Bog mnie kocha!

Dzielimy się dowodami Bożego działania w naszym życiu i życiu znanych osób, jak i naszych bliskich i innych ludzi; piszcie to, co zbuduje wszystkich w wierze w Boga.
ODPOWIEDZ
ursa

Bog mnie kocha!

Post autor: ursa » 2019-04-10, 13:23

No to czas cos o sobie napisac, bo tak sie sklada, ze mam o czym. Oto swiadectwo mojego nawrocenia.

Urodzilam sie w rodzinie z dysfunkcjami, rodzice pochodzili ze wsi, z bardzo biednych rodzin, do tego brak milosci jaki doswiadczyli oni i ich rodzice, byl porazajacy. Starali sie jak mogli, jak potrafili, dlatego dzis nie mam do nich zalu, choc jeszcze 8 lat temu bylam pelna urazow.
Urodzilam sie jako starsza corka moich rodzicow, mama jest bardzo niezrownowazona emocjonalnie, a tato zimny uczuciowo- to otrzymalam od nich w spadku.
Kiedy przyszla na swiat moja mlodsza siostra, doswiadczylam odrzucenia, ktore niestety bylo bardzo widoczne i odczuwalne, siostra mogla wszystko, ode mnie wymagano. Rodzice pracowali, ja bardzo szybko musialam zajac sie swoja siostra. Mama oczekiwala, ze posprzatam, nakarmie siebie i siostre, niestety nigdy nie byla ze mnie zadowolona, to sprawilo, ze zaczelam sie czuc miernota, ze czegokolwiek sie podejme, da to mierny rezultat, bo nie jestem wystarczajaco dobra. To przekonanie ciagnelo sie za mna bardzo dlugo i wciaz sie lapie na tym, ze w to wierze.
Zostalam ochrzczona i przystapilam do Pierwszej Komuni Swietej, potem juz nie wymagano ode mnie uczestnictwa we Mszach Sw, choc mama czesto mowila; "idz do kosciola" sama jednak nie chodzila ani ona, ani ojciec, wiec i ja nie chodzilam.
W wieku mlodzienczym sama odnalazlam droge do Boga, zaczelam chodzic na Oaze, potem do FRA, zapragnelam zostac misjonarka... niestety spotkalam sie z duza krytyka i wrecz scena dramatu ze strony mamy, zero wsparcia sprawilo, ze poniechalam swoich planow.
Chyba tez oczekiwalam od Boga cudow, znakow, ze stanie przede mna, przemowi, powie dokladnie co mam robic. Nie powiedzial... albo raczej mowil, ale ja nie potrafilam Go uslyszec. Moja wiara nie byla wystarczajaca, zaczelam czuc, ze Bog jest obojetny, ze ma mnie gdzies.
Zaczelam sie izolowac, zaczelam czuc, ze nie pasuje.
W mojej rodzinie bozkiem bylo: "co ludzie powiedza"- zbuntowalam sie. Robilam na przekor wszystkiemu i wszystkim, uciekajac przed wszystkim co bylo poprawne i zwyczajowo przyjete, na zlosc robilam odwrotnie.
Zaczely sie moje wyjscia, pierwsze kontakty z facetami, z alkoholem, z narkotykami, to sprawilo, ze bylam tym kim chcialam, pasowalam.
Zwiazalam sie z czlowiekiem duzo od siebie starszym, nie chcialam slubu, on tez nie, urodzilam mu dwojke dzieci, a potem wrocilam do domu i to byla moja droga w dol, prosto do piekla, bo to co przezylam bylo istnym pieklem na ziemi, ktore sama sobie zafundowalam.
Moje dzieci byly pod opieka rodzicow, a ja znalazlam prace. Zaczely sie moje wychodzenia, zadawania sie z roznymi mezczyznami, rozwiazlosc seksualna, narkotyki, alkohol, polswiatek pelen wyrzutkow spoleczenstwa, zlodzieji, prostytutek, kryminalistow, uzaleznionych- tam szukalam akceptacji, jednoczesnie tracac siebie sama.
Wpadalam w ciagi alkoholowe, nie wracalam do domu po kilka dni. Wtedy moja siostra wpadla na pomysl, zebysmy wyjechaly do UK. Na poczatku nie chcialam, ale potem pomyslalam, ze to jest szansa dla mnie, zeby sie wyrwac i zaczac wszystko od nowa. W rzeczywistosci to byla rownia pochyla. Na poczatku bylo wszystko ok, bo nie bylo za duzo pracy, pieniedzy, a kiedy dostalam pierwszy kontrakt, to juz tylko hulanki i swawole. Siostra poznala swojego obecnego partnera i znowu zostalam sama. Wyrzuty sumienia, urazy i tesknote zalewalam alkoholem, w weekendy dodawalam narkotyki. Pracowalam bardzo ciezko bo chcialam sciagnac tutaj moje dzieci, zeby pogodzic uzywki i ciezka prace zaczelam ladowac w siebie amfetamine, trwalo to dwa lata. Potem przed samym przyjazdem dzieci przestalam brac amfe i moj alkoholizm sie poglebil.
Kiedy juz sciagnelam moje corki, przestalam wychodzic na imprezy i zaczelam popijac w samotnosci.
To trwalo jakies 5 lat- picie kazdego dnia. Na koniec jeszcze zwiazalam sie z bardzo toksycznym czlowiekiem, sam byl uzalezniony od marihuany, dzis wiem, ze tego wlasnie potrzebowal moj alkoholizm- karmil sie tym zwiazkiem, dawal wymowki. Odsunelam od siebie wszystkich, bo tego tez chcial moj toksyczny partner, nie znosil krytyki, a lubial wygladac w oczach innych perfekcyjnie, wiec kiedy moja siostra zorietowala sie, ze ze mna juz jest bardzo zle, on zaczal ode mnie wymagac odsuniecia sie od rodziny. Tak tez zrobilam zostajac zupelnie sama. Moje biedne dzieci niestety musialy patrzec na upadek swojej matki i czesto mi matkowaly i opiekowaly sie, kiedy moj pseudo-narzeczony znikal na cale noce.
Ktoregos wieczoru z puszka piwa w reku kleknelam, po raz pierwszy od wielu lat i zaczelam prosic: "Wiem, ze jestes, choc nie obchodze Cie. Zrob cos bo mam juz dosyc! Zmien moje zycie albo po prostu zabierz mnie z tad, zanim sama sie nie zabije!"
Rzeczy zaczely sie zmieniac, troszke wspominam to tak, jakbym tam byla tylko cielesnie, a rzeczy zaczely sie dziac. Moj narzeczony,w krotkim czasie po mojej modlitwie stwierdzil, ze wychodzi. Powiedzialam: "nie wyjdziesz", a on: "powaznie? A co, moze mi zabronisz?", ja odpowiedzialam: "jesli wyjdziesz, to zabierz ze soba tez swoje rzeczy", a on sie spakowal. Choc wszystko we mnie krzyczalo, bo moj luby nie raz robil wielkie sceny wyprowadzki, a ja blagalam zeby zostal, tym razem nie ruszylam sie z krzesla. Wyniosl sie, a ja mialam ochote sie zabic. Zostalam z dlugami, bez samochodu, bez nadzieji. To bylo moje dno. Tego potrzebowalam zeby sie odbic i poprosic o pomoc.
Zadzwonilam na infolinie i zaczelam rozmawiac z ludzmi z AA. Moja siostra z partnerem i z dzieckiem wprowadzili sie do mojego domu (w ramach oszczednosci, bo ja potrzebowalam sie odbic finansowo i oni zbierali na dom), a ja moglam sie zajac swoim trzezwieniem.
Zaczelam wprowadzac w swoje zycie program 12-tu Krokow. Myslalam, ze bedzie ciezko znowu zaufac swojej SILE WYZSZEJ, ale juz wkrotce zrozumialam, ze byl przy mnie zawsze i czekal. Ze jego milosc do mnie jest wielka i On nigdy nie przestal we mnie wierzyc, choc ja tak, zapomnialam o Nim.
Zaczelam rozumiec, ze Bog nie daje mi tego czego ja chce, On daje mi to czego potrzebuje. Moj alkoholizm stawal sie powoli blogoslawienstwem, bo zaczelam sie zmieniac. Zaufalam i pozwolilam sie prowadzic. Moj Bog byl Stworca Swiata, Bogiem Milosci, Wielka Energia wszechswiata. Uporzadkowalam swoja przeszlosc, wybaczylam sobie i innym, przeprosilam i zaczelam zadoscuczyniac. Modlilam sie, najpierw rano i wieczorem, a potem coraz czesciej. Zaczelam sie dzielic swoim doswiadczeniem i dawac nadzieje, ze sie da, ze poki zyjemy jeszcze nic nie jest stracone i wszystko mozna zaczac od nowa.
Bardzo wiele zmian zaistnialo w moim zyciu, zrobilam dyplom z terapii humanistycznej, zaczelam pracowac w wolontariacie jako terapeutka z ludzmi chorymi na raka i ich rodzinami, przeprowadzalam i nadal przeprowadzam inne alkoholiczki przez 12 krokow. Moja duchowosc zaczela wzrastac, az osiagnelam poziom, w ktorym potrzebowalam czegos wiecej.
Zaczelam rozgladac sie za religia dla siebie :)) na pierwszy ogien poszlo poganstwo, bo uznalam, ze to religia moich przodkow :)) jednak "czary mary" tam wystepujace odstraszaly mnie, mialam wczesniejsze przykre doswiadczenia. Potem wpadl mi na mysl Buddyzm, tymbardziej, ze zaczelam tez medytowac.
Buddyzm jako filozofia jest ok i nie mam zastrzezen, jednak jako religia... wtedy pomyslalam: "dlaczego nie chcesz sie modlic do Jezusa, bo wmowilas sobie, ze jest po prostu postacia historyczna, a chcesz modlic sie do Buddy?"
Pomyslalam tez, ze skoro urodzilam sie i otrzymalam w darze przynaleznosc do Kosciola Rzymsko- Katolickiego, to moze warto zaufac, ze tego wlasnie Bog ode mnie chcial, zebym czcila Go wlasnie takim "jezykiem".
Wrocilam na lono Kosciola. I jestem szczesliwa. Zyje w lasce uswiecajacej okolo dwoch lat. Staram sie nie oceniac, nie komentowac, nie krytykowac, nie wciskac innym swoich racji. Po prostu zyje jak umie najlepiej, ufajac i wierzac, rowniez w to, ze taka wlasnie On mnie chcial, taka mnie stworzyl. Zaplanowal mnie zanim przyszlam na swiat, jestem Jego pragnieniem, a skoro On mnie kocha to nic wiecej mi do szczescia nie potrzebne.
Wzrastam w Duchowosci Jezuickiej, ale nie tylko, bo jednak Sw. Franciszek nie od dzis mnie wola i zacheca do wielbienia Pana poprzez Jego dziela. Uwielbiam lono natury i czuje sie na nim super.
Odnalazlam sie tez swoje miejsce w chorze i wielbie Pana rowniez spiewem. Ucze sie tez na nowo swojej kobiecosci.
To tyle.
Na koniec chcialabym sie z Wami podzielic pewna krotka modlitwa (ma rowniez dluzsza wersje), ktora na pewno wielu z Was zna, a ja nauczylam sie jej w AA. Jest ona moim mottem zyciowym i pomaga mi w trudnych, zyciowych sytuacjach:

Boze, uzycz mi Pogody Ducha,
abym godzila sie z tym, czego nie moge zmienic.
Odwagi,
Abym zmieniala to, co moge zmienic.
I Madrosci,
Abym odrozniala jedno od drugiego."


Pozdrawiam @};- Ula Alkoholiczka.

Magnolia

Re: Bog mnie kocha!

Post autor: Magnolia » 2019-04-10, 19:32

Chwała Panu, że z każdego doła potrafi wyciągnąć człowieka w stronę dobra, miłości, zwycięstwa, wolności i światła!
Dziękuję, za Twoją Ulu odwagę, by się z nami swoją historią podzielić. Podziękuj sobie, że otwarłaś serce na boże działanie, taka przemiana życia wymaga stałej współpracy z Duchem św., daj się Mu nadal prowadzić!
Wszystkiego dobrego, błogosławieństwa Bożego.

Awatar użytkownika
Viridiana
Biegły forumowicz
Biegły forumowicz
Posty: 1705
Rejestracja: 6 sie 2018
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 552 times
Been thanked: 419 times

Re: Bog mnie kocha!

Post autor: Viridiana » 2019-04-10, 21:39

Bardzo inspirujące i ciekawe świadectwo. :)
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)

Buckees

Re: Bog mnie kocha!

Post autor: Buckees » 2019-04-11, 04:22

Bardzo dziękuje za świadectwo...

Aleksandr@

Re: Bog mnie kocha!

Post autor: Aleksandr@ » 2019-08-29, 08:18

Pomimo tylu naszych upadków, grzechów, nieposłuszeństwa, złych wyborów i odrzucenia przez innych Bóg zawsze daje nam szansę i czeka na nas z otwartymi ramionami. On jeden jest zawsze przy nas. Najważniejsze to nauczyć się mu ufać i być cierpliwym a On zawsze nas poprowadzi właściwą drogą. Życzę umocnienia w wierze. Pozdrawiam

ODPOWIEDZ

Wróć do „Świadectwa działania Boga”