W poprzednim poście zgubiłem słowo "nie", co wypacza sens ostatniego akapitu. Powinno być:
Czcić rodziców, to nie jest odbębnianie prawem określonych obowiązków. To dbanie o ich dobro. I to z całej mocy. Nie jako wyraz "spłaty długu", ale dzielenia się miłością. Skoro wrogów mamy kochać, to co dopiero rodziców.
sądzony pisze: ↑2021-03-08, 20:22 Co do dziecka. Pozwól mu zanegować religię. Pozwól mu nawet zwątpić. Upaść.
Ja swojemu dziecku pozwoliłbym upaść, pod warunkiem, że przewidywałbym skutki. Tylko wtedy, gdybym miał pewność, że się podniesie. Z bólem, ale i świadomością zagrożenia. Także ze świadomością, że ostrzegałem. Ale, gdyby było ryzyko, że się utopi, to do końca walczył bym, aby do upadku nie doszło.
Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym pozwolił zwątpić w Boga. Nie potrafiłbym żyć, że świadomością, że dziecko neguje Boga. Walczyłbym nieustannie. Nie odpuszczał. Chwytałbym się wszystkich sposobów, aby nie stracić dziecka. Bo chcę, ze wszystkich sił, kiedyś spotkać się z nim w niebie. Wątpię, czy zasługiwałbym na zbawienie, gdybym pozwolił dziecku na zanegowanie Boga i zwątpienie. To byłoby z mojej strony otwartym sprzeniewierzeniem się woli Boga.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.