Do poczytania:
Ksawery Knotz, Krystyna Strączek
Seks jest boski, czyli erotyka katolika
https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TM/zn ... ks_00.html
Jak przekonuje Knotz, seks jest boski nie tylko ze względu na uczucia jemu towarzyszące, ale przede wszystkim ze względu na swoją boską proweniencję.
(...)
Jan Paweł II wybiera maleńki fragment Kazania na górze, właściwie dwa zdania, i na nim opiera cały swój wywód na temat sytuacji człowieka po grzechu pierworodnym:
„Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5, 27—28).
Dlaczego ten tekst jest tak istotny?
Po pierwsze, w tym fragmencie ujawnia się sposób traktowania ciała drugiej osoby, a przez to jakość relacji, którą po grzechu pierworodnym mężczyzna nawiązuje z kobietą bądź kobieta z mężczyzną. Jezus używa przykładu, w którym mówi o mężczyźnie, ale rzecz dotyczy obu stron. Choć zapewne w większym stopniu mężczyzn, bo oni częściej mają problem z kontrolą pożądania. Po drugie, w Kazaniu na górze, a więc także w tym fragmencie, Jezus proponuje zupełnie nową etykę, niesłychanie nowatorską. Etykę nie opartą na prawie, ale wypływającą z serca. Nie przyjmuje się jej jako zewnętrznego kodeksu, ale rodzi się ona we wnętrzu człowieka. To ważne dla współczesnych ludzi, którzy bardzo nie lubią, żeby im cokolwiek narzucać, bo chcą czuć się wolni. W świetle słów Chrystusa okazuje się, że autentyczny chrześcijanin nie cudzołoży, a nawet nie patrzy pożądliwie na kobietę właśnie dlatego, że jest wolny i robi to, co podpowiada mu jego serce.
Wszystko to jednak wydaje się dziwne. Przecież akurat grzech cudzołóstwa jest grzechem ciała, a więc jeśli ktoś z ową „cudzą żoną” nie współżył, grzechu nie popełnił!
Klucz do zagadki stanowi słowo „pożądliwość”. Pożądliwość rozumianą jako chęć wykorzystania i uprzedmiotowienia drugiej osoby łatwo pomylić z pożądaniem, czyli rozbudzeniem seksualnym. W Kazaniu na górze nie chodzi jednak o krytykę poruszenia zmysłów, to zaprowadziłoby nas prostą drogą do manicheizmu i potępienia ciała (czemu Jan Paweł II ostro się sprzeciwia), ale o nastawienie serca, które fałszuje miłość tak, że człowiek nie może być darem dla drugiej osoby i budować głębokiej więzi miłosnej wzorem Adama i Ewy.
Chcesz powiedzieć, że można się podniecić seksualnie, nie grzesząc, a zarazem zgrzeszyć przeciwko czystości, nie współżyjąc?
Według Papieża sens moralny czystości seksualnej pozostaje niezrozumiały bez odwołania się do serca człowieka. Często się spotykamy z błędami w zakresie oceny moralnej, wynikającymi z opierania się jedynie na informacji, że wystąpiła reakcja fizjologiczna. Na przykład: skoro doszło do pobudzenia seksualnego, wytrysku i do orgazmu — to „wiadomo”, że popełniony został grzech i mamy do czynienia z nieczystością moralną. Chrystus jednak nie łączy bezpośrednio moralności z reakcjami ludzkiego organizmu. W świetle nauki Jezusa, jak pisze Papież, „żaden z przejawów »nieczystości« płciowej w znaczeniu czysto cielesnym, biofizjologicznym, sam z siebie nie wchodzi jeszcze w definicję czystości lub nieczystości w znaczeniu moralnym (etycznym)”.
Cytuję Jana Pawła II, bo w niektórych kręgach kościelnych podobne twierdzenia są uważane za niepewne teologicznie i relatywizujące zdrową katolicką moralność. A tu cały czas chodzi o to, aby za źródło grzechu nie uważać cielesności (tak jakby ciało samo z siebie było nieczyste), ale serce, w którym zapadają decyzje. Ludzie powinni spokojnie obserwować swoje rodzące się samowolnie podniecenie i decydować, co z nim dalej robić. Podobnie nadmierne rozbudzenie małżonków podczas trwającej długo abstynencji czy w przypływie fascynacji sobą, kiedy ze zwykłego przytulenia rodzi się gwałtowne pragnienie i już nie udaje się zatrzymać, nie może być automatycznie obciążone grzechem, czyli zakwalifi kowane jako świadomy i wolny wybór zła. Człowiek nie został wezwany do lęku przed swoim ciałem i jego reakcjami, ale do badania swojego serca i rozpoznawania jego różnych poruszeń.
Pamiętajmy, że jedni reagują na bodźce gwałtownie, inni bardzo spokojnie. Trzeba więc nauczyć się, które reakcje cielesne są konsekwencją wyboru popełnionego w sercu, a które tylko odruchami zdrowego organizmu. To bardzo ważny wątek i ważne rozróżnienie.
(...)
Bo już nie patrzył na nią tak, jak Adam patrzył na Ewę. W relacjach mężczyzn i kobiet skażenie grzechem pierworodnym objawia się właśnie tym, że przestają widzieć całego człowieka. A jeśli dostrzega się tylko fragment, najczęściej ciało, którego chce się użyć, by przeżyć przyjemność czy przygodę, żadne budowanie jedności i miłości nie wchodzi w grę. Jedynym celem jest zjednoczenie tylko na chwilę. Ono oczywiście przechowuje odblask pełnego, rajskiego zjednoczenia osób i pozwala przeżyć coś wyjątkowego, ale w gruncie rzeczy na płytkim poziomie.
(...)
Jednak w narzeczeństwie, a szczególnie w małżeństwie, dokonuje się przełamanie wstydu. Nie w kierunku bezwstydu, który odziera człowieka z wrażliwości i czyni go coraz bardziej prymitywnym i wyuzdanym. Człowiek powinien uczyć się, jak nawiązać głęboką relację. Kochający się małżonkowie, którzy sobie ufają, jak Adam i Ewa „nie odczuwają nawzajem wstydu”. Czują się bezpiecznie, także kiedy widzą się nagimi.
Odsłonięcie intymności wcale nie dotyczy tylko ciała, z reguły łączy się w ogóle z odsłonięciem siebie jako osoby. Nagość jest wtedy metaforą, pokazującą, jak dalece ktoś się oddaje drugiej osobie.
To pewnie znów przejaw tej samej intuicji: nagość nie jest tylko cielesna, bo ciało pozostaje nierozłączne z psychiką i duchowością. Możemy kpić z czystości przedmałżeńskiej, ale zobaczmy, że jeśli pojawia się między ludźmi, ich relacja nagle staje się bezpieczna. Czystość gwarantuje budowanie zaufania i stopniowe odsłanianie się.
I odwrotnie: pruderia także stanowi wynik skażenia grzechem pierworodnym i świadczy o pozostawaniu na poziomie człowieka upadłego. Nieustanne zasłonięcie jest konsekwencją grzechu, który niesie za sobą lęk i wiąże się z niemożliwością kochania na wzór Adama i Ewy, zanim zostali wygnani z Edenu.
Papieżowi bardzo istotny wydał się właśnie moment, gdy do raju wkroczyły grzech i lęk. Ewa i Adam złamali zakaz Boży, zjedli owoc z drzewa zakazanego i nagle „poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski” (Rdz 3, 7). Nagość zaczęła im przeszkadzać. To wtedy człowiek jakby pękł — rozdzieliły się dusza i ciało.
Dokładnie mówiąc, zmieniło się serce człowieka. Wkradła się do niego pożądliwość. Nagość obiektywnie była ta sama, ale Adam i Ewa zaczęli ją postrzegać inaczej. Po grzechu pierworodnym Adam zaczął widzieć Ewę zredukowaną do cielesności, bo duch Ewy oddzielił się dla niego od jej ciała. A pożądanie Adama oddzieliło się od miłości do żony i przemieniło się w pożądliwość. I stąd wzięło się współczesne spojrzenie na seksualność, które właśnie dlatego nie jest chrześcijańskie, że jest zredukowane — albo do ciała, albo do ducha. Negacja ciała rodzi zainteresowanie tylko duchową, aseksualną miłością, negacja ducha wyraża się w szukaniu samych tylko doznań seksualnych.
A więc wyznanie, które uważamy za miłosne, czyli: „Pragnę cię”, dla Jana Pawła II byłoby raczej antywyznaniem.
Czy to wyznanie miłosne, czy nie, nie wiadomo od razu. Trzeba partnera dopiero sprawdzić i dowiedzieć się, co ma w sercu, kiedy tak mówi.
Według nowej etyki Chrystusa, zdolność kochania ciałem wypływa z serca człowieka. Gdy cudzołóstwo definiujemy wyłącznie jako współżycie fizyczne, oznacza to, że nie rozumiemy osoby ludzkiej.
(...)
Pan Bóg natomiast chce przywrócić czystość spojrzenia na seksualność, czyli powiązać seksualność ze swoją miłością i z miłością wzajemną między ludźmi. Tylko On może związać na powrót ciało z duchem. To dopiero jest chrześcijańskie spojrzenie na człowieka, na seksualność i czystość.
Chociaż w potocznym przekonaniu doktryna — tak, nawet doktryna — chrześcijańska jest uważana za manichejską, czyli wartościującą: duch dobry, a ciało złe.
(...)
A w efekcie pozwala to bardziej doceniać przyjemność cielesną, a więc i życie seksualne wyzwolone z pruderii. Pamiętajmy, kiedy pod wpływem Ducha Świętego zmieni się serce, zakaz znika. Człowiek znów, jak „na początku”, staje się wolny. Mówimy wtedy o wolności w Duchu Świętym.
(...)
Etos realizowany przez erosa?
Właśnie. Ale by tak było, trzeba — i to drugi krok Jana Pawła II — przedefiniować erosa. Nie możemy go sprowadzać do biologicznego instynktu i używania na wszelkie sposoby rozkoszy cielesnych. Pragnienia seksualne wyrażają przecież wielką energię czynienia dobra drzemiącą w człowieku. Jego pragnienie przeżycia pięknej miłości i — poszukiwanie Boga. I tu wracamy do nowej etyki Jezusa przedstawionej w Kazaniu na górze, która odwołuje się do pragnień serca i przypomina człowiekowi, że został stworzony przez Boga na Jego obraz — wezwany do odkrycia Boga w swoim życiu, także i seksualnym. Taką koncepcję erosa już łatwo pogodzić z etosem. A to z kolei oznacza możliwość połączenia pięknej wizji życia chrześcijańskiego z odkrytym na nowo sensem ciała i seksualności. Czyli można szukać Boga, troszcząc się także o jak najgłębsze rozbudzenie seksualne podczas aktu małżeńskiego.
Staram się tę właśnie wizję Papieża rozwijać i uszczegóławiać. Okazuje się, że również niewierzący seksuolodzy zaczynają dostrzegać spójność własnej wiedzy z tak przedstawioną nauką Kościoła. Małżonkowie zaś odkrywają coś, co już wcześniej przeczuwali i za czym tęsknili: że można przeżywać seksualność w zgodzie z etosem — wezwaniem Chrystusa do moralnego życia.