Ona ma to na pewno.
Choć jeszcze 5 lat temu bym ją wyśmiał.
Ona ma to na pewno.
Słuszne spostrzeżenia, smutna prawda. Człowiek usiłuje dyktować Bogu. W modlitwach prosi o to, ca sam uważam za dobre, a nie o to, co Bóg uważa za właściwe. Gdy Bóg nie spełni, to potrafią obrazić się na Boga. Albo nawet walczyć z Nim.To jest podobne do buntu szatanów. Oni też uznali, że są mądrzejsi.ktokolwiek pisze: ↑2020-03-24, 15:17 ... chcemy koniecznie trzymać nad wszystkim kontrolę, pilnujemy, żeby Pan Bóg nie objął sterów naszego życia. nie ufamy Mu, nie wierzymy w jego miłość,
...
liczymy się bardziej ze zdaniem ludzi, nie chcemy być źle oceniani, a zdanie Boga liczy się jedynie o tyle, o ile zgadza się z naszym. ...
Do tego się przyczepię... Oczywiście że istnieje miłość bez lęku - miłość która ma Bóg. Co najlepsze Ty (i ja) możesz taka miłość dostać od Niego - po prostu trzeba prosić i czerpać najlepiej z Sakramentów.
Bóg jest doskonały.Tek de Cart pisze: ↑2020-04-03, 13:10Do tego się przyczepię... Oczywiście że istnieje miłość bez lęku - miłość która ma Bóg. Co najlepsze Ty (i ja) możesz taka miłość dostać od Niego - po prostu trzeba prosić i czerpać najlepiej z Sakramentów.
pięknektokolwiek pisze: ↑2020-04-03, 14:56 U świętego Jana :
1 J 4,18
Bóg jest źródłem prawdziwej miłości, wiary i życia
"W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości*.
Andej gdzieś przy okazji znalazłem Twoją wypowiedź. Tak się zastanawiam czy otwarcie się człowieka może być po cichutku, pomalutku bez biegania z megafonem? Odwołuję się tylko do wypowiedzi. Nie każdy może na tyle się zamknąć, aby bać się otworzyć bo sobie coś wymyślił. Zastanawia mnie kwestia na ile się można otworzyć przed Bogiem, by nie realizować subiektywnego poglądu wobec innych. Ten z megafonem też może zostać świętym. Ten, który mówi o swoim przybliżeniu do Boga też może zostać świętym. A co jeśli on tak kocha, że tą Miłością chce się dzielić bez względu na swoją korzyść? Nie mogę zrozumieć postawy między tym kim byłem, a jestem. Wtedy nie znałem Boga i do Niego nie podchodziłem, dziś jest mi najbliższy z pośród moich dni. Ale nie rozumiem, bo widzę tu jakąś kalkulację, zbliżam się pomalutku, pocichutku i jest dobrze, może do śmierci pokocham Go z całych moich sił. Albo kochasz żonę, albo boisz się Ją kochać. Proszę @Andej wytłumacz mi tą postawę. A ja mogę Tobie swoją wytłumaczyć jeśli będziesz mieć pytania. Nie mam nic do Ciebie @Andej ale chciałbym zrozumieć taką postawę/poglądy jakie Ty prezentujesz. Mam nadzieję, że Ciebie nie uraziłem tymi pytaniami. Jeśli nie chcesz nie odpowiadaj.Andej pisze: ↑2020-03-21, 09:16 Nie jestem nawrócony.
Dlatego, że nigdy nie odwróciłem się od Boga.
Dlatego, że wciąż Go szukam.
Dlatego, że wciąż nie nauczyłem się prawdziwie wierzyć.
Ale On jest ze mną. Moje życie krąży wokół Niego. Ma znaczący wpływ na wszystko, co robię. I czego nie robię. Wszystko, co mnie spotyka ma związek z Nim. Wciąż pytam Go o zdanie. I wszystko kojarzy mi się z Nim. Ale to nie znaczy, że niosę sztandar z Jego Imieniem i każdemu podtykam pod nos. Nie znaczy to, że pouczam i strofuję. Nie znaczy to, że każdą rozmowę sprowadzam, do Niego. A może i sprowadzam, ale w taki sposób, aby rozmówca sam musiał Go odszukać w rozmowie.
Nie ukrywam swojego stosunku do Boga, ale nie biegam z megafonem, aby wszystkim oznajmiać. Zachowuję się tak, aby dawać świadectwo. I aby zainteresowany mógł spytać. Wtedy odpowiadam.
Nie opowiadam, o tym co zrobiłem dobrego, ani o swoim zaangażowaniu w życie Kościoła. Po prostu idę swoją drogą. Po cichutku, powolutku. Uśmiecham się do Ciebie. Podam Ci rękę. Gdy spytasz, dlaczego, wtedy powiem o Nim. Ale też nie od razu. Powolutku. Najpierw musisz chcieć o Nim usłyszeć. Najpierw muszę wywołać w Tobie głód usłyszenia o Nim. Czasem się udaje. Zbyt rzadko. Niestety.
Miałem we wspólnocie siostrę, która jak wszyscy opowiadali o swoim nienarodzeniu i poznaniu działania Ducha, po przejściu modlitwy o napełnienie Duchem Świętym, ona stwierdziła coś podobnego do słów AndejaNie jestem nawrócony.
Dlatego, że nigdy nie odwróciłem się od Boga.
Jest w z Twoich słowach jakieś rozgoryczenie, może się mylę. Pragniesz zbyt mocno poznać, doświadczyć Boga i nie potrafisz się na Niego otworzyć i dlatego trudno Ci zrozumieć, uwierzyć, że ta Łaska doświadcza w taki sposób, że się nie kalkuluje. Patrz, ja wiem, że swoją postawą mogę kogoś zranić, mówiąc o tym jak podchodzę do danego tematu tj. mojej wiary. Prawie myślę, że mógłbym kogoś zranić mówiąc o moim wnętrzu. Moje ego mówi mi nie mów o tym, bo będą Ciebie wytykać. Ale moje serce się raduje, że czyni dobro i chce się tym podzielić i pokazać, że Miłość jest pięknem. Wielu przyjmuję to dobro jako obłudne, ja to rozumiem. Ale nic co tu powiedziałem nie było spowodowane moim ego, ale wypływało z wnętrza. Ja się pragnąłem tylko tym podzielić, bo nigdy tego nie doświadczyłem. Mojej żonie też to musiałem wytłumaczyć. Podzielić się to dać komuś współudział w czymś pięknym. Ja tego nie pragnę pisać i o tym mówić, bo wielu odbiera to na swój sposób. A jeśli to robię to zapewne Niebo się o to upomina. Nie powinno się prowokować kalkulując. Ideałami nigdy nie będziemy. Chodzi bardziej o otwartość, ufność bez kalkulacji. Ja uważam Ciebie @Andej za bardzo mądrego człowieka. Poważnie. Uważam, że jesteś na dobrej drodze, ale czuję brak otwartości serca. Zbyt mocno trzymasz się ziemi. Spróbuj zamknąć oczy i powiedzieć Boże jestem cały Twój. Wyłącz myślenie ściągające w dół. Powiedz sobie nie ważne co myślę ważne czego potrzebuje serce. Pomyśl przez chwilę, że jesteś tylko Ty i Bóg. Nie ma ludzi, nie ma niczego. Tylko Wy sami. Szukaj takiej relacji. Wyłącz ludzką kalkulację, bo ona nie ma znaczenia.Andej pisze: ↑2023-02-02, 21:02 Niestety, niezbyt rozumiem pytanie. Nie wiem, co wyjaśniać.
Czy chodzi Ci o to, żeby nie szpanować, nie narzucać, ale dyskretnie prowokować?
Uważam, że prowokowanie daje lepsze owoce. Bo wzbudza zainteresowanie. Angażuje. Choćby w chęć zrozumienia.
Staram się (podkreślam to, że tylko staram się, ale do ideału bardzo daleko), aby ludzie widzieli kim jestem, jaki jestem. I zauważają. Niektórzy odważają się porozmawiać, spytać. Wtedy wyjaśniam. Podbudowuję. Na ile potrafię.
Nie wiem, czy o to chodziło.
Nie ma rozgoryczenia. Ale smutek spowodowany świadomością niedoskonałości.