Marek_Piotrowski pisze: ↑2019-11-10, 15:04
Postanowienie ich lekceważenia i prowadzenia regularnego życia sakramentalnego będzie prawdopodobnie najcięższym postanowieniem (także wkrótce adwentowym), jakie kiedykolwiek podjęłaś.
Jeszcze jedno, co się kryje za stwierdzeniem "regularne"? co tydzień mam chodzić do spowiedzi? co dwa? co miesiąc? ja wiem, że to zalezy od potrzeb, ale gdy ja idę do spowiedzi to później zazwyczaj przystepuję do Komunii raz - w najbliższą niedzielę, ew. przed niedzielą w tygodniu między spowiedzią a niedzielą, jak jestem w tygodniu na mszy. Później, po tygodniu czuję sie na tyle grzeszna i niegodna, boję się, że tego nie robię. Bo wraca grzech z przeszłości, jakas wątpliwośc, bądź grzechy popełnione przez ten tydzień/upadki wydają mi się cięzkie.
Dodatkowo. oprócz skrupułów mialam jeszcze falę natrętnych myśli bluźnierczych w stronę Boga, Jezusa, Maryi. Również okropny strach i lęk, myśli o szatanie, jakimś akcie z nim i tym podobne. Czytałam, że jest to "standard" przy nerwicy/skrupułach.
Na szczęście, to minęło, praktycznie bezpowrotnie. Nie myślę, nie rozważam, odrzucam i jest lepiej. Modlę się i śpiewam na Bożą chwałę a On mi w tym pomaga i odrzuca te wszystkie myśli.
Dodano po 11 minutach 9 sekundach:
Betula pisze: ↑2019-11-11, 13:02
joasia95 pisze: ↑2019-11-11, 12:27
...byłam poniżana, karana przez rodziców. Stosowano przemoc fizyczną. Ale i tak ich kocham, dażę szacunkiem bo są moimi rodzicami. I wiem, że starali się być dobrzy, ale nie wychodziło, po prostu. Mimo momentów gniewu czy złości do nich kocham ich. I staram się nie kłócić, nie ubliżać im, nie chcę tego. Chcę ich szanować.
Asiu, to jest naturalne spojrzenie dziecka na rodziców. Ale konieczne jest postawienie granic i ochrona siebie gdy już jesteśmy w stanie to sami uczynić. Chyba żadni rodzice nie krzywdzą swoich dzieci "bo tak", dla przyjemności, to wynika z ich własnych problemów, których sobie nie rozwiązali - ale Ty niestety nie możesz im w tym pomóc.
joasia95 pisze: ↑2019-11-11, 12:27
Myślę o przeprowadzce razem z siostrą - chcemy wynająć mieszkanie niedaleko naszej miejscowości.
Życzę Wam powodzenia, by to się udało jak najszybciej. A nie bierzecie pod uwagę wyprowadzki nawet w dalsze okolice? Np. do większego miasta, gdzie mogłabyś też znaleźć dla siebie wspólnotę i więcej możliwości do rozwijania Twoich zainteresowań? Czy rozważałyście takie rozwiązanie?
Może za bardzo się wtrącam, ale mam parę koleżanek, które też mają bardzo trudne relacje z rodzicami. To przywiązanie do domu, o którym wspomniałam, jest jednak bardzo silne. To naturalne i trudno się od tego uwolnić ale wydaje mi się że bardzo ważne aby właśnie na chłodno takie rzeczy przemyśleć. To są dziewczyny już samodzielne, wiekowo 25-30+ lat, i coś je ciągle "trzyma" w domu, gdzie często doświadczają zniewag, cierpią, ale mają sto wymówek na to, żeby się wyprowadzić. Jednocześnie to męczenie się zabiera im codziennie dużo energii, nie mają siły na inne rzeczy, nie ułożyły sobie życia prywatnego... A z wiekiem niestety jest coraz więcej wytłumaczeń i powodów, by się nie wyprowadzać.
Znam też dorosłe kobiety, w toksycznych relacjach z rodzicami, które zamieszkały blisko domów rodzinnych i tego żałują.
A ze swojego doświadczenia dodam, że odkąd wyprowadziłam się z domu do dalszego miasta i moje kontakty z rodzicami są znacznie rzadsze, nasze relacje bardzo się poprawiły. Mniejsza ilość przełożyła się na lepszą jakość
Kochana, bardzo Ci dziękuję za wszelkie rady i słowa. W ogóle za zaangażowanie - bardzo to doceniam. Dzięki Wam sama zaczynam się angażowac w życie innym i pomagać - biorę z Was przykład. Wbrew pozorom, niby zwykłe forum ale otwiera drzwi do wielu rzeczy
Wiem, że to jest "ich problem" ale cierpię, że przez to, co robili (bo popełniali zło) mogą kiedys srogo odpowiedziec przed Bogiem, że nie będą dostatecznie żałować, nie nawrócą się. Dobija mnie ta obawa. Nie chcę, żeby byli potępieni
Co do przywiązania i przeprowadzki - najbliższe mieszkanie rozważałam ok. 5km od miejsca zamieszkania. Najdalsze ok. 15 z tego względu, że na miejscu aktualnego zamieszkania mam pracę. Nie chcę jej stracić, co prawda umowę mam śmieciowa i to jeszcze tylko przez dwa miesiące, ale mimo wszystko chciałabym tam nadal pracować. Nie sądzę, bym sobie nie poradziła sama mieszkając, na pewno bym odetchnęła z ulgą, mogła się spełniać, śpiewac o każdej porze, robić to, czego pragnę i bardzo chcę. Absolutnie nie odbieram tego jako wtrącanie się! Wręcz przeciwnie, bardzo dziękuję za rady i wskazówki
Mi również takie codziennie dyskusje, kłotnie zabierają chęci do samorealizacji, do wspinania się wyżej, budowania siebie. Czasem mam "depresję" siedzę, płacze, zamulam, na nic nie mam ochoty, nie widze powodów dla którego miałabym cokolwiek robić. Czuję się najgorsza. Moja samoocena jest czasem niższa 0.
Wiem, jak zmienia się relacja z powodu przeprowadzki. Moja starsza siostra odkąd się wyprowadziła jest spokojniejsza, załozyła rodzinę, oduczyła się nerwów i stresów, całkowicie zmieniła podejście do zycia. Widać że jest szczęśliwa spokojna i opanowana. W dodatku ma o wiele lepszy kontakt z rodzicami niż ja mieszkając z nimi.
Oz 11:4 bt5 ~ Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je.