Na prośbę Magnolii umieszczam to tutaj.
Ponad rok temu moja koleżanka znalazła się w śpiączce cukrzycowej, do tego pojawiły się powikłania. Dziś to, że żyje, to cud.
Ja wtedy strasznie narzekałam, że mam trudności duchowe, a gdy dowiedziałam się o tej koleżance, zaczęłam się za nią modlić, pisałam do kolegi będącego w seminarium; całe seminarium się za nią modliło. Gdy wyzdrowiała, zamówiłam Mszę dziękczynną w jej intencji.
Tego rodzaju sytuacje zawsze są dla mnie wstrząsem i motywacją do modlitwy. Czasem mam dość modlitw, ale gdy słyszę o problemach w Kościele, wiem, co powinnam robić. I wracam. Ciągle na nowo...