaręczony i wraz z moją narzeczoną chcielibyśmy zamieszkać wspólnie jednocześnie nie łamiąc prawa czyli po prostu nie grzesząc. Staramy się znaleźć jakieś rozwiązanie, np. mieszkanie z dwoma osobnymi pokojami czy nawet jednym pokojem, ale dwoma łóżkami itd. W grę wchodzi nawet mieszkanie z 1 lub 2 obcymi osobami. Czy Kościół jakoś wyszczególnił tą kwestię? Czy po prostu do ślubu nie możemy żyć w "czterech ścianach" razem, nie ważne czy osobne pokoje czy nie i koniec."
Odpowiedż 1:
Kościół nie stworzył przepisów określających, w jakiej odległości od siebie mają mieszkać narzeczeni.
Teoretycznie możecie mieszkać razem i spać w oddzielnych łóżkach, w praktyce jest to grzech przeciwko samym sobie - zadawanie sobie bezsensownego cierpienia. Weźcie ten ślub, mieszkajcie razem i śpijcie w jednym łóżku - tak będzie najprościej i najmoralniej. Każde inne rozwiązanie skutkuje lub może skutkować grzechem własnym albo cudzym (co sobie wyobraża X na wasz temat, wiedząc, że mieszkacie w jednym mieszkaniu, jakie plotki rozsiewa itd.).
Odpowiedż 2:
Zasadniczo KRK dopuszcza nawet do komunii osoby żyjące razem w związku cywilnym, tyle że nakłada pewne ograniczenia na "małżonków", więc możliwości są, ale trzeba być gotowym na pewne wyrzeczenia.
Na pewno zobowiązanie do czystości, więc i spanie w jednym łóżku nie wchodzi w grę, żeby nie prowokować grzechu.
Ludzie ich znający nie muszą mieć wiedzy o ich zobowiązaniu do czystości, więc żeby ich nie gorszyć to w tym celu do komunii mogą przystępować w innej parafii.
To chyba jest wystarczające.
Odpowiedź 3:
Mój proboszcz kiedyś powiedział że samo mieszkanie ze sobą nie będąc małżeństwem, ani rodziną to grzech.
Mówił że narażanie się na popełnienie grzechu jest grzechem.
Odpowiedż 4 Księdza:
W takim razie gosposie nie powinny mieszkać z proboszczami bo o ile wiem nie są oni małżeństwem.
Jak już to bądźmy konsekwentni a z drugiej strony bądźmy realistami, nie za bardzo wierzę, ze młodzi ludzie mieszkając razem odmawiają tylko różaniec.
Ostateczną instancją jest oczywiście nasze sumienie.
Odpowiedż 5:
Panowie, kolega pyta się w dziale "Prawo Kościelne", a wy mu tu osobiste jakieś dywagacje. Osobiste dywagacje to już kolega miał jak się decydował na wspólne mieszkanie. Teraz tylko rozmyśla nad formą.
A jak już pytanie dotyczy przepisów kościelnych, to 30 sekund guglowania wypluło takie coś:
http://www.duszpasterstworodzin.lomza.p ... zinie.html
Dotyczy wprawdzie tylko jednego biskupstwa, ale zakładam, że opiera się na wytycznych ogólnych:
"W przypadku, gdy narzeczeni mieszkają razem, należy przeprowadzić z nimi stosowną rozmowę dotyczącą znaczenia czystości w przygotowaniu do sakramentu małżeństwa. Jeżeli nie przyniesie ona oczekiwanych skutków, należy pouczyć ich o konieczności przystąpienia do sakramentu pokuty i pojednania bezpośrednio przed uroczystością zaślubin, zapraszając jednocześnie do przeżycia jej w formie tzw. spowiedzi generalnej."
Generalnie mieszkanie przedślubne nie stanowi przeszkody małżeńskiej, ale może stanowić przeszkodę w przyjmowaniu komunii. Oficjalna wykładnia jest taka, że małżeństwa nie można antycypować, do czego należy także dzielenie łoża i stołu. Cytując JP2, nie można "żyć na próbę". Dochodzą do tego takie aspekty jak zgorszenie (inni widzą, że mieszkacie razem) czy wystawianie się na pokusę (chcecie przez dwa lata mieszkać obok siebie i nawet nie... spróbować? To nienaturalne. I chyba niezdrowe). Oczywiście można kombinować, że będzie się żyło, ale nie grzeszyło. Mówiąc językiem kościelnym, chodzi o różnicę między konkubinatem a kohabitacją. Jednakże nawet w przypadku drugiego zaleca się odmowy rozgrzeszenia.
Czy dany konkretny ksiądz będzie to traktował bardziej czy mniej dosłownie, zależy od danego i konkretnego księdza. Jeden będzie się kazał częściej spowiadać. Inny odmówi spowiedzi. Jeszcze inny nakaże, żeby przynajmniej przed samym ślubem się "rozdzielić", tak między spowiedzią przedślubną a przysięgą przed ołtarzem. Różne rzeczy się słyszy i czyta.
Wiem, nie ułatwiłem sprawy. Ale niestety, jak ktoś traktuje wiarę na serio to ma tutaj problemy. A jedyne co mogę w tym punkcie osobiście od siebie dodać, to taka podstawowa kwestia, że należy żyć zgodnie ze swoim sumieniem. Wysłuchać wszystkich stron, ale na końcu podjąć takę decyzję, jaką się uważa za moralnie dobrą. Bo wybieranie moralnego zła, mniejszego lub większego, zawsze prowadzi do moralnej zgagi. Tak więc rozeznaj swoje sumienie, to Twoja ostatnia i decydująca instancja." Koniec cytatu.
Więc sami widzicie, że na innym forum są różne odpowiedzi, natomiast tutaj: że to zawsze grzech ciężki.
Kto ma zatem rację?
Dodano po 4 minutach 20 sekundach:
River Poison pisze: ↑2023-08-31, 14:19
CiekawaXD jeżeli to nie stanowi naruszenia Twojej prywatności i godności powiedz ile czasu straciłaś na tego ,że się tak wyrażę gnojka,zanim go poznałaś i pogoniłaś w cztery wiatry?
Nie no nie był gnojkiem, rozstaliśmy się w przyjaźni:P Tylko byłam bardzo rozczarowana po prostu: z zewnątrz katolik jak ta lala, dobry charakter w sumie, ale to co ja poodkrywałam... no zaprzeczył sam sobie.
Straciłam 4 lata. 2 lata nie mieszkając razem, i dwa mieszkając. Ale byłam wtedy bardzo młoda.
Nie żałuję tego straconego czasu, bo się człowiek nauczył, że nie wszystko złoto co się świeci:P
Ale, gdybym tego nie odkryła,a nie miałam szans poza domem, to bym byłą w super ekstra wielkiej...jaskini:).
Dlatego nie mogę was okłamywać albo się nie wypowiadać. Ja po prostu dałam swoje świadectwo. Mini.
Po prostu bądźmy uczciwi, powołując się na naukę Kościoła: czy to rzeczywiście nauka Kościoła, czy jednak zostawia się ocenę danej sytuacji kapłanom?
To OGROMNA różnica, bo mój przypadek i jak widać innych ludzi, księza nie zawsze kwalifikują to jako grzech ciężki.
Więc jeśli to nie jest nauka Kościoła, a tylko zalecenia, albo interpretacja " wystawiania się na grzech", to nie możemy mówić: Kościoł oficjalnie naucza. Bo przyjdzie nam się kiedyś rozliczyć z tych słów, i jak ktoś poprosi o fragment, to go może nie być...