szczerze, to nie wiem od czego zacząć. Nie mam juz sił.
Jestem tutaj od ponad roku. Od 1,5r staram się wzrastac w wierze, ten rok był zdecydowanie ciężki poprzez aktualną sytuację..
Nie chcę robić z siebie ofiary. Ja już nie wiem co mam robić. Czuję się totalnie pogubiona.
W niedzielę, mimo watpliwości przyjęłam Komunię Swiętą.
Dziś już tego nie zrobiłam, bo zobaczyłam w swoim sumieniu ciężkie winy moralne.
Dlaczego nie dociera do mnie to co mówi ksiądz, dlaczego tak bardzo się obwiniam i swoje sumienie, dlaczego nie mogę cieszyc się zyciem i wiarą?
Czy jesli kogoś poznałam i On mi pisze, albo mówi komplementy podczas rozmowy przez tel, że pięknie wyglądam, albo że jestem wspaniała, albo że chciałby ze mną spędzić czas czy dać mi buziaka - i u mnie pojawia się uczucie, co zapiera dech w piersiach, jest to miłe/zawstydzające i rozmarzę się o tym, że gdzies razem jesteśmy, spacerujemy, że mnie przytula, robimy coś razem, jakoś spędzamy czas, że trzyma mnie za rękę to czy to jest grzech cięzki?
nie potrafię się z tego cieszyć, bo boje sie że to wywołuje podniecenie ktore tak naprawdę de facto ja jako zdrowa kobieta nie potrafię okreslić czym jest. aktualnie to mam chyba zespół napięcia wiadomo przed czym.
Z drugiej strony zadtanawiam sie, czy Bog obdarzając nas tak ogromną miłością zabroniłby o kims marzyć w ten sposób? Zabroniłby czuć się dla kogoś ważną, aby było mi miło? A jesli to co odczuwam to podniecenie, ale ja mu nie ulegam, nie skupiam na nim, mimo że ono trwa, chociaż do końca nie wiem czy to w ogole to i nie dąże do nieczystego czynu, nie wyobrażam sobie równiez jakichś strasznie nieczystych czynów czy rzeczy to mam grzech? Albo jesli nagle jakies nieczyste myśli przyjdą w sensie wyobrażenia i ja przez moment w to wejdę ale odrzucam bo wiem, że Bogu się to nie podoba, że to złe, nie grzesze żadnym czynem i przepraszam Boga, żałuje to mam grzech?
Bo ja mam z tym problem. Z tym, że ja nie chcę czegoś, a coś się dzieje. Że unikam jakichś nieczystych rozmów (bo przecież to co powyżej nie jest nieczyste, jest wyrazem uczuć) a mimo to jest jak jest. Naprawde czasem siedzę i wołam do Boga aby mi pomógł, bo mam wrażenie że już nie może na mnie patrzec przez to wszystko. Mam ogromne poczucie winy, ogromne. Do spowiedzi byłam 2 tyg. temu i wole już poczekac do świąt, żeby mi sie czasem jakis grzech cięzki po drodze nie trafił przypadkiem. Bo jak można czegoś nie chcieć, a upadać.
Tak samo ostatnio, dwa dni z rzędu siedziałam do późna przed tel (rozmawiałam z kimś, pisałam, przeglądałam internet) a jak usiadłam do modlitwy to zero chęci, zmęczenie i kładłam sie z proszeniem Boga o wybaczenie i przepraszaniem Go, dosłownie kilka słów/zdań i sen. I mam o to straszne wyrzuty sumienia. I tez głównie przez to nie przyjełam Komunii.
Już naprawdę nie daję rady
