Szacunek do zdania

Czyli rozmowy na temat planowania rodziny, czystości w małżeństwie, ile powinniśmy mieć dzieci, czy powinniśmy je karać.
Awatar użytkownika
Zebra
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1027
Rejestracja: 20 lut 2021
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 336 times
Been thanked: 202 times

Re: Szacunek do zdania

Post autor: Zebra » 2021-03-26, 09:33

Z uporem maniaka powtarzam i powtarzać będę, że nawracanie jest obowiązkiem każdego katolika
Cytując Papieża Franciszka
Waszym powołaniem jest ewangelizacja; powołaniem Kościoła jest ewangelizacja; tożsamością Kościoła jest ewangelizacja. Nie uprawianie prozelityzmu – mówił do duchowieństwa w Mozambiku. – Prozelityzm nie jest ewangelizacją. Prozelityzm nie jest chrześcijański

I idąc dalej
«Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!» Mk 1, 15

Myślę, że możemy nawracać tylko siebie. Ale możemy innym pokazywać Boga, ewangelizować. I w takim przypadku tak jak mówi Andej, każdy jest zobowiązany do mówienia o prawdzie.
Kto zebrę wolno wypuszcza?
Kto osła dzikiego rozwiąże?
Za dom mu dałem pustkowie,
legowiskiem zaś jego słona ziemia.
Śmieje się z miejskiego zgiełku,
słów poganiacza nie słyszy,
w górach szuka pokarmu,
goni za wszelką zielenią.

Hi 39, 5-8

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4217 times

Re: Szacunek do zdania

Post autor: Andej » 2021-03-26, 17:44

lambda pisze: 2021-03-26, 01:28 Znajdz zwiazek przyczynowo skutkowy ze atwierdzeniem "to nie my nawracamy bo robi to Bóg i nie mamy wplywu na owoce naszych dzialań" z ttm ze nawracanie a raczej blad ( złe słowo) bo poprostu głoszenie Ewangeli powinien czynić kazdy katolik i wskaz mi gdzie to negowalam bo uniknołeś odpowiedzi.
Zaiste z uporem maniaka głoaisz jakieś swoje tezy
1. Głoszenie Ewangelii jest równoznaczne z nawracaniem. Ten, kto głosi Ewangelię, nawraca. Ten, kto odżegnuje się od nawracania, nie głosi Ewangelii.
2. Mamy wpływ na owoce naszych działań. Gdy głosimy Ewangelię, czyli nawracamy, dajemy świadectwo Jezusowi. Wpływamy na ludzi, do których, dzięki nam dociera Ewangelia. Nawracanie, także za pośrednictwem głoszenia Ewangelii jest podobne do podlewania grządki w czasie suszy. Daje szanse na wzrost. Natomiast zaniechanie podlewania gwarantuje, że roślina uschnie. Dlatego powstrzymanie się od nawracania, czyli głoszenia Ewangelii przynosi skutek negatywny. Reasumując, nawracając przyczyniamy się do skutków pozytywnych, rezygnując, wywołujemy skutki negatywne. Podobnie jak mamy wpływ na stan dziecka, gdy mówimy mu: Nie wkładaj ręki do wrzątku. Ostrzegając, dajemy szansę na uniknięcie bólu. Jeśli zrezygnujemy z ostrzeżenia, narażamy dziecko na poparzenia. W ten sposób mamy wpływ na to, co się stanie, gdyż zmniejszamy prawdopodobieństwo poparzeń.
3. Związek przyczynowo skutkowy. Spróbowałbym, ale musiałbym mieć dwa zdania, aby starać się je powiązać. Znalazłem jeden cytat. Drugiego nie.
4. Gdybyśmy nie mieli wpływu na skutki naszych postaw, to nie miałby żadnego sensu głoszenie Ewangelii naszym postępowaniem. Gdyby nasz działanie nie przynosiło żadnych skutków, to Bóg nie powoływałby nas do apostołowania. Bez sensu byłoby wysyłanie apostołów, aby głosili Dobrą Nowinę.

Dodano po 7 minutach 4 sekundach:
Zebra pisze: 2021-03-26, 09:33
Z uporem maniaka powtarzam i powtarzać będę, że nawracanie jest obowiązkiem każdego katolika
Cytując Papieża Franciszka
Waszym powołaniem jest ewangelizacja; powołaniem Kościoła jest ewangelizacja; tożsamością Kościoła jest ewangelizacja. Nie uprawianie prozelityzmu – mówił do duchowieństwa w Mozambiku. – Prozelityzm nie jest ewangelizacją. Prozelityzm nie jest chrześcijański
I idąc dalej
«Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!» Mk 1, 15
Myślę, że możemy nawracać tylko siebie. Ale możemy innym pokazywać Boga, ewangelizować. I w takim przypadku tak jak mówi Andej, każdy jest zobowiązany do mówienia o prawdzie.
Bardzo ważne słowa, przypomnienie o obowiązku nawracania.
Ale nie zgodzę się w tym, że możemy nawracać tylko siebie. To za mało. Ale faktem jest, że nawracając samych siebie, nawracamy też innych. Albowiem dajemy im przykład. Zachęcamy do obrania podobnej drogi. Na tym polega nawracanie, na ukazywaniu właściwego postępowania. Pokazując innym Boga, nawracamy go. Ewangelizując nawracamy.
Niestety, nigdy nie wiemy, czy nawrócimy, ani czy nawróciliśmy. Ale nie możemy zaniechać nawracania. Nawet wtedy, gdy wydaje się nam, że osoba którą nawracamy jest utwierdzona w swojej nienawiści do Boga. Nigdy nie wiadomo, kiedy z naszego przykładu wyrośnie drzewo, jak z biblijnego ziarna gorczycy. Dlatego nie tylko możemy nawracać innych, ale musimy nawracać innych. Z całą pokorą przyjmując, że skutki naszego działania zna jeno Bóg.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
sądzony
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 13756
Rejestracja: 20 lut 2020
Lokalizacja: zachodniopomorskie
Wyznanie: Chrześcijanin
Has thanked: 2019 times
Been thanked: 2195 times

Re: Szacunek do zdania

Post autor: sądzony » 2021-03-27, 16:12

nawrócenie - gr. ἐπιστρέφω, epistrefo „zawracać”,
metanoja - gr. „μετάνοια”, metanoia, 'przemiana (meta) umysłu (nous)',
łac. conversio - odmiana umysłu, duchowa bądź intelektualna przemiana

dla mnie to bardziej kwestia wewnętrzna
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20

Awatar użytkownika
fusion
Początkujący
Początkujący
Posty: 35
Rejestracja: 3 cze 2021
Has thanked: 24 times
Been thanked: 7 times

Re: Szacunek do zdania

Post autor: fusion » 2021-06-05, 18:47

lambda pisze: 2021-03-18, 21:23 Na kazdy moj argument on znajdzie inny zawsze ma odpowiedz na wszystko, umie swietnie manipulowac otoczeniem. A ja mam zbyt słaby charakter by stawiać na swoim, kosztem klotni zawsze daze do zgody
Ledwo już daję radę to wszystkim wytrzymac.
Nie rozmowa nie pomoże, on uzna ze wymyslam, nie doceniam tego co robi itd itp jak ktoś tak podchodzi to z czasem przestajesz cokolwiek mowić.
I właśnie dlatego, że dążysz do zgody pomimo poczucia swoich granic, przekraczasz je w intencji "że robisz dobrze, dla wspólnego dobra".

Zaliczałem to w swoim związku, czasem dwustronnie, zwykle jednak to mnie udawało się przekraczać granice partnerki.
Gdy była uległa nie miałem żadnych powodów, aby się zmieniać. Zmiana motywowana miłością była chwilowa, bo silniejsze było przyzwyczajenie do starych nawyków, z których wyzwolenie było trudniejsze. Łatwiej było sobie racjonalizować. Dopiero jeszcze więcej kłótni, stawianie się partnerki, wskazywanie mi granic powoli, powoli robiło robotę. Ale gdybym miał kogoś, kto mnie wtedy by pokierował we właściwym kierunku, pewnie udałoby się związek uratować. Partnerka by tak nie cierpiała, ja też bym nie cierpiał bo każda kłótnia później i tak powodowała u mnie ból.
Ja uczyłem się na błędach, wielu. Przerabiałem i ugodowość/elastyczność i roszczeniowość/egoizm.

Tak jak w którymś poście wcześniej napisałem - do podjęcia decyzji trzeba wznieść się na odpowiednio wysoki poziom świadomości (ważne - ma być jasny).
Lęk, strach, złość - to nie są wysokie poziomy.

A Ty masz teraz życiowy egzamin (zapewne jeden z wielu), który polega na ustaleniu poziomu asertywności optymalnego dla Ciebie i tej relacji.
Jeśli popatrzeć to na skali:
- ugodowość
- asertywność
- roszczeniowość
To jesteś na skrajnym, niskim poziomie. Skrajny wysoki też nie jest dobry, ale dobrze by było ustalić, jakie masz granice i powoli zacząć je egzekwować. Nie pozwalać sobie, aby mąż pozwalał, abyś sama przekraczała swoje własne granice.

Jest dla Ciebie mega ważne, abyś nie tłumiła swoich emocji! Jak myślisz, dlaczego wiele osób mają problemy z tarczycą?
Jeśli nie jesteś w stanie umotywować się, bo uważasz się za słaby charakter, to chociaż pomyśl sobie o swoim własnym zdrowiu!

Matka mi w domu mówiła "należy z sobą rozmawiać". Wbrew pozorom to nie jest głupie. Tylko jak, jak trudno do kogoś dotrzeć?

Przede wszystkim odpuścić pragnienie "dotarcia".
Tłumienie uczuć to wbijanie się na niskie poziomy bliskie apatii (beznadzieja, rezygnacja). Pozwalanie sobie na trwanie w tym stanie to grzech.
Problem w tym, że osoby, które tłumią, boją się, że zostaną odrzucone. Ich prośby zostaną olane, wyśmiane.

W związku z tym osoba na poziomie apatii będzie się bała "zlecieć niżej" na poczucie winy i wstyd. Im mniej energii, tym trudniej się wydostać.

Co generuje energię? Postawienie i egzekwowanie granic w tym przypadku to wybicie ze strefy komfortu.
To jest jak sięgnięcie po energię! Jednak to tego potrzebna jest ... Twoja wola. Najpierw decyzja, a później...trzymanie się jej.

Właściwie wykonane (z wiarą, że to co robisz wynika z głębi Ciebie - bo realizujesz zadanie respektowania swoich granic), z miłością do drugiej osoby i zrozumieniem jej (że ona z jakiegoś powodu pozwala sobie na takie zachowania*), odpuszczeniem pragnienia osiągnięcia rezultatu - spowoduje, że Twoja sytuacja poprawi się, a Ty dostaniesz zastrzyk energii i Twój poziom świadomości/wibracja pójdzie w górę.
Im lepiej będziesz się czuć, tym łatwiej Ci będzie stawiać/egzekwować granice. Łatwiej będzie kochać i być kochaną. Być może mężowi się to udzielić (tego Ci życzę!), a być może nie. Być może zajmie mu jakiś czas zrozumienie.
Musisz być spójna w swoich działaniach. Jeśli mąż nie dba o Ciebie w jakichś kwestiach, Ty musisz zadbać o to sama.

Powodzenia!

*trudno ukrywać, że to nieszczęśliwi ludzie będą chcieli obarczać innych nieszczęśliwością.
Szczęśliwi ludzie dzielą się tą energią z innymi.
"Znać dobrze jakąś rzecz, to znać jej granice. Tylko wypchnięta poza granice wytrzymałości ujawnia swoją prawdziwą naturę."

ODPOWIEDZ

Wróć do „Rodzina, małżeństwo, narzeczeni”