lambda pisze: ↑2021-02-17, 04:15
sądzony pisze: ↑2021-02-15, 17:56
(...) Mam pytanie. Rozmawiasz tu z nami o tym kryzysie już parę tygodni bodajże.
Czy coś Ci te rozmowy pomogły? Czy czujesz, że nic się nie zmieniło?
Raczej w niczym.
Więc po co o tym piszesz, rozmawiasz, mówisz, rozgrzebujesz?
lambda pisze: ↑2021-02-17, 04:15
Ogólnie nie wierze juz w żadne zmiany ani nic.
No i dobrze. Wierzyć należy w Boga. Z Nim całe życie to zmiana, bez Niego to "skiślizna".
lambda pisze: ↑2021-02-17, 04:15
Mam tylko nadzieje ze moze umre predko.
Jeśli z tęsknoty za Bogiem można to jakoś zrozumieć.
Jeśli z chęci ucieczki od życia to mam fajnego psychiatrę.
W miłości.
dt
Dodano po 14 minutach 22 sekundach:
lambda pisze: ↑2021-02-15, 10:02
Ja nie zamierzam podejmować separacji.
Może to lubisz? Lubisz tkwić w takiej nie do końca zdrowej relacji?
Ja np przez połowę życia piłem i zdradzałem. Pasowało mi to.
Wciąż mam niezdrowe podejście do "pracy".
Nadal żyję w związku niesakramentalnym, a moja relacja z żoną pozostawia wiele do życzenia.
"Bardzo mi wygodnie prawić o chrześcijaństwie tkwiąc po uszy w grzechu związku niesakramentalnego."
Fakt, że jestem tego świadom niczego nie uzdrawia, nic nie zmienia poza jednym
pozwala spojrzeć uczciwie i zdecydować co robić.
Najważniejszy zawsze jest jednak czyn, ale nie będzie go bez świadomości konieczności "ruchu".
lambda pisze: ↑2021-02-15, 10:02
Gdzie bys sie wyprowadzila mieszkajac we wspolnym mieszkaniu? Do noclegowni?
Do rodziców, przyjaciółki, ciotki, kuzynki, kolerzanki. Jesteście małżeństwem macie jakieś pieniądze.
Jeśli nie pracujesz może trzeba czegoś poszukać.
Może nie musialabyś długo mieszkać, może rozwiązanie pojawiłoby się wkrótce.
Pytanie tylko czy poradziłabyś sobie bez niego.
Czasem sam zadaje sobie takie pytanie. Wydaje mi się, że ja mógłbym nie ogarnąć.
Cóż może jestem niedojżały.