Nie mam już nadziei
Nie mam już nadziei
Witam, mam 32 i jestem po koscielnym unieważnieniu małżeństwa. Stwierdzono niedojrzałosc. Zawarto w uzasadnieniu informację, że powinnam podjąć terapię, gdyż wchodzę w trudne związki. U drugiej strony "byłego męża " psycholog zdiagnozował osobowość aspoleczna, deficyty, które uniemożliwiają stworzenie związku. Mamy syna, który ma teraz 12 lat.
Po tym związku byłam w kolejnym niesakramentalnym. Związek zakończył się zdrada partnera. Potem był kolejny 3 letni związek z alkoholikiem.
Około roku temu poznałam mężczyznę, który wydał się spełnieniem moich marzeń. Zdecydowaliśmy się na dziecko. Dbał o mnie , pracował dużo, szanował. Od kiedy jestem w ciąży mam piekło. On jest miły i kochany A za parę chwil wpada w furie. Wyzywa mnie przez kilka godzin , twierdzi, że to nie jego dziecko, wmawia kochanków, grzebią w telefonie, wszystko co irytuje. Ciagle kłamie, że np. kogoś poznał, albo że rozmawiał z kimś z mojej rodziny na mój temat. Potem okazuje się to klamstwem. Boję się, że kiedyś w afekcie zrobi mi krzywdę.
Rozmawiam z Bogiem, chodzę na mszę świętą, choć wiadomo, że marna ze mnie katoliczka, bo zdecydowałam się na dziecko w niesakramentalnym związku. Moja siostra, która źle wypowiada się o kościele i trochę gardzi katolikami ma kochającego męża.
Nie wiem, dlaczego to mnie spotkało. Dlaczego Bóg nie postawił dobrego człowieka na mojej drodze
Mój syn z poprzedniego związku też ma problemy, jest nadpobudliwy, ma problemy z nauką. Nie chce widywać się z ojcem, bo on taki jaki był wobec mnie, taki jest dla syna.
Pewnie zasłużyłam sobie na to, ale skąd wziąć siłę, by w tym żyć. Od kiedy jestem w ciąży unikam ludzi, nawet wstydzę się ciąży, choć pragnąłem jej.
Czy dla takich jak ja nie ma już żadnej szansy. Dlaczego moje dzieci będą musiały cierpieć. Dodam tylko, że ja nigdy nie zaznalam specjalnego szczęścia. W domu był alkohol i przemoc.
Skąd brać siłę, gdy coraz większą ciemność.
Po tym związku byłam w kolejnym niesakramentalnym. Związek zakończył się zdrada partnera. Potem był kolejny 3 letni związek z alkoholikiem.
Około roku temu poznałam mężczyznę, który wydał się spełnieniem moich marzeń. Zdecydowaliśmy się na dziecko. Dbał o mnie , pracował dużo, szanował. Od kiedy jestem w ciąży mam piekło. On jest miły i kochany A za parę chwil wpada w furie. Wyzywa mnie przez kilka godzin , twierdzi, że to nie jego dziecko, wmawia kochanków, grzebią w telefonie, wszystko co irytuje. Ciagle kłamie, że np. kogoś poznał, albo że rozmawiał z kimś z mojej rodziny na mój temat. Potem okazuje się to klamstwem. Boję się, że kiedyś w afekcie zrobi mi krzywdę.
Rozmawiam z Bogiem, chodzę na mszę świętą, choć wiadomo, że marna ze mnie katoliczka, bo zdecydowałam się na dziecko w niesakramentalnym związku. Moja siostra, która źle wypowiada się o kościele i trochę gardzi katolikami ma kochającego męża.
Nie wiem, dlaczego to mnie spotkało. Dlaczego Bóg nie postawił dobrego człowieka na mojej drodze
Mój syn z poprzedniego związku też ma problemy, jest nadpobudliwy, ma problemy z nauką. Nie chce widywać się z ojcem, bo on taki jaki był wobec mnie, taki jest dla syna.
Pewnie zasłużyłam sobie na to, ale skąd wziąć siłę, by w tym żyć. Od kiedy jestem w ciąży unikam ludzi, nawet wstydzę się ciąży, choć pragnąłem jej.
Czy dla takich jak ja nie ma już żadnej szansy. Dlaczego moje dzieci będą musiały cierpieć. Dodam tylko, że ja nigdy nie zaznalam specjalnego szczęścia. W domu był alkohol i przemoc.
Skąd brać siłę, gdy coraz większą ciemność.
Ostatnio zmieniony 2020-08-23, 22:02 przez preludium, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Nie mam już nadziei
Witaj.
No tak, sporo jak na jedną osobę tych kłopotów.
W Kurii stwierdzono nieważność waszego małżeństwa, tego pierwszego, czyli jesteś stanu wolnego.
Na pewno wesprzemy CIę modlitwą i pomożemy rozmową, ale nie rozwiążemy Twoich problemów, bo tylko Ty możesz to zrobić. Swoimi decyzjami.
Życie zacznie Ci się układa gdy Twoje decyzje będą roztropne, przemyślane.
Powiedz na początek, czy posłuchałaś dobrej rady z uzasadnienia i poszłaś na terapię? Bo jak rozumiem minęło kilka lat od tego orzeczenia.
No tak, sporo jak na jedną osobę tych kłopotów.
W Kurii stwierdzono nieważność waszego małżeństwa, tego pierwszego, czyli jesteś stanu wolnego.
Na pewno wesprzemy CIę modlitwą i pomożemy rozmową, ale nie rozwiążemy Twoich problemów, bo tylko Ty możesz to zrobić. Swoimi decyzjami.
Życie zacznie Ci się układa gdy Twoje decyzje będą roztropne, przemyślane.
Powiedz na początek, czy posłuchałaś dobrej rady z uzasadnienia i poszłaś na terapię? Bo jak rozumiem minęło kilka lat od tego orzeczenia.
Re: Nie mam już nadziei
Oczywiście, że byłam na terapii ( w całym życiu przeszłam łącznie 3 terapie).Magnolia pisze: ↑2020-08-23, 22:20 Witaj.
No tak, sporo jak na jedną osobę tych kłopotów.
W Kurii stwierdzono nieważność waszego małżeństwa, tego pierwszego, czyli jesteś stanu wolnego.
Na pewno wesprzemy CIę modlitwą i pomożemy rozmową, ale nie rozwiążemy Twoich problemów, bo tylko Ty możesz to zrobić. Swoimi decyzjami.
Życie zacznie Ci się układa gdy Twoje decyzje będą roztropne, przemyślane.
Powiedz na początek, czy posłuchałaś dobrej rady z uzasadnienia i poszłaś na terapię? Bo jak rozumiem minęło kilka lat od tego orzeczenia.
To przerażające, bo w pracy jestem bardzo szanowana, uważana za tytan pracy. Ogólnie potrafię zadbać o finanse, cisne syna, by się uczył, przestrzegam norm społecznych . Mam swoje wady, ale chyba nie aż takie, by zaslugiwac na takie traktowanie.
Bardzo proszę o modlitwę, bo nie dam w końcu rady.
Re: Nie mam już nadziei
Stawalam po nich na nogi. Moim przekleństwem są po prostu mężczyźni. Już jako 8 latka spośród gromadki dzieci pedofil upatrzyl akurat mnie. Zaciągnął do piwnicy i pokazał członka. Mi ściągnął majtki, całował mnie tam i w usta jak dorośli. Dlaczego już wtedy byłam ofiarą nie wiem. To jest jak piętno.
Wszystko wskazuje, że powinnam
być sama, ale czym to dzieciątko, ktorego sie spodziewam zawinilo.
Re: Nie mam już nadziei
Dziękuję, to dla mnie bardzo dużo.
Ostatnio zmieniony 2020-08-23, 22:51 przez preludium, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Nie mam już nadziei
Ostatnio zmieniony 2020-08-24, 07:08 przez Magnolia, łącznie zmieniany 1 raz.
- Andej
- Legendarny komentator
- Posty: 22636
- Rejestracja: 20 lis 2016
- Been thanked: 4217 times
Re: Nie mam już nadziei
Odpowiedź niesie wiktymologia. Zresztą, taki wniosek w orzeczeniu dostałaś.
Ale to tylko jedna strona medalu.
Surowo zabrzmią słowa, że każdy kowalem jest.
W zasięgu moim jest kilka wyjątków, tj. par, dla których drugi związek okazał się tym właściwym i trwałym. Niestety, w dominującej większości, gdy pęknie bariera pierwszej przysięgi, następne nie mają znaczenia. Wystarczy odnóże sierściucha. A nie każdego stać na wstrzemięźliwość.
Ale pewnych cech się nie zmieni diametralnie. Można nieco osłabić, inne wzmóc. Nie da się też wyrzucić z pamięci przeszłości. Ale można się od niej odciąć. Tak, aby zminimalizować wpływ na przyszłość.
Zastanów się, co jest dla Ciebie ważne. Spisz na kartce i uszereguj. Syn, seks, Bóg, wiara, poczęte dziecko, stabilizacja ... Najpierw wypisz wszelkie wartości. Te, o których teraz myślisz, to o których marzysz, te, które kiedyś dawały radość oraz te, które rozumując na chłodno uważasz za ważne. A potem poukładaj. Uszereguj od najważniejszego do najmniej ważnego. Lub odwrotnie. A gdy już ustalisz hierarchię, to będziesz wiedziała, co podporządkować czemu. Ale, w każdej drodze, trzeba określić cel najważniejszy. Nadrzędny nad innym celami. Cel ostateczny. Metę. I tam dążyć. Zostawiając z boku pomniejsze. Coś za coś.
Ale to tylko jedna strona medalu.
Surowo zabrzmią słowa, że każdy kowalem jest.
W zasięgu moim jest kilka wyjątków, tj. par, dla których drugi związek okazał się tym właściwym i trwałym. Niestety, w dominującej większości, gdy pęknie bariera pierwszej przysięgi, następne nie mają znaczenia. Wystarczy odnóże sierściucha. A nie każdego stać na wstrzemięźliwość.
Ale pewnych cech się nie zmieni diametralnie. Można nieco osłabić, inne wzmóc. Nie da się też wyrzucić z pamięci przeszłości. Ale można się od niej odciąć. Tak, aby zminimalizować wpływ na przyszłość.
Zastanów się, co jest dla Ciebie ważne. Spisz na kartce i uszereguj. Syn, seks, Bóg, wiara, poczęte dziecko, stabilizacja ... Najpierw wypisz wszelkie wartości. Te, o których teraz myślisz, to o których marzysz, te, które kiedyś dawały radość oraz te, które rozumując na chłodno uważasz za ważne. A potem poukładaj. Uszereguj od najważniejszego do najmniej ważnego. Lub odwrotnie. A gdy już ustalisz hierarchię, to będziesz wiedziała, co podporządkować czemu. Ale, w każdej drodze, trzeba określić cel najważniejszy. Nadrzędny nad innym celami. Cel ostateczny. Metę. I tam dążyć. Zostawiając z boku pomniejsze. Coś za coś.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.
-
- Mistrz komentowania
- Posty: 5977
- Rejestracja: 12 mar 2016
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 452 times
- Been thanked: 910 times
Re: Nie mam już nadziei
Nie wiem czy w ogóle oczekujesz jakichś konkretnych rad bo czasem ludzie chcą tylko aby ich pocieszać i współczuć.preludium pisze: ↑2020-08-23, 22:00 Witam, mam 32 i jestem po koscielnym unieważnieniu małżeństwa. Stwierdzono niedojrzałosc. Zawarto w uzasadnieniu informację, że powinnam podjąć terapię, gdyż wchodzę w trudne związki. U drugiej strony "byłego męża " psycholog zdiagnozował osobowość aspoleczna, deficyty, które uniemożliwiają stworzenie związku. Mamy syna, który ma teraz 12 lat.
Po tym związku byłam w kolejnym niesakramentalnym. Związek zakończył się zdrada partnera. Potem był kolejny 3 letni związek z alkoholikiem.
Około roku temu poznałam mężczyznę, który wydał się spełnieniem moich marzeń. Zdecydowaliśmy się na dziecko. Dbał o mnie , pracował dużo, szanował. Od kiedy jestem w ciąży mam piekło. On jest miły i kochany A za parę chwil wpada w furie. Wyzywa mnie przez kilka godzin , twierdzi, że to nie jego dziecko, wmawia kochanków, grzebią w telefonie, wszystko co irytuje. Ciagle kłamie, że np. kogoś poznał, albo że rozmawiał z kimś z mojej rodziny na mój temat. Potem okazuje się to klamstwem. Boję się, że kiedyś w afekcie zrobi mi krzywdę.
Rozmawiam z Bogiem, chodzę na mszę świętą, choć wiadomo, że marna ze mnie katoliczka, bo zdecydowałam się na dziecko w niesakramentalnym związku. Moja siostra, która źle wypowiada się o kościele i trochę gardzi katolikami ma kochającego męża.
Nie wiem, dlaczego to mnie spotkało. Dlaczego Bóg nie postawił dobrego człowieka na mojej drodze
Mój syn z poprzedniego związku też ma problemy, jest nadpobudliwy, ma problemy z nauką. Nie chce widywać się z ojcem, bo on taki jaki był wobec mnie, taki jest dla syna.
Pewnie zasłużyłam sobie na to, ale skąd wziąć siłę, by w tym żyć. Od kiedy jestem w ciąży unikam ludzi, nawet wstydzę się ciąży, choć pragnąłem jej.
Czy dla takich jak ja nie ma już żadnej szansy. Dlaczego moje dzieci będą musiały cierpieć. Dodam tylko, że ja nigdy nie zaznalam specjalnego szczęścia. W domu był alkohol i przemoc.
Skąd brać siłę, gdy coraz większą ciemność.
Nie odważę się też doradzać ci odnośnie całokształtu twojego problemu bo jest on dosyć skomplikowany.
Jednak zwróciło moją uwagę to co podkreśliłem twoim poście.
Wygląda na to że ojciec twojego dziecka podejrzewa że to dziecko nie jest jego.To może powodować jego złe zachowania wobec ciebie.
Najlepszy sposób aby to zmienić jest udowodnienie mu tego że się myli. Obecnie są na to sposoby, można nawet przeprowadzić testy genetyczne.
Podejrzewam że jeśli się przekona że jego oskarżenia wobec ciebie były fałszywe to wasze relacje mogą się radykalnie zmienić.
Re: Nie mam już nadziei
Andej pisze: ↑2020-08-24, 09:37 Odpowiedź niesie wiktymologia. Zresztą, taki wniosek w orzeczeniu dostałaś.
Ale to tylko jedna strona medalu.
Surowo zabrzmią słowa, że każdy kowalem jest.
W zasięgu moim jest kilka wyjątków, tj. par, dla których drugi związek okazał się tym właściwym i trwałym. Niestety, w dominującej większości, gdy pęknie bariera pierwszej przysięgi, następne nie mają znaczenia. Wystarczy odnóże sierściucha. A nie każdego stać na wstrzemięźliwość.
Ale pewnych cech się nie zmieni diametralnie. Można nieco osłabić, inne wzmóc. Nie da się też wyrzucić z pamięci przeszłości. Ale można się od niej odciąć. Tak, aby zminimalizować wpływ na przyszłość.
Zastanów się, co jest dla Ciebie ważne. Spisz na kartce i uszereguj. Syn, seks, Bóg, wiara, poczęte dziecko, stabilizacja ... Najpierw wypisz wszelkie wartości. Te, o których teraz myślisz, to o których marzysz, te, które kiedyś dawały radość oraz te, które rozumując na chłodno uważasz za ważne. A potem poukładaj. Uszereguj od najważniejszego do najmniej ważnego. Lub odwrotnie. A gdy już ustalisz hierarchię, to będziesz wiedziała, co podporządkować czemu. Ale, w każdej drodze, trzeba określić cel najważniejszy. Nadrzędny nad innym celami. Cel ostateczny. Metę. I tam dążyć. Zostawiając z boku pomniejsze. Coś za coś.
Dziękuję za radę, spisze te wartości, choć czuje się bardzo źle, jak w czarnej otchłani, jakbym życie przegrała. Za dużo zła było i jest w tym mym życiu.Andej pisze: ↑2020-08-24, 09:37 Odpowiedź niesie wiktymologia. Zresztą, taki wniosek w orzeczeniu dostałaś.
Ale to tylko jedna strona medalu.
Surowo zabrzmią słowa, że każdy kowalem jest.
W zasięgu moim jest kilka wyjątków, tj. par, dla których drugi związek okazał się tym właściwym i trwałym. Niestety, w dominującej większości, gdy pęknie bariera pierwszej przysięgi, następne nie mają znaczenia. Wystarczy odnóże sierściucha. A nie każdego stać na wstrzemięźliwość.
Ale pewnych cech się nie zmieni diametralnie. Można nieco osłabić, inne wzmóc. Nie da się też wyrzucić z pamięci przeszłości. Ale można się od niej odciąć. Tak, aby zminimalizować wpływ na przyszłość.
Zastanów się, co jest dla Ciebie ważne. Spisz na kartce i uszereguj. Syn, seks, Bóg, wiara, poczęte dziecko, stabilizacja ... Najpierw wypisz wszelkie wartości. Te, o których teraz myślisz, to o których marzysz, te, które kiedyś dawały radość oraz te, które rozumując na chłodno uważasz za ważne. A potem poukładaj. Uszereguj od najważniejszego do najmniej ważnego. Lub odwrotnie. A gdy już ustalisz hierarchię, to będziesz wiedziała, co podporządkować czemu. Ale, w każdej drodze, trzeba określić cel najważniejszy. Nadrzędny nad innym celami. Cel ostateczny. Metę. I tam dążyć. Zostawiając z boku pomniejsze. Coś za coś.
Dodano po 3 minutach 31 sekundach:
Absolutnie nie chodzi tylko o wygadanie się. Te testy genetyczne to kpina. Grzebal w moim telefonie i miał pretensje, że rozmawialam z kolegą na temat wędkowania małych dzieci, bo mój synwedkuje. Jestem wierna jak pies, będąc w związku.Albertus pisze: ↑2020-08-24, 12:16Nie wiem czy w ogóle oczekujesz jakichś konkretnych rad bo czasem ludzie chcą tylko aby ich pocieszać i współczuć.preludium pisze: ↑2020-08-23, 22:00 Witam, mam 32 i jestem po koscielnym unieważnieniu małżeństwa. Stwierdzono niedojrzałosc. Zawarto w uzasadnieniu informację, że powinnam podjąć terapię, gdyż wchodzę w trudne związki. U drugiej strony "byłego męża " psycholog zdiagnozował osobowość aspoleczna, deficyty, które uniemożliwiają stworzenie związku. Mamy syna, który ma teraz 12 lat.
Po tym związku byłam w kolejnym niesakramentalnym. Związek zakończył się zdrada partnera. Potem był kolejny 3 letni związek z alkoholikiem.
Około roku temu poznałam mężczyznę, który wydał się spełnieniem moich marzeń. Zdecydowaliśmy się na dziecko. Dbał o mnie , pracował dużo, szanował. Od kiedy jestem w ciąży mam piekło. On jest miły i kochany A za parę chwil wpada w furie. Wyzywa mnie przez kilka godzin , twierdzi, że to nie jego dziecko, wmawia kochanków, grzebią w telefonie, wszystko co irytuje. Ciagle kłamie, że np. kogoś poznał, albo że rozmawiał z kimś z mojej rodziny na mój temat. Potem okazuje się to klamstwem. Boję się, że kiedyś w afekcie zrobi mi krzywdę.
Rozmawiam z Bogiem, chodzę na mszę świętą, choć wiadomo, że marna ze mnie katoliczka, bo zdecydowałam się na dziecko w niesakramentalnym związku. Moja siostra, która źle wypowiada się o kościele i trochę gardzi katolikami ma kochającego męża.
Nie wiem, dlaczego to mnie spotkało. Dlaczego Bóg nie postawił dobrego człowieka na mojej drodze
Mój syn z poprzedniego związku też ma problemy, jest nadpobudliwy, ma problemy z nauką. Nie chce widywać się z ojcem, bo on taki jaki był wobec mnie, taki jest dla syna.
Pewnie zasłużyłam sobie na to, ale skąd wziąć siłę, by w tym żyć. Od kiedy jestem w ciąży unikam ludzi, nawet wstydzę się ciąży, choć pragnąłem jej.
Czy dla takich jak ja nie ma już żadnej szansy. Dlaczego moje dzieci będą musiały cierpieć. Dodam tylko, że ja nigdy nie zaznalam specjalnego szczęścia. W domu był alkohol i przemoc.
Skąd brać siłę, gdy coraz większą ciemność.
Nie odważę się też doradzać ci odnośnie całokształtu twojego problemu bo jest on dosyć skomplikowany.
Jednak zwróciło moją uwagę to co podkreśliłem twoim poście.
Wygląda na to że ojciec twojego dziecka podejrzewa że to dziecko nie jest jego.To może powodować jego złe zachowania wobec ciebie.
Najlepszy sposób aby to zmienić jest udowodnienie mu tego że się myli. Obecnie są na to sposoby, można nawet przeprowadzić testy genetyczne.
Podejrzewam że jeśli się przekona że jego oskarżenia wobec ciebie były fałszywe to wasze relacje mogą się radykalnie zmienić.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.Po prostu nigdy nie podejmowalam mądrych decyzji.
- Andej
- Legendarny komentator
- Posty: 22636
- Rejestracja: 20 lis 2016
- Been thanked: 4217 times
Re: Nie mam już nadziei
W życiu każdego człowieka jest zbyt wiele zła. Każda ilość zła jest za duża. Ale nie ma takiego zła, z którego nie da się wyjść. Nie jest to łatwe. Ale Bóg kocha Cię taką jaką jesteś i czeka, kiedy lepiej poukładasz swoje życie. Czas ucieka ...
Niektóre choroby trzeba leczyć operacyjnie. A czasem wystarczy terapia. Ale niezależnie od metody, trzeba zacząć leczenie.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.
Re: Nie mam już nadziei
nie wiazałabym żadnych nadziei z udowodnieniem takiemu patologicznemu zazdrosnikowi czegokolwiek testem genetycznym. gdzieś czytalam ze dzieci z domów gdzie alkohol i przemoc szukaja (podswiadomie?) takiego właśnie partnera. nie wiem ile w tym prawdy
nie spodziewajcie sie po mnie ani wiedzy, ani mądrości