Magnolia pisze: ↑2018-01-02, 22:27
mężczyźni mają wpisane w naturę pragnienie potomstwa, kobiety też zresztą.
Nie wszystkie kobiety mają to wpisane w naturę.Uwirz mi, nie wszystkie, jest cala masa kobiet, które po prostu nie odczuwają takiej potrzeby, bo takie się urodziły.
U mnie dochodzi lęk przez bólem i cierpieniem, kompletnie zbędnymi, a zadanymi przez pracowników ochrony zdrowia, a.k.a.
piguły i konowałów,[ proszę o wyrażanie się z szacunkiem do osób trzecich - Magnolia] którzy mają podejście "No przecież mnie nie boli, to i ciebie na pewno nie i w ogóle to wydziwiasz". Widzę, co się dzieje, słyszę i czytam wypowiedzi kobiet, często matek upragnionych dzieci, które teraz boją się następnychporodów - bo pracownicy mają wiedzę bardzo przestarzałą, bo nie potrafią zająć się pacjentem, bo nie potrafią korzystać ze sprzętu, bo też często po prostu są złośliwi i się wyżywają. Ja mam niski próg bólu, jestem na granicy tokfobii.
Czasem myślę, że wsumie taki kaszojad byłby spoko, trudno, przewijałby go kochający ojczulek, który tak marzy o dziecku. Nawet może i ta ciąża to nie takie zło. Czasem mam przebłyski niebiańskiego spokoju i pokory i myślę, że może faktycznie i na mnie przyjdzie kolej, kiedyś przecież mówiłam, że nienawidzę dzieci na 100% i w ogóle trzymajcie to z dala ode mnie, obojętnie w jakiej formie i wieku one są. Teraz z dziećmi pracuję i one są nawet fajne, jak widze dzieciaka małego, który siedzi w wózku i się rozgląda, albo płacze, bo mu po prostu źle (wyłączając z tego małych rozwrzeszczanych i rozpuszczonych brajanów, którym wszystko wolno bo "bezstresowe wychowanie") to się do niego uśmiecham i ono często tez się do mnie uśmiecha - i to jest takie fajne, bo taki mały dzieciak jednocześnie jest
psychopatą - ocena, zupełnie bezpodstawna (taka nasza ludzka natura, ono jeszcze się uczy uczuć i empatii) i ufa tobie bezgranicznie, choć cię nie zna - i cię lubi, za ten jeden, jedyny uśmiech. Tyle mu wystarczy, nie powie, że jesteś dziwny, bo się uśmiechasz, tylko odwzajemni ten gest. I w ogóle jakoś mi tak ciepło na sercu, że dziecko, obce dziecko wyciągnie do mnie rączkę, przytuli się czy uśmiechnie.
Pod tym względem dzieci sa fajne i kompletnie nic do nich nie mam, jak ktoś mówi, że dzieci trzeba trzymać w domu i nie wypuszczać do lufdzi, bo przeszkadzają, to jestem na nie. Owszem, kawiarnie tylko dla dorosłych? Nie ma co najeżdżać na właściciela, jego prawo. Ale nie zaraz, że wszystkie, dziecko musi się jakoś nauczyć żcia z ludźmi. Ta nienawiść bierze się z tych małych brajanów, które drą japy - bo wiedzą, że mogą, bo rodzic nic nie zrobi. Czasem "bezstresowe wychowanie" (brrrrr...), a czasem taka metoda wychowawcza - tylko też nie do końca dobrze przeprowadzona, wiem, że rodzic chce pokazać, że dzieciak płaczem nic nie wymusi, ale w sklepie czy kawiarni sa inni, którzy chcą się skupić, pogadać, odpocząć albo sa zmęczeni czy boli ich głowa, też maja prawo do odrobiny spokoju. To oczywiście nie jest wina malucha, bo ono jeszcze nie rozumie, ale rodzica to tylko przez kolano i kilka klapsów na goły tyłek, może zrozumie
Na pewno musze do tego dojrzeć, potrzebuję też trochę czasu dla siebie, takiej beztroski, tylko ja, tylko ja i partner, jeszcze trochę. To trochę jak z wolnym. Jestem leniem patentowanym, ale jak mam za dużo wolnego, to mam dziką chęć iść do pracy. Za to nawet pracowity człowiek się wypali nie mając odpoczynku. Ot co.
A co do rodzin wielodzietnych - jeszcze raz. Jeśli się starają poprawić swój byt - pomagać, nie tylko finansowo. Jeśli było dobrze, "narobili" dzieci i nagle przyszły problemy - zrozumieć. I pomóc. A nie krytykować, bo nigdy nie wiadomo, czy z milionera nie staniesz się biedakiem, tak to nikt by dzieci nie miał.
Ogólnie jak najmniej krytykować, jak najwięcej rozumieć i pomagać z głową, czasem finansowo, czasem inaczej materialnie, czasem dobrym słowem, czasem przyjść i po prostu pomóc, czy to pomóc w znalezieniu pracy, czasem w razie potrzeby posiedzieć z dzieckiem, dać namiary na opiekunkę. Ważne, by rodzina była dobra i porządna, czasem po prostu pracy nie ma, czasem jest choroba, są problemy. Ale to nie znaczy, że rodzina sobie nie radzi, czasem wystarczy im drobna pomoc, a nie miliony monet na konto! A z krytyką się wstrzymac bardzo, bo czasm slychać "narobili dzieci, a biedni" - a byli bogaci, tylko przyszly nagłe problemy, nie da się wszystkiego przewidzieć. A czasem i antykoncepcja zawiedzie, straszne czasy, że krytykujemy ludzi, bo nie zabili bezbronnej istoty w imię wygody.
A jeśli rodzina jest patologiczna, to mieć na nią oko, pomóc wyjść z nałogu (bo czasem sa patologie tego typu, że jest nałóg i są dzieci, rodzic chce wyjść, a nie umie, albo - rodzic pije, ale się mimo wszystko stara dla dzieci, nie bije itp., rzadkie to, wzór dla dzieci nadal marny, ale nadal lepszy niż taki, co dzieci ma gdzieś, albo je tłucze), pomagać rozsądnie, jeśli wiadomo, że pieniądze pójda na alkohol czy narkotyki, to pomoc finansowa jest bez sensu. Ale nie krytykować dzieci, one się na świat nie pchały. Pomóc im wyjść na ludzi.
Ciasteczkowa, czy możesz popracować nad swoim językiem wyrażania myśli by usunąć z niego negatywne oceny i ogólnie mniej krytykować a więcej starać się zrozumieć innych? Magnolia