Hmmmm ...
Kiedys cos wspomnialem w temacie ...
A teraz rozszerzenie tematu tu macie ...
Bylem sobie ( a bylem wtedy w mundurze, czyli wojskowym koniem) pewnego razu sluzbowo po odbior ladunku w jedenym z silosow atomowych ... tam, gdzie slonce wschodzi ...
Ktos niedopatrzyl i dopuscil sie zaniedban - po zlozonym poprzednio ladunku promieniotworczym zostala dokonana dezaktywacja - i to zrealizowano blednie.
Kon bedac w srodku otrzymal dawke promieniowania o wiele za duza, aby mu to uszlo na sucho.
No i nie uszlo na sucho ... przypaletala sie bialaczka, czyli mowiac z polskiego na medyczny i na powrotz - rak kosci.
I tak to to sobie ten rak chadzal - koniowi ogon zaczal lysiec ...
Ale - i tu nadeszly sprawy duchowe, ktore nasz duhduh wyszydza 8-) ...
Nastapila po tzych sprawach duchowych taka produkcja czerwonych cialek, ze z ich nadmiaru koniowi zaczela grozic zakrzepica, ktora konczyc sie miala wesolym zejsciem konia do podziemi - czyli do mogily.
Ale sprawy duchowe ( te, o ktorych duhduh pisze, ze sa urojeniem - to duh pisze, nie kon
) spowodowaly, ze po jakichs kolejnych trzydziestu latach lomotania konskich kopyt po tej okraglej planecie gdzies na peryferiach wszechswiata kon bialaczki znalezc nie moze ...
Nawet nie wylysial, choc juz bardzo lyso mu bylo :shock:
A to nie znmaczy, ze innych dolegliwosci koniowi nie brakuje ... O nie, kon ma ich sporo ...
Ale akurat kosci u konia maja w nosi raka ... wykopyrtnely go chyba nawet az za ksiezyc
No to tyle konskich ... hmmm ...jakby to duhduh nazwal "urojen"
Serdecznie pozdrawiam - kon pelnej krwi ( a nie tylko bialokrwisty)