Wiara to proces. Nie nauczysz się chodzić nie upadając.
Dodano po 1 minucie 20 sekundach:
Moim zdaniem nawet poza.
Wiara to proces. Nie nauczysz się chodzić nie upadając.
Moim zdaniem nawet poza.
Ale tu chodzi o drogę do Boga. Można pójść prostą lub okrężną. Np. z Warszawy do Krakowa można pojechać drogą o długości 293 km. Można wybrać drogę o długości 317 lub 370. Ale możliwe jest też wybranie drogi o długości kilkudziesięciu tysięcy kilometrów lub więcej. A im dłuższa droga, tym większe prawdopodobieństwo, że nie uda się dotrzeć do celu.
Porzucając drogę wytyczona przez Kościół łatwiej jest nauczyć się upadać, niż osiągnąć zbawienie.
Rozumiem, że tego doświadczyłeś lub dostrzegłeś czyjeś nieZbawienia wynikające z porzcenia?
Najlepszą drogą do Boga jest naśladowanie Chrystusa.
Nie sądzę by było jak myślisz.
Raczej nie Boga a jakiś układ nieobciążający sumienia i nie skłaniający do zmiany życia i porzucenia grzechu.
Moim zdaniem były tam tez posty bezpośrednio dotyczące problemu Бarbаry.miłośniczka Faustyny pisze: ↑2021-07-10, 11:38 Posty niedostyczące bezpośrednio problemu Бarbаry przeniosłam tutaj: viewtopic.php?f=15&t=11414&start=30
Oczywiście mamy podstawy aby sądzić że niemowlę jest heteroseksualne bo to jest prawidłowa opcja rozwojowa człowieka. Natomiast nie mamy podstaw aby sądzić że niemowlę ma już jakieś zaburzenia i nieprawidłowości w sferze seksualnej w chwili swego urodzenia.
Oczywiście dziecko może mieć jakieś genetyczne skłonności do jakichś chorób czy zaburzeń ale nie możemy powiedzieć ze niemowlę ma raka albo że jest schizofrenikiem zanim nie zachoruje. Ale jak najbardziej możemy mówić ze jest zdrowe a nie chore wtedy jeśli jakiejś choroby jeszcze nie stwierdzamy. Podobnie możemy mówić ze niemowlę jest heteroseksualne a nie homoseksualne. Homoseksualizm to nie jest jakaś równorzędna opcja rozwojowa z heteroseksualizmem tylko zaburzenie w sferze seksualnej.
Nawet gdyby dziecko faktycznie rodziło się już zaburzeniem( nie sądzę aby tak było w przypadku homoseksualizmu ale zdarzają się choroby i deformacje fizyczne czy psychiczne już w łonie matki) to i tak będzie to zaburzenie a nie jakaś równorzędna (a nawet nierównorzędna) opcja.
Oczywiście powinno się kochać takie dziecko pomimo że jest dotknięte zaburzeniem a nawet może bardziej się nim w związku z tym zajmować. Poza tym nie zawsze to zaburzenie wynika z jakiejś osobistej winy człowieka.
Kochać dziecko ale nie jego zaburzenie. I tutaj chyba Barbara robi ten błąd że uznała że kochając dziecko powinna pokochać też jego zaburzenie.Dla mnie to absurd. To tak jakby ktoś kochając chore na raka dziecko pokochał też raka który je zżera i uznał tego raka za integralną część dziecka. A dla mnie jest oczywiste ze należy kochać dziecko pomimo tego ze ma raka, można też zaakceptować to ze dotknęło je takie nieszczęście w postaci choroby czy zaburzenia ale nie może to oznaczać tego że przestajemy pragnąć aby dziecko zostało uzdrowione ze swojej choroby czy zaburzenia i robić wszystko co możliwe aby takie uzdrowienie nastąpiło.
To ja pozwole sobie powrocic do postawionego wczesniej pytania: jak ma to wygladac w praktyce? Co w rzeczywistym zyciu ma oznaczac kochanie dziecka i nieakceptacja jego grzchu, w danym przypadku homoseksualnosci? Jak piszesz, nalezy pragnac, by nastapila zmiana i robic wszystko dla tego. Brzmi ladnie. Ale jak to przelozyc na konkretne dzialanie? Corka sprawe postawila jasno. Jest dorosla i nie nazwalabym jej glupia. Ma swoje zdanie. Zadne terapie, a takze wspolne modlitwy o "wyzdrowienie" nie wchodza w gre, ten temat byl doglebnie omawiany - bez przesady - kilkanascie razy. Co mozna czynic procz modlenia sie?Albertus pisze: ↑2021-07-10, 11:43 I tutaj chyba Barbara robi ten błąd że uznała że kochając dziecko powinna pokochać też jego zaburzenie. Dla mnie to absurd. To tak jakby ktoś kochając chore na raka dziecko pokochał też raka który je zżera i uznał tego raka za integralną część dziecka. A dla mnie jest oczywiste ze należy kochać dziecko pomimo tego ze ma raka, można też zaakceptować to ze dotknęło je takie nieszczęście w postaci choroby czy zaburzenia ale nie może to oznaczać tego że przestajemy pragnąć aby dziecko zostało uzdrowione ze swojej choroby czy zaburzenia i robić wszystko co możliwe aby takie uzdrowienie nastąpiło.
już to wielokrotnie mówiłem - trzeba mówić prawdę. Konkretnie jak w twoim przypadku tego nie wiem bo to ty znasz najlepiej twoja córkę.Бarbаra pisze: ↑2021-07-10, 14:25To ja pozwole sobie powrocic do postawionego wczesniej pytania: jak ma to wygladac w praktyce? Co w rzeczywistym zyciu ma oznaczac kochanie dziecka i nieakceptacja jego grzchu, w danym przypadku homoseksualnosci? Jak piszesz, nalezy pragnac, by nastapila zmiana i robic wszystko dla tego. Brzmi ladnie. Ale jak to przelozyc na konkretne dzialanie? Corka sprawe postawila jasno. Jest dorosla i nie nazwalabym jej glupia. Ma swoje zdanie. Zadne terapie, a takze wspolne modlitwy o "wyzdrowienie" nie wchodza w gre, ten temat byl doglebnie omawiany - bez przesady - kilkanascie razy. Co mozna czynic procz modlenia sie?Albertus pisze: ↑2021-07-10, 11:43 I tutaj chyba Barbara robi ten błąd że uznała że kochając dziecko powinna pokochać też jego zaburzenie. Dla mnie to absurd. To tak jakby ktoś kochając chore na raka dziecko pokochał też raka który je zżera i uznał tego raka za integralną część dziecka. A dla mnie jest oczywiste ze należy kochać dziecko pomimo tego ze ma raka, można też zaakceptować to ze dotknęło je takie nieszczęście w postaci choroby czy zaburzenia ale nie może to oznaczać tego że przestajemy pragnąć aby dziecko zostało uzdrowione ze swojej choroby czy zaburzenia i robić wszystko co możliwe aby takie uzdrowienie nastąpiło.
Odkad w naszej rodzinie pojawil sie ten problem, zaczelam sie interesowac dana problematyka. I dowiedzialam sie, ze jest zaskakujaco wiele podobnych przypadkow i bardzo rozne reakcje rodzicow, a takze innych krewnych. Niektorzy homo zostaja zupelnie odrzuceni, do tego stopnia, ze wygania sie ich z domu. Inni zyja w ciaglym poczuciu winy, bo rodzina przy kazdej okazji, a takze bez okazji, przypomina im, jak bardzo grzesza, sa wytykani jako czarne owce i zakala rodu. Bywa i przesada w druga strone, choc takich przypadkow znam o wiele mniej, przykladem jest rodzina wybranki mojej corki: nastepuje pelna akceptacja i wsparcie.
Wiec co robic?
Pytam na forum, bo wlasciwie nikt, zaden duchowny, nie byl w stanie udzielic mi odpowiedzi. Psycholodzy zas i seksulodzy (kontaktowalam sie z trzema, swieckimi) zgodnie stwierdzili: corce trzeba pomagac, wspierac ja, gdyz z jej orientacja nie czeka jej lekkie zycie,
w jaki to sposób rozum mówi ci ze homoseksualizm nie jest złem?
Mylisz Boże miłosierdzie dla grzeszników z akceptacją grzechu i uznaniem go za cos dobrego.sądzony pisze: ↑2021-07-10, 14:56 Rozum mówi mi, że homoseksualizm nie jest złem. Wierzę jednak, że jest grzechem.
Gdybym jednak nie wierzył w Boże miłosierdzie wobec tego grzechu musiałbym nie wierzyć we własne zbawienie.
Kochaj córkę i akceptuj.
Uważam, że Jezus z pewnością się od niej nie odwróci. Nie odwracaj się więc razem z Nim.
Trudno "radzić" w takiej sytuacji.
Pozdrawiam
Każdy z nas, każdego dnia odwraca się od Chrystusa.
I w związku z tym mamy nie mówić że związek lesbijski to odwracanie się do Chrystusa?
Pewnie w jakiś blachych sprawach. Nie można porównywać np zdenerwowania na żonę z świadomym trwaniu w grzechu sodomskim i poszukiwaniu kościoła który mój grzech zaakceptuje.