Andej pisze: ↑2022-08-08, 19:33
Zgadzam się z Hellerem. Niestety nasz język jest obarczony wieloma ograniczeniami. Mój umysł też jest bardzo ograniczony, stąd nieumiejętne określanie tego, co takie trudne. Wyrastające poza nasze możliwości poznawcze.
Masz rację, że słowa ingerencja użyłem wysoce nieprecyzyjnie. Albowiem użyłem w czasie. A Bóg działał ponad czasem.
Dzieło stworzenia zostało opisane w Biblii w czasie. Jako proces 7 dni. Tak łatwiej pojąć. Ale, jeśli wierzymy, ze Bóg JEST przed czasem i ponad czasem, czyli, że nie jest w żaden sposób związany z czasem, a Jego działania nie są ograniczone czasem, to można to zobaczyć inaczej. A mianowicie, ze akt stworzenia by jednorazowy, ale rozłożony w czasie.
Nie wiem, jak to zwerbalizować. Powtórzę to, co już wielokrotnie opisywałem. Otóż Bóg stworzył mnie w akcie stworzenia, osadzając mnie w połowie XX wieku. W jednym akcie stworzenia Bóg dokonał dzieł, które są rozłożone w czasie. Od stworzenia do samego końca.
To nie interwencja wynikająca z konieczności dokonanie korekty. To jednorazowy akt rozłożony na cały czas.
Rozumiem, co masz na myśli. Jest to idea, że Bóg działał jako przyczyna sprawcza w następstwie logicznym, a nie czasowym, prawda? Odniosłam się do tego częściowo w krótkim szkicu, który zgłosiłam do poruszenia na sesji apologetycznej, może rzucisz okiem w wolnej chwili? Wklejam tekst poniżej:
==========================================================================================================
moja propozycja wątku do poruszenia dotyczy implikacji teorii ewolucji dla doktryny katolickiej.
Chyba na każdym forum katolickim poruszany jest co najmniej jeden (jak nie więcej) wątek z kategorii "ewolucja a wiara" i zwykle liczy on co najmniej kilkadziesiąt stron. Katolicy skupiają się się jednak zwykle na podkreślaniu, że Bóg mógł stworzyć świat w jaki tylko chciał sposób - więc mógł wybrać również ewolucję. Oczywiście, tu nie ma najmniejszych wątpliwości, że "jakiś" wszechmocny byt mógłby wybrać tę drogę. Problem w tym, że chrześcijaństwo (katolicyzm) nie głosi "jakiegoś wszechmocnego bytu", tylko bardzo konkretnego Boga z konkretnymi atrybutami - osobowego, dobrego, moralnego, który wszystko u swego zarania uczynił dobrym. Jego stworzenie było dobre, a dopiero ludzki wybór sprowadził na świat degenerację, zło, zepsucie i cierpienie. W tym momencie w tego typu dyskusjach zazwyczaj zaczyna się niestety rozwadnianie pojęć tak, by było w nie trudniej trafić adwersarzowi. Takim przykładem rozwadniania pojęć jest argument wysuwany przez katolików, że "skutek może poprzedzać przyczynę czasowo, ważne jest tylko to, że przyczyna poprzedza skutek logicznie", czyli w tym konkretnym przykładzie: człowiek najpierw mógł zgodnie z bożym zamysłem wyewoluować, a dopiero następnie zaczęły się do niego stosować prawa moralne i mógł popełnić grzech pierworodny. To sformułowanie, które ładnie brzmi, ale niewiele tłumaczy, jak to w ogóle odnieść do rzeczywistości?
Bo jednak ewolucja jest procesem ciągłym i na przestrzeni pokoleń nie sposób stwierdzić, w którym momencie powstał człowiek. Nie było momentu, że powstał człowiek, którego matka jeszcze człowiekiem nie była... W tej perspektywie czasowej wszelkie granice gatunkowe są tylko umowne, nie ma momentu, w którym nie-człowiek spłodził człowieka. Więc nie ma też jednego momentu, w którym człowiek był gotów do podlegania prawu moralnemu.
Po drugie, w sam mechanizm ewolucji są zaszyte reguły sprzeczne z tym, co ponoć osobowy Bóg uważa za złe i niemoralne - przede wszystkim powszechna zasada egoizmu w walce o przetrwanie. Ewolucja jest ślepym, mechanicznym procesem, którego niczego w kategoriach moralnych nie wartościuje. Po prostu odsiewane są organizmy w taki sposób, że do kolejnych pokoleń trafiają NAJSKUTECZNIEJSZE w przekazywaniu swoich genów. A to, że najskuteczniejsze są te STRATEGICZNIE (na szerszym planie) egoistyczne (nawet jeśli na poziomie "taktycznym" - mniejszym planie wykształcają się zachowania altruistyczne, to tylko dlatego, że w szerszej perspektywie skuteczniej zapewniają osiągnięcie ostatecznie egoistycznego celu - propagowanie genów jednostek i grup altruistycznych), to już trudno.
Zatem z perspektywy ewolucyjnej nie jest czymś niewłaściwym, gdy np. kobieta zdradza swojego partnera z innym - ona jedynie maksymalizuje swoje szanse reprodukcyjne, pozyskując dla swoich dzieci lepsze geny, niż oferuje jej stały partner. Nie ma też nic złego, gdy mężczyzna po wielu latach życia ze swoją żoną i wspólnym wychowaniu dzieci opuszcza ją dla młodszej - on tylko maksymalizuje swoje szanse rozrodcze, których jego żona po menopauzie już nie ma. Ewolucja promuje takie skłonności i zachowania, bo jednostki, które takimi z chrześcijańskiego punktu widzenia podłymi skłonnościami dysponują, proporcjonalnie lepiej się rozmnażają - a wraz z owym potomstwem rozprzestrzeniają się wspomniane skłonności.
Panowie często narzekają na to, że kobiety to materialistki, że zwracają uwagę na majątek i status mężczyzny. Przecież dziś kobiety zdobywają własne majątki, udogodnienia społeczne również ułatwiają kobietom nawet samotne rodzicielstwo. - dlaczego więc dla kobiet na całym świecie jest to nadal takie ważne? Bo mają to wbudowane w podświadomość ewolucyjnie. Cywilizacja rolnicza ma niewiele więcej niż 10 tysięcy lat. A emancypacja kobiet to już w ogóle ile, 100 lat? I to przecież do dziś nie wszędzie. Tymczasem gatunek ludzki liczy grubo ponad 40 tysięcy lat (podaję najniższą wartosć człowieka tworzącego udokumentowane przejawy kultury, bo człowiek anatomicznie współczesny to już nawet 300 000 lat temu i wcześniej...) więc te preferencje kobiet są zakorzenione tak głęboko przez tak ogromny czas selekcji - przez wszystkie te pokolenia przeżywały tylko te kobiety i ich potomstwo, które miały skłonność do mężczyzn o wysokim statusie, tylko taki partner mógł zapewnić przetrwanie.
To był przykład pokazujący, że ludzie mają wrodzone, PODŚWIADOME skłonności do zachowań, które z punktu widzenia moralności chrześcijańskiej są oceniane jako złe. Egoizm, makiawelizm, rozwiązłość seksualna i nieuczciwość małżeńska i nie tylko, to wszystko jest potępiane w chrześcijaństwie. A przecież jeśli Bóg stworzył ewolucję i się nią posłużył, to jest On pośrednio autorem tych wszystkich skłonności w nas, promowanych przez procesy ewolucyjne. W tej sytuacji nie sposób powiedzieć, że człowiek był na początku dobry, tylko zepsuł zamysł boży, bo cały człowiek i jego skłonności jest produktem tego procesu, na który przecież nie miał żadnego wpływu! Przecież nikt nie rodzi się na własne życzenie, nie mamy też wpływu na wzrost, kolor oczu czy kształt nosa... Podobnie nie mamy wpływu na nasze upodobania, w tym takie, jak upodobanie do młodych i płodnych kobiet czy do mężczyzn wysokostatusowych. Oczywiście to wszystko są podświadome skłonności, a my jak najbardziej świadomie możemy naszym zachowaniem sterować. Nie jesteśmy automatami, możemy odmówić np. okazji do zdrady. Niemniej te skłonności są wpisane w nas z góry,za pośrednictwem mechanizmu ewolucyjnego, za którym podobno stoi Bóg. Zatem jeśli przyjmiemy, że to Bóg stworzył ewolucję, to przyjmujemy, że Jego dzieło już u zarania miało wbudowane zło...