Tak mnie ostatnio naszła taka filozoficzna myśl, może trochę oczywista, ale oczywistości łatwo uciekają. ;)
W żaden sposób nie zasłużyliśmy na życie w chwili narodzin. Istnieję dlatego, że ktoś chciał, abym żyła, a nie dlatego, że na to zasłużyłam.
Wobec czego można powiedzieć, że rodzimy się tak jakby z debetem. ;) I dopiero w trakcie życia ten debet możemy spłacić. Wobec czego - jeżeli świat nam coś dał, my powinniśmy coś dać światu - czyli być absolutnie pełnym miłosierdzia, aby sobą naprawiać serca, być moralnym, aby świata nie niszczyć, uczyć się i pracować etc. A po śmierci Sąd jest rozliczeniem z tego, ile dałeś światu i ile z niego wziąłeś.
Takie krótkie filozoficzne przemyślenia. :)