Post
autor: paulis20 » 2020-07-27, 21:07
Dziękuję za to co piszecie, ale największy problem jest w tym, że przez swoją depresję bardzo oddaliłam się od Boga. Jak byłam z tym chłopakiem to wręcz byłam bardzo blisko Boga (bo ten chłopak jest również wierzący i to on mi pokazał świat wspólnot religijnych, to on mi powiedział pierwszy raz o tzw. Kościele ulicznym). Przez rozstanie z którym nie radzę sobie tak długi czas (bo ponad rok czasu) przestałam się modlić, chodzić do spowiedzi - jakbym już nawet na to nie miała siły. Najchętniej zamknęłabym się w pokoju i z niego nie wychodziła i tylko leżała w łóżku i płakała. Nie pamiętam już kiedy się uśmiechałam. Piszecie, żebym spojrzała na swoje problemy inaczej, ale nie rozumiecie, że ja nawet nie mam siły na nie już patrzeć. Zaniedbuję swoje obowiązki, nie mam siły pracować, boję się, żebym nie straciła pracy, bo wtedy dopiero nie będę miała po co żyć. Naprawdę nie radzę sobie z tym rozstaniem, nie umiem uwierzyć, że może mnie jeszcze w życiu coś dobrego spotkać, że mogę jeszcze raz się zakochać (to chyba jest niemożliwe, bo moje serce ciągle jest zajęte). Ja naprawdę kochałam i nadal kocham tego człowieka całym sercem, ale nie dałam rady z tą jego chorobą i to przeze mnie wszystko się skończyło. Pomimo iż błagałam go o danie mi szansy, o zaufanie, bo zrozumiałam, że jego choroba nie jest tu istotna, że on najbardziej jako człowiek się liczy i dojrzałam do tego wszystkiego, że to był proces, żeby w sobie to przełamać, zrozumieć. Niestety to nie jest coś co widzimy na co dzień, co można do tego z łatwością przywyknąć, dla osoby słabej psychicznie zaakceptowanie czyjejś choroby, która jest widoczna jest bardzo trudne. Walczyłam sama ze sobą bardzo długo, żeby umieć spojrzeć na jego chorobę inaczej tak jak on, ale nie umiałam. A teraz nie mogę sobie przebaczyć, że już go nie ma w moim życiu, że nie posłuchałam serca tylko rozumu. Moje serce tak bardzo krwawi i nie umiem żyć od nowa bez niego. Proszę zrozumcie mnie, ja naprawdę nie mam już siły.
Dodano po 13 minutach 39 sekundach:
Dodam jeszcze, że nie mogę sobie darować, że go straciłam, bo wiem, że takich ludzi nie ma jak on. On był pod względem charakteru ideałem faceta. Zapewniał mi bezpieczeństwo, dawał mi ciepło i miłość. Byłam przy nim szczęśliwa, ale nie doceniłam jego, bo myślałam, że zasługuję na kogoś lepszego, kogoś innego, zdrowszego. Dopiero teraz zrozumiałam, że przecież miałam taką wspaniałą osobę (dwa lata modliłam się do Boga o dobrego człowieka, który mnie nie skrzywdzi - dostałam, ale nie doceniłam). A teraz na własne życzenie jestem sama i nie pokocham nikogo innego, bo nawet nie potrafię, moje serce jest zamknięte na inne osoby. Pokochałam jednego człowieka, który urodził się z pewną chorobą i którego zostawiłam. I jak ja mam dalej żyć? Nie jestem już taką osobą jak kiedyś, która się uśmiechała i cieszyła z życia.
Ostatnio zmieniony 2020-07-27, 20:57 przez
paulis20, łącznie zmieniany 1 raz.