Dlaczego żyjemy, po co się urodziliśmy, jaki jest nasz cel w życiu, co na czeka po śmierci; niebo, piekło, nic? Rozmowy na temat życia, śmierci i wieczności.
Regulamin Forum
§ 1
Zasadniczym celem Forum jest rozwój osobisty w wierze katolickiej. Wątki przeciwne temu celowi mogą być automatycznie usuwane.
§ 2
Dyskusja na tematy związane z religią katolicką i wiarą, oraz tematami, które są ważne dla katolików. W szczególności także na tematy związane z innymi wyznaniami i religiami. Tematy polityczne są dopuszczalne jeśli dotyczą wpływu polityki na naszą rzeczywistość, zwłaszcza w kontekście wiary i swobód i postaw religijnych oraz patriotyzmu.
§ 3
Forum jest otwarte dla osób wierzących i niewierzących. Prawo do wypowiedzi posiadają wyłącznie osoby zarejestrowane. Używany login nie może obrażać niczyich uczuć.
§ 4
Każdy uczestnik ma prawo do wyrażania swoich poglądów. Ale nikt nie ma prawa do...
Czasami mamy ochotę pogadać trochę poważniej niż na czacie, ale tak o wszystkim, o czymś co się wydarzyło ostatnio itp
Można założyć jakiś swój wątek lub zacząć dyskusję tutaj na luzie, bez marudzenia moderacji, że nie na temat
Właśnie, skąd wiecie o tym forum, jak tutaj trafiliście? Od znajomych, na fejsie gdzieś kliknęliście, a może z jakiś stron?
Ja tutaj trafiłem, w taki oto sposób. Pytam się Czernina, to jaki adres forum dajemy, bo od kilku dni myśleliśmy o własnym forum, więc trzeba działać, odpisał że zchrystusem.pl, więc kupiłem taką domenę, wrzuciłem pliki forum i tak tu trafiłem ;-)
aaa, jeszcze to nie koniec historii, to forum jest kontynuacją forum Czernina w zasadzie, pierw na jego forum trafiłem :-)
chciałbym poruszyć temat poronienia poprzez niezagnieżdżenie się zarodka(dzieje się to od 6 do 12 dnia od zapłodnienia).
Nie wszystkie zapłodnione komórki jajowe przechodzą pomyślnie przez ten proces, wiele z nich nie implantuje się i zostaje usunięte wraz z menstruacją.
Nie jestem w stanie znaleźć wiarogodnych informacji na temat ilości takich poronień, natknąłem się na źródła mówiące ze odsetek pomyślnie implantowanych zarodków to zakres 30-60%.
Trudno mi pojąć że tak wiele dzieci traci życie, a ich rodzice nie są nawet świadomi tego faktu.
W wątku poświęconym Modlitwie Pańskiej padło pytanie: Co jednak konkretnie jest wolą Ojca naszego? .
Wydaje mi się, że jest ono zasadnicze dla naszej egzystencji. Jak też dla naszej postawy wobec Boga i świata.
Bóg stworzył człowieka z przeznaczeniem do zbawienia. Plan był taki, aby wszyscy zostali zbawieni. Ale zdarzył się bunt. I zbuntowani starają się odwodzić ludzi od celu ich stworzenia.
Bóg chce zbawić każdego. I to pomimo jego grzechów. Ale Bóg, choć Wszechmocny, nie może (właściwie: nie chce) łamać naszej woli. A my stale łamiemy Jego wolę. I dopiero nasz upór może spowodować to, że nie zostaniemy zbawieni. Jesli konsekwentnie, do samej smierci będziemy odrzucać Jego miłość.
Jeśli będziemy odrzucać cel, dla którego nas stworzył.
Witam Was. Często zastanawia mnie kwestia wymieniona w temacie czy też, innymi słowy: czy sąd ostateczny, paruzja, to kwestia kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu lat? Czy może jednak są to jeszcze tysiące lat? Jezus uczył by poprawnie odczytywać znaki czasu (podobnie jak umieją ludzie przewidywać np. upał gdy wiatr wieje z południa) no i tak:
1) Brat wystąpi przeciwko bratu, syn przeciwko ojcu, synowa przeciw teściowej: to proroctwo moim zdaniem się już sprawdziło (zazdroszczę komuś, kto ma podstawy by mieć odmienne zdanie)
2) Będą znaki na niebie, wiatry, silne trzęsienia ziemi, ludzkość będzie bezradna wobec szumu morza: cóż, huragany, tsunami, trzęsienia ziemi są ostatnio nierzadko, znaki na niebie chyba również, np. całkiem niedawno,...
ciało, dusza, duch, tchnienie, Duch Św
czyli z jakich składników składa się człowiek?
Oto temat wątku - zaznaczę wcale nie łatwego i nie oczywistego, ale z tematem zmagam się od lat więc mam już jakąś tam jasność jak uczy Biblia, Tradycja i Kościół i czy to ma potwierdzenie w nauce, doświadczeniach śmierci klinicznych i logice
To jak zdefiniujemy sobie człowieka pozwoli nam w miarę precyzyjnie odpowiedzieć sobie na pytanie :
co z nas idzie do nieba po śmierci, co staje przed Jezusem by odbyć sąd indywidualny (jeśli jakiś jest?) i czy my (ja) tak naprawdę jesteśmy
zapraszam do wypowiedzi
Kiedyś na spotkaniu z ojcem dominikaninem, psychologiem i psychoterapeutą dyplomowanym , którego tematem była Osobowość człowieka zadałem pytanie jak ma się osobowość, ja, ego do duszy, gdzie ta dusza mieści się w osobowości.
Otrzymałem odpowiedź, że osobowość nie ma nic wspólnego z duszą, że dusza to pojęcie filozoficzne,filozofii greckiej.
Ostro zaprotestowałem, bi KRK na religii nie tego mnie uczył, dostałem równie stanowczą reprymendę popartą głosami z sali, że dusza to filozofia ...skończyło się na tym, że naskarżyli na mnie mojemu wikaremu, że jestem agresywny i rozbijam spotkanie , tylko jego wstawiennictwo i poręka sprawiły, że byłem mile widziany na następnych spotkaniach.
Jak się okazuje sprawa wcale nie jest taka oczywista i KRK...
Witam. Czy można oddać dusze na zawsze zmarłemu? Mam chyba nerwice natręctw, ciagle mam myśli natrętne. I miałam myśl natrętną, że oddaję dusze na zawsze, nieodwracalnie (imie i nazwisko jakiegos zmarłego). Nie chcialam tej myśli i nie chcialam oddawac mojej duszy zmarłemu. Wyrzekłam się tej myśli w imię Jezusa, ale od tego czasu cały czas nie moge o tym zapomnieć. Bardzo sie boje, że na zawsze moja dusza została sprzedana tej zmarłej osobie i że nie ma już dla mnie ratunku, że jestem skreślona, że cokolwiek niezrobie to nie bedzie sie dało tego wycofać. Ogromnie się boje i całe dnie się tym zadręczam. Czy pan Bóg zrozumie że nie chciałam tej myśli i czy niedopuści sprzedania mojej duszy?
Spotkałem się z takim pytaniem wśród ateistów: Skoro wcielenie się w człowieka nie jest żadnym problemem dla Boga (czego dowodem jest Jezus Chrystus), to dlaczego w człowieka nie wcielił się sam Bóg Ojciec? Stawiają oni zarzut że w ten sposób Bóg Ojciec zachował się tchórzliwie, bo całe cierpienie zrzucił na swojego Syna.
Witam
Tam wiem..temat jakich wiele, bo coś się stało i winimy za to Boga..a ja chcę napisać za co ja go nienawidzę od listopada - bo zabrał mi męża, który miał 31 lat, byliśmy 13 lat razem...zostawił mnie i swoją małą córeczkę. Zmarło mi kilka osób w rodzinie w ciągu ostatnich lal - ze śmiercią ze starości itd naprawdę się mogłam pogodzić. Ale za to, że zabrał mojemu dziecku ojca i osobę, która byłą dobra, wrażliwa...i nikomu nigdy nie odmówiła pomocy. Na początku byliśmy z mężem dosłownie biedni, ale szczęścili. Potem z czasem przyszły pieniądze, dziecko, a na wakacjach budowa wymarzonego domu - w tym wszystkim zawsze było miejsce dla Boga. Nieraz słyszeliśmy rozmowy sąsiadów - patrz w dupie im się poprzewracało, mają dużą działkę, budują...
Jeżeli administracja uzna ten temat za brednie - proszę usunąć.
Dzisiaj naszła mnie taka refleksja - czy nasze życie doczesne nie jest w jakimś stopniu wizją piekła? To, co czeka duszę, która niestety zostanie potępiona. Samotność (nawet gdy mamy ''wszystko'' w dzisiejszym świecie), gniew, brak przebaczenia emitowany i odbierany przez nas, to jest ten stan, (gdzie: nie widzimy sensu życia, cierpimy katusze), który spotykamy dziś i występuje on w piekle? Tutaj jest Bóg, który trwa przy nas, nawet gdy jesteśmy na kompletnych rozdrożach naszego życia. Oczywiście w piekle znajdują się dusze, które zostają odłączone od Boga na własne życzenie, a więc cierpienie jest niewyobrażalnie większe. Co o tym sądzicie? Przyznam, że...
Witam. Mam kilka pytań odnośnie zmartwychwstania.
1. Jak to jest z tym zmartwychwstaniem? Po naszej ziemskiej śmierci nasza dusza zostaje zbawiona lub potępiona. Jeżeli „trafi do nieba” to rozumiem że jest w jakimś innym, trudnym dla nas do wyobrażenia stanie duchowego zjednoczenia z Bogiem. I co, potem nagle wracamy do naszego ludzkiego ciała i żyjemy znowu na ziemi? Trochę tego nie rozumiem (Ale zdaje sobie sprawę, że rozmawianie o tego typu rzeczach jest czego spekulowaniem lub naszym ludzkim wyobrażaniem sobie czegoś)
2. Co z ludźmi, którzy umarli i ich ciała już dawno uległy rozkładowi lub ich ciała zostały spalone? Jak w takim razie człowiek ma zmartwychwstać? Czy może to będzie zupełnie inne, nowe ciało?
Czy jest sens wytaczania procesu koledze ze szkoły który mnie dręczył i dokuczał i pod płaszczem bycia najlepszym przyjacielem popychał do złych rzeczy i manipulował? Nie mogę wytoczyć procesu wszystkim oprawcom bo część z nich była niepełnoletnia, ale ten facetowi mogę bo ostatni raz znieważył mnie jak miał 21 lat.
Pragnę tylko przeprosin i nic poza tym. On mnie do dziś nie przeprosił. Próbował mną jeszcze manipulować kilka lat temu ale go zignorowałem.
Czy jest sens? A może spróbować pozwać te inne osoby też, tzn. ich rodziców, bo inaczej się nie da.
W świetle nauki chrześcijańskiej samo-zbawczość jest odrzuceniem daru bożego jakim jest łaska uświęcająca, samo-zbawczość wiąże się bezpośrednio z negowaniem ofiary Pana Jezusa czyli nie poddaniu / nie poddawaniu się łasce uświęcającej. To znaczy również braku wyrażania potrzeby pomocy bożej w dziele odnowienia własnej duszy, ciała, serca, umysłu poprzez działanie Ducha Świętego. Pokładania nadziei w sobie samym, tego typu myślenie, mentalność oraz nauka, może prowadzić do nieświadomego odrzucenia samego Jezusa jako Chrystusa, zbawiciela, czyli tego który zarówno tu na ziemi jak też po śmierci dokonuje usprawiedliwienia, uświęcenia, przemienienia. Trwanie w stanie zamknięcia się na działanie...
Witam. Pytanie, które pewnie padło dużo razy a jest aktualnie bardzo dla mnie ważne, pewnie tak jak dla wielu innych osób.
Jak żyć i cieszyć się nowym życiem w Jezusie Chrystusie?
Jak mam się przestać przejmować moimi słabościami i grzechami? Jak mam się ciszyć z faktu że Jezus pokonał smierć i odkupił mnie na krzyżu? Jak mam przestać przejmować się moją grzeszną naturą?
Jak mam zacząć się cieszyć z tego daru i ofiary Chrystusa podczas kiedy ja jestem tak nieidealny?
Dziś sobie zdałem sprawę dlaczego nie powinienem znać przyszłości i dlaczego to zamysł Boży. Pierwsza kwestia to być wolnym w wyborach jakich dokonuję. Druga to fakt, jeśli bym znał swoją przyszłość to bym był poddany lękom i mógłbym nie podejmować wolnych decyzji. Dlatego każda chęć poznania przyszłości jest podstępem złego, by wejść w przymiot Boga. Znając miejsce i czas np. swojej śmierci miałbym ograniczone pole swego jestestwa. Ten fakt daje mi głębszy obraz Miłości Boga i świadomości tej kwestii.
Czego jak ktoś był zły i trafia do piekła to trafia tam na wieczność i jego kara jest wieczna jak przecież nawet tu na ziemi jak ktoś popełni jakieś przestępstwo to kara jest na czas określony nawet dożywocie jest na 200 czy 300 lat tylko wiadomo że nikt tego nie dożyje a Bóg każe na wieczność. Gdybym ja miał kogoś karać to bym nawet Hitlera czy Gatesa czy innego zbrodniarza na wieczną kare nie skazał tylko np po 1000 lat a Bóg który jest miłosierny pozwala na istnienie przez wieczność piekła i karania nim ludzi. Zaraz mi ktoś odpisze że ludzie sami odchodzą od Boga ale dlaczego Bóg takich ludzi nie odsyła spowrotem na ziemię żeby się znowu odrodził i tak do skutku aż umrze jako ktoś dobry.
Rzucił mi się dziś w oczy artykuł wracający do sytuacji chłopca, który w wieku kilkunastu lat popełnił samobójstwo.
Miał podobno skłonności homoseksualne, był bardziej wrażliwy i delikatniejszy od rówieśników. Z tego powodu był gnębiony przez kolegów. Do tego stopnia, że nie mógł już wytrzymać i skończył z sobą.
Wg wykładni kościoła samobójstwo to dość prosta droga do piekła, ale nie wyobrażam sobie żeby Bóg pokarał tak zgnębioną duszę.
Czy pismo daje jakieś wyjście z takiej sytuacji ? Czy Bóg może uratować kogoś kto chce przestać istnieć ?
Cześć wszytskim.
Mam taki dylemat natury duchowej. Mianowicie na początku roku poroniłam w 7tyg ciąży w domu. W szpitalu kazono mi Po prostu czekać na miesiączkę i tak też się stało. Od tego czasu mam jakieś ogromne wyrzuty sumienia i nie wiem co mam o tym myśleć. Naczytałam się, że dziecko ma duszę dopiero od 3mca życia. Jak mam to rozumieć? Gdzie ono teraz jest? skoro pogrzeb się nie odbyl...
Proszę o wyrozumiałość to mój pierwszy post tutaj B-)
Mam jednak parę pytań i mam nadzieję że z tymi pytaniami tutaj dobrze jestem.
Moje pytania są
Co się dzieje z nami po śmierci, mamy świadomość tak jak teraz?
Zobaczymy swoją rodzinę i tych ludzi które są nam ważni?
Bo jak mogą wszyscy ludzie miejsce w niebie,
Bardzo się boję że po śmierci nic nie ma i my przestajemy żyć..ale wtedy się pytam co ma życie za sens i czemu jesteśmy stworzeni...
Mi jest ciężko to wszystko zrozumieć jak bez ciała my dalej zyjemy i się pozmamy..
Od tego czasu co moja babcia i dziadek zmarli pytam się gdzie oni są, żyją dalej i zobaczymy się snów?
Mimo tego, że byłem przygotowany na śmierć Benedykta XVI, dzisiejsza wiadomość mną wstrząsnęła. Wiem, że już mu jest dobrze w objęciach naszego Pana, ale chyba każdy, kto Józefa Ratzingera poznał bliżej, czuje się trochę osierocony. Przypomniała mi się jedna z refleksji na temat śmierci i zmartwychwstania, jaką kiedyś spisałem po przeczytaniu jednego z rozdziałów jego książki - poniżej ją przytaczam:
„Jezus z Nazaretu” Ratzingera. Choć z samego tytułu książka może zdawać się jedną z wielu książek religijnych, w istocie jest wspaniałą podróżą w głąb duchowych poszukiwań – tym razem rzecz dotyczy głębokiej istoty i fenomenu Zmartwychwstania - z wyraźnym rozgraniczeniem ISTOTY od FENOMENU, czyli wymowy czysto duchowej od sfery zewnętrznej (o...
Zagadnienie dość ciekawe. Dziś przyszła do mnie myśl z tą kwestią związana. Czy będąc zniewolonym mogę mieć wybór. W myśli dostałem odpowiedź - tak. Drugie pytanie, czy niewolnik Chrystusa jest wolny w swoich wyborach. Odpowiedź też brzmi tak. Będąc Jego niewolnikiem wypełniam Jego wolę, to jest coś więcej niż zawiera to słowo. Jestem otwarty wtedy na Jego Miłość. Np. niegdyś niewolnik ciemnoskóry był zmuszany przez jasnoskórego pana do poddania mu się i jemu służenie. Zapewne było wiele postaw niewolników jedni byli buntownikami w takiej sytuacji inni znaleźli się w tym i wiernie służyli. Dzięki temu czuli pewnego rodzaju bezpieczeństwo, pewien ład. Nie wiem czy tak było ale czuję, że mogło być. Myślę, że jest to pewnego rodzaju alegoria...
W relacjach osób, które przeżyły śmierć kliniczną, stając twarzą w twarz z Chrystusem, powtarza się jeden element zaskoczenia: jako ważny dorobek życia nie zostają wyeksponowane jakieś wielkie dzieła czy pobożne praktyki - ale drobiazgi, do których na ogół nie przywiązujemy żadnej wagi: drobny gest, życzliwe słowo, chwila zatrzymania się nad czyjąś niedolą... Dlaczego tak jest? Podam kilka przykładów, ułożonych w pary - pewnie domyślicie się, które z nich stają się prawdziwym dobrem, odpornym na działanie czasu:
A. Żona perfekcyjnie sprząta mieszkanie, robiąc przy tym kunsztowny i pracochłonny obiad, z irytacją podając go mężowi, bo tyle na jej głowie...
B. Żona żyje w ciągłym roztargnieniu, więc nie dostrzega bałaganu, a nie potrafiąc...
Nie możesz tworzyć nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników