Andej pisze:
Niemal całe życie mieszkałem na osiedlach mieszkaniowych. Niewielu, bo ino czterech. A też bywałem w małych miasteczkach, też na osiedlach. I mniemanie mam takie, jakie wyniosłem z obserwacji. Pracowałem też w przemyśle. Miewałem w załodze notorycznych pijaków. Stanowili margines. Niewielki. A czasach socjalistycznym, jak mi się wydaje, piło się więcej i ostrzej. Sądzę, że pijacy stanowili ok. 2 do 3 %. A wszyscy to zwykli ludzie. Z wykształceniem, podstawowym lub niektórzy średnim. Wyższe stanowiło marginalny odsetek.
PRL jak wiadomo tym, którzy pamiętają, a nawet i młodszym kojarzy się najczęściej pozytywnie. Nie dotyczy to opozycji politycznej, agentury zachodniej i przypadkowych ofiar reżymu komunistycznego w czasach stalinowskich poddanych okrutnym prześladowaniom ze strony bezpieki. Odnośnie alkoholizmu czy umiarkowanego pijaństwa to już trzeba by podać statystyki. Moim zdaniem procent uzależnionych w PRL był znacznie większy niż drogi Andeju podałeś.
Problem leżał w tym, że wódka produkowana wtedy była kiepskiej jakości. Zatrucia były znacznie gorsze, niż od samego alkoholu, ponieważ wódka w końcowych procesach produkcji alkoholu etylowego zawierała tzw. fuzle, czyli mieszaniny wyższych alkoholi powstających jako uboczne produkty fermentacji alkoholowej niezwykle szkodliwe dla zdrowia, których nie umiano usuwać wtedy w procesie destylacji.Władze próbowały przerzucić odpowiedzialność na prywatnych, nielegalnych wytwórców tzw. "bimbru". Odnośnie wykształcenia to faktycznie, pomimo bezpłatnego dostępu do edukacji niewielu chciało studiować.
Dodano po 10 minutach 4 sekundach:
Magnolia pisze:
..
Niepokoję się czy samo rozmawianie o alkoholizmie doprowadzi tu do czegoś wartościowego?
Temat wątku wyraźnie wzywa do odniesienia się do wieczności.
Odnosząc się do wieczności można powiedzieć jedno: Pijacy nie idą od razu do Nieba, choćby codziennie powoływali się na samego Pana Jezusa i Jego cud w Kanie Galilejskiej..