Zwykle gdy wybieram ja (czyli moje ego) wybieram źle.Praktyk pisze: ↑2020-03-14, 13:42 Jest w tym trochę prawdy, że siedzi w nas a nie na zewnątrz. W końcu to w naszych myślach rozgrywa się walka o to co wybierzemy zło czy dobro. Pytanie, czy pokusa czynienia zła jest generowana przez nas, czy nie... Czy to my jesteśmy źródłem tych myśli, czy jednak jesteśmy miejscem starcia większych sił, które wybieramy.
Przy prostych decyzjach staram się w ogóle nie myśleć, robić to spontanicznie bądź pozwalać się dziać, oddawać je Bogu.
Nie pakować w to swojego ego. Zawsze jest ok.
Przy trudniejszych wybieram zwykle przeciwieństwo tego co podpowiada mi ego.
Np.: czy przeprosić żonę, czy komuś pomóc, czy poświęcić czas córce. To już bywa trudniejsze. Egoizm częściej wygrywa.
Trudne decyzje próbuję rozeznać, poradzić się, odczekać, obmodlić. To też zwykle się sprawdza.
Starcie (moim zdaniem) polega na ujarzmieniu bądź ominięciu ego.
Myśl pojawia się z ego. Każdy chce mieć więcej. Tak nas wychowano. To nam wdrukowano.Praktyk pisze: ↑2020-03-14, 13:42 Np, jeśli widzisz pozostawiony w sklepie banknot na ladzie, nie twój... bankowo pojawi ci się w głowie myśl "wezmę, w końcu niczyje". Skąd pojawia się ta myśl ? Czy ty świadomie chcesz by ta myśl się pojawiła ? Nie, pojawia się gdzieś z twojej podświadomości, samoistnie.
Za pieniądze kupisz wszystko. Jedynie miłość jest za darmo.
Nieświadomość jest skomplikowanym konstruktem. Jeżeli siedzi tam jakieś zło, zawsze będzie chciało się wydostać.Praktyk pisze: ↑2020-03-14, 13:42 W ogóle to co wyłazi z naszej podświadomości jest mocno zaskakujące. To taka jakby wyrocznia sterowana intencjami. Zasilasz ją zrozumieniem jakiegoś problemu, takim czuciem np. czegoś dookoła siebie, albo zadania w pracy, albo sytuacji na boisku, tego kto coś do ciebie mówi albo czegokolwiek innego co trafi się w życiu... To co podświadomość ci odpowie, na temat problemu, który masz, będzie zależało od tego jaka intencja cię napędza. Jeśli napędza cię chciwość, egoizm dostaniesz odpowiednią odpowiedź, jeśli zasila cię strach, również dostaniesz odpowiedź zgodną z tym strachem, jeśli napędza cię miłość, dostaniesz to co będzie dobrem. A jeśli zasila cię wiara w to, że na twój problem w tym momencie patrzy również Bóg i widzi twoje myśli i w twój problem wpleciesz "jaka jest twoja wola ?" to dostaniesz prawdę.
I musi się wydostać jeżeli chcemy być siebie świadomi.
Uważam, że nieświadomość jest bliższa „Prawdziwemu Ja” czy „Duszy” niż ego. Ego jest ubraniem zasłaniającym piękno nagości.
W raju ludzie byli nadzy. Zrywając jabłko, doświadczając wiedzy, zawstydzili się i ubrali w szmaty. Oddzielili się.
Zaimplikowało się ego.
Ta sama sytuacja dzieje się w rozwoju dziecka gdy dostrzega, że nie jest jednością z matką czyli ze światem.
Nie jest już wszystkim (Bogiem) jak było w okresie prenatalnym, niemowlęctwa i wczesnego rozwoju.
W małym dziecku nie rozgrywa się starcie. Ono bierze i nie jest to ani złe, ani dobre.
Bo nie wiemy, że mając więcej mniej jesteśmy.Praktyk pisze: ↑2020-03-14, 13:42 Piszesz, że lubimy grzech... no mamy do niego ciągoty, nie da się ukryć. Pytanie dlaczego tak jest... spróbujmy odpowiedzieć...
Weźmy jakieś najpopularniejsze grzechy:
Dlaczego ja chcę mieć więcej niż inni ?
- Bo daje mi to bezpieczeństwo, bo czuję się przez to lepszy ( więc bez tego gorszy ), bo jestem ważniejszy niż inni..
Im większy masz dom, rzadziej spotykasz tam córkę. Im większe łóżko, rzadziej trafisz na żonę.
Bo chcesz mieć.
Chcesz, by twoje ego dostało jeść.
To dość chore, ale kiedyś sporo flirtowałem.
Na początku myślałem, że chodzi o sex.
Z czasem zrozumiałem, że chodzi mi o fakt, by kobieta była gotowa mi się oddać.
Nie musiało być kontaktu fizycznego. Chodziło o satysfakcjonowanie chorej pychy i ego.
Poniekąd. Nie wierzymy, że ktoś nas pokocha. Że pokaże miłość. Dlaczego?
Bo sami tego nie robimy. Boimy się, że nas wyśmieją.
A często w ogóle nie wiemy czym ona (miłość) jest.
Masz rację i to dość naturalne.
Ego powstało dlatego lub w celu, by oddzielić nas od innych, od reszty świata.
Pytanie po co to się stało?
No właśnie po to byśmy mogli to dostrzec i za pomocą ego zaprzeczyć samym sobie.
W ujęciu chrześcijańskim umrzeć.
A może inaczej umierać wciąż na nowo.
Wciąż wisieć na krzyżu pomiędzy rządzami ego, a nawoływaniem duszy.
Pomiędzy grzechem, a pojednaniem.
Z tego co wiem rozdzielił nas zły czyli pragnienie poznania, bycia jak Bóg.
Więc bądźmy jak Bóg w Jezusie Chrystusie.
Sami tego chcemy.
Nieświadomość (Freud, Jung, Fromm) raczej łączy niźli dzieli.
Oby nie jako własne, grzeszne ego.
Nie lubię słowa ważny. W zasadzie wobec bliźnich każdy z nas jest wręcz nieważny.
Zgadza się.
Czuję, że grzech jest we mnie często bardzo silny.
Więc moja wiara jest słaba. Pewnie tak jest.
Choć w zasadzie w cale nie polegam na tym co widzę i nie staram się oddzielać.
Ale może „rozumiem” to wszystko w niedorzeczny sposób.
Tak mam.