Zbłądziłam - pomocy!

Czyli rozmowy na temat planowania rodziny, czystości w małżeństwie, ile powinniśmy mieć dzieci, czy powinniśmy je karać.
Jednax

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: Jednax » 2020-08-11, 07:49

Twarde słowa nie pomogo, gdy trzeba renke podać.
Gdy do koła wielki mur, jest rozpacz. Rada na nic. Trzeba za renke.

Awatar użytkownika
exe
Bywalec
Bywalec
Posty: 176
Rejestracja: 3 maja 2020
Lokalizacja: Ziemski padół....
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 25 times
Been thanked: 65 times

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: exe » 2020-08-22, 09:33

Nawiązując do bardzo teagmfnych memów Magnolii, pragne dodać jeszcze jeden, poniewaz nie bierzesz pod uwagę tego, co Big dla Ciebie, jednakże musisz chciec żyć i pozwolić na to Bogu.Obrazek

Z Bożym pozdrowieniem,
exe
+++
Mdr 7, 15:
"Oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano! On jest bowiem i przewodnikiem Mądrości, i tym, który mędrcom nadaje kierunek."

preludium
Przybysz
Przybysz
Posty: 13
Rejestracja: 23 sie 2020
Been thanked: 2 times

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: preludium » 2020-08-23, 23:09

paulis20 pisze: 2020-06-25, 15:37 Witam Wszystkich.

Pisałam tutaj kiedyś na temat mojego problemu dot. rozstania. Rozstałam się z chłopakiem, ponieważ przerosła mnie jego choroba z dzieciństwa. Nie podołałam temu, choć bardzo chciałam. Po rozstaniu utrzymywaliśmy kontakt (przyjacielski i związkowy) i później zrozumiałam kogo ja tracę, że naprawdę bardzo go kocham i że ta jego choroba nie jest już istotna, więc walczyłam o ten związek, który się rozpadł, błagałam tego chłopaka o przebaczenie i danie mi szansy, ale on już nie chciał. Z czasem zmienił do mnie stosunek, stał się oschły, lekceważący i z brakiem empatii, a następnie wypomniał mi wszystkie moje wady i błędy. A później dowiedziałam się, że on zaczął z kimś się spotykać i dlatego już mu przestało na mnie zależeć. Dla naszego dobra (głównie mojego) definitywnie urwaliśmy kontakt.

Niestety to rozstanie, które było 1,5 roku temu odbiło się na mnie bardzo źle. Do dnia dzisiejszego nie wyleczyłam się z tego, wpadłam w zaburzenia lękowe i depresyjne. Muszę leczyć się psychiatrycznie - brać leki i chodzić na terapię, co na razie mi nie pomaga. W skrócie można powiedzieć, że jestem wrakiem człowieka. Natomiast ten chłopak bardzo szybko z tego się wyleczył, poznał dziewczynę, która jest moim przeciwieństwem i ma to wszystko czego ja nie miałam i nie mam, z tego co widziałam jest on szczęśliwy. A ja zaczęłam się z tą dziewczyną porównywać, a przede wszystkim bardzo obwiniać, że okazałam się taka słaba i podła, że zostawiłam wartościowego i dobrego człowieka, że jestem wszystkiemu winna. Bardzo cierpię i nie daję już rady.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że odwróciłam się od Boga, przestałam z nim rozmawiać, unikam spowiedzi i czuję w głębi serca, że go zawiodłam, ponieważ 2 lata modliłam się do Boga o dobrego i wartościowego chłopaka, który mnie nie skrzywdzi i takiego dostałam. Bóg wysłuchał mojej modlitwy. Ale co ja zrobiłam? Zostawiłam go po 1,5 roku znajomości. Wszystkich zawiodłam i siebie, i tego chłopaka i Boga. Wstyd mi, że taka jestem. Czuję się teraz nic nie wartościowa, za podłego człowieka, a wcześniej jeszcze miewałam myśli samobójcze i ogólnie bardzo cierpię. Nie mogę sobie wybaczyć mojej decyzji o rozstaniu i pogodzić się z tym rozstaniem. Cała wina i odpowiedzialność spadła na mnie. Jak byłam z tym chłopakiem to bardzo byłam blisko Boga, a teraz po tym rozstaniu bardzo się od niego oddaliłam i już w niczym nie widzę sensu.
Bardzo proszę o pomoc, wsparcie i rady.
Przeczytaj mój post ku przestrodze. Nie warto robić nic na siłę w miłości. Uważam też, że bycie z mężczyzną to nie gwarancja szczęścia, bo te można mieć w samotności. Ja zawsze byłam z kimś, bo chciałam i te moje chcenie stało się katastrofą.
Ludzie czasem popełniają błędy
To , że odrzucilas tego chłopaka to nie jest koniec świata. Naprawdę proszę, że uzależniaj się od mężczyzn, bo zmarnyjesz życie tak ja. Jego nie ma ale nadal jesteś Ty. Bóg Cię kocha nawet bez niego.

Jednax

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: Jednax » 2020-08-24, 15:15

A dla mnie, życie z kobieto, to ciagle ustepowanie, zatykanie uszu, jak marudzi, narzeka. Ciagle chce coś inaczej, po swojemu. Zawsze musi mieć racja. Ale przysiengałem. Wytrzymam. Bóg wazniejszy od jej niecheci.

RozaliaRoza

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: RozaliaRoza » 2020-09-04, 11:29

Ważne, że chcesz znów być blisko Boga i naprawdę potrzebujesz jego obecności, rozmowy z Nim :) jestem pewna, że wkrótce uda Ci się o nim zapomnieć. Trzymam kciuki za twoje leczenie, bo to teraz czas dla Ciebie! Musisz się skupić na sobie i być najlepszą wersją siebie :) Pozdrawiam

paulis20
Początkujący
Początkujący
Posty: 52
Rejestracja: 7 cze 2019
Has thanked: 47 times
Been thanked: 9 times

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: paulis20 » 2020-09-14, 19:32

RozaliaRoza pisze: 2020-09-04, 11:29 Ważne, że chcesz znów być blisko Boga i naprawdę potrzebujesz jego obecności, rozmowy z Nim :) jestem pewna, że wkrótce uda Ci się o nim zapomnieć. Trzymam kciuki za twoje leczenie, bo to teraz czas dla Ciebie! Musisz się skupić na sobie i być najlepszą wersją siebie :) Pozdrawiam
Chciałabym, ale ja chyba tak nie potrafię. Od stycznia tego roku nie potrafię wziąć się w garść, nie umiem się cieszyć nawet z prostych rzeczy. Minęło 9 miesięcy a ja nadal jestem wrakiem człowieka. Czy kiedykolwiek z tego wyjdę? Osoba, która stoi z boku nie wie jak mi jest ciężko. Moje życie naprawdę straciło sens. Zaniedbuje swoje obowiązki, swoje pasje, a już nie mówiąc o Bogu... u spowiedzi byłam w zeszłym roku. Nie mam przyjaciół, rodzina ode mnie się oddaliła, traktują mnie jak obcą, a mój były chłopak ma nowe życie. Straciłam wszystko mojego najlepszego przyjaciela, moją bratnią duszę i chłopaka. Czuję się taka nic nie warta... ;(

Awatar użytkownika
bei
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 251
Rejestracja: 11 lis 2019
Has thanked: 10 times
Been thanked: 48 times

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: bei » 2020-09-14, 23:25

@paulis20 po prostu potrzebujesz więcej czasu. Mi pierwszy facet po rozstaniu napisał żebym sobie nie myślała że nic nie znaczyłam, bo on tak z tydzień po rozstaniu o mnie myślał. Nie wiadomo czy się śmiać czy płakać :-? . Ja pewnie przez rok słysząc dzwonek do drzwi myślałam, że to może on. Potem mi przeszlo, ale jak go zobaczyłam w markecie jakieś dwa lata po rozstaniu to w nocy płakałam w poduszkę. 3 lata po rozstaniu bardzo chciałam wejść w nowy związek.

Ostatnio byłam u endokrynologa. Pytał jak to lekarz jak się czuje, więc mówie mu, że źle. On na to że spróbuję dobrać mi dawkę, żebym się lepiej czuła. Zaczęłam się śmiać,że mi te leki nie pomogą... że miałam brać w sierpniu ślub i go nie wzięłam nie przez koronawirusa, że ja potrzebuje czasu, żeby się lepiej czuc. Lekarz powiedział no tak to Pani potrzebuje dwóch albo 3 lat... . Ogólnie ludzie sobie różnie radzą. Niektórym zajmuje uporanie się z rozstaniem kilka miesięcy, inny jak mojemu byłemu tydzień . Pewien ksiądz powiedział kiedyś, że to nie powinno trwać więcej jak dwa lata, bo jeśli trwa więcej tzn, że jest podsycane, np. oglądaniem starych zdjęć itd. Ja pierwszego chłopaka zablokowalam na FB i nie wiedziałam co u niego. Niedawno widziałem go w kościele z jakąś dziewczyną. Nie robi to na mnie wrażenia, tylko czuję żal, że mi znowu się nie udało.

Króliczek

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: Króliczek » 2020-09-15, 10:16

paulis20 pisze: 2020-09-14, 19:32
RozaliaRoza pisze: 2020-09-04, 11:29 Ważne, że chcesz znów być blisko Boga i naprawdę potrzebujesz jego obecności, rozmowy z Nim :) jestem pewna, że wkrótce uda Ci się o nim zapomnieć. Trzymam kciuki za twoje leczenie, bo to teraz czas dla Ciebie! Musisz się skupić na sobie i być najlepszą wersją siebie :) Pozdrawiam
Chciałabym, ale ja chyba tak nie potrafię. Od stycznia tego roku nie potrafię wziąć się w garść, nie umiem się cieszyć nawet z prostych rzeczy. Minęło 9 miesięcy a ja nadal jestem wrakiem człowieka. Czy kiedykolwiek z tego wyjdę? Osoba, która stoi z boku nie wie jak mi jest ciężko. Moje życie naprawdę straciło sens. Zaniedbuje swoje obowiązki, swoje pasje, a już nie mówiąc o Bogu... u spowiedzi byłam w zeszłym roku. Nie mam przyjaciół, rodzina ode mnie się oddaliła, traktują mnie jak obcą, a mój były chłopak ma nowe życie. Straciłam wszystko mojego najlepszego przyjaciela, moją bratnią duszę i chłopaka. Czuję się taka nic nie warta... ;(
Wybacz, że się znowu wtrącam ale no nie mogę, jaka jest Twoja hierarchia wartości, na którym miejscu jest u ciebie Bóg? czemu stawiasz sobie jakiegoś chłopaka na piedestale i od niego uzależniasz czy będziesz szczęśliwa czy nie,sorki ale to jest toksyczna miłość, jak kogokolwiek pokochasz z takim podejsciem.

Magnolia

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: Magnolia » 2020-09-16, 08:16

Paulinko, mam do Ciebie prośbę. Wyjdź poza swój wątek i poczytaj inne tematy, może te aktywne, może jakies starsze, może załóż jakiś nowy o czymś co Cię interesuje, albo co czytałaś ostatnio.
Chciałabym namówić Cię do wyjścia z zamkniętego kręgu a otwarcia sie na innych ludzi.
Skomentuj kilka wątków, zobacz jakie inni mają problemy albo czym się dzielą. Na razie w necie, tu na forum. Może kolejnym krokiem bedzie w realu. Ale prosze Cię wyjdź z zamkniętych czterech ścian własnego cierpienia i zobacz co u innych ludzi.
Wiem z doświadczenia, że gdy zobaczymy potrzeby innych ludzi, zaczniemy im pomagać, to choć na chwile zapominamy o swoim własnym cierpieniu. a to w bilansie dziennym oznacza, ze cierpieliśmy o tle mniej, ile zapomnieliśmy o sobie a pomogliśmy komuś innemu.

paulis20
Początkujący
Początkujący
Posty: 52
Rejestracja: 7 cze 2019
Has thanked: 47 times
Been thanked: 9 times

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: paulis20 » 2020-09-18, 06:31

bei pisze: 2020-09-14, 23:25 @paulis20 po prostu potrzebujesz więcej czasu. Mi pierwszy facet po rozstaniu napisał żebym sobie nie myślała że nic nie znaczyłam, bo on tak z tydzień po rozstaniu o mnie myślał. Nie wiadomo czy się śmiać czy płakać :-? . Ja pewnie przez rok słysząc dzwonek do drzwi myślałam, że to może on. Potem mi przeszlo, ale jak go zobaczyłam w markecie jakieś dwa lata po rozstaniu to w nocy płakałam w poduszkę. 3 lata po rozstaniu bardzo chciałam wejść w nowy związek.

Ostatnio byłam u endokrynologa. Pytał jak to lekarz jak się czuje, więc mówie mu, że źle. On na to że spróbuję dobrać mi dawkę, żebym się lepiej czuła. Zaczęłam się śmiać,że mi te leki nie pomogą... że miałam brać w sierpniu ślub i go nie wzięłam nie przez koronawirusa, że ja potrzebuje czasu, żeby się lepiej czuc. Lekarz powiedział no tak to Pani potrzebuje dwóch albo 3 lat... . Ogólnie ludzie sobie różnie radzą. Niektórym zajmuje uporanie się z rozstaniem kilka miesięcy, inny jak mojemu byłemu tydzień . Pewien ksiądz powiedział kiedyś, że to nie powinno trwać więcej jak dwa lata, bo jeśli trwa więcej tzn, że jest podsycane, np. oglądaniem starych zdjęć itd. Ja pierwszego chłopaka zablokowalam na FB i nie wiedziałam co u niego. Niedawno widziałem go w kościele z jakąś dziewczyną. Nie robi to na mnie wrażenia, tylko czuję żal, że mi znowu się nie udało.
Dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią. Dzięki niej wiem, że nie jestem sama w tym co mnie spotkało. Pewnie domyślaś się przez co ja przechodzę, jak trudno mi funkcjonować i znów zacząć się uśmiechać...

Dodano po 1 minucie 23 sekundach:
Magnolia pisze: 2020-09-16, 08:16 Paulinko, mam do Ciebie prośbę. Wyjdź poza swój wątek i poczytaj inne tematy, może te aktywne, może jakies starsze, może załóż jakiś nowy o czymś co Cię interesuje, albo co czytałaś ostatnio.
Chciałabym namówić Cię do wyjścia z zamkniętego kręgu a otwarcia sie na innych ludzi.
Skomentuj kilka wątków, zobacz jakie inni mają problemy albo czym się dzielą. Na razie w necie, tu na forum. Może kolejnym krokiem bedzie w realu. Ale prosze Cię wyjdź z zamkniętych czterech ścian własnego cierpienia i zobacz co u innych ludzi.
Wiem z doświadczenia, że gdy zobaczymy potrzeby innych ludzi, zaczniemy im pomagać, to choć na chwile zapominamy o swoim własnym cierpieniu. a to w bilansie dziennym oznacza, ze cierpieliśmy o tle mniej, ile zapomnieliśmy o sobie a pomogliśmy komuś innemu.
Czy chcesz przez to napisać, że masz mnie już dosyć? Pewnie wszyscy mnie macie dosyć.
Ja po prostu szukam tu wsparcia i pomocy.

Magnolia

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: Magnolia » 2020-09-18, 08:26

Paulinko, nie wiem jak mogłaś odebrać mój wpis, że jakobym miała Cię dosyć. Mój wpis miał CIe zachęcić do rozejrzenia się wokoło i może znajdziesz powód by sie odezwać do ludzi w innych wątkach. To ma Tobie pomóc.
Napisałam też, ze gdy pomagamy innym, zapominamy o swoim cierpieniu, uśmierzymy własny ból. I łatwiej nam znieść własne problemy, bo już nie sa takie ciężkie i przytłaczające.
Możesz tez włączyć się w dzieło Dolina Modlitwy na YT i nagrać własną modlitwę, która lubisz się modlić.
Może tez znajdziesz tam jakąś dobra modlitwę dla siebie na ten trudny czas.
Chcę pomóc, wyciągam rękę do Ciebie.
Ostatnio zmieniony 2020-09-18, 08:27 przez Magnolia, łącznie zmieniany 1 raz.

ez_park
Początkujący
Początkujący
Posty: 62
Rejestracja: 8 wrz 2020
Wyznanie: Chrześcijanin
Has thanked: 1 time
Been thanked: 23 times

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: ez_park » 2020-09-18, 09:18

Moja droga, wydaje mi się, że masz nie tylko problem natury duchowej. Nieudany związek zawsze może się źle odbić na psychice człowieka, w dodatku trudny związek, w który włożyło się sporo uwagi - tym bardziej. Nie jestem w tej sprawie ekspertem, bo mam od początku jedną kobietę w życiu. Leki nie pomagają? Może warto pomyśleć nad zmianą farmakoterapii, warto przedyskutować to z psychiatrą. Psychoterapia jest konieczna aby przepracować te trudne do zaakceptowania fakty, z lękiem i depresją się nie walczy tylko oswaja te odczucia, dlatego warto chocdzić i nastawiać się na efekty w perspektywie długofalowej. Wydaje mi się, że nieprawidłowo leczona depresja powoduje, że nastawiasz się źle do wszystkiego i wszystkich. To nie pomaga, tamto nie ma sensu, to za trudne, to nie daje mi radości, ten ma mnie dość, tamta ma mnie dość itp. To wszystko potęguje brak wsparcia bliskich. Jak trochę byś doszła do siebie, proponuję zdrowe towarzystwo, znaleźć nie chłopaka z problemami ale zacząć od przyjaciół, którym będziesz mogła zaufać.

paulis20
Początkujący
Początkujący
Posty: 52
Rejestracja: 7 cze 2019
Has thanked: 47 times
Been thanked: 9 times

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: paulis20 » 2020-09-19, 21:50

ez_park pisze: 2020-09-18, 09:18 Moja droga, wydaje mi się, że masz nie tylko problem natury duchowej. Nieudany związek zawsze może się źle odbić na psychice człowieka, w dodatku trudny związek, w który włożyło się sporo uwagi - tym bardziej. Nie jestem w tej sprawie ekspertem, bo mam od początku jedną kobietę w życiu. Leki nie pomagają? Może warto pomyśleć nad zmianą farmakoterapii, warto przedyskutować to z psychiatrą. Psychoterapia jest konieczna aby przepracować te trudne do zaakceptowania fakty, z lękiem i depresją się nie walczy tylko oswaja te odczucia, dlatego warto chocdzić i nastawiać się na efekty w perspektywie długofalowej. Wydaje mi się, że nieprawidłowo leczona depresja powoduje, że nastawiasz się źle do wszystkiego i wszystkich. To nie pomaga, tamto nie ma sensu, to za trudne, to nie daje mi radości, ten ma mnie dość, tamta ma mnie dość itp. To wszystko potęguje brak wsparcia bliskich. Jak trochę byś doszła do siebie, proponuję zdrowe towarzystwo, znaleźć nie chłopaka z problemami ale zacząć od przyjaciół, którym będziesz mogła zaufać.
Bardzo Ci dziękuję, że starasz się mnie zrozumieć i podzieliłeś się swoją radą. Przez to całe rozstanie bardzo się zmieniłam, nic mnie nie cieszy, moje życie nie ma sensu jak wcześniej, nie pamiętam już kiedy się uśmiechałam. Moja mama płacze i modli się, żebym wróciła w końcu do normalności, żebym znów była radosna i szczęśliwa. Widzisz człowiek, który był dla mnie największą ostoją, największym wsparciem i przyjacielem jest z kimś innym, a ja ciągle nie mogę sobie darować, że to przeze mnie nie jest ze mną, że to wszystko jest moja wina. Teraz w niczym nie widzę sensu. Mam 27 lat i nie chce mi się żyć, nie potrafię już cieszyć się z życia jak dawniej. To była moja pierwsza miłość, w którą zaangażowałam się w 100% z którą miałam plany przyszłościowe tj. założenie rodziny itd. A razem z tym rozstaniem zostałam sama, bez niego i bez radości z życia. Wiem, wiem, że wg Was piszę głupoty, ale zrozumie mnie tylko osoba, która również była w depresji po rozstaniu i z tego wyszła i wie przez co ja przechodzę. Jak ciężko mi wstać z łóżka, jak ciągle mogłabym spać, jak nie mam ochoty wychodzić z domu i jak bardzo jest mi ciężko funkcjonować.

ez_park
Początkujący
Początkujący
Posty: 62
Rejestracja: 8 wrz 2020
Wyznanie: Chrześcijanin
Has thanked: 1 time
Been thanked: 23 times

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: ez_park » 2020-09-19, 22:21

Nie obraź się bo będę konsekwentnie trwał przy swoim. Tylko utwierdzasz mnie w tym, że masz źle leczoną depresję. To że miałaś nieudany związek, to, że chłopak był w porządku, to że masz 27 lat wcale nie oznacza, że jesteś skazana na bycie nieszczęśliwą. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko dla Ciebie wydaje się być niewyobrażalne, ale nie masz racji w tym, że miałaś jedną miłość i teraz musisz pokutować całe życie, bo się nie udało. Dobrze by było jakbyś chodziła na psychoterapię, zrozumiała, że jesteś wrażliwa emocjonalnie i starała się przekuć to w swoją zaletę. Pamiętaj, że wrażliwość to dobra cecha - problemem jest patologiczne nasilenie tej wrażliwości co przerodziło się w ciężką depresję. Jako mąż i ojciec mogę Ci powiedzieć, że wielka miłość to nie jest podstawa związku - nawet małżeńskiego. To przede wszystkim praca nad sobą, kompromisy, wyrabianie sobie wspólnego zdania, trzeba stać się dobrym małżonkiem i poszukać kogoś kto się taki stanie dla Ciebie. Ale to nie robi się rwiąc sobie włosy z głowy. To wszystko przychodzi automatycznie. Nie zrozum mnie źle, kocham swoją żonę ale to byłoby nic gdyby nie problemy, które pokonaliśmy jak np. alkoholizm jej taty, ciężką chorobę i śmierć jej ukochanego dziadka i kilka innych... Sam zresztą leczę się obecnie przez zbyt sporo doświadczeń na nerwicę. Nie mam co prawda depresji ale moja odporność na stres jest bardzo niska, łatwo dostawałem napady duszności, uderzenia gorąca, sztywne mięśnie, ataksja czy bóle głowy, brzucha . Relaksuję się, bawię się z córką, chodzę na spacery, biorę lek i czekam na jego pełne działanie a to może potrwać jeszcze nawet z 2 miesiące. Jest już mi trochę lepiej ale jeszcze to dziadostwo siedzi we mnie i wiem, że sporo pracy nad sobą mnie jeszcze czeka. Mam wsparcie żony i bliskich. O Ciebie martwi się mama, warto z nią rozmawiać jak najwięcej, nie tylko modlitwa tu jest potrzebna. Potrzebujesz kogoś, kto Ciebie w pełni zrozumie.

Dodam, że cały czas jestem aktywny zawodowo a mam bardzo odpowiedzialną pracę. Np. oprócz wydawania leków robię leki dla dzieci po operacjach kardiologicznych, z wadami wrodzonymi itp. (zmniejszam dawki proporcjonalnie do wieku i wagi). Przychodzą do apteki ludzie nawet z ciężką schizofrenią, którzy pracują, egzystują z ludźmi, a wręcz uważam, że wielu z nich jest bardzo dobrze wychowanych i kulturalnych. Oczywiście takie życie złożone jest z farmakoterapii, obostrzeń i wyrzeczeń ale da się!
Ostatnio zmieniony 2020-09-19, 22:26 przez ez_park, łącznie zmieniany 1 raz.

paulis20
Początkujący
Początkujący
Posty: 52
Rejestracja: 7 cze 2019
Has thanked: 47 times
Been thanked: 9 times

Re: Zbłądziłam - pomocy!

Post autor: paulis20 » 2020-09-20, 17:04

ez_park pisze: 2020-09-19, 22:21 Nie obraź się bo będę konsekwentnie trwał przy swoim. Tylko utwierdzasz mnie w tym, że masz źle leczoną depresję. To że miałaś nieudany związek, to, że chłopak był w porządku, to że masz 27 lat wcale nie oznacza, że jesteś skazana na bycie nieszczęśliwą. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko dla Ciebie wydaje się być niewyobrażalne, ale nie masz racji w tym, że miałaś jedną miłość i teraz musisz pokutować całe życie, bo się nie udało. Dobrze by było jakbyś chodziła na psychoterapię, zrozumiała, że jesteś wrażliwa emocjonalnie i starała się przekuć to w swoją zaletę. Pamiętaj, że wrażliwość to dobra cecha - problemem jest patologiczne nasilenie tej wrażliwości co przerodziło się w ciężką depresję. Jako mąż i ojciec mogę Ci powiedzieć, że wielka miłość to nie jest podstawa związku - nawet małżeńskiego. To przede wszystkim praca nad sobą, kompromisy, wyrabianie sobie wspólnego zdania, trzeba stać się dobrym małżonkiem i poszukać kogoś kto się taki stanie dla Ciebie. Ale to nie robi się rwiąc sobie włosy z głowy. To wszystko przychodzi automatycznie. Nie zrozum mnie źle, kocham swoją żonę ale to byłoby nic gdyby nie problemy, które pokonaliśmy jak np. alkoholizm jej taty, ciężką chorobę i śmierć jej ukochanego dziadka i kilka innych... Sam zresztą leczę się obecnie przez zbyt sporo doświadczeń na nerwicę. Nie mam co prawda depresji ale moja odporność na stres jest bardzo niska, łatwo dostawałem napady duszności, uderzenia gorąca, sztywne mięśnie, ataksja czy bóle głowy, brzucha . Relaksuję się, bawię się z córką, chodzę na spacery, biorę lek i czekam na jego pełne działanie a to może potrwać jeszcze nawet z 2 miesiące. Jest już mi trochę lepiej ale jeszcze to dziadostwo siedzi we mnie i wiem, że sporo pracy nad sobą mnie jeszcze czeka. Mam wsparcie żony i bliskich. O Ciebie martwi się mama, warto z nią rozmawiać jak najwięcej, nie tylko modlitwa tu jest potrzebna. Potrzebujesz kogoś, kto Ciebie w pełni zrozumie.

Dodam, że cały czas jestem aktywny zawodowo a mam bardzo odpowiedzialną pracę. Np. oprócz wydawania leków robię leki dla dzieci po operacjach kardiologicznych, z wadami wrodzonymi itp. (zmniejszam dawki proporcjonalnie do wieku i wagi). Przychodzą do apteki ludzie nawet z ciężką schizofrenią, którzy pracują, egzystują z ludźmi, a wręcz uważam, że wielu z nich jest bardzo dobrze wychowanych i kulturalnych. Oczywiście takie życie złożone jest z farmakoterapii, obostrzeń i wyrzeczeń ale da się!
Dziękuję, że podzieliłeś się swoim doświadczeniem i swoimi przeżyciami, bo dzięki temu może trochę inaczej spojrzę na swoją sytuację. Chyba mnie rozgryzłeś, widzisz mój mózg zakodował, że ten chłopak był jedyny i już więcej nikogo nie poznam i w nikim więcej się nie zakocham. Przy nim byłam sobą, przy nim byłam szczęśliwa, przy nim byłam pewna siebie, dzięki niemu stawałam się odważna i atrakcyjna. On był moim najlepszym i jedynym przyjacielem, któremu mówiłam wszystko, absolutnie wszystko bo wiedziałam, że mogę liczyć na jego wsparcie i zrozumienie. I kiedy go już nie ma to nie potrafię żyć i być radosnym człowiekiem. Moje życie straciło sens i nie mam siły funkcjonować. Ciężko to zrozumieć osobom które nie wiedzą jak to jest po rozstaniu będąc w depresji. Piszesz, że może mam złe leczenie, może i tak, nie wiem, ale chyba nikt nie potrafi mi pomóc...

ODPOWIEDZ

Wróć do „Rodzina, małżeństwo, narzeczeni”