Okej, ale teraz piszesz o miłości i relacji z Chrystusem, a ja mówiłam o dojrzałości i poznaniu siebie.sądzony pisze: ↑2021-02-01, 19:45 @Viridiana nie mogę się nie zgodzić. Po części to co piszesz jest prawdą.
Ja jednak (mam nadzieje) patrzę na życie ciut szerzej (oczywiście mogę być w błędzie).
Z mojego punktu widzenia, życie ma jeden cel, a mianowicie tworzenie Relacji z Bogiem.
Nie możesz jej jednak zbudować (poza oczywiście wyjątkami) póki nie odnajdziesz Siebie, bo to nie będzie Twoja relacja.
Nie sądzę, by człowiek w wieku 28 lat (średnia da Polski) był odnaleziony.
A zatem wszystko poza Relacją z Bogiem jest "jedynie" (choć oczywiście nie jedynie bo i aż Drogą) do Boga.
Małżeństwo (i nie tylko bo i ojcostwo, przyjaźnie, rozwój duchowy, choroby, traumy) jest "narzędziem" poznawania głównie siebie Prawdziwego.
Jest "nauką usypiania ego" ("zapierania się samego siebie"), "uniesienia siebie grzesznika" ("wzięcia swego krzyża")
i podążania ku Bogu ("naśladując Go").
Małżeństwo, ojcostwo, duchowieństwo, praca, miłość .... nie ma żadnej wartości o ile nie zbliżają nas do Boga.
Więc nie jest ważne z kim żyjemy, co robimy o ile nasza twarz nie jest skierowana ku Bogu.
I jednocześnie możemy pozornie niczego nie robić przez większość życia
tkwiąc w kontemplacyjnej Miłości z Bogiem.
Nieważne kim jestem, gdzie się urodziłem, kim jest moje dziecko (choć to ma wpływ oczywiście na to z kogo się mam - polak, inżynier, mąż) ...
... ważne czy mam nitkę (Chrystusa), na końcu której kłębkiem jest Bóg.
Oczywiście, w pełni siebie nie znamy i nasza miłość jest niedoskonała, ale jestem zdania, że jeżeli ktoś myśli perspektywicznie, to będzie jednak znał siebie w takim stopniu, by umieć określić swoje priorytety.