Codzienność a grzechy ciężkie

Rozmowa na temat upadłego anioła, czyli szatana, jego cel w świecie, początek jego istnienia, itp.
Niezapominajka
Aktywny komentator
Aktywny komentator
Posty: 644
Rejestracja: 28 wrz 2019
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 157 times
Been thanked: 160 times

Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Niezapominajka » 2019-10-17, 09:21

Witam serdecznie.
Jeśli temat jest zbędny, bądź gdzieś już taki jest - proszę o przeniesienie/usunięcie.
Jednak, jak co niektórzy wiedzą, mam skłonności do skrupułów.
Czy w życiu codziennym jest możliwość popełnienia grzechu ciężkiego? Jeśli ktoś stara się żyć dobrze, modli się, chodzi w niedziele do kościoła, w tygodniu czasem też, pracuje, wykonuje codzienne obowiązki.. i boi się popełnić ciężkiego grzechu, to jest to w ogóle możliwe?
Wiem, może głupie pytania zadaje.. ale ciekawa jestem Waszych opinii. Oczywiście nie chodzi o fakt np. mieszkania z kimś bez ślubu/współżycia z chłopakiem/nałóg itp.. Tylko o codzienne, zwykłe życie..
Czasem mam w domu takie sytuacje i dni, kiedy stres i zdenerwowanie bierze górę. Ktoś o coś zapyta a ja od razu przewracam oczami i podniesionym tonem odpowiadam. Staram się nie przezywać/przeklinać, bić nikogo nie biję, ale czasem uderzę ręką w stół z bezradności.. zastanawiam się czy trwanie w takiej postawie ciągłego zdenerwowania może być grzechem ciężkim? Czasem też rodzice zadają pytania które dla mnie nie mają sensu.. i inaczej niż podniesionym tonem odpowiedzieć nie umiem.. albo z niczego robi się dyskusja podniesionym głosem bo śmieci są tam a powinno ich nie być, bo pranie, bo sprzątanie, coś tam.. i bez powodu "głośno" rozmawiamy. Czasem faktycznie usłyszę że jestem niedokładna czy leniwa ale raczej nie obrażam się o to, bo faktycznie, jest w tym trochę prawdy ;))

a Wy, jak uważacie? :)
Ostatnio zmieniony 2019-10-17, 11:34 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.

Awatar użytkownika
Betula
Bywalec
Bywalec
Posty: 180
Rejestracja: 13 wrz 2019
Has thanked: 61 times
Been thanked: 72 times

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Betula » 2019-10-17, 17:38

Wiesz co, z nałogami to nie do końca tak jest, że zawsze są grzechem ciężkim. Grzech ciężki, to taki, który spełnia jednocześnie 3 warunki:
1) grzech popełniony w ważnej materii,
2) świadomość zła, które się czyni,
3) zgoda woli - całkowita dobrowolność.
Ten trzeci warunek w nałogach nie jest spełniony - pojawia się przymus, silna zależność, dlatego grzech taki z tego, co wiem, nie jest uznawany za ciężki. Ale nie usprawiedliwia to uzależnienia, jest moralny obowiązek walki z nałogiem i leczenia.
Jeśli chodzi o codzienne sprawy, sprzeczki itp., to z tego, co pamiętam z religii, Pani katechetka podawała nam, że silne wzburzenie emocjonalne też może zaburzać ten 3. warunek grzechu ciężkiego. Kto jest cholerykiem, ten chyba z samego temperamentu ma trudniej :p Jeżeli w nerwach powiesz coś przykrego ale zaraz żałujesz, że to się stało i nie chcesz w tym trwać to grzechu ciężkiego raczej nie ma.
Ale specjalistką nie jestem, może wypowiedzą się osoby bardziej kompetentne :)

Magnolia

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Magnolia » 2019-10-17, 18:31

Jeśli w czasie kłótni dochodzi do poniżania drugiej strony, wyzywania, godzi się słownie w człowieka, a potem nie dąży do zgody - to jak najbardziej jest to grzech ciężki.

Jeśli wybuch nastąpił w nerwach, ale szybko kłótnia się skończyła i nastąpiła zgoda to raczej lekki.

Wszelka przemoc to ciężka materia, wg mnie.

Trwanie latami w nienawiści... też ciężka sprawa...

Ale nie jest to wykładnia moralna, tylko to czym ja się kieruję w sumieniu.

Wolfi

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Wolfi » 2019-10-18, 00:56

Zdaje sie, że właśnie chodzi o staranie się. W końcu:
"bądźcie i wy doskonali jak doskonały jest Ojciec Wasz Niebieski".
Doskonałość do, której mamy dążyć, oczywiście, której nie możemy osiągnąć, bo tylko Pan Bóg jest nieskazitelny. Ale najważniejsze jest dążenie, staranie, praca nad sobą, oczywiście nasza niedoskonałość czasami, a czasami nawet często sie odezwie ;p, ale to nie można sie tym zrażać.
Wiec jeśli sie starasz, to zdaje sie, że jest w porządku Joasiu. ;p
Co do grzechu ciezkiego to Betula wyjaśniła. ;)
Ostatnio zmieniony 2019-10-18, 07:49 przez Wolfi, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiłam literówki i pisownię, Magnolia

Niezapominajka
Aktywny komentator
Aktywny komentator
Posty: 644
Rejestracja: 28 wrz 2019
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 157 times
Been thanked: 160 times

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Niezapominajka » 2019-10-21, 10:26

Ciekawi mnie jedno. Pewien dostawca który przyjeżdża do mojej pracy zachowywał się troszkę niestosownie wobec mnie. Wiecie, jakieś podteksty, dwojakie słowa czy coś takiego. Mimo, iż ja starałam się być miła, a jednocześnie nie zwracać uwagi i nie odpowiadać na te zachowania - nic się nie zmieniło. Dziś zadzwoniłam do firmy aby przysłali kierowcę i poprosiłam o zmianę - żeby był wysyłany ktoś inny, iż nie odpowiada mi zachowanie obecnego pracownika. Nie powiedziałam nic złego tak naprawdę, można powiedzieć że pół żartem pół serio zaznaczyłam, że jest odrobinę natarczywy. Pani przez telefon powiedziała, że przekaże to kierowniczce. Pytanie, czy postąpiłam słusznie? Zaczęłam mieć wyrzuty, że może nie powinnam bo teraz mogę mu zaszkodzić, nie chciałam takiego obrotu sprawy, nie chcę żeby stracił pracę, zależało mi tylko żeby zmienili mu kurs do innego miejsca.. troszkę słaba sytuacja, jest może ktoś w stanie mi pomóc/rozjaśnić to? Ja naprawdę wystrzegam się popełnienia grzechów a mam wrażenie, że im bardziej się staram tym słabiej to wychodzi o stare przyzwyczajenia wychodzą na wierzch..
Z góry dziękuję :)
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.

Wolfi

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Wolfi » 2019-10-21, 23:35

joasia95 pisze: 2019-10-21, 10:26 Ja naprawdę wystrzegam się popełnienia grzechów a mam wrażenie, że im bardziej się staram tym słabiej to wychodzi o stare przyzwyczajenia wychodzą na wierzch...
Oj Joasiu ;p kalkulujesz co do milimetra, wystrzeganie oczywiscie, ale skup sie na tym co dobre.
Co do samej sytuacji to nie widze, zebys cos zlego zrobila. ;p

Awatar użytkownika
Viridiana
Biegły forumowicz
Biegły forumowicz
Posty: 1705
Rejestracja: 6 sie 2018
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 552 times
Been thanked: 419 times

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Viridiana » 2019-10-22, 17:38

joasia95 pisze: 2019-10-21, 10:26 Ciekawi mnie jedno. Pewien dostawca który przyjeżdża do mojej pracy zachowywał się troszkę niestosownie wobec mnie. Wiecie, jakieś podteksty, dwojakie słowa czy coś takiego. Mimo, iż ja starałam się być miła, a jednocześnie nie zwracać uwagi i nie odpowiadać na te zachowania - nic się nie zmieniło. Dziś zadzwoniłam do firmy aby przysłali kierowcę i poprosiłam o zmianę - żeby był wysyłany ktoś inny, iż nie odpowiada mi zachowanie obecnego pracownika. Nie powiedziałam nic złego tak naprawdę, można powiedzieć że pół żartem pół serio zaznaczyłam, że jest odrobinę natarczywy. Pani przez telefon powiedziała, że przekaże to kierowniczce. Pytanie, czy postąpiłam słusznie? Zaczęłam mieć wyrzuty, że może nie powinnam bo teraz mogę mu zaszkodzić, nie chciałam takiego obrotu sprawy, nie chcę żeby stracił pracę, zależało mi tylko żeby zmienili mu kurs do innego miejsca...
W żadnym razie nie zrobiłaś nic złego. Ten człowiek ma obowiązek wykonywać swoją pracę porządnie, a zaczepianie nieprzyzwoitymi tekstami klientek nie jest profesjonalne. Jeśli kierowniczka by go zwolniła, to straciłby pracę tak naprawdę z własnej winy.
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 14805
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4115 times
Been thanked: 2906 times
Kontakt:

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Dezerter » 2019-10-22, 19:38

joasia95 pisze: 2019-10-17, 09:21 Witam serdecznie.
Jeśli temat jest zbędny, bądź gdzieś już taki jest - proszę o przeniesienie/usunięcie.
Jednak, jak co niektórzy wiedzą, mam skłonności do skrupułów.
Czy w życiu codziennym jest możliwość popełnienia grzechu ciężkiego? Jeśli ktoś stara się żyć dobrze, modli się, chodzi w niedziele do kościoła, w tygodniu czasem też, pracuje, wykonuje codzienne obowiązki.. i boi się popełnić ciężkiego grzechu, to jest to w ogóle możliwe?
Mnie grzech nie interesuje, podobnie jak szatan
ja skupiam się na czynieniu miłości i na Bogu
Wiem, może głupie pytania zadaje.. ale ciekawa jestem Waszych opinii. Oczywiście nie chodzi o fakt np. mieszkania z kimś bez ślubu/współżycia z chłopakiem/nałóg itp.. Tylko o codzienne, zwykłe życie..
Czasem mam w domu takie sytuacje i dni, kiedy stres i zdenerwowanie bierze górę. Ktoś o coś zapyta a ja od razu przewracam oczami i podniesionym tonem odpowiadam. Staram się nie przezywać/przeklinać, bić nikogo nie biję, ale czasem uderzę ręką w stół z bezradności.. zastanawiam się czy trwanie w takiej postawie ciągłego zdenerwowania może być grzechem ciężkim? Czasem też rodzice zadają pytania które dla mnie nie mają sensu.. i inaczej niż podniesionym tonem odpowiedzieć nie umiem.. albo z niczego robi się dyskusja podniesionym głosem bo śmieci są tam a powinno ich nie być, bo pranie, bo sprzątanie, coś tam.. i bez powodu "głośno" rozmawiamy. Czasem faktycznie usłyszę że jestem niedokładna czy leniwa ale raczej nie obrażam się o to, bo faktycznie, jest w tym trochę prawdy ;))

a Wy, jak uważacie? :)
Ja uważam, że powinnaś się zastanowić, czemu jesteś podenerwowana, sfrustrowana, niezadowolona z..., nie akceptujesz (czego?) - tak oceniam (mogę się mylić) podniesiony głos w stosunku do rodziców.
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Andej » 2019-10-22, 20:29

Dezerter pisze: 2019-10-22, 19:38 ... skupiam się na czynieniu miłości i na Bogu ...
I więcej nie trzeba. Ale aby tak było, najpierw musi być Bóg, a dopiero potem ja.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 14805
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4115 times
Been thanked: 2906 times
Kontakt:

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Dezerter » 2019-10-22, 22:41

Andej pisze: 2019-10-22, 20:29
Dezerter pisze: 2019-10-22, 19:38 ... skupiam się na czynieniu miłości i na Bogu ...
I więcej nie trzeba. Ale aby tak było, najpierw musi być Bóg, a dopiero potem ja.
Dokładnie, powiem więcej, dopiero jak te dwa punkty będą spełnione, to rodzi się pole do miłości bliźniego/uczynków miłości
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Niezapominajka
Aktywny komentator
Aktywny komentator
Posty: 644
Rejestracja: 28 wrz 2019
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 157 times
Been thanked: 160 times

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Niezapominajka » 2019-10-22, 23:00

Andej pisze: 2019-10-22, 20:29
Dezerter pisze: 2019-10-22, 19:38 ... skupiam się na czynieniu miłości i na Bogu ...
I więcej nie trzeba. Ale aby tak było, najpierw musi być Bóg, a dopiero potem ja.
Wybacz, ale nie do końca rozumiem. Uważasz, ze nie stawiam Boga na pierwszym miejscu i ważniejsze jest dla mnie moje „ja?” Nie chce nikogo urazić moim bzdurnym pytaniem, ale troszkę się zdziwiłam, bo jednak mimo wszystko to wszystko rodzi się z pragnienia bycia w jedności z Bogiem i braku chęci do czynienia zła.

No chyba ze Może faktycznie jestem egoistka bo myśle tylko o tym by nie grzeszyć. I nie pojmuje tego wszystkiego. Ale to mnie wcale nie pociesza. Bo staram się. Może nie do końca jak trzeba bo nie potrafię ale się staram.

Dziękuje za odpowiedzi :) pozdrawiam
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.

Wolfi

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Wolfi » 2019-10-22, 23:45

Joasiu (ale mi sie podoba twoje imie, czy Ci to już chyba pisalem? ;p), ale do rzeczy to skupmy sie na jasnej stronie, ciemność ze światlem w końcu zawsze przegrywa, prostu tak jest. Tak wgl to gdzieś tu mi to Dez pisal podobnie, jak ja Tb teraz, żeby sie skupić na tej dobrej stronie, zrozumialem jego słowa z lekkim opóźnieniem, ale w końcu zrozumialem. ;p
W sensie wystrzeganie sie grzechu, i czynienie dobra, robimy to z miłości do Pana i na nim sie skupmy. ;)
Także uszanowanko ;)

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Andej » 2019-10-23, 09:09

joasia95 pisze: 2019-10-22, 23:00... Uważasz, ze nie stawiam Boga na pierwszym miejscu i ważniejsze jest dla mnie moje „ja?” ...
Sadzę, że tak. Wzorem jest Jezus. On całkowicie i totalnie uznawał pierwszeństwo Ojca (w trakcie ziemskiego żywotu). Niektórym świętym też to się udawało, ale żadnemu w 100%. Przeczytaj o, jakiś czas temu modnym, Dolindo (ale tę szerszą wersję). Z tego co napisałaś wynika, że podobnie jak przytłaczająca większość ludzi nie potrafisz postawić Boga na pierwszym miejscu. Nie znam nikogo, kto tak potrafi. Najbliżej był Bronisław Bozowski. Jan Twardowski chyba też był blisko, ale jego słabiej znałem. Kto jeszcze? Może Karol Meissner. Tylu spośród osób mi znanych. Ale nawet o BB nie mogę powiedzieć, że Bóg był zawsze pierwszy dla niego.
Oceniam sam po sobie. Mam świadomość tego, że gdybym potrafił tak hierarchię wartości, jak należy, to nie miałbym żadnych problemów. Po prostu nie patrząc na to, co daje mi świat, zawsze dawałbym miłość. Za zlo zawsze odpłacałbym dobrem. Na wszelkie zarzuty, prawdziwe i fałszywe odpowiadałbym przeprosinami i kajaniem się. Nigdy nie uczyniłbym nikomu krzywdy widząc w nim obraz Boga. Ale nie potrafię. Bronię się przed ciosem. Czasem oddaję. Odpłacam pięknym za nadobne. Zwłaszcza, gdy jestem niesłusznie atakowany. Unikam osób, które mnie denerwują, zamiast z uśmiechem je uściskać. Cały czas zwycięża moja ja. Cały czas czynię siebie ważniejszym od Boga. Gdy chce się pić, gdy czują głód czy chłód - nie myślę o Bogu, nie potrafię się skupić na modlitwie, myślę o zaspokojeniu swoich potrzeb.

Wybacz, że posądziłem Ciebie o to, że ważniejsze jest dla Ciebie Twoje 'ja" niż Bóg. Ale tyle wiem o Tobie, co napisałaś. Zaimponowałaś mi tym, że Boga potrafisz postawić ponad swoje problemy, rany i cierpienia. Nakłaniam do pisanie pamiętnika-dziennika. Z pewnością będziesz doskonałym przykładem dla całej masy ludzi, którzy nie potrafią postawić Boga na pierwszym miejscu.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Niezapominajka
Aktywny komentator
Aktywny komentator
Posty: 644
Rejestracja: 28 wrz 2019
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 157 times
Been thanked: 160 times

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Niezapominajka » 2019-10-23, 12:44

Andej pisze: 2019-10-23, 09:09
joasia95 pisze: 2019-10-22, 23:00... Uważasz, ze nie stawiam Boga na pierwszym miejscu i ważniejsze jest dla mnie moje „ja?” ...
Sadzę, że tak. Wzorem jest Jezus. On całkowicie i totalnie uznawał pierwszeństwo Ojca (w trakcie ziemskiego żywotu). Niektórym świętym też to się udawało, ale żadnemu w 100%. Przeczytaj o, jakiś czas temu modnym, Dolindo (ale tę szerszą wersję). Z tego co napisałaś wynika, że podobnie jak przytłaczająca większość ludzi nie potrafisz postawić Boga na pierwszym miejscu. Nie znam nikogo, kto tak potrafi. Najbliżej był Bronisław Bozowski. Jan Twardowski chyba też był blisko, ale jego słabiej znałem. Kto jeszcze? Może Karol Meissner. Tylu spośród osób mi znanych. Ale nawet o BB nie mogę powiedzieć, że Bóg był zawsze pierwszy dla niego.
Oceniam sam po sobie. Mam świadomość tego, że gdybym potrafił tak hierarchię wartości, jak należy, to nie miałbym żadnych problemów. Po prostu nie patrząc na to, co daje mi świat, zawsze dawałbym miłość. Za zlo zawsze odpłacałbym dobrem. Na wszelkie zarzuty, prawdziwe i fałszywe odpowiadałbym przeprosinami i kajaniem się. Nigdy nie uczyniłbym nikomu krzywdy widząc w nim obraz Boga. Ale nie potrafię. Bronię się przed ciosem. Czasem oddaję. Odpłacam pięknym za nadobne. Zwłaszcza, gdy jestem niesłusznie atakowany. Unikam osób, które mnie denerwują, zamiast z uśmiechem je uściskać. Cały czas zwycięża moja ja. Cały czas czynię siebie ważniejszym od Boga. Gdy chce się pić, gdy czują głód czy chłód - nie myślę o Bogu, nie potrafię się skupić na modlitwie, myślę o zaspokojeniu swoich potrzeb.

Wybacz, że posądziłem Ciebie o to, że ważniejsze jest dla Ciebie Twoje 'ja" niż Bóg. Ale tyle wiem o Tobie, co napisałaś. Zaimponowałaś mi tym, że Boga potrafisz postawić ponad swoje problemy, rany i cierpienia. Nakłaniam do pisanie pamiętnika-dziennika. Z pewnością będziesz doskonałym przykładem dla całej masy ludzi, którzy nie potrafią postawić Boga na pierwszym miejscu.
Andej (bo chyba mogę przejść na 'Ty'? ;) ), bardzo dziękuję za wyjaśnienie. Oczywiście, patrząc przez pryzmat tego, co tutaj napisałeś daleko mi od postawienia Boga na pierwszym miejscu. Nawet wczoraj miałam zagwostkę - mieszkam blisko kościoła, ale nie chciało mi się pójść na mszę świętą. Przyjąć Eucharystii i tak bym nie mogła (obawa, że może być swiętokradcza), ale po prostu - nie poszłam. Zaczęłam się obwiniać, że to grzech, że szatan mnie skusił aby pozostać w domu i odpocząć po pracy, zresetować się. Wolałam zmówić Różaniec w domu niż pójść i zrobić to ze Wspólnotą Kościoła..

Prawda jest taka, że staram sie żyć blisko Boga, czytać Pismo Święte, przekładać go na swoje własne życie, ale często kończy to się fiaskiem. I obwiniam się że się nie nadaję, nie zasługuję, że jednak nerwy biorą górę. Również, nie potrafię przyjmować sytuacji bez reakcji gdy ktoś coś mi wmawia, obwinia mnie za nic. Czasem zbyt się unoszę, staram się nie kłócić i żyć w zgodzie z innymi. Staram się być miła dla drugiego, ale czasami to po prostu nie zdaje egzaminu. Bardzo ciężko zmienić się o 180 stopni. Gdy wychowana byłam w rodzinie, gdzie zdarzały się częste kłótnie, gdzie słyszałam obelgi w swoją stronę, przekleństwa. Gdzie stresowałam się, że dostanę lanie, jak tata wróci z pracy, albo jak stał nade mną zły i sprawdzał czy coś dobrze zrobiłam. Jak wracałam do domu i od razu słyszałam awanturę na wejsciu albo dostawałam lanie bo spóźniłam się kilka minut. Jestem osobą lękliwą, czasem boję się własnego cienia. Nie potrafię przyjmować krytyki, złego traktowania, często reaguję płaczem. Nie radzę sobie z tym. Bardzo chciałabym to zmienić. Ale nie potrafię.

I nawet teraz zamiast skupiać się na Bogu to się nad sobą użalam. Ale chciałam nieco przedstawić sytuację, w jakiej się znajduję i co nieco o sobie powiedzieć.

I nie potrafię Boga postawić na 1 miejscu. Tak w 100%. Ale staram się go słuchać, żyć wedle jego wskazówek od jakichś 7 miesięcy. Mam wzloty i upadki. Chwile radości i strachu, skrupułów, smutku. Ale nie poddam się. Wierze, że Bóg widzi moje pole walki i to On zsyła mi siłę, abym dała radę. Zerwałam z wieloma grzechami, już gdzieś o tym pisałam. Można powiedzieć że doznałam nagle obrzydzenia do tych grzechów. Zawsze, jak wracają mi grzeszne sytuacje, myślę o biczowaniu Jezusa, jak ja go wtedy biczowałam. I jest mi wstyd, łzy cisną się do oczu. Ale staram sie zaufać, że On przebaczył mi wszystko. Ze widzi moją chęć i szczerość, że się staram ale upadam.

@Wolfi ojej, bardzo mi miło :ymblushing: ja to Ciebie całego lubię Wolfi :) jesteś przesympatyczny! Do mnie chyba też dochodzą te słowa z wielkim opóźnieniem i mam nadzieję, że w końcu dotrą :-bd

@Dezerter czego nie akceptuję co mnie denerwuje? Pomijając fakt, że jestem osobą lękliwą i nerwową oraz że raz w miesiącu moje słabe strony są 10000 razy mocniejsze (tylko kobiety są w stanie to zrozumieć.. ;)) ) to takie czepianie się o drobnostki.. naprawdę staram się juz robić w miarę wszystko aby nie było się do czego przyczepić, ale i tak coś się znajdzie.. i nie potrafię przemilczeć podniesionego tonu, jak moja mama sama się nakręca i coraz głośniej komentuje że coś jest nie zrobione bądź źle zrobione. I samo ciśnienie się podnosi. Ja naprawdę jej nie przezywam/obrażam nawet w myślach, no jedynie pomyślę (no nie, ona znowu swoje, znów się czepia) tylko zbyt nerwowo i impulsywnie reaguję i odpowiadam, co pewnie też wpływa na moją mamę, jak słyszy taki ton. Jak się tego wyzbyć? Sama nie wiem, może jakieś leki na uspokojenie. Może jakiś czas na wyciszenie się, codziennie wieczorny spacer. Tak mi teraz Bóg podpowiada, mam nadzieję bynajmniej, że to On ^:)^
Ostatnio zmieniony 2019-10-23, 13:03 przez Niezapominajka, łącznie zmieniany 1 raz.
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.

Magnolia

Re: Codzienność a grzechy ciężkie

Post autor: Magnolia » 2019-10-23, 13:16

joasia95 pisze: 2019-10-23, 12:44 Nie radzę sobie z tym. Bardzo chciałabym to zmienić. Ale nie potrafię.
Na razie nie umiesz tego zmienić, ale przecież uda Ci się bo nad tym pracujesz. A tak naprawdę to po prostu musisz to (skrupuły) sobie odpuścić! Naprawdę.
joasia95 pisze: 2019-10-23, 12:44 I nie potrafię Boga postawić na 1 miejscu. Tak w 100%. Ale staram się go słuchać, żyć wedle jego wskazówek od jakichś 7 miesięcy. Mam wzloty i upadki. Chwile radości i strachu, skrupułów, smutku. Ale nie poddam się. Wierze, że Bóg widzi moje pole walki i to On zsyła mi siłę, abym dała radę. Zerwałam z wieloma grzechami, już gdzieś o tym pisałam. Można powiedzieć że doznałam nagle obrzydzenia do tych grzechów. Zawsze, jak wracają mi grzeszne sytuacje, myślę o biczowaniu Jezusa, jak ja go wtedy biczowałam. I jest mi wstyd, łzy cisną się do oczu. Ale staram sie zaufać, że On przebaczył mi wszystko. Ze widzi moją chęć i szczerość, że się staram ale upadam.
Kochana masz całe życie na stawanie się świętą, a wygląda na to że Ty byś chciała być nią jutro.
Trzeba rozłożyć siły i wysiłki na całe życie.
Mamy bardzo podobne doświadczenia z dzieciństwa, pewnie dlatego od początku czułam do Ciebie takie ciepło i bliskość. Dlatego mówię Ci kobieto, nie dręcz się, Jezus nie chce tego dręczenia się. Nie jest ono miłe Jemu. Popatrz na te same sytuacje ale zobacz w nich dobro.
Np ja widzę, że wprawdzie nie poszłaś do kościoła, ale odmówiłaś w domu różaniec (dobro). Nie musisz być idealna i nieskazitelna, święci tez nie byli, ale masz skupić sie na dobru.
joasia95 pisze: 2019-10-23, 12:44 @Dezerter czego nie akceptuję co mnie denerwuje? Pomijając fakt, że jestem osobą lękliwą i nerwową oraz że raz w miesiącu moje słabe strony są 10000 razy mocniejsze (tylko kobiety są w stanie to zrozumieć.. ;)) ) to takie czepianie się o drobnostki.. naprawdę staram się juz robić w miarę wszystko aby nie było się do czego przyczepić, ale i tak coś się znajdzie.. i nie potrafię przemilczeć podniesionego tonu, jak moja mama sama się nakręca i coraz głośniej komentuje że coś jest nie zrobione bądź źle zrobione. I samo ciśnienie się podnosi. Ja naprawdę jej nie przezywam/obrażam nawet w myślach, no jedynie pomyślę (no nie, ona znowu swoje, znów się czepia) tylko zbyt nerwowo i impulsywnie reaguję i odpowiadam, co pewnie też wpływa na moją mamę, jak słyszy taki ton. Jak się tego wyzbyć? Sama nie wiem, może jakieś leki na uspokojenie. Może jakiś czas na wyciszenie się, codziennie wieczorny spacer. Tak mi teraz Bóg podpowiada, mam nadzieję bynajmniej, że to On ^:)^
A może zamiast leków na uspokojenie, raz dziennie znaleźć okazję by się do mamy uśmiechnąć, powiedziec dobre słowo, albo nawet przytulić? :-bd

ODPOWIEDZ