Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Piszemy tutaj wszystkie rozterki w naszym życiu duchowym. Rady na temat naszego życia w Kościele katolickim, pouczenie, itp.
ODPOWIEDZ
jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-11, 12:51

No to zacznijmy od puuktu pierwszego: "Bóg Cię kocha i ma dla Twego życia wspaniały plan".
Wydaje się, że to bardzo oczywista prawda, do której nie można się nijak przyczepić. Ale tylko pozornie. Bo jaka jest domniemana reakcja ewangelizowanego na tę "dobrą nowinę"? Ano taka, że pyta: "Ale dlaczego ja tej miłości nie odczuwam?".

Przytoczę Wam przykład z mojego życia. Gdy byłem "piękny i młody" pewnego dnia kolega powiedział mi, że jakaś tak koleżanka szaleje za mna i warto by się było nią zainteresować. A ja na to: "Cóż mnie to obchodzi? Nie jest w moim typie, nie potrafiłbym z nią nawet porozmawiac na żaden interesujący mnie temat.".
I tak to właśnie bywa z większością potencjalnych rozmówców. Zwykli odpowiadać, że to może bardzo miło ze strony tego Boga, ale to nie jest ktoś w ich typie, a plan na swe życie mają sami, i to całkiem dobry. To zaś świadczy o tym, że do tego rodzaju rozmówców trzeba jednak podejść zupełnie inaczej. Jak konkretnie - to już zupełnie inna kwestia. Trzeba najpierw zdobyć się na wysiłek poznania ich najgłębszych dążeń i przekonań, a to wymaga trochę czasu i zaangażowania.

Rozumiem, że gdybym i ja był zakochany w tej koleżance, ale przedtem nie śmiał wejść z nią w blizszy kontakt, to byłbym mocno podniecony. Rozumiem zatem, że wielu chrześcijan po prostu nie przyjmuje do wiadomości, że Bóg (lub w ogóle ktokolwiek) ich kocha bezinteresownie - i wtedy jest to dobry punkt zaczepienia. Tylko rzeczywiście mogą dziwić się, że skoro tak jest, to czemu w ich życiu było tyle cierpienia, nieszczęść itp itd. więc mogą przyjąć podobną "dobrą nowinę" sceptycznie.

Kolejne wyjaśnienie, że powodem braku odczuwania miłości Boga jest grzech może być dobrze przyjęty tylko przez tych, którzy mają poczucie grzechu, i to w dodatku odczucie prawidłowe, ugruntowane przez prawe sumienie. Dzisiaj jednak wielu w ogóle nie ma poczucia grzechu lub rozumie go opacznie. W tradycyjnej kulturze Japonii takie pojęcie w ogóle nie istnieje. Więc to wszystko trzeba tłumaczyć bardziej opisowo i "egzystencjalnie", nie według schematu.

No i wreszcie ostatnie mylące słowo "plan dla życia". Otóż to jest ukryty amerykanizm. "Plan" to za wielką Wodą nic innego jak pewna ilość środków finansowych przeznaczonych na pewnien cel (np. plan Marshalla). nie oznaczo to, że Bóg szczegółowo zaplanował moje życie. Wręcz przeciwnie: ma dla mnie niewyobrażalną ilość łask, które mogę użyć jak tylko chcę, byleby zgodnie z pierwotnym przenaczeniem. Taka interpretacja jest prawidlowa, niestety w wyniku złego tłumaczenia jest zupełnie przeinaczona.
Z katolickiego punktu widzenia należałoby mówić o powołaniu każdego człowieka do dzielenia z Bogiem Jego własnego życia, "życia Trójcy Świętej", życia wiecznego".

A zatem punkt pierwszy powinien raczej brzmieć: "Bóg jest Miłością, która zapraszą Cię do współdzielenia życia z nim przez całą wieczność". To jest już bardziej intrygujące. Mogę wprawdzie odpowiedzieć, że mnie to nie interesuje, ale czym mam lepszą alternatywę? Moje życie nieuchronnie się kiedyś skończy, a ja mam w sobie intuicję, że tak nie powinno być, że moja śmierć nie może być końcem wszystkiego.
Moja odpowiedż może zatem wyglądać np tak: "Ale jak to się może stać?", "Co mam zrobić, aby przyjąć to zaproszenie?", "Czy jestem na pewno godzien takiego zaproszenia?", "Wątpię, czy na to zasługuję, nawet gdyby tak było".
W każdym razie na peno nie "dlaczego tej miłości nie odczuwam", bo to zupełnie nielogiczna sekwencja. Z życia wiemy, że możemy zupełnie ignorować okazywaną nam miłość - i nie ma w tym nic dziwnego.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18941
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2608 times
Been thanked: 4610 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-11, 13:32

Tu bym delikatnie polemizował - nie z Twoimi obserwacjami, tylko co do tego "nie odczuwania".
Pytanie "dlaczego tego nie odczuwam" jest o tyle zasadne, że I "punkt" przedstawiony w sposób "Bóg Cię kocha i ma dla Twojego Życia wspaniały plan" implikuje powodzenie już w doczesności. WIęc jeśli ma wspaniały plan - powie chory na raka - to dlaczego jestem chory?
I implikuje właściwie pewność cudu uleczenia - po przyjęciu Jezusa.

Oczywiście, nie każdy tak mysli - ale taki jest background tak sformułowanego I punktu - tzw.teologia powodzenia (czy dobrobytu).
Na szczęście w większości katolickih realizacji ewangelizacji nie idzie sie w te stronę - dlatego też pojawia się tu pełna niespójność.

Znacznie właściwsze jest "powołanie" niż "plan" - także dlatego, że nie czyni z chrześcijanina narzędzia czy też wyłącznie podmiotu działań Boga - lecz sao w sobie zakłada współuczestnictwo.

No i - last but not least - wcale nie jest najważniejsze to co może nas "wspaniałego" spotkać w życiu. Owszem, to też ma znaczenie, ale tak naprawdę chodzi o cel, który jest poza doczesnością.

1Kor 15:19 bt5 "Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania."

Rz 8:17-23 bt5 "(17) Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa; skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale. (18) Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. (19) Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. (20) Stworzenie bowiem zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał - w nadziei, (21) że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. (22) Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. (23) Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów - odkupienia naszego ciała."

"ma dla Twojego życia wspaniały plan" może sugerować - pod warunkiem oddania się Chrystusowi - życie bez cierpienia.
I chyba taki jest częsty odbiór, zważając jak często ewangelizacja łączona jest z tzw. "posługą uzdrawiania".

Często dla I punktu przywoływany jest werset:
Joh 10:10 bt5 "(10) Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie, i miały je w obfitości."
a pytanie brzmi wówczas:

"Dlaczego jednak większość ludzi nie posiada życia w obfitości?"

Tomek Dyć przywołuje Komentarz historyczno-kulturowy do Nowego Testamentu dla wersetu J 10,10: „W żydowskiej potocznej frazeologii «życie» było skróconą formą zwrotu «życie wieczne», który oznacza życie w przyszłym świecie. Jedność z Jezusem pozwala doświadczać tego życia już obecnie”

Wymowa bez wyjaśnienia jest znacznie bardziej "doczesna".
A zatem punkt pierwszy powinien raczej brzmieć: "Bóg jest Miłością, która zapraszą Cię do współdzielenia życia z nim przez całą wieczność"
No tak, ale to chyba mimo wszystko mniej "chwytliwe". Zauważmy, że dziś ewangelizatorzy łapią ludzi raczej na korzyści doczesne - w wersji katolickiej na uzdrowienia, w wersjach bardziej odjechanych - także na obfitość materialną.
Pytanie, czy tak wolno?
Ostatnio zmieniony 2018-04-11, 13:33 przez Marek_Piotrowski, łącznie zmieniany 1 raz.

jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-11, 14:00

Marek_Piotrowski pisze: 2018-04-11, 13:32 No tak, ale to chyba mimo wszystko mniej "chwytliwe". Zauważmy, że dziś ewangelizatorzy łapią ludzi raczej na korzyści doczesne
Czy dane sfomułownie będzie "chwytliwe", czy też nie, to już zależy od tego co jakiemu ewangelizowanemu "w duszy gra". Dlatego moja propozycja jest jedynie orientacyjna: chodzi o Miłość, która chce się udzielać każdemu człowiekowi i to Ona właśnie jest życiem wiecznym. To życie zaczyna się już doczesności, ale trwa poza nią.
Ono także niesie z sobą swoiste "satysfakcje", które trwają pomimo prób i cierpień. Marta Robin mówiła o "nadprzyrodzonej radości pośród przyrodzonego cierpienia", co IMHO bardzo słusznie wyraża to zjawisko. Św. Ignacy bardzo wyraziście rozróżnia satysfakcję płynącą w zaczytywania się w rycerskich romansach od satysfakcji płynacej z lektury żywotów świętych.
Dopiero w następnym punkcie ewangelizowany powinien się dowiedzieć, że "czysto doczesne" satysfakcje są złudzeniem i nie dają życia, do jakiego tęskni każdy człowiek.
Marek_Piotrowski pisze: 2018-04-11, 13:32 WIęc jeśli ma wspaniały plan - powie chory na raka - to dlaczego jestem chory?
Tak, to jest dość naturalne pytanie. Ale tylko wtedy, gdy ten ktoś już w zasadzie wierzy w istnienie Boga, tylko wątpi w Jego miłość do siebie. Tyle tylko, że obecnie jest to raczej "gatunek zagrożony wyginięciem": większość ewangelizowanych to ateiści, deiści, agnostycy itp.
Marek_Piotrowski pisze: 2018-04-11, 13:32 "ma dla Twojego życia wspaniały plan" może sugerować - pod warunkiem oddania się Chrystusowi - życie bez cierpienia.
I chyba taki jest częsty odbiór, zważając jak często ewangelizacja łączona jest z tzw. "posługą uzdrawiania"
Obawiam się znacznie bardziej "odjechanej" interpretacji: zapewnienia powodzenia osobistego w sensie sukcesów króla Salomona. Gdy te rzekome prawdy usłyszałem po raz pierswzy, to tak to właśnie pokojarzyłem: Bóg chce mi dać życie równie wspaniałe jak kiedyś tamtemu.
W sensie duchowym była to prawda, ale w sensie czysto doczesnym - na pewno nie.

Magnolia

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Magnolia » 2018-04-11, 19:35

Być może koledzy rozważając kolejne punty z konspektów Ruchu Ś-Ż będziecie skupiać się na precyzowaniu i wyjaśnianiu co Autor( ks. Blachnicki) miał na myśli, gdzie popełnił błąd a gdzie tłumaczowi się noga powinęła...
Jako uczestnik Domowego Kościoła, czyli rodzinnej gałęzi Ruchu Ś-Ż, zapewniam, że mimo że materiały mogą posiadać błędy, to jednak ludzie w ruchu się rozwijają duchowo i jakoś (może cudem) nauka katolicka jest im przekazywana. ;) Oraz zapewniam, że jest kładziony nacisk na współpracę człowieka z Bogiem, chociażby przez 7 zobowiązań - bez łaski Bożej niewykonalnych, czy nazwiemy to planem czy powołaniem.
Wierzę, że tak jak nad innymi wspólnotami, Duch święty czuwa także nad Ruchem Ś-Ż. :)

Ale jeśli macie konkretne wskazówki teologiczne i jesteście kierowani prawdziwym niepokojem o rozwój duchowy całego Ruchu to chyba trzeba znaleźć kontakt do osób odpowiedzialnych za konspekty, dotrzeć do moderatora Krajowego, do Pary Krajowej (służę kontaktami) i przedstawić im propozycje czysto katolickie. :)
Bo od gadania na forum chyba niewiele się zmieni ;)

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18941
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2608 times
Been thanked: 4610 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-12, 08:13

Magnolio,
sam wiele lat prowadziłem - najpierw pracowałem z dziećmi, potem z młodzieżą, w końcu 7 lat byliśmy w Domowym Kościele. I tak, jest tam bardzo wiele dobrego.
Rzecz nie polega na tym, by wytykac o.Blachnickiemu cokolwiek - jak każdy prekursor "miał pod górkę". Zresztą główne problemy doktrynalne powstały nieco później, kiedy wpływ o.Blachnickiego był już nieco mniejszy - osobiście wiążę je przede wszystkim z działalnością ks.Kruczyńskiego (acz oczywiście to rzecz do dyskusji).
O ile dobrze pamiętam (popraw mnie Jacku) to Jacek był na samym początku RŚŻ.

Niestety jednak w pewnym momencie Ruch przyjął dość bezkrytycznie materiały (ponoć międzywyznaniowego) "Ruchu Agape" (dziś "Kościół chrześcijański Ruch Nowego Życia"). Owszem, mocno je dostosował, nie na tyle jednak by wyeliminować zagrożenia o których piszemy.

Jeśli idzie o dialog z RŚŻ, niestety nie jest możliwy - próbowalismy tego 14 lat temu
Najpierw był tekst (wówczas jeszcze nie biskupa) Andrzeja Siemieniewskiego
http://www.analizy.biz/apologetyka/inde ... id=111.htm
potem mój:
http://www.analizy.biz/apologetyka/inde ... id=111.htm
oraz tekst Tomasza Dycia na temat "4 praw Nowego Życia"
http://www.analizy.biz/apologetyka/inde ... id=111.htm
Nastąpiła (głównie w reakcji na artykuł ks.Siemieniewskiego i na mój) bardzo ostra (i pełna przeinaczeń) replika rzecznika Ruchu
http://www.analizy.biz/apologetyka/inde ... id=111.htm
Obaj odpowiedzieliśmy polubownie, zapraszając do dialogu. Tu http://www.analizy.biz/apologetyka/inde ... id=111.htm jest moja odpowiedź, a tu http://www.analizy.biz/apologetyka/inde ... id=111.htm obecnego biskupa Siemieniewskiego.
Niestety, nasze pojednawcze odpowiedzi rzecznik Ruchu uznał za swoje zwycięstwo i nie podjął żadnego dialogu. W dodatku ta polemika zaczęła być interpretowana jako dowód iż w ogóle sprawy nie ma, nie było i nie powinno być.
Co więcej p.Krzysztof posunął się do publicznego (na forum dyskusyjnym) zarzucania mi mówienia nieprawdy, co miał rzekomo wykazać w swojej polemice.
W rezultacie w następnym roku, jako postscriptum, postanowiłem jednak opublikować moją wcześniej napisaną polemikę z poszczególnymi tezami Pana Rzecznika. Znajdziesz ją tutaj http://analizy.biz/marek1962/polem.htm

To tyle w tej sprawie (podstawowe wątki, bo sprawa była szersza).
Oczywiście nie "obraziłem się" na Ruch Światło Życie - ale niestety możliwości dialogu jak dotąd się nie pokazały.

Zresztą wiesz, ja nie mam powołania (ani ambicji) do detalicznego pouczania ruchów czy podmiotów. Zwracam uwagę na problemy, których nie dostrzegają przecież nie dlatego, że nie mają kompetencji, tylko dlatego, że kochają swój Ruch. I jak każdy zakochany, nie są w stanie obiektywnie na jego niektóre praktyki spojrzeć - nawet dla jego dobra.

Pewnie z zewnątrz wszyscy mają wrażenie że z nimi walczę - RŚŻ, Odnowa, tradycjonaliści, zwolennicy objawień prywatnych i tak dalej i tym podobne. A ja po prostu mówię co widzę (przy czym ponieważ wszyscy ich chwalą, to zostawiam innym te pozytywne aspekty - chociaż nawet tych krytycznych artykułach je podkreślałem).

jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-12, 11:45

Ponieważ Marek już odpowiedział wyczerpująco Magnolii, to pora kontynuować nasz temat.

Jeśli treścią dobrej Nowiny ma być to, że Bóg, który jest Miłością chce ze mną dzielić swe własne życie, to wypada teraz odpowiedzieć na pytanie, jak to jest możliwe. Oczywiście ja sam sobie tego życia nie zdobędę, bo to jest poza moim zasięgiem, choćbym się bardzo starał. Z natury jestem śmiertelny, gdy On jest wieczny. Ponadto moje obecne życie polega na czymś zupełnie innym, niż "posiadanie siebie w dawaniu siebie", charakteryzujące życie Boga-Miłości. Owszem, taka miłość mnie już co nieco pociąga, może nawet coś już czynię w tym kierunku i czuję się autentycznie szczęśliwy, gdy tak postępuję, ale to wszystko przypomina na razie żałosne podlatywanie kury zamiast lotu orła.

Muszę zatem skonfrontować się z pierwszą poważną przeszkodą, którą św. Ireneusz z Lyonu nazywa "barierą natury". Druga część Dobrej nowiny mówi o tym, jak Bóg tę barierę pokonuje: mianowicie tak, że daje nam swojego Syna. Syn Boży przychodzi, aby stać się dla mnie przykładem miłości, którą on sam odbiera od Ojca, jest Jego Słowem, które chce mnie pouczyć i stworzyć na nowo tak, abym mógł się upodobnić do samego Boga. Katechizm mówi o tym całkiem wyraźnie:
458 Słowo stało się ciałem, abyśmy poznali w ten sposób miłość Bożą: "W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu" (1 J 4, 9). "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3, 16).

459 Słowo stało się ciałem, by być dla nas wzorem świętości: "Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie..." (Mt 11, 29). "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie" (J 14, 6). Na Górze Przemienienia Ojciec daje polecenie: "Jego słuchajcie" (Mk 9, 7). Jest On rzeczywiście wzorem błogosławieństw i normą nowego Prawa: "To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem" (J 15, 12). Miłość ta zakłada rzeczywistą ofiarę z siebie w pójściu za Nim .

460 Słowo stało się ciałem, by uczynić nas "uczestnikami Boskiej natury" (2 P 1, 4). "Taka jest racja, dla której Słowo stało się człowiekiem, Syn Boży Synem Człowieczym: aby człowiek, jednocząc się ze Słowem i przyjmując w ten sposób synostwo Boże, stał się synem Bożym". "Istotnie, Syn Boży stał się człowiekiem, aby uczynić nas Bogiem". Unigenitus Dei Filius, suae divinitatis volens nos esse participes, naturam nostram assumpsit, ut homines deos faceret factus homo - "Jednorodzony Syn Boży, chcąc uczynić nas uczestnikami swego Bóstwa, przyjął naszą naturę, aby stawszy się człowiekiem, uczynić ludzi bogami".
NB. Wszystkie te racje Wcielenia odnoszą się do pierwszej bariery natury

Niestety na tym przeszkody się nie kończą. Istnieje także druga równie poważna bariera, mianowicie bariera grzechu. Nie polega ona na tym, jak to utrzymują 4PŻD, że człowiek otrzymał od Boga jakieś przykazanie, ale złamał je ściągając na siebie Boży gniew i karę śmierci. Byłoby to bardzo prawne ("jurydyczne") pojmowanie rzeczywistości zła, która czyniłaby z Boga bardziej jakiegoś Policjanta i Sędziego egzekwującego nadrzędną zasadę Sprawiedliwości, niż miłosiernego Ojca.

Istotą grzechu jest złudne przekonanie człowieka, że może siebie zrealizować poza Bogiem i jego miłością idąc za pożądliwościami bogactwa (obejmującego zarówno rzeczy jak i ludzi), sławy i władzy. Omotany takimi "świecidełkami" człowiek nie widzi, że nie tylko w ten sposób nie osiągnie nieśmiertelności, ale także że wszystkie jego satysfakcje wynikające z zaspokojenia tych pożądliwości w końcu przemienią się w gorycz i cierpienie.
Równocześnie nie jest w stanie o własnych siłach wydobyć się z matni grzechu, bo boi się o własne życie i reputację (tj. życie w przestrzeni symboli, kultury, pamięci). Żywi fałszywe przekonanie, że jeśli nie będzie walczył o swoje w brutalny sposób i będzie "zbyt dobry", to zginie, a rywale go najpierw zadepczą, a potem jeszcze pozbawią dobrego imienia.

Hbr 2,15 mówi wyraźnie, że ludzie przez bojaźń śmierci podlegają niewoli diabła. Pawłowi wyrywa się zaś okrzyk: Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! (Rz 7,24)
Bo Wcielony Syn Boży pokonuje nie tylko pokonuje barierę natury, ale także barierę grzechu! Pełniąc tylko dobro ginie i zostaje odarty z ludzkiej reputacji, ale jednak zwycięża i żyje dalej!
KKK 457. Słowo stało się ciałem, aby nas zbawić i pojednać z Bogiem. Bóg "sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy" (1 J 4, 10). "Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata" (1 J 4, 14). "On się objawił po to, aby zgładzić grzechy" (1 J 3, 5).
Nasza chora natura wymagała uzdrowienia; upadła - potrzebowała podniesienia, martwa - wskrzeszenia. Utraciliśmy posiadanie dobra, trzeba było je nam przywrócić. Byliśmy zamknięci w ciemnościach, trzeba było przynieść nam światło. Będąc w niewoli, oczekiwaliśmy Zbawiciela; jako więźniowie potrzebowaliśmy pomocy, jako niewolnicy wyzwoliciela. Czy te powody były bez znaczenia? Czy nie zasługiwały one na wzruszenie Boga, na to, by zniżył się aż do poziomu naszej ludzkiej natury i nawiedził ją, skoro ludzkość znajdowała się w tak opłakanym i nieszczęśliwym stanie?
Nasze uzdrowienie wymagało, aby Jezusa dotknęły wszystkie nasze boleści i upadki, całe zło grzechu, cała beznadzieja oddzielenia od Boga-Miłości, aby nas wszystkich z tego stanu wyprowadzić przez swoje Zmartwychwstanie. Jezus jako prawdziwa Przebłagalnia jednoczy się z nami, wchłania w siebie nasz grzech niszcząc go przy tym bezpowrotnie i stwarza na nowo poprzez Wodę Chrztu i Krew Eucharystii wypływające z Jego Krzyża.
NB. Woda to zarówno znak obmycia z grzechu, jak i znak Ducha Świętego, źródła wody żywej. Krew, to znak życia samego Boga, które oczyszcza nasze splamione grzechem życie i czyni nas "krewnymi" Boga, Jego dziećmi.
To jest trzecia część Dobrej Nowiny.

Tymczasem 4PŻD zupełnie inaczej przedstawiają misterium naszego Odkupienia, idąc za kalwińskim katechizmem heidelberskim z XVI wieku:
Pytanie 37: Jak rozumiesz słowo "umęczon"?
Rozumiem je następująco: przez całe swoje ziemskie życie, a szczególnie pod jego koniec, Jezus Chrystus dźwigał (cieleśnie i duchowo) ciężar gniewu Bożego, skierowanego przeciwko grzechowi całej ludzkości, aby swoim cierpieniem - jako jedyną ofiarą mającą moc przebłagania Boga - wykupić nasze ciała i dusze od wiecznego potępienia, zdobyć dla nas łaskę u Boga, usprawiedliwienie i życie wieczne.

Pytanie 38: Dlaczego Jezus musiał być "umęczon pod Ponckim Piłatem"?
Aby On - niewinny - skazany przez ziemskiego sędziego, uwolnił nas od surowego wyroku Bożego, który miał zapaść nad nami.

Pytanie 39: Czy fakt, że Jezus został ukrzyżowany, ma większe znaczenie, niż gdyby umarł inną śmiercią?
Tak, gdyż śmierć na krzyżu była przeklęta przez Boga. W ten sposób zdobyłem pewność, że Jezus wziął na siebie przekleństwo, które ciążyło na mnie.

Pytanie 40: Dlaczego Chrystus musiał umrzeć?
Bo zgodnie z wymaganiami sprawiedliwości i prawdy Bożej zapłatą za nasze grzechy mogła być jedynie śmierć Syna Bożego.
To zaś oznacza, że nasze Odkupienie dokonało się nie poprzez stworzenie nas na nowo dzięki posłuszeństwu Jezusa wobec woli miłosiernego Ojca, ale dlatego, że Jezus przyjął na siebie wyrok śmierci, którego wykonania domagała się Boska Sprawiedliwość na wszystkich ludziach. Jednym słowem umarł zamiast nas, a nie dla nas, czy też za nas.
A zatem 4PŻD przemycają typowo protestancką doktrynę Odkupienia, gdzie aspekt prawny (usprawiedliwienie tylko zewnętrzne, formalne) staje się ważniejsze od aspektu ontycznego, odnoszącego się do bytu (uczynienia nas ludźmi autentycznie sprawiedliwymi).

Konsekwencje tej błędnej doktryny są dramatyczne. Na przykład wiara w to, że skoro Jezus wziął już przekleństwo na siebie, to my teraz powinniśmy być doskonale zdrowi, bogaci, odnoszący sukcesy, pełnić dobro automatycznie itp itd. A jeśli tak nie jest, to zapewne nasz akt wiary był nieszczery - i zasługujemy na jeszcze większe potępinie niż przedtem.

Jest to tzw. "ewangelia sukcesu", która jest przewrotną karykaturą autentycznej Ewangelii. I biada tym, którzy w nią wierzą:
Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść4 do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty! (Gal 1,6-9)

Jutro postaram się opowiedzieć na czym powinno polegać autentyczne przyjęcie Jezusa, które nie zadowala się próżnym wypowiadaniem "Panie, Panie".
Ostatnio zmieniony 2018-04-12, 12:30 przez jswiec, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18941
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2608 times
Been thanked: 4610 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-12, 21:00

Warto zwrócić uwagę, kogo taka kalwińska wersja zbawienia robi z Boga Ojca - otóż w tej koncepcji jest to okrutny starzec, który - obrażony grzechem człowieka - zanim wybaczy musi "zaspokoić swój gniew" (a w najlepszym wypadku "zaspokoić swoją sprawiedliwość").

Koncepcja ta brzmi mniej - więcej tak:
Bóg jest sprawiedliwy, człowiek grzeszny. Człowiek w swej grzesznej naturze jest wrogi Bogu. Jest konflikt miedzy Bogiem a grzesznym człowiekiem. Bóg jako sędzia musi ukarać za grzechy. Pojednanie miedzy Bogiem a człowiekiem jest możliwe dopiero wtedy kiedy gniew Boży zostanie zaspokojony i na grzesznika spadnie sprawiedliwa kara Boża. Pan Jezus pojednał nas ze swoim Ojcem bo to na niego spadła ta sprawiedliwa kara Boża i w ten sposób uśmierzył gniew Boży.
Ofiara Jezusa na krzyżu jest podstawą prawną do tego, że Bóg w ogóle może komuś odpuścić.


Często tezę powyższą ilustruje się wizją, w której odbywa się sąd: jesteśmy na nim oskarżani przez szatana. Sędzią jest Bóg, który – wobec niezbitych dowodów – zmuszony jest nas skazać. Po czym zdejmuje togę sędziowską, schodzi do nas i odbywa karę w naszym zastępstwie.
Ten piękny obrazek jest fałszywy.

Dlaczego koncepcja polegająca na tym, iż „Jezus odbył naszą karę, wykupując nas od zagniewanego Ojca aby zaspokoić Jego sprawiedliwość i dać Mu podstawę prawną do usprawiedliwienia” nas nie może być prawdziwa?

Będę przedstawiał powody pojedynczo.

1
Po pierwsze (i najprostsze), Jezus nie może nas wykupywać z niewoli od Ojca, ponieważ to nie Ojciec trzyma nas w niewoli, tylko grzech , z którym Bóg nie ma nic wspólnego.

Pismo precyzuje, iż w niewoli trzymają nas 3 rzeczy:
  • Grzech "To wiedzcie, że dla zniszczenia ciała grzesznego dawny nasz człowiek został z Nim współukrzyżowany po to, byśmy już dłużej nie byli w niewoli grzechu."/Rz 6:6/
  • Zepsucie „Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych.”/Rz 8,20-21/ zwane też „żywiołami świata” (Ga 4,3).
  • Bojaźń śmierci „Ponieważ zaś dzieci mają udział we krwi i w ciele, dlatego i On także bez żadnej różnicy otrzymał w nich udział, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, (15) i aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli.”/Hbr 2,14-15/

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18941
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2608 times
Been thanked: 4610 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-13, 09:00

Słuchajcie, jeżeli to co piszę już mniej-więcej raz pisalem, dajcie znać.
Nie znalazłem w "szukaj" ale czasem nie znajduje...

2
Kolejny powód, dla którego nieprawdą jest, że Jezus umarł by ułagodzić gniew Boga Ojca, to fakt, iż Bóg jest niezmienny. I do tego nas kocha.
A ponieważ jest niezmienny, nic (dosłownie: NIC) nie jest w stanie zmienić Jego nastawienia w stosunku do człowieka.
  • Nie zmienił tego nastawienia grzech Adama ani moje liczne grzechy.
  • nie zmieniła tego nastawienia Ofiara Jezusa
Boża Miłość jest bezwarunkowa.
Od strony Boga nie ma - i nigdy nie było ani nie będzie - żadnego kłopotu ze zbawieniem. On chce przyjąć każdego z nas i ani trochę nie zmieniają tego nasze grzechy

Teologia odkupienia, Międzynarodowa Komisja Teologiczna 1995: „Jeżeli Bóg posłał swojego jedynego Syna, aby na nowo otworzyć bramy zbawienia dla wszystkich, stało się to dlatego, że nie zmienił On swojego nastawienia w odniesieniu do ludzi; zmiana nastąpiła po stronie ludzkiej. (…) Przyjście jedynego Bożego Syna do serca historii ludzkości objawia Bożą wolę stałości w przeprowadzeniu Jego planu mimo ludzkiego sprzeciwu. Misterium Chrystusa, zwłaszcza zaś Jego krzyż, jak ukazuje ciężar i skutki grzechu dla części ludzkości - „misterium” niegodziwości - tak jest również jasnym i definitywnym objawieniem darmowego, radykalnie przebaczającego i eschatologicznie zwycięskiego charakteru miłości Bożej.”

jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-13, 11:51

Na razie przerywam swój wywód aż do czasu, gdy Marek dokończy swój O:-)

Widzę też, że drodzy Forumowicze milczą, jakby ogłuszeni wagą naszej argumentacji :-l
Nie wiem też, czy wszystko co tu piszemy jest zrozumiałe, bo tego rodzaju mowa jest na ogół w odnowowych rewirach nieznana %-( .
Marek_Piotrowski pisze: 2018-04-13, 09:00 Teologia odkupienia, Międzynarodowa Komisja Teologiczna 1995:
Marku, podaj mi koniecznie link do tego źródła (może być w jakimkolwiek z głównych języków). Ja słyszałem to oświadczenia na letniej sesji wspólnoty "Studni Jakuba" ze Strasbourga właśnie latem 1995. Ks. Bernard Bastian, moderator wspólnoty odczytał to nam niemal triumfalnie, jako potwierdzenie faktu, że pierwsze przyjście Chrystusa dokonało się nie tylko z powodu grzechu, ale przede wszystkim pomimo grzechu. Po prostu Bóg kontynuwał swój dobry zamiar wobec człowieka pomimo dramatycznej zmiany okoliczności realizacji tego zamiaru. Inaczej mówiąc, nie było nigdy "planu B", skoro "plan A" zawiódł po upadku człowieka. To jest wciąż ten sam plan A, teraz jednak wymagający od Boga niewyobrażalnego wprost poświęcenia wobec człowieka. To właśnie na tym polega biblijne rozumienie Bożej Sprawiedliwości: Bóg nie zmienia nigdy swych zbawczych zamiarów wobec człowieka, a jedynie dostosowuje go do okoliczności spowodowanych wolnymi decyzjami człowieka.

Kiedyś przeszukałem setki stron w Sieci, aby znaleźć to oświadczenie, ale najwyraźniej źle szukałem. A dla mnie jest ono ponad 20 lat czymś kluczowym, bez czego nie ma autentycznie katolickiego kerygmatu.
Marek_Piotrowski pisze: 2018-04-12, 21:00 kogo taka kalwińska wersja zbawienia robi z Boga Ojca - otóż w tej koncepcji jest to okrutny starzec, który - obrażony grzechem człowieka - zanim wybaczy musi "zaspokoić swój gniew"
Nawet gorzej: jest to obrażony arystokrata, który na widok zerwanego "jabłka" wpada w szał i krzyczy "Ta zniewaga krwi wymaga!".
Gdy kiedyś w dyskusji stwierdziłem, że taki ktoś przypomina żywcem bożka germańskiej mitologii, to moi protestanccy adwersarze o mało mnie nie zlinczowali. Po prostu "porwali kamienie, aby ukamienować". Ale czy nie miałem choć trochę racji?
Marek_Piotrowski pisze: 2018-04-12, 21:00 Pismo precyzuje, iż w niewoli trzymają nas 3 rzeczy:
Jeśli chodzi o grzech, to 100% zgody.

Jeśli chodzi o bojaźń śmierci, to jest jedna z naważniejszych konsekwencji upadku człowieka. Jednak ja bym rozumiał to zdanie tak, że ludzie przez bojaźń śmierci podlegają niewoli samego diabła. Dlatego dodałbym w uzupełnieniu także cytat:
[Sługa Pana] powinien z łagodnością pouczać wrogo usposobionych, bo może Bóg da im kiedyś nawrócenie do poznania prawdy i może oprzytomnieją i wyrwą się z sideł diabła, żywcem schwytani przez niego, zdani na wolę tamtego. (2Tm 2,25-26]

Jeśli chodzi o wyrażenie "niewola zepsucia" (gr. douleia tes phthoras), to w zacytowanym fragmencie raczej odnosi się to podległego człowiekowi stworzenia i może mieć związek z Ap 8,8-12 opisującego dewastację ziemi jako konsekwencję grzechu. Niemniej termin "phtora" jest też używany w innych miejscach NT jako podległośc śmierci przez rozkład ciała. Wydaje się, że może tu chodzić o to samo, co w Hbr 2,15, czyli o "bojaźń śmierci", tzn. przerażenie spowodowane zdaniem sobie sprawy, że ciało nie jest wieczne i kiedyś nieuchronnie ulegnie rozkładowi.
Marek_Piotrowski pisze: 2018-04-12, 21:00 Jezus nie może nas wykupywać z niewoli od Ojca, ponieważ to nie Ojciec trzyma nas w niewoli, tylko grzech , z którym Bóg nie ma nic wspólnego
Owszem, ale to na ogół protestanckim polemistom nie wystarcza, bo mówią: "Ale wtedy komu Jezus zapłacił złożony przez siebie okup? Czy może diabłu?". Oczywiście ani diabłu, ani Bogu Ojcu. Okup to po prostu "cena wyzwolenia z niewoli", która nie musi być nikomu zapłacona. W kulturze semickiej Go'el (hebr. odkupiciel) dokłada wszelkich starań, aby wydobyć z niewoli krewnego, który znalazł się w tarapatach. Czasem przez zapłacenie okupu temu, kto więzi, ale także przez odbicie go z niewoli, wykradzenie, perswazję lub inne działanie, które jednak wymaga wielu wysiłków i poniesienia kosztów. To wszystko Semici nazywali także "okupem".
Ostatnio zmieniony 2018-04-13, 11:56 przez jswiec, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18941
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2608 times
Been thanked: 4610 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-13, 12:33

Na razie przerywam swój wywód aż do czasu, gdy Marek dokończy swój
Ależ nie, w żadnym wypadku. Myślę zresztą , że są komplementarne. W końcu tego spojrzenia akurat nauczyłem sie od Ciebie.

Co do Teologia odkupienia, Międzynarodowa Komisja Teologiczna 1995 to muszę poszukać, skąd to miałem :)

jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-13, 15:02

Hura !!! Znalazłem link !!! :ymhug:
http://www.vatican.va/roman_curia/congr ... _pl.html#*
Pewnie jest także we włoskiej wersji, gdybym czegoś po polsku nie zrozumiał (czasem tłumaczenia są fatalne).
Ostatnio zmieniony 2018-04-13, 15:02 przez jswiec, łącznie zmieniany 1 raz.

Magnolia

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Magnolia » 2018-04-13, 15:02

Forumowicze milczą, bo się pilnie uczą ;)
Chętnie bym na koniec tej owocnej dyskusji sformułowany przez Was katolicki kerygmat, taki poprawny. :)

Ale mam pytanie, bo Marek pisze, że Bóg nie musi zaspokajać swojego gniewu... jest niezmienny, niezmiennie kocha, pomimo grzechu...
Jednak w Starym testamencie poznajemy Boży gniew... czy aby na pewno Bóg jest wolny od gniewu widząc nasze grzechy?

jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-13, 15:33

No nie, Boży gniew jak najbardziej istnieje i jest realny. Tylko przejawia się nieco inaczej, niż to sobie po ludzku wyobrażamy.
W innef dyskusji już przekleiłem fragment z "Dzienniczka" św. Faustyny, który o tym mówi (punkt 1728).
Teraz fragment z reguł pierwszego tygodnia św. Ignacego Loyoli:
[314] Reguła 1. Ludziom, którzy z jednego grzechu ciężkiego wpadają w drugi grzech ciężki,
nieprzyjaciel zazwyczaj ukazuje pozorne przyjemności, sprawia, że sobie wyobrażają radości i
przyjemności zmysłowe, żeby ich bardziej utrwalić i umocnić w ich wadach i grzechach. W tych
samych osobach duch dobry działa w przeciwny sposób, kłując i gryząc ich sumienie zgodnie z
naturalną zdolnością ich rozumu do poprawnego sądu.
[315] Reguła 2. U osób, które usilnie zmierzają do oczyszczenia się ze swoich grzechów i do coraz
większej służby Bogu, naszemu Panu, dzieje się odwrotnie niż w pierwszej regule. Wtedy bowiem
właściwością złego ducha jest dręczenie i zasmucanie i stawianie przeszkód, niepokojenie
fałszywymi argumentami, byleby tylko nie postąpić naprzód. A właściwością ducha dobrego jest
dodawanie odwagi i siły, pociech, łez, natchnień i spokoju, łagodzenie i usuwanie przeszkód, żeby
postępować w dobrym.
Zatem podstawowy przejaw gniewu Bożego, to "kłucie i gryzienie sumienia". ŚW. Faustyna dodaje także różne przeciwności losu (niepowodzenia i cierpienia) i głos Kościoła które mogą spowodować refleksję. Zaś najgorszą karą jest właśnie ... milczenie i pozostawienie grzesznika jego losowi. To jest bardzo biblijna nauka:
Radził się Saul Pana, lecz Pan mu nie odpowiadał ani przez sny, ani przez urim, ani przez proroków. (1Sm 28,6)
Oto nadejdą dni - wyrocznia Pana Boga - gdy ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz głód słuchania słów Pańskich. Wtedy błąkać się będą od morza do morza, z północy na wschód będą krążyli, by znaleźć słowo Pańskie, lecz go nie znajdą. (Am 8,11-12)
Już nie widać naszych znaków i nie ma proroka; a między nami nie ma, kto by wiedział, jak długo (Ps 74,9)
A gdy otworzył pieczęć siódmą, zapanowała w niebie cisza jakby na pół godziny. (Ap 8,1)

NB. Jest to znak poprzedzający ostateczną zagładę bezbożnego miasta.
Ostatnio zmieniony 2018-04-13, 15:36 przez jswiec, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4218 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Andej » 2018-04-13, 16:22

Gniew, bez impulsywności? Pasywny? Bezobjawowy?

Gniew niweluje miłość. Gniew zaprzecza miłosierdziu.

To, o czym piszesz, nie uznaję za gniew. Raczej za smutek. Przygnębienie.
To nie Bóg opuszcza człowieka. To człowiek opuszcza Boga.

Przekładanie ludzkich odczuć na Boga nie jest dobrym sposobem znajdowania drogi. Relacja winna być odwrotna. To boskie cechy promieniują na człowieka. W stopniu przez Niego określonym.

Tak subiektywnie odczuwam.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-13, 17:06

Gdy mówimy o przymiotach boskich, to tylko przez bardzo odległą analogię do przymiotów ludzkich.
Gniew Boga możemy bezpośrednio zauważyć tylko obserwując gniew Jezusa. Czasem mu się zdarzał: gdy przeszkadzano mu w uzdrowieniach, gdy przeganiał kupczących z dziedzińca świątyni, wreszcie gdy widział jak faryzeusze sprytnie manipuluja Słowem Bożym i przedkładają formalizm nad głos sumienia.
Na przykład taki fragment:
A do nich [Jezus] powiedział: «Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?» Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: «Wyciągnij rękę!». Wyciągnął, i ręka jego stała się znów zdrowa. (Mk 3,4-5)

Gniewu jest też całkiem sporo w przypowieściach, gdy np. pan darowuje swemu słudze miriadę talentów złota, a tamten nie chce darować innemu współsłudze długu 100 denarów (por. Mt 18, 23-35). Tu zawsze widać zawiedzioną miłość Boga, który nie może znieść drwin z Jego miłosierdzia. Nie widać tam ani Sędziego, ani Policjanta. A jeśli już Jezus coś swym uczniom zarzuca, to brak wiary, a nie grzech. Bardzo ciekawa sprawa. Tak jak lekarz, który nie objeżdża chorego, że złapał grypę, ale stara się mu pomóc. Gorzej, jeśli ów chory nie ma do niego zaufania!

Ale po tych dygresjach proponuję wrócić do tematu.
Ostatnio zmieniony 2018-04-13, 17:08 przez jswiec, łącznie zmieniany 1 raz.

ODPOWIEDZ