Praktyk pisze: ↑2023-11-21, 14:15
Jezus oczekuje miłosierdzia, czyli aktywności miłości na tym świecie. Ma więc zainteresowanie naszym dobrostanem tutaj.
Ale Bóg oczekuje też oddania mu wszystkiego zanim zapanuje w naszym życiu. Oczekuje, że wszystko do czego jesteśmy przywiązani i uważamy za swoje położymy w jego rękach i pozwolimy decydować co z tego mamy ostatecznie mieć. Dorobiony majątek, rodzinę, zdrowie, pracę. Wszystko jest darem od niego. Nic nie jest naszą zasługą.
Jeśli mam rozbitą rodzinę, chorobę i jestem bezrobotny to wówczas czyja to zasługa? Jeśli nie mam tego co wymieniłeś to wówczas Bóg zabrał mi dar?
Warunkowanie tych powiązań jest niebezpieczne. Bóg może dać mi narzędzia abym za ich pomocą coś zbudował. Bóg może wykorzystywać mnie jako narzędzie, abym coś zbudował dla siebie. Stan w jakim znajduje się człowiek, zdany jedynie na dary, lub na narzędzia jest wolą Boga w akcie stworzenia człowieka.
Praktyk pisze: ↑2023-11-21, 14:15
Pokazuje to i w starym i nowym testamencie. Ludzie najczęściej trwają tak w połowie drogi. Mówią, że Bóg dobry, do kościółka chodzą. Ale powiedzieć "Boże, jeśli chcesz zabierz mi wszystko i daj to co ty mi przygotowałeś, ja będę szedł twoją drogą"... to już rzadko. Zwłaszcza jak człowiek ma co oddawać.
To już jest załatwione z urzędu, nic co materialnego pozyskamy nie jest nam dane na zawsze, może mi to zabrać bliźni, najeźdźca, system prawny, śmierć. Mogę również gromadzenie tego co mam za życia już interpretować jako drogę którą przygotował mi Bóg. Rozeznanie jest skomplikowane. A interpretacja zdarzeń może być mylna.
Praktyk pisze: ↑2023-11-21, 14:15
Wtedy też gdy już nic nie jest nasze, a wszystko jest darem pojawia się radość. Bo nie musimy się już bardzo martwić. Tylko trochę. Bo mamy siebie widzieć jako
"sługę bezużytecznego". Z jednej strony niska pozycja. Z drugiej jaka spokojna i bezpieczna gdy Pan kocha nas sługi.
Świadomość czasowego stanu posiadania załatwia sprawę na dobre.
Praktyk pisze: ↑2023-11-21, 14:15
Świat ten też w oczach Boga zgodnie z genesis "jest dobry". Wątpię, żeby Bóg zmienił zdanie. Raczej go naprawi.
Przy założeniu że MY to ludzkość od początku dziejów, przekazywane geny i akty woli w kolejnych ciałach jako transport genowy kolejnych pokoleń.
Świat skażony nie jest dobry, jest zainfekowany, walczymy ciągle z wirusem w postaci grzechu, na domiar złego, nasze wybory czasami w sposób znaczący krzywdzą innych. Ci których los doświadczył najbardziej nie mają wyjścia jak przeczekać do śmierci, wówczas śmierć jest wybawieniem.
Są też ci którzy nie mieli okazji decydować, opowiadać się za Bogiem, budować swojej wiary, obdarzać miłością, oddali życie na samym początku drogi.
Świat można postrzegać na dwa sposoby, jako średnia losów całej ludzkości i w ten sposób opisywać naszą relację z Bogiem, dążenie do królestwa Boga. I ten drugi, jako losy poszczególnych jednostek, tak nierówny w cierpieniach i zdeterminowanych okolicznościami w jakich przyszło danemu człowiekowi żyć.
Bóg nie adoptował nas po innym bogu.