Magnolia pisze:Z Twojej wypowiedzi jednak wnioskuję, że związki z mężczyznami wchodzą w grę... że nie wykluczasz związku, tylko na razie nie chcesz dziecka... (pomijając, że współżycie przedmałżeńskie jest grzeszne i bardziej mąci niż ułatwia życie...i prędzej czy później się o tym niestety przekonasz...)
Nie do końca wiem, skąd wyciągnęłaś ten seks przedmałżeński, bo nie napisałam, że z którymś sypiałam, ale okej. Także - przykro mi, mylisz się. Żadnego na "jedną noc" nie było i nie planuję takich relacji, szukałam kogoś na stałe. Nie muszę uprawiać seksu z kim popadnie, zęby nie chcieć mieć dzieci. Po prostu ich nie chcę, bo tak mnie natura ukształtowała, ot co. Jak inne dziewczynki latały z lalkami, to ja byłam ptasią, psią i kocią mamą. Lalek nie znosiłam, bo wyglądały jak dzieci.
Magnolia pisze:Czy wtedy także będzie Ci łatwo powiedzieć: "tak mam", gdy ukochany mężczyzna będzie odchodził ze złamanym sercem... łamiąc i Twoje przy okazji...
Nie zmuszę go, żeby został, ale nie widzę powodu by zmuszać się do posiadania potomstwa, które nie tylko zniszczy moje plany czy ciało, ale po prostu będzie niekochane i traktowane jak przykry obowiązek. Zaiste, na pewno będzie szczęśliwe.
Abraham45 pisze:Wiele zależy od tego na jakiego mężczyznę się trafi, ale to tez może działać w drugą stronę negatywnie, tym bardziej w obecnym świecie często jest tak, że mimo iż kobieta urodzi dziecko/dzieci to potem zostawia męża samego z tymi dziećmi i sobie odchodzi.
Nadal częściej jednak odchodzi mężczyzna, bo dla kobiet jest to po prostu nieopłacalne - zrobić sobie dziecko i je urodzić, mieć wyjęte 9 miesięcy z życia, rozwalić sobie ciało i gospodarkę hormonalną, przejść przez bóle porodowe i sobie pójść. Do tego często odchodzą przez te cholerne hormony, odbija im. Bo panowie oczywiście nierzadko mają problemy z tym, żeby pojąć, że kobiete po porodzie, obojętnie jakim, wszystko boli, a im więcej komplikacji, tym gorzej; że jest zmęczona (bo PAN był przecież w pracy na osiem godzin i jak to "bolało i nie posprzątała i nie zrobiła żarcia, przecież 8h za biurkiem męczy, a ona leży" albo później - "on jest zmęczony, a ona jest babą i ma się domem zająć, bo na pewno tylko leży i pachnie" - przecież po pracy powinna, a nawet musi wysprzątać dom na błysk i ogarnąć dzieci i mężusia), że jest w jakimś tam szoku, bo to nowa sytuacja, że mają depresję poporodową (bo jakim prawem, to na pewno bzdura i oszukujo te wredne babole!). No i często odchodzą, bo nie potrafią pokochać tych dzieci, one są im obojętne, a nie odeszły wcześniej przez prtesję społeczną, przez gadanie "no jak można nie kochać dzieci", a mają je, "bo mąż chciał i koniec", bo została zaszczuta, że MUSI mieć dzieci i koniec. Tylko, że jednej cudownie się odmieni w ciąży (na szczęście tak bywa), inna będzie żyła obok dzieci nie kochając ich (albo je będzie olewać, albo zmuszać się do udawania miłości), albo odejdzie - albo je zabije.
Mało to mężów, którzy postanowili przebić prezerwatywę "bo on chce dziecko, a żona się nie zgadza" (tak, wiem, prym wiodą głupie baby, łapiące faceta na dzieciaka, tylko, że facet ma o tyle lepiej, że odejdzie i ma gdzieś, najwyżej zabuli na alimenty, a kobieta nie, bo stwór będzie rozwijał się w niej, będzie męczył ją, nie jego)? Jak myślicie, co czuje kobieta postawiona przed faktem dokonanym? Zabezpieczała się, nie chcąc mordować dziecka, a zabezpieczenie pewnie by zadziałało, gdyby partner jej nie oszukał. I tak wracamy do tematu aborcji...