Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Czyli rozmowy na temat planowania rodziny, czystości w małżeństwie, ile powinniśmy mieć dzieci, czy powinniśmy je karać.
ODPOWIEDZ
Mivia

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: Mivia » 2017-12-31, 20:52

Andej pisze: 2017-12-31, 14:13 Nie mam pewności, czy pobieranie należnych pieniędzy i obracanie ich na dobry cel, nie byłoby czymś lepszym. Żyjąc wśród ludzi masz lepszy wgląd na sytuację niektórych, niż może mieć urzędnik lub litera prawa. Możesz w ten sposób wesprzeć jakieś szczególne rodziny czy sytuacje.
Mi pasuje tak jak jest ;)

Abraham45

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: Abraham45 » 2017-12-31, 22:29

Mivia pisze: 2017-12-31, 09:38 Nie cierpię gdy ktoś krytykuje 500+
Nie dadzą źle ale jak już dali najlepiej krytykować "bo dali" I nie każda rodzina wielodzietna pobiera 500+
Ja mam troje dzieci i nie pobieram mimo że mi przysługuje i znam wiele rodzin które po te świadczenie rąk nie wyciągi Jednak samą inicjatywę 500+ baradzo chwalę i uważam że napewno poprawiła byt materialny w niejednym domu Utrzymanie dziecka kosztuje
Ja też tego nie znoszę. Taki program ma wspomagać rodziny, gdyż one odwalają kawał ciężkiej pracy - muszą borykać się z problemami aby wychować i wykształcić nowych podatników. Czy lepiej jest zatem wspomóc rodziny aby z tych małych dzieci wyrośli wartościowi ludzie czy może nastawić się na wzrost patologii? Do tego bowiem często prowadzi bieda. Poza tym trudna sytuacja rodzin wcale nie bierze się znikąd. Często są to nieuczciwe działania urzędników różnych instytucji, pracodawców, polityków i wystarczy jeden lub kilka nieuczciwych działań aby zrujnować życie wielu rodzin. I tak było przecież za rządów lewicy. Teraz gdy przyszedł nowy rząd i otworzył drogę do poprawy sytuacji rodzin, które notabene podtrzymują nasz kraj - mała liczba urodzeń wiadomo do czego prowadzi to warto to doceniać a nie gnoić. Myślę, że wielu rodziców doskonale wie ile trudu, wysiłku i kosztów trzeba włożyć w dzieci, w ich wychowanie, wykształcenie aby mogli coś osiągnąć aby móc samodzielnie funkcjonować, mieć pracę i także założyć własne rodziny. Wręcz wielkim i podłym egoizmem jest myślenie tylko o własnych korzyściach a gnojenie tych, którzy także mają prawo do godnego życia, do wychowywania dzieci, ich kształcenia, spełniania marzeń dzieci i własnych.


Awatar użytkownika
ciasteczkowy_potfur
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1039
Rejestracja: 16 paź 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 59 times
Been thanked: 112 times

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: ciasteczkowy_potfur » 2018-01-01, 15:34

Abraham45 pisze: Poświęcanie się dla innych to naprawdę wielka cecha ceniona przez Boga, w taki sposób okazujemy innym miłość, uczymy się też odpowiedzialności,cierpliwości, troskliwości. Stajemy się bardziej wartościowi.
Abraham45 pisze:Każde dziecko daje kobiecie Boże błogosławieństwo
Wolę się poświęcić ratując kogoś spod rozpędzonego auta. Wiem, że to brzmi, jak obrażona ośmiolatka, ale akurat to mam na myśli - wolałabym poświęcić raz, a wiele, niż rozciągać to na dłuższy czas. Nie potrafię. Do jasnej ciasnej, ja nie mam instynktu macierzyńskiego, nie wiem, zapewne hormony mi nie działają czy jest to inne "uszkodzenie" organizmu, ale nic nie poradzę. Taka się urodziłam. A gadanie, że kiedyś byłam małym dzieckiem nioc nie da, ja się tu nie pchałam i szczerze mówiąc wolałabym się nie urodzić. A co do błogosławieństwa - ja podziękuę za takie.

Nie cierpię takiego gadania. Na badaniach złapałam się na myśli w stylu "Boże, spraw by nie okazało się, że jestem bezpłodna, jak wcześniej chciałam" - nie dlatego, że jednak chcę mieć dzieci, tylko dlatego, że Kościół, a raczej jego ludzie uzna mnie za bezwartościową. Ja naprawdę nie chcę mieć potomstwa.
Abraham45 pisze:Jak to wspaniale potem patrzeć na dorosłe już dzieci, które przychodzą/ przyjeżdżają do swoich rodziców na święta lub z innych okazji wraz z wnukami, jak wspólnie spędza się z nimi czas, jak oni sobie wzajemnie pomagają.
Samo okazywanie ciepła to za mało. Ludzie mają różny charakter, do tego podatność na wpływy wystarczy, by odsunęli się od rodziców. Poza tym, jeśli będą mieszkać daleko, za granicą - nie zawsze będą mieli czas i możliwość odwiedzin, mam takie przypadki w rodzinie. Samo ciepło nie wystarczyło. Pieniędzy nie ma zbyt wiele, by odwiedzać rodzinę często. Max 3 razy do roku.

Poza tym chcę zobaczyć, jak upośledzone dziecko martwi się o ciebie na starość, a nie ty o to, co z nim będzie jak będziesz gryźć ziemię.

Mivia pisze:Nie cierpię gdy ktoś krytykuje 500+
A może by tak pomoc dla rodzin PRACUJĄCYCH i potrzebujących, a nie wszystkich jak leci? Nie wiem, czy wiesz, ale ludzie bezdzietni, czy z wyboru, czy z przypadku bulą na wasze dzieciaki. I guzik z tego mają. Bo te dzieci dorastają i albo uciekają za granicę wspierać obca gospodarkę, albo siedzą na zasiłku. I dalej ciągną z cudzej kieszeni. A ich rodzice często niewiele dokładają. Bo albo sami na wiecznym bezrobociu (w tym "samotne" mamusie, które ciągną zasiłki, a tatuś, którego formalnie nie ma, mieszka z nimi i pracuje, albo pracują oboje, "samottna mamusia" oczywiście na czarno, bo zasiłek - albo oboje na czarno, bo wtedyi "tatuś" straci dodatkową kasę), albo nie pracują, bo się "otworzyli na życie" i mają jedenastkę dzieci.
Może by tak miejsce w żłobku/przedszkolu? Pierwsze miesiące za darmo, albo jakies zniżki, żeby mogli się odkuć? Bony na żywność/ubrania? Może by jednak wprowadzić ograniczenie na pińcet plus, bo nie sądzę, żeby ludzie zarabiający grubą kasę potrzebowali takiej pomocy, wybacz, ale budżet państwa z gumy nie jest, oni nie biorą tej kasy z magicznego worka ze złotem, tylko z dziurawego budżetu łatanego naszymi podatkami.

Nie jestem przeciw 500+ tak całkowicie, fajna inicjatywam, tylko głupio zrobiona. Pieniędzy coraz mniej, a dostają ją też i ludzie bardzo bogaci, którzy tego nie potrzebują, i patusy, które pracą się nie skalały, albo jak już to na czarno i tylko biorą, nie dając od siebie nic. I ludzie kompletnie niezaradni życiowo, którzy tylko płodzą dzieci nie myśląc o tym, że te dzieci ciepłem rodzinnym się nie ogrzeją w zimie, ani nie najedzą.

Wolę dać ciepło i miłość jakiemuś kotu albo kakadu, kosztują tyle co dzieci, a nie robią pod siebie. A dobrze nauczone potrafią pomóc w potrzebie. A jak będziecie krytykować i upierać się, że to głupie, bezmyślne zwierzęta to polecam sprawdzić w google "ellie the cockatoo".

Abraham45

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: Abraham45 » 2018-01-01, 16:50

Nie martw się potformu, Bóg nawet z takimi chorymi poglądami też cię kocha. W końcu masz prawo do własnych poglądów, Bóg dał przecież człoeiekowi wolność.

Awatar użytkownika
ciasteczkowy_potfur
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1039
Rejestracja: 16 paź 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 59 times
Been thanked: 112 times

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: ciasteczkowy_potfur » 2018-01-01, 16:59

Abraham45 pisze: 2018-01-01, 16:50 Nie martw się potformu, Bóg nawet z takimi chorymi poglądami też cię kocha. W końcu masz prawo do własnych poglądów, Bóg dał przecież człoeiekowi wolność.
Miłosierdzie aż cieknie z tego posta. Chore poglądy? Bo nie mnożę się jak jakiś królik? Chore to by było, gdybym produkowała dzieci na sklalę niemal masową nie mając na to warunków i pieniędzy i skazując je na życie w biedzie i bez miłości "bo trzeba mieć dzieci". Nieposiadanie dzieci z braku możliwości ich utrzymania i braku biologicznych i psychologicznych popędów do ich posiadania nie czyni mnie osoba o "chorych" poglądach. Wręcz przeciwnie. Aha, powiedz żonie, żeby na przyszłość się upewniła, czy jest zdrowa i czy nie bierze leków, zanim zacznie dsobie liczyć dni płodne kalendarzykiem. Bo znów zajdzie.

Magnolia

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: Magnolia » 2018-01-01, 20:05

ciasteczkowy_potfur pisze: 2018-01-01, 15:34
Abraham45 pisze: Poświęcanie się dla innych to naprawdę wielka cecha ceniona przez Boga, w taki sposób okazujemy innym miłość, uczymy się też odpowiedzialności,cierpliwości, troskliwości. Stajemy się bardziej wartościowi.
Abraham45 pisze:Każde dziecko daje kobiecie Boże błogosławieństwo
Zgadzam się z Abrahamem.
ciasteczkowy_potfur pisze: 2018-01-01, 15:34 Wolę się poświęcić ratując kogoś spod rozpędzonego auta. Wiem, że to brzmi, jak obrażona ośmiolatka, ale akurat to mam na myśli - wolałabym poświęcić raz, a wiele, niż rozciągać to na dłuższy czas. Nie potrafię. Do jasnej ciasnej, ja nie mam instynktu macierzyńskiego, nie wiem, zapewne hormony mi nie działają czy jest to inne "uszkodzenie" organizmu, ale nic nie poradzę. Taka się urodziłam.
W porządku Ciasteczkowa, Jeśli tak właśnie czujesz to nikt Cię do rodzenia dzieci nie zmusza, nawet Bóg. To Ci Abraham próbował przekazać, że Bóg nas akceptuje, kocha i daje wolność wyboru. Nie chcesz rodzić to nie ródź. Nie każdy jest do tego powołany, choć jest to błogosławieństwo Boże.
Ale cały problem polega na tym, że z Twoich postów widać, że z niczym nie jesteś pogodzona, sama z sobą masz ciągle problemy, może wynikają z braku akceptacji siebie takiej? Nie wiem, zastanów się. Bo jak ja jestem pogodzona ze sobą to mam tez zdrowe podejście do innych....
ciasteczkowy_potfur pisze: 2018-01-01, 15:34 Nie cierpię takiego gadania. Na badaniach złapałam się na myśli w stylu "Boże, spraw by nie okazało się, że jestem bezpłodna, jak wcześniej chciałam" - nie dlatego, że jednak chcę mieć dzieci, tylko dlatego, że Kościół, a raczej jego ludzie uzna mnie za bezwartościową. Ja naprawdę nie chcę mieć potomstwa.
Jak napisałam wyżej, nie chcesz mieć potomstwa to Twój wybór. Ale uważaj z modlitwami, bo Bóg słucha każdej.

ciasteczkowy_potfur pisze: 2018-01-01, 15:34 Poza tym chcę zobaczyć, jak upośledzone dziecko martwi się o ciebie na starość, a nie ty o to, co z nim będzie jak będziesz gryźć ziemię.
Bardzo to pesymistycznie brzmi, ale Bóg opiekuje się każdym człowiekiem, jesteśmy w Jego rekach. Czasem życie tego uczy poprzez narodzenie dziecka niepełnosprawnego. Wiesz.. czytając twoje posty odnoszę wrażenie, że widzisz tylko część rzeczywistości i niestety tą część dość skrzywioną/patologiczną/chorą... stąd wiele Twoich opinii o świecie jest takich... a to nie jest wszystko co na świecie się dzieje... rodzice dzieci niepełnosprawnych potrafią żyć szczęśliwie, choć jest to trudne życie, uczą się zawierzenia Bogu i pogłębiają swoją relację z Nim dzięki takiemu rodzicielstwu.
ciasteczkowy_potfur pisze: 2018-01-01, 15:34 Nie jestem przeciw 500+ tak całkowicie, fajna inicjatywam, tylko głupio zrobiona.
Żeby coś krytykować trzeba by mieć conajmniej taką wiedzę o sytuacji rodzin w Polsce, jaka mają Ci którzy ustawę pisali. Ja nie krytykuję, bo nie mam całościowego obrazu, a rzucanie oskarżeniami w ludzi którzy podejmują trudne decyzje jest nie fair (oględnie mówiąc) A czasem żeby dobrze ocenić jakąś rzecz musi minąć trochę czasu...
ciasteczkowy_potfur pisze: 2018-01-01, 15:34 Wolę dać ciepło i miłość jakiemuś kotu albo kakadu, kosztują tyle co dzieci, a nie robią pod siebie. A dobrze nauczone potrafią pomóc w potrzebie. A jak będziecie krytykować i upierać się, że to głupie, bezmyślne zwierzęta to polecam sprawdzić w google "ellie the cockatoo".
Stawianie zwierząt wyżej niż ludzi, czy w ogóle porównywanie zwierząt i dzieci niestety właśnie świadczy o głębokim nieuporządkowaniu w twoich poglądach Ciasteczkowa...
ciasteczkowy_potfur pisze: 2018-01-01, 16:59 Chore poglądy? Bo nie mnożę się jak jakiś królik? Chore to by było, gdybym produkowała dzieci na sklalę niemal masową nie mając na to warunków i pieniędzy i skazując je na życie w biedzie i bez miłości "bo trzeba mieć dzieci". Nieposiadanie dzieci z braku możliwości ich utrzymania i braku biologicznych i psychologicznych popędów do ich posiadania nie czyni mnie osoba o "chorych" poglądach. Wręcz przeciwnie.
Nikt nie mówi, a juz napewno nie Kościół, o rozmnażaniu się jak króliki. I nie to, że nie chcesz dzieci i nie czujesz instynktu macierzyńskiego sprawia, że masz chore poglądy... Kościół zachęca do zaludniania Ziemi roztropnie i odpowiedzialnie, bo tego też oczekuje od człowieka Bóg.
Natomiast wiele z tego co piszesz, nie jest oparte na prawdzie, dlatego błądzisz...

Awatar użytkownika
ciasteczkowy_potfur
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1039
Rejestracja: 16 paź 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 59 times
Been thanked: 112 times

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: ciasteczkowy_potfur » 2018-01-01, 21:46

Magnolia pisze:ciasteczkowy_potfur pisze: ?2018-01-01, 16:34
Abraham45 pisze:
Poświęcanie się dla innych to naprawdę wielka cecha ceniona przez Boga, w taki sposób okazujemy innym miłość, uczymy się też odpowiedzialności,cierpliwości, troskliwości. Stajemy się bardziej wartościowi.
Abraham45 pisze:
Każde dziecko daje kobiecie Boże błogosławieństwo
Zgadzam się z Abrahamem.
No okej, ale co, jak kobieta bardzo nie chce zostać sama, odczuwa potrzebę posiadania męża, kogoś, kogo będzie kochać i kto ją pokocha - ale nie nadaje się na matkę? Rodzić i oddawać?
Magnolia pisze:ciasteczkowy_potfur pisze: ?2018-01-01, 16:34
Wolę się poświęcić ratując kogoś spod rozpędzonego auta. Wiem, że to brzmi, jak obrażona ośmiolatka, ale akurat to mam na myśli - wolałabym poświęcić raz, a wiele, niż rozciągać to na dłuższy czas. Nie potrafię. Do jasnej ciasnej, ja nie mam instynktu macierzyńskiego, nie wiem, zapewne hormony mi nie działają czy jest to inne "uszkodzenie" organizmu, ale nic nie poradzę. Taka się urodziłam.
W porządku Ciasteczkowa, Jeśli tak właśnie czujesz to nikt Cię do rodzenia dzieci nie zmusza, nawet Bóg. To Ci Abraham próbował przekazać, że Bóg nas akceptuje, kocha i daje wolność wyboru. Nie chcesz rodzić to nie ródź. Nie każdy jest do tego powołany, choć jest to błogosławieństwo Boże.
Ale cały problem polega na tym, że z Twoich postów widać, że z niczym nie jesteś pogodzona, sama z sobą masz ciągle problemy, może wynikają z braku akceptacji siebie takiej? Nie wiem, zastanów się. Bo jak ja jestem pogodzona ze sobą to mam tez zdrowe podejście do innych....
Ja nie jestem z niczym pogodzona, bo Kościół nie pozwala mi być sobą. Cudzołóstwo, a więc seks pozamałżeński jest zły. No okej, jest. Seks w małżeństwie jest okej. No to co za problem, wziąć ślub i po sprawie. Ale nie - MUSISZ mieć dzieci, nie chesz dzieci - nie bierz ślubu, ergo cierp w samotności (sorry, argument ze snajomymi dookoła jest do bani - oni mają swoje rodziny, a i gdyby koleżanki zaczęły mi truć o swoich latoroślach przez całe spotkanie, to mogłoby się okazać, że zostawiłam żelazko na gazie, ja nikomu nie truję, co jadł i ile razy kupę zrobił mój Zwierz i jaki to on nie jest slodki - a każdy tak uważa, nawet ci z dziećmi).
Czyli krótko mówiąc, albo rodzisz, albo siedzisz sama. Najwyżej znajomych możesz mieć, albo kolegę, bo o związku zapomnij.
Magnolia pisze:Ale uważaj z modlitwami, bo Bóg słucha każdej.
Owszem, słucha. Ale nie każdą spełnia.
Magnolia pisze:ciasteczkowy_potfur pisze: ?2018-01-01, 16:34
Poza tym chcę zobaczyć, jak upośledzone dziecko martwi się o ciebie na starość, a nie ty o to, co z nim będzie jak będziesz gryźć ziemię.
Bardzo to pesymistycznie brzmi, ale Bóg opiekuje się każdym człowiekiem, jesteśmy w Jego rekach. Czasem życie tego uczy poprzez narodzenie dziecka niepełnosprawnego. Wiesz.. czytając twoje posty odnoszę wrażenie, że widzisz tylko część rzeczywistości i niestety tą część dość skrzywioną/patologiczną/chorą... stąd wiele Twoich opinii o świecie jest takich... a to nie jest wszystko co na świecie się dzieje... rodzice dzieci niepełnosprawnych potrafią żyć szczęśliwie, choć jest to trudne życie, uczą się zawierzenia Bogu i pogłębiają swoją relację z Nim dzięki takiemu rodzicielstwu.
Ja tylko się odnioslam do podejścia "zrób sobie dziecko, żeby podsało ci na starość szklankę wody". Nie lubię tego podejścia, bo po pierwsze, zakłada, że dziecko powstaje nie po to, by byc, ale żeby staremu rodzicowi usługiwać w zamian za to, że wogóle się urodziło. Po drugie - nawet jeśli by tak było, to przykro mi, ale dzieci upośledzone w cięższym stopniu nie tylko nie będą w stanie rodzicem się zająć, ale także dostarczą mu w tej kwestii większych zmartwień - kto zajmie się tym dzieckiem, gdy rodzic zniedołężnieje czy umrze? Czy ono sobie poradzi? Czy trafi w dobre ręce, które dadzą choćby dobrą opiekę - bo miłości rodzica nikt nie da. Także argument ze "szklanką wody" jest po prostu nietrafiony. Do samych chorych dzieci nic nie mam (swoją drogą, jak studiowalam często jedną linia jeździła ze mną kobieta z dzieckiem, chyba autystycznym, dzieciak się darł, nie mówił w ogóle. Najpierw się złościłam, ale szybko zozumiałam, że jej należy się podziw, więc starałam się nawet milczące i ukryte zdenerwowanie powstrzymać, bo 1. nie jej wina, dla niej to zapewne też problem i na pewno też by chciała, żeby dziecko było zdrowe, jak każdy rodzic, 2. nie wina dziecka, nie tylko nie prosilo się na świat, ale też nie prosiło o problemy, a krzyczało, bo tylko tak umiało się komunikować, 3. ta kobieta nie zachoywałą się jak święta krowa z tych co to "mam horom curke" - tylko w miarę możliwości próbowała chłopca opanować, zajmowała jego uwagę, starała się, żeby i on dobrze się czuł, i innym pasażerom nie przeszkadzał - choć tu nie chodziło o rozwydrzonego bachora, a o chore dziecko, którym na pewno niełatwo się zaopiekować - szacun!)
Magnolia pisze:ciasteczkowy_potfur pisze: ?2018-01-01, 16:34
Nie jestem przeciw 500+ tak całkowicie, fajna inicjatywam, tylko głupio zrobiona.
Żeby coś krytykować trzeba by mieć conajmniej taką wiedzę o sytuacji rodzin w Polsce, jaka mają Ci którzy ustawę pisali. Ja nie krytykuję, bo nie mam całościowego obrazu, a rzucanie oskarżeniami w ludzi którzy podejmują trudne decyzje jest nie fair (oględnie mówiąc) A czasem żeby dobrze ocenić jakąś rzecz musi minąć trochę czasu...

Nadal uważam, że ulgi dla dzieciatych byłyby rozsądniejsze, ograniczyłoby to dostęp patologii do pieniędzy, które nie tylko im się nie należą, ale tez najprawdopodobniej nie zostaną przeznaczone na dzieci (niestety, wiele rodzin tego typu dalej olewa dzieci, to nie tak, że wydają na wóde tyle, ile wcześniej, a "pińcet plus" idzie na dzieci, po prostu więcej idzie na alkohol), dzieciatym należy pomagać. Pomóc w opiece, ze żłobkiem czy przedszkolem, bo to paranoja - jak choćby to, ze bezrobotny łatwiej dostanie miejsce, a to chyba bardziej pracującym powinno przysługiwać, bo oni pilniej potrzebują tej opieki? Bezrobotny rodzic może się dzieckiem zająć. Pracujący niekoniecznie, bo może nie ma rodziców, albo są daleko i nie zajmą się wnuczkiem - albo może po prostu nie chcą, są ludźmi wolnymi i mogą zwyczajnie nie mieć ochoty na wychowywanie dzieci, bo chcą wreszcie odpocząć? Ulgi podatkowe, darmowe lub sporo tańsze zajęcia pozalekcyjne, podręczniki i przybory szkolne, bony - to jest to! Wtedy mamy pewność, że pieniądze idą na to, na co iść powinny.
Uwierz mi, znam takich ludzi, że się odechciewa wszystkiego. Żadnej zapomogi nie powinni dostać, bo dzieciaki i tak guzik z tego miały. I z programu typu 500+ robiła się "Flaszka+". Trochę też przykro, że patologiczne rodziny, które mają dzieci w nosie i przepijaja pieniądze na nie dostają zapomogi, a uczciwie pracujący i płacący podatki bezdzietni nie dostają nic, oprócz coraz to nowych podatków ze względu na to, że pracują - które na takich ludzi idą. Nie podoba mi się idea pracy na czarno, ale i u mnie w rodzinie się zdarzała. Ludzie tak robią, żeby albo wyciągnąć zasiłki, albo - uniknąć podatków.Żeby dostać całą kasę dla siebie, bo państwo w innym wypadku rozda to wielu ludziom, którzy z zawodu sa bezrobotnymi smakoszami napojów wyskokowych. I część, która by na nich poszła, pójdzie na ewentualną opiekę medyczną, dzięki czemu niezbędne badania będą zrobione nazajutrz, a nie, w najlewpszym razie, za pół roku. Albo za miesiac, jak cito (przez miesiąc - nie mówiąc o dłuższych okresach - to np. nowotwór może się zrobić JUŻ nieuleczalny).

Magnolia pisze:ciasteczkowy_potfur pisze: ?2018-01-01, 16:34
Wolę dać ciepło i miłość jakiemuś kotu albo kakadu, kosztują tyle co dzieci, a nie robią pod siebie. A dobrze nauczone potrafią pomóc w potrzebie. A jak będziecie krytykować i upierać się, że to głupie, bezmyślne zwierzęta to polecam sprawdzić w google "ellie the cockatoo".
Stawianie zwierząt wyżej niż ludzi, czy w ogóle porównywanie zwierząt i dzieci niestety właśnie świadczy o głębokim nieuporządkowaniu w twoich poglądach Ciasteczkowa...
Nie lubię stawiania zwierząd ponad ludzi typu "lepiej wynieść pieska z pożaru zamiast trójki ludzi" - bo to sie zdarza często - ale akurat zwierzęta też potrafią po swojemu kochać, szczególnie papugi, które szczycą się wysoką inteligencją. No i ich przywiazanie jest bezinteresowne, tego możemy się od nich uczyć. One nie zabijają bez sensu - tylko by zjeść lub się obronić (tak, to też ważna nauka - nie dają się bez powodu zabić i nie całują stóp wrogom, jak ludzie nierzadko, tylko się bronią), one się ciesza, jak wracasz do dsomu, bo przecież "ich człowiek" przyszedł, spójrzmy na psy - człowiek bije, przywiąże do drzewa i porezuci - ale on wiernie czeka, aż "pan" przyjdzie. Chrześcijanie powinni być tacy, nasz Pan nas nie bije i nie porzuci, a wielu z nas szuka nowego jak tylko On "wyjdzie z domu".
Magnolia pisze:ciasteczkowy_potfur pisze: ?2018-01-01, 17:59
Chore poglądy? Bo nie mnożę się jak jakiś królik? Chore to by było, gdybym produkowała dzieci na sklalę niemal masową nie mając na to warunków i pieniędzy i skazując je na życie w biedzie i bez miłości "bo trzeba mieć dzieci". Nieposiadanie dzieci z braku możliwości ich utrzymania i braku biologicznych i psychologicznych popędów do ich posiadania nie czyni mnie osoba o "chorych" poglądach. Wręcz przeciwnie.
Nikt nie mówi, a juz napewno nie Kościół, o rozmnażaniu się jak króliki. I nie to, że nie chcesz dzieci i nie czujesz instynktu macierzyńskiego sprawia, że masz chore poglądy... Kościół zachęca do zaludniania Ziemi roztropnie i odpowiedzialnie, bo tego też oczekuje od człowieka Bóg.
Natomiast wiele z tego co piszesz, nie jest oparte na prawdzie, dlatego błądzisz...
Noe roszczę sobie monopolu na prawde, pisze tylko, jak rozumiem Wasze, w szczególności @Abraham45 zarzuty. Nie mówię, że posiadanie dzieci jest złe, a dzieci to wstrętne larwy. Ja tylko mówię, że ja je tak do jakiegoś stopnia widze. Pracuję z dziećmi, to fajnie widzieć któreś na mieście, jak się uśmiecha i woła "Cześć" czy "Dzień dobry!" - to jest super! Mnie głównie, jak juz kiedys mówiłam, przeraża ciąża i poród, ten cały ból, niewygody i komplikacje w ciąży, tuż przed, w trakcie i długo po porodzie. Zważywszy na stan naszej polskiej opieki zdrowotnej, gdzie za "jedyny słuszny" poród uznaje się ten naturalny z nogami w górze, czyli de facto ten najboleśniejszy, najmniej naturalny i prowadzący do największej liczby komplikacji to chyba niezbyt dziwne? Dalej, jest znieczulenie - ale 1) trzeba je podać w odpowiednim momencie, nie można podać go zbyt wcześnie, ale zbyt późno też nie, przy jakimś rozwarciu zwyczajnie jest za późno. A że jeden lekarz prowadzi naraz x porodów i się nie wyrobi, albo jest zwykłym konowałem, który ma wszystko gdzieś - "ups". Do tego podejście piguł (nie obrażając wspaniałych pielęgniarek) "a na co jej znieczulenie? Niech rodzi bez! Kiedyś kobiety rodziły bez, niech nie wydziwia!" - ile razy słyszałam od róznych ludzi takie rzeczy, no ręce opadają, bo po pierwsze nie jest już "kiedyś" tylko "teraz" i po coś to znieczulenie jest, po drugie - owszem, kiedyś kobiety rodziły, a ile przy tym umierało i kobiet, i dzieci! Czyli teraz też mają umierać?

No i to babranie się w kupach i wymiocinach, strata życia... ech. Zawsze pracowałam, uczyłam się, nie chodziłam na imprezy bo szkoła, bo nie miałam znajomych - potem studia, nie było kiedy, teraz praca, to co, mam wreszcie miec życie, jak pójdę na emeryturę? Tylko co wtedy robić, grać w bingo ze staruszkami? Bo znając życie, to za parę lat emerytura będzie w wieku 90 lat i przy tych umowach będzie wynosiła stówkę. W porywach dwie. Biorac pod uwage moje młodzieżowe życie, to dziecko widzę jako ograniczenie w rozwoju i rozrywce, których tak potrzebuję, a której to rozrywki nigdy zbytnio nie miałam. Nie pójdziesz na koncert (bo dziecko nie wytrzyma tyle bez rodziców), nie kupisz sobie wiele (bo musisz coś kupic dzieciakowi, albo po prostu będziesz wolała kupić cos dziecku - juz teraz mam tak ze Zwierzem, wolę mu kupić zabawki niż sobie coś - a Zwierzu zużywa tyle, że 500+ by starczyło na pół roku). Ech.
Do tego - kurde, odpal fejsa, popatrz, ile jest głupawych matek na świecie, aż się odechciewa. Bo potem normalnych matek nikt poważnie nie traktuje, a i dochodzi ten strach, że i samemu przy porodzie mózg się wydali z łożyskiem...

konik

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: konik » 2018-01-01, 22:01

Ciekawi mnie od dluzszego czasu taki problem w omawianej tu kwestii: czy mama potfora byla otwarta na przyjecie dzieci, czy tez nie? Bo potfur ma chyba tu jakas misje, zeby nas do czegos przymusic ... no to jak to jest?

Awatar użytkownika
ciasteczkowy_potfur
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1039
Rejestracja: 16 paź 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 59 times
Been thanked: 112 times

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: ciasteczkowy_potfur » 2018-01-01, 22:29

Mama potfora na dzieci otwarta była, jak widać, ale ogółem dzieci unika jak ognia piekielnego.

Abraham45

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: Abraham45 » 2018-01-01, 22:34

Magnolia pisze:W porządku Ciasteczkowa, Jeśli tak właśnie czujesz to nikt Cię do rodzenia dzieci nie zmusza, nawet Bóg. To Ci Abraham próbował przekazać, że Bóg nas akceptuje, kocha i daje wolność wyboru. Nie chcesz rodzić to nie ródź. Nie każdy jest do tego powołany, choć jest to błogosławieństwo Boże.
Ale cały problem polega na tym, że z Twoich postów widać, że z niczym nie jesteś pogodzona, sama z sobą masz ciągle problemy, może wynikają z braku akceptacji siebie takiej? Nie wiem, zastanów się. Bo jak ja jestem pogodzona ze sobą to mam tez zdrowe podejście do innych....
Właśnie w tym rzecz. Nikt jej nie zmusza do rodzenia dzieci, wychodzenia za mąż. Ma do tego pełne prawo. Macierzyństwo to też powołanie a nie każda kobieta to czuje. Jednak najbardziej co mnie uderza w wypowiedziach potforka to taka totalnie ostra pesymistyczna krytyka macierzyństwa, małżeństwa. Oczywiście, z jednej strony tym bardziej tutaj ma prawo przedstawić swoje poglądy, ale z drugiej - gdy ktoś czyta jej wypowiedzi w tej kwestii to może mocno się zrazić do macierzyństwa a to także jest pewien dar od Boga.

Życie jest trudne, są różne trudne sytuacje i sami je przeżywamy, mimo wiary, mimo tego odnoszenia naszego życia do Boga, modlitwy, ale właśnie wiara nam pomaga w przechodzeniu przez różne trudne sytuacje, dodaje sił by walczyć z przeciwnościami.

Sytuacja dzieci chorych w dużej mierze zależy od ludzi. Jak wielu pesymistów jak ty potforku będzie patrzyło w taki sam sposób to rzeczywiście takie chore dzieci nie mają co liczyć na pomoc. Bóg właśnie po przez serca ludzkie chce pomagać takim dzieciom. Mówisz o tym że dzieci mogą być skazywane nie wiadomo na jaki los gdy rodzice umrą.
Gdyby ludzie otwierali sie na innych to każde dziecko mogłoby liczyć na wsparcie. Tylko problem leży w ludziach.
Mówisz o patologii, która wydaje kasę na alkohol zamiast na dzieci. A jak bogaci wydają kasę na narkotyki, prostytutki, balangi zamiast pomóc dzieciom to dobrze jest? Skąd mają takie fortuny? Czy wszyscy z ciężkiej uczciwej pracy? A politycy skąd mają takie duże dochody? A afery wychodzą jedna po drugiej. Czy nie z wykorzystywania pracowników, nie z różnych przekrętów, nie z oszukiwania ludzi? Gdyby tą kasę przeznaczyć na pomoc dzieciom chorym to wielu z nich miałoby zapewnioną opiekę do końca życia.

Bóg chce otwierać serca ludzi, także tych, którzy chcą mieć dzieci, ale nie mogą - licząc, że może ktoś zacznie kochać te odrzucane dzieci. Ale jak to u człowieka bywa: część chce własnego i jest to w dużej mierze zrozumiałe, ale tacy raczej nie pójdą do domu dziecka po odrzucone dziecko/dzieci, ale pójdą do jakieś kliniki in vitro.
Tylko po przez tą formę ginie wiele plemników czy tez zarodków z których w sposób naturalny mogłyby rodzić sie dzieci. Ale kto pokocha te odrzucone dzieci? Ci którzy może nawet by chcieli to nie mają warunków, możliwości.

Znam rodziny, które mając nawet 4 dzieci adoptowało dzieci z domów dziecka, aby im tez okazać miłość. Krytykując więc rodziny wielodzietne krytykujesz tez właśnie takie.

Co do 500 plus to jak już wspominano podczas wprowadzania tego programu - jeśli zachodzą przypadki, że jakaś rodzina przeznacza pieniądze na alkohol lub inne złe cele zamiast na dzieci, na dom to należy to zgłosić, wtedy MOPR/MOPS w inny sposób przekaże im pomoc, tak aby ci ludzie nie mogli tego czynić. Tak więc i takie problemy da się rozwiązać. Pomoc rodzinom jest jednak potrzebna, bo wiele rodzin cierpi nie tylko z własnej winy, ale też z winy różnych urzędników, polityków, pracodawców - bo zostali oszukani, okradzeni z ich pieniędzy w nieuczciwy sposób potraktowani. Życie też nie zawsze jest dla niektórych takie jakby chcieli, nie każdy się dobrze wykształci a potem dla takich ludzi pracy brak. Trzeba rozumieć trudne sytuacje ludzi i im pomagać a nie ich gnoić. Rząd wyszedł z pomocą i jest szansa, że wiele rodzin wyjdzie z takich dołków, ale do tego potrzeba uczciwości także z ich strony aby pieniądze były rzeczywiście przeznaczane na dzieci, dom, te podstawowe potrzeby.

Bóg chce otwierać serca ludzi, ale niektórym ludziom trudno skruszyć skamieniałości, potrzeba albo dłuższego czasu albo nieco bardziej przykrych doświadczeń, aby człowiek coś zrozumiał. Często zaczyna coś łapać dopiero jak jemu samemu przyjdzie w jakiś sposób cierpieć.

Awatar użytkownika
ciasteczkowy_potfur
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1039
Rejestracja: 16 paź 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 59 times
Been thanked: 112 times

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: ciasteczkowy_potfur » 2018-01-01, 23:00

Abraham45 pisze:Nikt jej nie zmusza do rodzenia dzieci, wychodzenia za mąż.
Alez ja za mąż chcę wyjść, mój partner marzy o dziecku. Jak sobie urodzi, to może mieć i siódemkę ;P

Ja już wyraźniej nie umiem napisać, czego ja się boję.Mam za to wrażenie, że nie chce się wam czytać tych wpisów dokładnie, a tylko po łebkach i potem wychodzi, że jestem człowiekiem bez serca i złym do szpiku kości. Zatem odsyłam raz jeszcze do lektury, tym razem dokładnej i zastanowienia się, czy przypadkiem nie mam w wieku kwestiach jakiejś racji, że ten strach jednak jest uzasadniony.

Po pierwsze - nie każdy ma dostatecznie dużo sił i powołanie by wychować obce dziecko, szczególnie, że im starsze jest, tym trudniej. A jeszcze trudniej, gdy po latach zostało zabrane z patologicznej rodziny, złe wzorce trudno wyplenić. Nie każdy ma też siły i powołanie do wychowania obcego CHOREGO dziecka. W obu przypadkach brak jest m. in. hormonów odpowiedzialnych za tę naturalną miłość do swojego dziecka - trzeba to jakoś nadrobić. I o ile człowiek pewnie swoim własnym by się zajął, tak z obcym jest trudniej.

Dzieci chore... po śmierci rodziców lądują w domach opieki. I tam mamy ludzi z powołaniem, ludzi pracujących tylko dla kasy i ludzi wypalonych. Ci pierwsi dadzą dobra opiekę. Ci drudzy - sami wiecie. Ci trzeci... no cóż, może i mieli dobre chęci, ale częste problemy w domu, kłopoty w pracy, kiepski szef, zespół itp. prowadzi właśnie do czegoś takiego. Odechciewa sie wszystkiego. A sporym problemem jest to, że praca z grupą chorych ludzi jest po prostu ciężka. Brak opieki psychologicznej pogarsza sprawę. Tu nie trzeba pesymizmy, a jedynie trochę realizmu. Nie oszukujmy się, że w każdym ośrodku jest cudownie, świeci słonko i kwitną kwiatki.

Nie krytykuję wszystkich wielodzietnych rodzin, takie sa własnie fajne. Te, które adoptowały, by dać dziecku nowe życie? Gratulacje, podziwiam. To cudowne. Problemem sa rodzinki, które z bycia zastępczymi zrobiły dsobie biznesik, a dzieci mało kogo tam obchodzą. No i rodziny wielodzietne, które od początku mają problemy finansowe, a co chwila za to maja nowe dziecko. Nie takie, gdzie było ich kilkoro, nagle bum, problemy, pieniądze się kończą, ale wszyscy się wspierają. Można być milionerem, a tu nagle krach na giełdzie, cokolwiek. Bywa. Tak to nikt by dzieci nie miał. No i jak co miesiąc wydam wypłatę co do złotówki, ale wszyscy mają co potrzeba i jest na dobrym poziomie życie, rachunki popłacone... to w czym problem? Kasa jest do wydawania, nie chomikowania. Problem, jak kasa wydana co do grosza, a życie na poziomie bezdomnego, a jeszcze gorzej, jak nikt z tym nic nie robi. Ewentualnie robi następne dzieci.
Abraham45 pisze:A jak bogaci wydają kasę na narkotyki, prostytutki, balangi zamiast pomóc dzieciom to dobrze jest? Skąd mają takie fortuny? Czy wszyscy z ciężkiej uczciwej pracy? A politycy skąd mają takie duże dochody? A afery wychodzą jedna po drugiej. Czy nie z wykorzystywania pracowników, nie z różnych przekrętów, nie z oszukiwania ludzi? Gdyby tą kasę przeznaczyć na pomoc dzieciom chorym to wielu z nich miałoby zapewnioną opiekę do końca życia.
Jeśli kasa jest zarobiona uczciwie - to mogą sobie wydać nawet na pozłacanie każdego kamyczka żwiru na swojej posesji. Owszem, dobrze, gdyby się podzielili, bo mają z czego i lepiej wydać na coś pozytecznego, a nie tylko na "głupoty". A ci, co zgarnęli nieuczciwie? Więc ją ukradli. Awięc nie jest ich. Więc tu nie ma, że się "podzielą", tylko powinni wszystko oddać tam, skąd ukradli.

Tak jak programy 500+ i podobne. Owszem, podatki, bo dziura w budżecie. Same programy są ok, podałam tylko przykłady , jak to ogarnąć, by nie korzystali z nich ci, którzy nie powinni - bo przepuszczają wspólne pieniądze społeczeństwa, na które inni też się składają, a do którego to skarbca sami często nie dokładają nic (albo jeszcze kradną - bo nie chce im się pracować, a ciągną zasiłki, albo pracują na czarno - i jeszcze ciągną zasiłki; nawet jestem w stanie zrozumiec, że ktoś robi na czarno, ale jest na bezrobociu dla ubezpieczenia zdrowotnego, szczególnie "na zaś", bo ochrona zdrowia jest u nas do bani, ale czasem się przydaje, ale zasiłku nie bierze czy też bierze i oddaje potrzebującym bo tak, państwo kradnie). Dziura byłaby w budżecie mniejsza, gdyby politycy nie dawali sobie nagród rzędu minimum kilku tysiaków co chwilę w zasadzie za nic - i wielkich odpraw czy to za to, że już nie sa ministrami, czy też (czego nie cierpię) nie sa ministrami X tylko od teraz ministrami Y. To jest kradzież.

Magnolia

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: Magnolia » 2018-01-01, 23:13

Ciasteczkowa, ja już nie wiem o co Ci chodzi... bo albo pisz tylko o swoich obawach i razem nad nimi popracujemy...albo wylewasz tu tylko swoje żale patrząc na świat wokoło...No każdy to widzi, żyjemy w tej samej rzeczywistości... ale po pierwsze w jednym poście mieszasz kilka tematów i trudno się odnieść do wszystkiego na raz...po drugie zastanawiałaś się co ma z tego wylewania żalów wyjść? Jaki masz w tym cel? Zmienisz coś tą metodą?

A może po prostu chcesz naprawić świat? i taką masz metodę?

Abraham45

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: Abraham45 » 2018-01-01, 23:26

Trzeba zrozumieć, że ludzie są różni, ale my raczej powinniśmy patrzeć na tych dobrze czyniących i sami tez dobrze czyńmy. Idąc za pesymistycznym patrzeniem na świat sami go w jakiś sposób niszczymy ukazując go takim ponurym złym gdzie wszędzie panuje krzywda a przecież tak nie jest. Są dobrzy ludzie, są dobre małżeństwa a nasz rozsądek może też wiele pomóc innym.

Sama jeśli nawet nie chcesz mieć dzieci - bez względu na to jaki masz osobisty powód i z czego nikt z nas ciebie nie rozlicza ani tez nie ocenia - możesz pomagać innym czyniąc jakieś dobro. Chyba lepiej widzieć uśmiechnięte dziecko któremu pomożesz oraz rodzinę która będzie ci wdzięczna za pomoc niż wydawać kasę na coś innego i widząc jak obok ciebie dziecko cierpi? Nie ważne jest to co robi jakiś zły człowiek, ważne jest to co my robimy dla innych dzieląc sie tym co mamy i pomagając innym nie dla własnych korzyści, ale właśnie po to aby innym pomóc, bo tej pomocy potrzebują. Nikt nie każde dawać kasy rodzinom alkoholowym, od tego są ośrodki MOPS-u które zajmują sie trudnymi przypadkami i można właśnie pomóc takiej rodzinie właśnie zgłaszając taką rodzinę, choć i wobec tych instytucji jest wiele krytyki, szczególnie za to co robili w czasie rządów PO-PSL.
Ale pomagać można, ważne aby chcieć.

I na koniec: my doskonale rozumiemy powody dla których nie chcesz mieć dzieci i nikt z nas nie osądza ciebie z tego powodu. Chodzi bardziej o takie pesymistyczne przedstawianie spraw związanych z dziećmi i małżeństwem co może zniechęcać innych do małżeństwa czy macierzyństwa. Oczywiście to wybór każdego nie trzeba się sugerować twoimi poglądami, ale niektórzy tak czynią i to tez dobrze nie jest bo to tak jakby forum katolickie negatywnie wpływało na ludzi a jego zadanie jest całkiem inne.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4217 times

Re: Dzieci - czy warto być otwartym na życie i czy warto pomagać rodzinom wielodzietnym?

Post autor: Andej » 2018-01-02, 10:59

Trudno akceptować świat, nie akceptując siebie.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Rodzina, małżeństwo, narzeczeni”