I skonfrontowało mi się to w głowie z naszymi spowiedziami, w których często wałkujemy ciągle te same grzechy, bo ciągle popełniamy je na nowo. ( nie porównując się z Żydami, którzy pewnie też ciągle wałkują swoje grzechy na nowo wtedy kiedy robią wyznanie )."Pełną skruchę osiąga osoba, która staje w obliczu tej samej sytuacji, w której zgrzeszyła, gdy ma potencjał, aby popełnić grzech ponownie, a mimo to wstrzymuje się od niego i nie popełnia go wyłącznie z powodu swojej skruchy, a nie ze strachu lub braku sił.
Natomiast wydaję mi się, że rzadko jest podkreślany fakt w codzienności Kościoła, że spowiedź będzie skuteczna, wtedy "kiedy przestaniesz robić to co wcześniej robiłeś człowieku" . Jeśli nie przestałeś, to znaczy, że nie było skruchy.
Mamy "mocne postanowienie poprawy", które sugeruje, że jak się nie uda, to też spoko, bo przecież to tylko mocne postanowienie, a nie całkowite wyrzeczenie.
Czy chodzimy do spowiedzi skruszeni ? Czy z jakiś innych powodów... np bo trzeba przynajmniej raz w roku.