O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Rozmowa na temat sakramentów Kościoła świętego, poparcie ich Biblią, ich ważność, przystępowanie do nich, itp.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Betula
Bywalec
Bywalec
Posty: 180
Rejestracja: 13 wrz 2019
Has thanked: 61 times
Been thanked: 72 times

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Betula » 2019-11-11, 13:02

joasia95 pisze: 2019-11-11, 12:27 ...byłam poniżana, karana przez rodziców. Stosowano przemoc fizyczną. Ale i tak ich kocham, dażę szacunkiem bo są moimi rodzicami. I wiem, że starali się być dobrzy, ale nie wychodziło, po prostu. Mimo momentów gniewu czy złości do nich kocham ich. I staram się nie kłócić, nie ubliżać im, nie chcę tego. Chcę ich szanować.
Asiu, to jest naturalne spojrzenie dziecka na rodziców. Ale konieczne jest postawienie granic i ochrona siebie gdy już jesteśmy w stanie to sami uczynić. Chyba żadni rodzice nie krzywdzą swoich dzieci "bo tak", dla przyjemności, to wynika z ich własnych problemów, których sobie nie rozwiązali - ale Ty niestety nie możesz im w tym pomóc.
joasia95 pisze: 2019-11-11, 12:27 Myślę o przeprowadzce razem z siostrą - chcemy wynająć mieszkanie niedaleko naszej miejscowości.
Życzę Wam powodzenia, by to się udało jak najszybciej. A nie bierzecie pod uwagę wyprowadzki nawet w dalsze okolice? Np. do większego miasta, gdzie mogłabyś też znaleźć dla siebie wspólnotę i więcej możliwości do rozwijania Twoich zainteresowań? Czy rozważałyście takie rozwiązanie?
Może za bardzo się wtrącam, ale mam parę koleżanek, które też mają bardzo trudne relacje z rodzicami. To przywiązanie do domu, o którym wspomniałam, jest jednak bardzo silne. To naturalne i trudno się od tego uwolnić ale wydaje mi się że bardzo ważne aby właśnie na chłodno takie rzeczy przemyśleć. To są dziewczyny już samodzielne, wiekowo 25-30+ lat, i coś je ciągle "trzyma" w domu, gdzie często doświadczają zniewag, cierpią, ale mają sto wymówek na to, żeby się wyprowadzić. Jednocześnie to męczenie się zabiera im codziennie dużo energii, nie mają siły na inne rzeczy, nie ułożyły sobie życia prywatnego... A z wiekiem niestety jest coraz więcej wytłumaczeń i powodów, by się nie wyprowadzać.
Znam też dorosłe kobiety, w toksycznych relacjach z rodzicami, które zamieszkały blisko domów rodzinnych i tego żałują.

A ze swojego doświadczenia dodam, że odkąd wyprowadziłam się z domu do dalszego miasta i moje kontakty z rodzicami są znacznie rzadsze, nasze relacje bardzo się poprawiły. Mniejsza ilość przełożyła się na lepszą jakość ;)

Niezapominajka
Aktywny komentator
Aktywny komentator
Posty: 644
Rejestracja: 28 wrz 2019
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 157 times
Been thanked: 160 times

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Niezapominajka » 2019-11-11, 18:57

Marek_Piotrowski pisze: 2019-11-10, 15:04 Postanowienie ich lekceważenia i prowadzenia regularnego życia sakramentalnego będzie prawdopodobnie najcięższym postanowieniem (także wkrótce adwentowym), jakie kiedykolwiek podjęłaś.
Jeszcze jedno, co się kryje za stwierdzeniem "regularne"? co tydzień mam chodzić do spowiedzi? co dwa? co miesiąc? ja wiem, że to zalezy od potrzeb, ale gdy ja idę do spowiedzi to później zazwyczaj przystepuję do Komunii raz - w najbliższą niedzielę, ew. przed niedzielą w tygodniu między spowiedzią a niedzielą, jak jestem w tygodniu na mszy. Później, po tygodniu czuję sie na tyle grzeszna i niegodna, boję się, że tego nie robię. Bo wraca grzech z przeszłości, jakas wątpliwośc, bądź grzechy popełnione przez ten tydzień/upadki wydają mi się cięzkie.

^#(^ :(( :-ss


Dodatkowo. oprócz skrupułów mialam jeszcze falę natrętnych myśli bluźnierczych w stronę Boga, Jezusa, Maryi. Również okropny strach i lęk, myśli o szatanie, jakimś akcie z nim i tym podobne. Czytałam, że jest to "standard" przy nerwicy/skrupułach.
Na szczęście, to minęło, praktycznie bezpowrotnie. Nie myślę, nie rozważam, odrzucam i jest lepiej. Modlę się i śpiewam na Bożą chwałę a On mi w tym pomaga i odrzuca te wszystkie myśli.


Dodano po 11 minutach 9 sekundach:
Betula pisze: 2019-11-11, 13:02
joasia95 pisze: 2019-11-11, 12:27 ...byłam poniżana, karana przez rodziców. Stosowano przemoc fizyczną. Ale i tak ich kocham, dażę szacunkiem bo są moimi rodzicami. I wiem, że starali się być dobrzy, ale nie wychodziło, po prostu. Mimo momentów gniewu czy złości do nich kocham ich. I staram się nie kłócić, nie ubliżać im, nie chcę tego. Chcę ich szanować.
Asiu, to jest naturalne spojrzenie dziecka na rodziców. Ale konieczne jest postawienie granic i ochrona siebie gdy już jesteśmy w stanie to sami uczynić. Chyba żadni rodzice nie krzywdzą swoich dzieci "bo tak", dla przyjemności, to wynika z ich własnych problemów, których sobie nie rozwiązali - ale Ty niestety nie możesz im w tym pomóc.
joasia95 pisze: 2019-11-11, 12:27 Myślę o przeprowadzce razem z siostrą - chcemy wynająć mieszkanie niedaleko naszej miejscowości.
Życzę Wam powodzenia, by to się udało jak najszybciej. A nie bierzecie pod uwagę wyprowadzki nawet w dalsze okolice? Np. do większego miasta, gdzie mogłabyś też znaleźć dla siebie wspólnotę i więcej możliwości do rozwijania Twoich zainteresowań? Czy rozważałyście takie rozwiązanie?
Może za bardzo się wtrącam, ale mam parę koleżanek, które też mają bardzo trudne relacje z rodzicami. To przywiązanie do domu, o którym wspomniałam, jest jednak bardzo silne. To naturalne i trudno się od tego uwolnić ale wydaje mi się że bardzo ważne aby właśnie na chłodno takie rzeczy przemyśleć. To są dziewczyny już samodzielne, wiekowo 25-30+ lat, i coś je ciągle "trzyma" w domu, gdzie często doświadczają zniewag, cierpią, ale mają sto wymówek na to, żeby się wyprowadzić. Jednocześnie to męczenie się zabiera im codziennie dużo energii, nie mają siły na inne rzeczy, nie ułożyły sobie życia prywatnego... A z wiekiem niestety jest coraz więcej wytłumaczeń i powodów, by się nie wyprowadzać.
Znam też dorosłe kobiety, w toksycznych relacjach z rodzicami, które zamieszkały blisko domów rodzinnych i tego żałują.

A ze swojego doświadczenia dodam, że odkąd wyprowadziłam się z domu do dalszego miasta i moje kontakty z rodzicami są znacznie rzadsze, nasze relacje bardzo się poprawiły. Mniejsza ilość przełożyła się na lepszą jakość ;)
Kochana, bardzo Ci dziękuję za wszelkie rady i słowa. W ogóle za zaangażowanie - bardzo to doceniam. Dzięki Wam sama zaczynam się angażowac w życie innym i pomagać - biorę z Was przykład. Wbrew pozorom, niby zwykłe forum ale otwiera drzwi do wielu rzeczy ;)
Wiem, że to jest "ich problem" ale cierpię, że przez to, co robili (bo popełniali zło) mogą kiedys srogo odpowiedziec przed Bogiem, że nie będą dostatecznie żałować, nie nawrócą się. Dobija mnie ta obawa. Nie chcę, żeby byli potępieni :(

Co do przywiązania i przeprowadzki - najbliższe mieszkanie rozważałam ok. 5km od miejsca zamieszkania. Najdalsze ok. 15 z tego względu, że na miejscu aktualnego zamieszkania mam pracę. Nie chcę jej stracić, co prawda umowę mam śmieciowa i to jeszcze tylko przez dwa miesiące, ale mimo wszystko chciałabym tam nadal pracować. Nie sądzę, bym sobie nie poradziła sama mieszkając, na pewno bym odetchnęła z ulgą, mogła się spełniać, śpiewac o każdej porze, robić to, czego pragnę i bardzo chcę. Absolutnie nie odbieram tego jako wtrącanie się! Wręcz przeciwnie, bardzo dziękuję za rady i wskazówki :) Mi również takie codziennie dyskusje, kłotnie zabierają chęci do samorealizacji, do wspinania się wyżej, budowania siebie. Czasem mam "depresję" siedzę, płacze, zamulam, na nic nie mam ochoty, nie widze powodów dla którego miałabym cokolwiek robić. Czuję się najgorsza. Moja samoocena jest czasem niższa 0.

Wiem, jak zmienia się relacja z powodu przeprowadzki. Moja starsza siostra odkąd się wyprowadziła jest spokojniejsza, załozyła rodzinę, oduczyła się nerwów i stresów, całkowicie zmieniła podejście do zycia. Widać że jest szczęśliwa spokojna i opanowana. W dodatku ma o wiele lepszy kontakt z rodzicami niż ja mieszkając z nimi.
Ostatnio zmieniony 2019-11-11, 19:00 przez Niezapominajka, łącznie zmieniany 1 raz.
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.

Magnolia

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Magnolia » 2019-11-11, 19:14

joasia95 pisze: 2019-11-11, 18:57
Marek_Piotrowski pisze: 2019-11-10, 15:04 Postanowienie ich lekceważenia i prowadzenia regularnego życia sakramentalnego będzie prawdopodobnie najcięższym postanowieniem (także wkrótce adwentowym), jakie kiedykolwiek podjęłaś.
Jeszcze jedno, co się kryje za stwierdzeniem "regularne"? co tydzień mam chodzić do spowiedzi? co dwa? co miesiąc? ja wiem, że to zalezy od potrzeb, ale gdy ja idę do spowiedzi to później zazwyczaj przystepuję do Komunii raz - w najbliższą niedzielę, ew. przed niedzielą w tygodniu między spowiedzią a niedzielą, jak jestem w tygodniu na mszy. Później, po tygodniu czuję sie na tyle grzeszna i niegodna, boję się, że tego nie robię. Bo wraca grzech z przeszłości, jakąś wątpliwość, bądź grzechy popełnione przez ten tydzień/upadki wydają mi się ciężkie.
Raz w miesiącu spowiadać się i do następnej spowiedzi utrzymać łaskę uświęcającą. Tak ja rozumiem regularne życie sakramentalne w adwencie. I to postanowienie o którym wspomniał Marek.

To jest dla Ciebie jak najbardziej do osiągnięcia. Może najpierw ustaw sobie za cel że przynajmniej dwie niedziele pod rząd przyjmiesz komunię św. pod rząd.

jeśli potrafisz myśli bluźniercze zlekceważyć i odrzucić to tak samo odrzuca się myśli natrętne. Z tego co piszesz (o sobie od miesiąca) nie masz ciężkich grzechów tylko tak postrzegasz lekkie, bo każda materia wydaje Ci się ciężka. Ale przecież to niemożliwe. Ja nie widzę tych ciężkich materii u Ciebie, które ty wszędzie widzisz. Poza tym księża CI o tym mówią w spowiedzi, winnaś ich słuchać. Przyspieszysz zdrowienie.

Poza tym przy spowiedzi powszechnej gdy żałujesz za swe grzechy na początku każdej mszy św sam Jezus nas oczyszcza i przygotowuje na swoje przyjście. O tym pamiętaj ponad swe natrętne myśli.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18650
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2560 times
Been thanked: 4565 times
Kontakt:

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Marek_Piotrowski » 2019-11-11, 19:15

joasia95 pisze: 2019-11-10, 22:03 Marku, może po kolei skąd to wszystko wiesz, co mnie dotyka?
Z autopsji, Joasiu. Jako brat w skrupulanctwie :)
Dziś byłam na mszy i zrobiłam największe "głupstwo" - nie przystąpiłam do komunii św. Tydzień od spowiedzi. Coś mnie trzymało w ławce, strach, lęk przed niegodnym przyjęciem. Łzy w oczach i w myśli "Boże, wybacz!!!". Czuję się pusto. Nie przezyłam mszy tak jak chciałam - jak spotkanie z Bogiem. Prosiłam Boga wczoraj - jeśli taka wola Twoja, jesli jestem niegodna, niech wyrzuci mi sumienie co źle zrobiłam. Wyrzuć mi tak silnie żebym wiedziała, że mam nie iść do komunii. I co? Nic mi nie wyrzuciło! Zero! A i tak nie poszłam! I zawiodłam mojego Tatę, przyjaciela..
Nie wpadaj jednak z kolei w obwinianie siebie. Skrupulantyzm/nerwica natręctw to nie żarty. Wychodzenie z tego to proces.
Marek_Piotrowski pisze: 2019-11-10, 15:04 Zajmij się swoimi bieżącymi, aktualnymi przywarami - bo te są dla Ciebie niebezpieczne, a nie te odpuszczone.
Skrupuły to narzędzie szatana, które sprawia, że nie jesteś w stanie pracować nad teraźniejszością, nad swoją aktulną formacją.
Czyli ZWRÓĆ UWAGĘ NA TWOJE AKTUALNE GRZECHY. Przeszłe, zostaw przeszłości
Zajmuję się, aż za bardzo. We wszystkim widze grzech. Wszędzie się go doszukuję, na siłę. Wszystkiego się obawiam - co nie zrobię bądź powiem to grzech. Nie czerpię z tego żadnego szczęścia czy satysfakcji. Aż jest mi wstyd. I bardzo przykro. Chcę się cieszyć życiem. Chcę śpiewać na chwałę Bogu a czuję się niegodna. Że może odbierze to jako bluźnierstwo - ja grzesznik mam śpiewać dla Niego.
Aaaa, o tym aspekcie zapomniałem. A to też element tej samej bajki...

joasia95 pisze: 2019-11-11, 18:57
Marek_Piotrowski pisze: 2019-11-10, 15:04 Postanowienie ich lekceważenia i prowadzenia regularnego życia sakramentalnego będzie prawdopodobnie najcięższym postanowieniem (także wkrótce adwentowym), jakie kiedykolwiek podjęłaś.
Jeszcze jedno, co się kryje za stwierdzeniem "regularne"? co tydzień mam chodzić do spowiedzi? co dwa? co miesiąc? ja wiem, że to zalezy od potrzeb, ale gdy ja idę do spowiedzi to później zazwyczaj przystepuję do Komunii raz - w najbliższą niedzielę, ew. przed niedzielą w tygodniu między spowiedzią a niedzielą, jak jestem w tygodniu na mszy. Później, po tygodniu czuję sie na tyle grzeszna i niegodna, boję się, że tego nie robię. Bo wraca grzech z przeszłości, jakas wątpliwośc, bądź grzechy popełnione przez ten tydzień/upadki wydają mi się cięzkie.
Generalnie wyznaję zasady:
  • pogodzenie się z kimś, wobec kogo zawiniłem - do końca dnia (podstawa Ef 4:26)
  • Komunia Święta na każdej Mszy Świętej, na której jestem
  • Spowiedź w zależności od potrzeby - czyli wówczas gdy jestem pewien, ze zgrzeszyłem ciężko. Z tym że to NIE oznacza biegania z każdą wątpliwością.
Jak widzisz największy problem będziesz miała prawdopodobnie z tym, by iść do Komunii Świętej mimo skrupułów. To ciężka walka, ale się opłaca ;) - tu odpowiedni (nie każdy niestety) spowiednik jest kluczową sprawą.
Dodatkowo. oprócz skrupułów mialam jeszcze falę natrętnych myśli bluźnierczych w stronę Boga, Jezusa, Maryi. Również okropny strach i lęk, myśli o szatanie, jakimś akcie z nim i tym podobne. Czytałam, że jest to "standard" przy nerwicy/skrupułach.
Tak, bez znaczenia. Zlekceważ.
Wiem, jak zmienia się relacja z powodu przeprowadzki. Moja starsza siostra odkąd się wyprowadziła jest spokojniejsza, załozyła rodzinę, oduczyła się nerwów i stresów, całkowicie zmieniła podejście do zycia. Widać że jest szczęśliwa spokojna i opanowana. W dodatku ma o wiele lepszy kontakt z rodzicami niż ja mieszkając z nimi.
Tak to już jest - zawsze najwięcej sie narzeka na to dziecko, które mieszka z rodzicami. Naturalna sprawa.
Moja Żona pracuje w hospicjum - mówi że często jest tak, że np. córka, która opiekuje się cały czas chorą i starą matką jest przez nią uważana za złą, niewdzieczną itd - zaś córka, która przyjeżdża do hospicjum po miesiącach braku kontaktu (prawdopodobnie ze względu na przyszły spadek) staje się "najlepszą córeczką". Tak to już jest, że często nie doceniamy najbliższych.

Magnolia

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Magnolia » 2019-11-11, 19:23

Marek_Piotrowski pisze: 2019-11-11, 19:15
Dodatkowo. oprócz skrupułów mialam jeszcze falę natrętnych myśli bluźnierczych w stronę Boga, Jezusa, Maryi. Również okropny strach i lęk, myśli o szatanie, jakimś akcie z nim i tym podobne. Czytałam, że jest to "standard" przy nerwicy/skrupułach.
Tak, bez znaczenia. Zlekceważ.
Marek dobrze radzi. Lekceważyć i tyle.
Przezywałam coś takiego przez dwa miesiące, narzucały mi się brzydkie słowa gdy patrzyłam na Hostie w czasie wystawienia i w czasie przeistoczenia. Skonsultowałam się ze spowiednikiem a potem ciężka robota odrzucać te przekleństwa i powtarzać w myślach coś odwrotnego z czym zdecydowanie bardziej się zgadzałam czyli: Kocham CIę Jezu i Ty jesteś moim Panem, ciebie wybieram świadomie.
Ustąpiło dopiero po dwóch miesiącach. To były tortury. Dlatego szczerze CIę rozumiemy i dobrze radzimy by pomiędzy spowiedziami lekceważyć skrupuły, bo grzechy lekkie są usuwane w spowiedzi powszechnej.

Konwalia

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Konwalia » 2019-11-11, 19:33

Magnolia pisze: 2019-11-11, 19:23 Przezywałam coś takiego przez dwa miesiące, narzucały mi się brzydkie słowa gdy patrzyłam na Hostie w czasie wystawienia i w czasie przeistoczenia.
Miewam coś takiego, potem przez jakiś czas boję się patrzeć na Najświętszy Sakrament. Czy Pan Jezus się o to gniewa? Bo mam wrażenie, że im bardziej się boję tych myśli, tym bardziej one mnie nachodzą, a więc tak jakby to była moja wina, czyli grzech (jestem skrupulantem, mam stałego spowiednika).

Niezapominajka
Aktywny komentator
Aktywny komentator
Posty: 644
Rejestracja: 28 wrz 2019
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 157 times
Been thanked: 160 times

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Niezapominajka » 2019-11-11, 20:03

Magnolia pisze: 2019-11-11, 19:23
Marek_Piotrowski pisze: 2019-11-11, 19:15
Dodatkowo. oprócz skrupułów mialam jeszcze falę natrętnych myśli bluźnierczych w stronę Boga, Jezusa, Maryi. Również okropny strach i lęk, myśli o szatanie, jakimś akcie z nim i tym podobne. Czytałam, że jest to "standard" przy nerwicy/skrupułach.
Tak, bez znaczenia. Zlekceważ.
Marek dobrze radzi. Lekceważyć i tyle.
Przezywałam coś takiego przez dwa miesiące, narzucały mi się brzydkie słowa gdy patrzyłam na Hostie w czasie wystawienia i w czasie przeistoczenia. Skonsultowałam się ze spowiednikiem a potem ciężka robota odrzucać te przekleństwa i powtarzać w myślach coś odwrotnego z czym zdecydowanie bardziej się zgadzałam czyli: Kocham CIę Jezu i Ty jesteś moim Panem, ciebie wybieram świadomie.
Ustąpiło dopiero po dwóch miesiącach. To były tortury. Dlatego szczerze CIę rozumiemy i dobrze radzimy by pomiędzy spowiedziami lekceważyć skrupuły, bo grzechy lekkie są usuwane w spowiedzi powszechnej.
Miałam podobnie, nie tylko gdy patrzyłam na Hostię. Krzyż, obrazy, figury - wszystko co przedstawiało Jezusa bądź Matkę Bożą. Do tego dochodziły okropne myśli nieskromne dotyczące właśnie Jezusa i Maryi. Płakałam godzinami. Bałam się modlić. Bałam się patrzeć na krzyż. Sumienie mi krzyczało. Ale powiedziałam Bogu - doświadczaj mnie, ile tylko potrzebujesz - jeśli to pochodzi od Ciebie, przyjmę wszystko. Jeśli nie jest Twoją wolą, prosze, zabierz to. I powoli, powoli zabierał. Ja równiez nie skupiałam się na tym. Unikałam nudy i siedzenia w samotności, żeby czasem nie myśleć za dużo. Zajmowałam sobie czas. I powoli z tego wychodziłam i nadal wychodze. Dużo słuchałam muzyki religijnej. Bardzo mi to pomogło.

Marek_Piotrowski pisze: 2019-11-11, 19:15 Generalnie wyznaję zasady:
pogodzenie się z kimś, wobec kogo zawiniłem - do końca dnia (podstawa Ef 4:26)
Komunia Święta na każdej Mszy Świętej, na której jestem
Spowiedź w zależności od potrzeby - czyli wówczas gdy jestem pewien, ze zgrzeszyłem ciężko. Z tym że to NIE oznacza biegania z każdą wątpliwością.
Jak widzisz największy problem będziesz miała prawdopodobnie z tym, by iść do Komunii Świętej mimo skrupułów. To ciężka walka, ale się opłaca - tu odpowiedni (nie każdy niestety) spowiednik jest kluczową sprawą.
1. Moje kłótnie z kimś zazwyczaj polegają na tym, że są pretensją - nie zrobiłam/zrobił ktoś czegoś, jakieś zarzuty o to czy tamto, typowo rodzinne, domowe sprawy/sprzeczki. Zazwyczaj po takich kłotniach za jakiś czas (jeszcze tego samego dnia) albo się przepraszamy albo rozmawiamy normalnie i puszczamy to w niepamięc. Jednak gdy ktoś używa wobec mnie przekleństw - oskarżam się, że to ja go sprowokowałam do tego i że to mój grzech cięzki. Zazwyczaj tak jest. No chyba że źle to rozważam/rozeznaję..
2. Bardzo cięzko o trwanie w Komunii. Podczas mszy przed Eucharystią myslę co robiłam i co mogło być grzechem cięzkim i że na pewno coś było cięzkie i rezygnuje z Komunii ze łzami w oczach :( Wiem, nie ufam Bogu. Ale musze się tej ufności nauczyć. Bo ja tego nie robię( nie przyjmuję Komunii) nie dlatego że nie chcę tylko nie potrafię i jednoczesnie nie chcę go ranić złym rozeznaniem i swiętokradczą Komunią.

Bardzo ciężko mi równiez uwierzyć że wszystkie moje przewinienia sa lekkie, naprawdę. Jedynym moim "uzależnieniem" jest telefon (często z niego korzystam, większość rzeczy przez niego załatwiam). Nie mam chłopaka, mieszkam z rodzicami, pracuję uczciwie. Wolne dni spędzam w domu czasem zbyt czesto leniuchując i to chcę zmienić - zaangażować w coś, zając czas czyms produktywnym. Ale faktycznie w pracy zdarzaja się nerwowe sytuacje i czasem powiem coś na kogoś, niekoniecznie dobrego, nie ukrywam. W złościach, nerwach. Jednocześnie ja przecież nie chcę nikogo obrażać, ranić, robić na złość. To takie trudne :(

Z wielkimi watpliwościami jeżdżę do spowiedzi do innej parafii. Tam z księzmi rozwiązuje moje "wielkie" sprawy. Dwa razy byłam (u dwóch różnych księzy) z pytaniem czy mam powtórzyć tę spowiedź generalną z przyczyn ktore powyżej napisałam "mowili ze nie ma sensu, ze Oni by do tego nie wracali, żebym się skupiła na teraźniejszości". Poza tym co 3tyg średnio do spowiedzi z "kilkunastoma" grzechami + te przypomniane po spowiedzi. Mówiłam równiez o myślach - spowiednik kazał się zwracać do Maryi o pomoc a myśli odrzucać.

Zaczęlam miec kolejne mysli - czy ja czasem nie prosiłam Boga o coś złego bądź co gorsza szatana o pomoc. Nie pamiętam również czy powiedziałam to przy spowiedzi generlanej. Nie pamiętam dokładnie sytuacji w której mogłabym o to prosić. O jakąś pomoc. Chyba już świruję.. powoli.

W każdym bądż razie, bardzo dziękuję za wszelkie słowa wsparcia i otuchy oraz rady. To dla mnie bardzo ważne. Niech Wam Bóg wynagrodzi!
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.

Awatar użytkownika
Betula
Bywalec
Bywalec
Posty: 180
Rejestracja: 13 wrz 2019
Has thanked: 61 times
Been thanked: 72 times

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Betula » 2019-11-11, 20:52

Konwalia pisze: 2019-11-11, 19:33 mam wrażenie, że im bardziej się boję tych myśli, tym bardziej one mnie nachodzą, a więc tak jakby to była moja wina, czyli grzech
Na tym właśnie polegają natręctwa. Nie myśl przez chwilę o różowym słoniu. I o czym pomyślałaś? ;) Czym bardziej odpychasz te myśli, czym bardziej próbujesz "nie myśleć o różowym słoniu", tym bardziej się w tym nakręcasz. To nie jest Twoja wina, to Twój umysł robi psikusy. Przecież masz inne intencje, te myśli są czymś, czego nie chcesz.

Dodano po 44 minutach 50 sekundach:
Joasiu, cieszę się, że moja pisanina jest dla Ciebie w jakiś sposób pomocna. Masz dobre warunki do zmian, jesteś młoda, nawet ta praca Cię jakoś bardzo nie trzyma... Życzę Ci odwagi i mądrości w podejmowaniu właściwych decyzji.
joasia95 pisze: 2019-11-11, 18:57 Wiem, że to jest "ich problem" ale cierpię, że przez to, co robili (bo popełniali zło) mogą kiedys srogo odpowiedziec przed Bogiem, że nie będą dostatecznie żałować, nie nawrócą się. Dobija mnie ta obawa. Nie chcę, żeby byli potępieni
Może sama jestem niedowiarkiem, ale myślę, że z Twoją wiarą wymodlisz rodzicom nawrócenie. Znam takie przypadki, prawdziwi ateusze wymiękają.
Możesz też w ich intencji odprawić 9 pierwszych piątków miesiąca. Dla przypomnienia, słowa Pana Jezusa z objawień prywatnych (uznanych przez Kościół): "Przystępującym przez dziewięć z rzędu pierwszych piątków miesiąca do Komunii Świętej dam łaskę pokuty ostatecznej, że nie umrą w stanie niełaski ani bez sakramentów świętych, a to Serce Moje stanie się dla nich ucieczką w godzinę śmierci". Można też 9 kolejnych pierwszych piątków odprawić w intencji innej osoby.
Może zobaczysz ich nawrócenie, a może otrzymają tę łaskę dopiero w godzinie śmierci, ale bądź spokojna, przecież "Bóg jest Miłością i Miłosierdziem samym". Czytałaś "Dzienniczek" s. Faustyny? Jeśli nie, to bardzo Ci go polecam - może nawet w związku z Twoim obrazem Boga i Twoimi natręctwami ta lektura przyniesie Ci ukojenie. Jakieś fragmenty kojarzymy wszyscy, ale warto raz przeczytać całość.
Ostatnio zmieniony 2019-11-11, 20:55 przez Betula, łącznie zmieniany 1 raz.

Niezapominajka
Aktywny komentator
Aktywny komentator
Posty: 644
Rejestracja: 28 wrz 2019
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 157 times
Been thanked: 160 times

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Niezapominajka » 2019-11-11, 21:05

Betula pisze: 2019-11-11, 20:52
Konwalia pisze: 2019-11-11, 19:33 mam wrażenie, że im bardziej się boję tych myśli, tym bardziej one mnie nachodzą, a więc tak jakby to była moja wina, czyli grzech
Na tym właśnie polegają natręctwa. Nie myśl przez chwilę o różowym słoniu. I o czym pomyślałaś? ;) Czym bardziej odpychasz te myśli, czym bardziej próbujesz "nie myśleć o różowym słoniu", tym bardziej się w tym nakręcasz. To nie jest Twoja wina, to Twój umysł robi psikusy. Przecież masz inne intencje, te myśli są czymś, czego nie chcesz.

Dodano po 44 minutach 50 sekundach:
Joasiu, cieszę się, że moja pisanina jest dla Ciebie w jakiś sposób pomocna. Masz dobre warunki do zmian, jesteś młoda, nawet ta praca Cię jakoś bardzo nie trzyma... Życzę Ci odwagi i mądrości w podejmowaniu właściwych decyzji.
joasia95 pisze: 2019-11-11, 18:57 Wiem, że to jest "ich problem" ale cierpię, że przez to, co robili (bo popełniali zło) mogą kiedys srogo odpowiedziec przed Bogiem, że nie będą dostatecznie żałować, nie nawrócą się. Dobija mnie ta obawa. Nie chcę, żeby byli potępieni
Może sama jestem niedowiarkiem, ale myślę, że z Twoją wiarą wymodlisz rodzicom nawrócenie. Znam takie przypadki, prawdziwi ateusze wymiękają.
Możesz też w ich intencji odprawić 9 pierwszych piątków miesiąca. Dla przypomnienia, słowa Pana Jezusa z objawień prywatnych (uznanych przez Kościół): "Przystępującym przez dziewięć z rzędu pierwszych piątków miesiąca do Komunii Świętej dam łaskę pokuty ostatecznej, że nie umrą w stanie niełaski ani bez sakramentów świętych, a to Serce Moje stanie się dla nich ucieczką w godzinę śmierci". Można też 9 kolejnych pierwszych piątków odprawić w intencji innej osoby.
Może zobaczysz ich nawrócenie, a może otrzymają tę łaskę dopiero w godzinie śmierci, ale bądź spokojna, przecież "Bóg jest Miłością i Miłosierdziem samym". Czytałaś "Dzienniczek" s. Faustyny? Jeśli nie, to bardzo Ci go polecam - może nawet w związku z Twoim obrazem Boga i Twoimi natręctwami ta lektura przyniesie Ci ukojenie. Jakieś fragmenty kojarzymy wszyscy, ale warto raz przeczytać całość.
Betulo Kochana!!!
Nawet nie wiesz jak mi pomagasz! Twoje słowa wsparcia naprawdę mnie budują i dają nadzieję! Myślę, że powinnam podjąć się odprawiania Pierwszych Piątków. Szczególnie w intencji rodziców. Później myślę, że w intencji wszystkich grzeszników - o nawrócenie. Mam wrażenie, że to ktoś się o mnie modlił albo modlil się własnie o nawrócenie grzeszników - dlatego ja się nawróciłam i nawracam nadal - bo to proces.

Nie czytałam, ale słyszałam że naprawdę warto. Wiele fragmentów gdzieś widziałam, bardzo mnie wzruszały. Chyba skuszę się na zakup. Dziękuję @};- :-* :x
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.

Magnolia

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Magnolia » 2019-11-11, 21:11

joasia95 pisze: 2019-11-11, 20:03 spowiednik kazał się zwracać do Maryi o pomoc a myśli odrzucać.
Tyle Cię obowiązuje. kropka. I przystępować do komunii św z prośbą o oczyszczenie z natręctw.

Dodano po 4 minutach 31 sekundach:
Konwalia pisze: 2019-11-11, 19:33
Magnolia pisze: 2019-11-11, 19:23 Przezywałam coś takiego przez dwa miesiące, narzucały mi się brzydkie słowa gdy patrzyłam na Hostie w czasie wystawienia i w czasie przeistoczenia.
Miewam coś takiego, potem przez jakiś czas boję się patrzeć na Najświętszy Sakrament. Czy Pan Jezus się o to gniewa? Bo mam wrażenie, że im bardziej się boję tych myśli, tym bardziej one mnie nachodzą, a więc tak jakby to była moja wina, czyli grzech (jestem skrupulantem, mam stałego spowiednika).
Na chłopski rozum, jesli coś Ci się narzuca to nie jest to twoje, tylko sa to pokusy złego, kuszenia które mają CIę odsunąć od Jezusa. Najlepszym rozwiązaniem jest lekceważyć, puszczać mimo uszu. Szybko odchodzi. Ale mi osobiście było trudno lekceważyć więc świadomie powtarzałam że kocham Jezusa i Jego wybieram.
A przecież Bóg zna moje serce wie, że świadomi nie chcę Go obrazić. Raczej patrzy na to jako próbę wierności, pokusy, którym nie ulegam i ulec nie chcę.
Łatwo się mówi : olać, ale to najlepsza rada.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18650
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2560 times
Been thanked: 4565 times
Kontakt:

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Marek_Piotrowski » 2019-11-11, 22:01

Siłą natręctw jest zwracanie na nie uwagi (nawet by z nimi "walczyć"). Zarówno tych z niechcianymi bluźnierstwami jak i tych z wątpliwościami czy iść do Komunii. Trzeba zacisnąc zęby i iść.
Nie kierować się odczuciami (nerwica działa właśnie w sferze uczuć).
A zgrzeszyc śmiertelnie w ogóle nie jest łatwo.

Niezapominajka
Aktywny komentator
Aktywny komentator
Posty: 644
Rejestracja: 28 wrz 2019
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 157 times
Been thanked: 160 times

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Niezapominajka » 2019-11-12, 19:24

Marek_Piotrowski pisze: 2019-11-11, 22:01 A zgrzeszyc śmiertelnie w ogóle nie jest łatwo.
Skoro zgrzeszyć ciezko nie jest łatwo, a wydaje mi się że Ty skoro jestes bardzo wierzący się pilnujesz by nie popełniać grzechów cięzkich to raczej cięzko nie grzeszysz. Więc spowiedzi nie odbywasz zbyt często. Skąd mieć tę pewność że jakieś przewinienie jest ciężkie?

Ja równiez raz uważam, że nie grzesze cięzko a innym razem się obwiniam że wszystko co robię jest okropne wobec Boga i na pewno cięzko grzeszę. I gdy robię rachunek sumienia praktycznie do każdego przykazania mam kilka grzechów. Już czasem nie daję rady i boję/stresuję sie spowiedzi. Dobrze, że wiesz co czuję. To znaczy, nie dobrze, że tak cierpiałeś jak ja - ale że mnie rozumiesz.

Pozdrawiam
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.

Magnolia

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Magnolia » 2019-11-12, 20:19

Nie jest łatwo ciężko zgrzeszyć bo konieczne jest spełnienie trzech warunków na raz: świadomość, dobrowolność i ciężka materia.

Nawet jeśli jest ciężka materia, np obowiązek uczestnictwa we mszy św niedzielnej, ale byłaś przeziębiona więc nie poszłaś - nie zostałaś w domu dobrowolnie, tylko z powodu choroby - ergo grzech lekki.
Podobnie jeśli nie poszłaś, pomimo że byłaś zdrowa, ale np szef zatrzymał Cię w pracy i nie zdążyłaś na ostatnią mszę sw w niedzielę - grzech lekki, brak dobrowolności.
Chciałaś iść w niedzielę wieczorem, ale w środku dnia złapała Cię migrena, wzięłaś leki i poszłaś spać, zasnęłaś tak mocno że nie obudziłaś się na wieczorną mszę św, ani nikt Cię nie obudził, więc nie uczestniczyłaś - grzech lekki, brak świadomości i dobrowolności.

Jeśli któryś z tych 3 warunków nie jest spełniony to nie ma grzechu ciężkiego.

Inny przypadek, brzydkie wyrazy... jeśli świadomie i dobrowolnie i celowo wypowiadam brzydkie wyrazy, wulgaryzmy do innych lub na określenie innych to jest grzech ciężki.
Ale jeśli mi się wymsknie... (i od razu przepraszam)... nie było pełnej świadomości i dobrowolności.

Ale najlepiej takie rozmowy prowadzić w konfesjonale i ze spowiednikiem nauczyć się rozróżniać wagi grzechów, aby dobrze ukształtować swoje sumienie.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18650
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2560 times
Been thanked: 4565 times
Kontakt:

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Marek_Piotrowski » 2019-11-12, 20:51

Nawet jeśli jest ciężka materia, np obowiązek uczestnictwa we mszy św niedzielnej, ale byłaś przeziębiona więc nie poszłaś - nie zostałaś w domu dobrowolnie, tylko z powodu choroby - ergo grzech lekki.
Raczej w takim wypadku w ogóle nie ma grzechu :)

Warto sobie uświadomić czym jest grzech ciężki - to coś, co zrywa więź pomiędzy nami i Bogiem. To nie może być jakieś głupstwo, zapewniam Cię.

Niezapominajka
Aktywny komentator
Aktywny komentator
Posty: 644
Rejestracja: 28 wrz 2019
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 157 times
Been thanked: 160 times

Re: O skrupułach, czyli o nerwicy natręctw na tle religijnym

Post autor: Niezapominajka » 2019-11-12, 21:14

W czy ja mogę taka rozmowę przeprowadzić z księdzem poza konfesjonałem? Zapytać go o pewne kwestie, jak uważa i sądzi? Czy raczej nie? Np. Gdybym przypadkowo spotkała księdza w drodze gdzieś i zagadnęła go nawet pytając o jedna konkretna kwestie i On byłby w stanie mi udzielić odpowiedzi. Konfesjonał strasznie mnie stresuje i pewnie nie będę pamiętać o co chciałam zapytać i wiele kwestii zapomnę. A takie „spontaniczne” spotkanie myśle ze nie..

A tak między nami wiem ze to błahostka pewnie i proszę nie piszcie mi ze mam to rozwiązywać z księdzem bo doskonale już o tym wiem ale pytam by zasięgnąć tez Waszej opinii:
Czy takie jakieś sprzeczki z siostrami w domu taczek o głupoty (ktoś coś pożyczył bez pozwolenia, zrobił złe, na za dużo sobie pozwolił) jakiś podniesiony ton a najgorsze słowo użyte to „głupia” czy „idotka” są grzechem ciężkim? Bardzo często jest tak ze nie długo po takich kłótniach przychodzimy do siebie i się śmiejemy z tego, ogólnie bardzo się kochamy no ale często zdarzają się takie kłótnie i bardzo mi to przeszkadza właśnie przy przystępowaniu do Komunii...
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.

ODPOWIEDZ