Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Piszemy tutaj wszystkie rozterki w naszym życiu duchowym. Rady na temat naszego życia w Kościele katolickim, pouczenie, itp.
ODPOWIEDZ
jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-13, 18:56

Gdy już wiemy, że Jezus jako prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek pokonał obie bariery natury i grzechu i tym samym przetarł nam drogę do spełnienia w miłości (rozumianej jako postawa, styl życia, zasada egzystencji, a nie jako uczucie), to teraz należy się zastanowić jak mogę wkroczyć na tę drogę.

Najpierw następuja faza refleksji.
Pierwszy krok, to głebokie zastanowienie się, kim jest dla mnie Jezus, w jaki sposób odbieram Jego życie i ofiarę za mnie i dla mnie. Czy jestem pod wrażeniem Jego miłości do mnie i mam ochotę na nią odpowiedzieć. Czy widzę w sobie też to, co Jezus widzi we mnie: ogromny potencjał do czynienia dobra, pomimo nieprzyzwyciężalnej skłonności do ulegania iluzorycznym pożądliwościom. Bo gdyby tak nie było, nie podjąłby tego całego trudu.
Krok drugi, to zastanowienie się, czy Jezus budzi we mnie nadzieję na zmianę życia, na wejście na niezdobytą dotąd górę, które teraz wydaje się niemożliwe. Czy zaczynam postrzegać siebie jako kogoś, kto będzie kiedyś zdolny żyć życiem samego Boga i czy to mi sprawia radość? Czy odczuwam płynącą z Niego moc miłości, która nie może zawieść?
Krok trzeci, to szczera odpowiedź na pytanie czy komuś takiemu jestem w stanie zaufać co najmniej tak samo, jak przewodnikowi, który w pewny sposób prowadzi mnie na szczyt niezdobytej góry. Czy będę w stanie powierzyć mu swoje życie, gdy wezwie mnie do uczynienia kroku nad przepaścią. Czy jestem pewien, że chce tylko mojego dobra, że "nie szuka swego"? Czy jestem gotów zawierzyć Mu bez stawiania żadnych warunków i granic, tylko dlatego, że wiem, iż On dla mnie umarł i zmartwychwstał? Czy gotów jestem także do podobnego zaufania i posłuszeństwa wobec tych, którym On sam powierzył prowadzenie tych, którzy Mu zaufali? Czy jestem też gotów zrezygnować z ułudy jaką jest nadzieja na "samozbawienie" za pomocą bogactwa, sławy i/lub władzy, wyrzec się tego definitywnie?

Potem następuje faza decyzji
Jeśli w wyniku przeprowadzonej dogłębnej refleksji doszedłem do jakieś konkluzji, to powinienem ją teraz w jakiś sposób wypowiedzieć, ale koniecznie własnymi słowami, zgodnie z tym, co czuje moje serce. Albo też zapisać. To jeszcze nie musi być modlitwa, ale to już powinna być jakaś konkretna decyzja.
Może ona potwierdzać, że Jezus mnie pociąga tak bardzo, że jestem gotów zrezygnować z dotychczasowego sposobu życia i pójść za Nim. Wtedy dobrze jest to wypowiedzieć w modlitwie.
Może być też tak, że jestem w stanie wewnętrznego rozdwojenia. Wtedy mogę zadecydować, że potrzebuję więcej czasu na refleksję.
Może być też tak, że Jezus mnie nie pociąga. Ale wtedy muszę dokładnie uzmysłowić sobie, dlaczego. Może się wtedy okazać, że moja decyzja nie jest wolna, wynika z jakichś ukrytych zranień lub też uprzedzeń, które trudno mi natychmiast pokonać. Uprzytomnienie sobie tego też jest wkroczeniem na drogę uzdrowienia.

Ostatnia faza, to konkretne czyny, nie deklaracje
Jest ona zarezerwowana dla tych, którzy w poprzedniej fazie zadecydowali, że Jezus ich pociąga, chcą wejść na Jego drogę i są gotowi zrezygnować z dotychczasowego sposobu życia dla Jego sposobu życia.
W tym momencie muszę też uświadomić sobie, że Jezus ustanowił wspólnotę uczniów, której powierzył kontynuację swego dzieła i że sprzeciwiłbym się jego woli, gdybym chciał wejść w relację z Nim pomijając ją:
Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał (Łk 10,16)
Jeśli nie jestem ochrzczony, to podejmuję decyzję wkroczenia na drogę katechumenatu, aby Go lepiej poznać.
Jeśli już jestem ochrzczony w Kościele katolickim (lub prawosławnym), to podejmuję decyzję o reformie życia, najpierw poprzez sakrament pojednania, potem poprzez inne środki, które będą mi wskazane przez Kościół.
Jeśli należę do kościoła protestanckiego, kluczowe pytanie polega na tym, czy ja chcę się naprawdę upodobnić do Chrystusa, czy też uzyskać tylko "negatywne" zbawienie (rozumiane jako wybawienie od piekła, nie jako udział w życiu trójjedynego Boga) składając szczery akt wiary w Jego Ofiarę i proklamując go "osobistym Panem i Zbawicielem". Jeśli to pierwsze, to zastanawiam się nad tym, jakie środki w tym kierunku proponuje mi moja dotychczasowa denominacja. Owszem, są protestanci, którzy też są w posiadaniu środków uświęceniowych, np. propagując codzienną lekturę Biblii, "duchowe oddychanie" itp. To też już jest coś. Ale są takie, które dosłownie nic nie mają, poza czczą ideologią - i od takich trzeba co szybciej odejść.

Uwaga końcowa
4PŻD mówią, że tylko ten jest chrześcijaninem, kto wyznał Jezusa "osobistym Panem i Zbawicielem". Pokazuja to za pomocą "aktu intronizacji Jezusa na tron mojego serca". Sam w sobie jest to bardzo piękny akt, przypominający katolicki akt zawierzenia "Jezu ufam Tobie" czy też Najświętszemu Sercu, intronizacji Jezusa na Króla (co prawda bardziej w aspekcie narodowym niż indywidualnym) itp. Niestety nie za bardzo wiadomo, co z tego miałoby potem konkretnie wynikać.

Zupełnie się też nie zwraca uwagi na to, że nasze zawierzenie Jezusowi jest stopniowalne, że może być mniej lub bardziej radykalne. W jakichś tam broszurkach SNE doczytałem się, że "Jezus albo jest Panem mego życia w 100%, albo w ogóle nim nie jest". Realizm duchowy wcale tego jednak nie potwierdza. Na przykład św. Ignacy z Loyoli wyróżnia trzy stopnie zawierzenia Jezusowi, które nazywa bardzo słusznie "trzema stopniami pokory". Przytaczam je wszystkim wyznawcom 4PŻD ku opamiętaniu:
[165] Pierwszy stopień pokory jest konieczny do zbawienia wiecznego. Polega on na tym, że się do
tego stopnia poniżam i upokarzam, ile to tylko możliwe, żebym we wszystkim był posłuszny prawu
Boga, naszego Pana. Oznacza to, że choćby mnie mianowano panem wszystkich rzeczy
stworzonych i choćbym [miał stracić] własne życie doczesne, to i tak nie brałbym pod uwagę
przekroczenia jakiegokolwiek przykazania - ani Bożego, ani ludzkiego - które mnie obowiązuje pod
grzechem ciężkim.
[166] Drugi stopień pokory jest doskonalszy niż pierwszy. Polega on na tym, że doszedłem do
takiego usposobienia, iż się nie czuję przywiązany bardziej do bogactwa niż ubóstwa, do szukania
bardziej chwały niż wzgardy, do pragnienia bardziej życia długiego niż krótkiego, byleby to w
jednakowy sposób służyło Bogu, naszemu Panu, i zbawieniu mojej duszy. Ponadto [ten stopień
pokory polega na tym], że ani za wszystkie rzeczy stworzone, ani nawet gdyby mi miano życie
odebrać, nie brałbym pod uwagę popełnienia jakiegokolwiek grzechu powszedniego.
[167] Trzeci stopień pokory jest najdoskonalszy. Polega on na tym, że zawiera w sobie pierwszy i
drugi, [ale jeśli] będzie równa chwała i cześć Bożego Majestatu, żeby lepiej naśladować Chrystusa,
naszego Pana, i bardziej być do Niego podobnym, chcę wybrać raczej ubóstwo z Chrystusem
ubogim niż bogactwo, raczej zniewagi z Chrystusem pełnym zniewag niż zaszczyty. Pragnę też,
żeby mnie uważano raczej za obłąkanego i głupca dla Chrystusa, którego wcześniej za takiego
uważano, niż za mądrego i roztropnego na tym świecie.
Ostatnio zmieniony 2018-04-13, 19:15 przez jswiec, łącznie zmieniany 3 razy.

bander

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: bander » 2018-04-13, 20:02

jswiec pisze: 2018-04-13, 18:56 Gdy już wiemy, że Jezus jako prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek pokonał obie bariery natury i grzechu i tym samym przetarł nam drogę do spełnienia w miłości (rozumianej jako postawa, styl życia, zasada egzystencji, a nie jako uczucie), to teraz należy się zastanowić jak mogę wkroczyć na tę drogę.

Najpierw następuja faza refleksji.
Pierwszy krok, to głebokie zastanowienie się, kim jest dla mnie Jezus, w jaki sposób odbieram Jego życie i ofiarę za mnie i dla mnie. Czy jestem pod wrażeniem Jego miłości do mnie i mam ochotę na nią odpowiedzieć. Czy widzę w sobie też to, co Jezus widzi we mnie: ogromny potencjał do czynienia dobra, pomimo nieprzyzwyciężalnej skłonności do ulegania iluzorycznym pożądliwościom. Bo gdyby tak nie było, nie podjąłby tego całego trudu.
Krok drugi, to zastanowienie się, czy Jezus budzi we mnie nadzieję na zmianę życia, na wejście na niezdobytą dotąd górę, które teraz wydaje się niemożliwe. Czy zaczynam postrzegać siebie jako kogoś, kto będzie kiedyś zdolny żyć życiem samego Boga i czy to mi sprawia radość? Czy odczuwam płynącą z Niego moc miłości, która nie może zawieść?
Krok trzeci, to szczera odpowiedź na pytanie czy komuś takiemu jestem w stanie zaufać co najmniej tak samo, jak przewodnikowi, który w pewny sposób prowadzi mnie na szczyt niezdobytej góry. Czy będę w stanie powierzyć mu swoje życie, gdy wezwie mnie do uczynienia kroku nad przepaścią. Czy jestem pewien, że chce tylko mojego dobra, że "nie szuka swego"? Czy jestem gotów zawierzyć Mu bez stawiania żadnych warunków i granic, tylko dlatego, że wiem, iż On dla mnie umarł i zmartwychwstał? Czy gotów jestem także do podobnego zaufania i posłuszeństwa wobec tych, którym On sam powierzył prowadzenie tych, którzy Mu zaufali? Czy jestem też gotów zrezygnować z ułudy jaką jest nadzieja na "samozbawienie" za pomocą bogactwa, sławy i/lub władzy, wyrzec się tego definitywnie?

Potem następuje faza decyzji
Jeśli w wyniku przeprowadzonej dogłębnej refleksji doszedłem do jakieś konkluzji, to powinienem ją teraz w jakiś sposób wypowiedzieć, ale koniecznie własnymi słowami, zgodnie z tym, co czuje moje serce. Albo też zapisać. To jeszcze nie musi być modlitwa, ale to już powinna być jakaś konkretna decyzja.
Może ona potwierdzać, że Jezus mnie pociąga tak bardzo, że jestem gotów zrezygnować z dotychczasowego sposobu życia i pójść za Nim. Wtedy dobrze jest to wypowiedzieć w modlitwie.
Może być też tak, że jestem w stanie wewnętrznego rozdwojenia. Wtedy mogę zadecydować, że potrzebuję więcej czasu na refleksję.
Może być też tak, że Jezus mnie nie pociąga. Ale wtedy muszę dokładnie uzmysłowić sobie, dlaczego. Może się wtedy okazać, że moja decyzja nie jest wolna, wynika z jakichś ukrytych zranień lub też uprzedzeń, które trudno mi natychmiast pokonać. Uprzytomnienie sobie tego też jest wkroczeniem na drogę uzdrowienia.

Ostatnia faza, to konkretne czyny, nie deklaracje
Jest ona zarezerwowana dla tych, którzy w poprzedniej fazie zadecydowali, że Jezus ich pociąga, chcą wejść na Jego drogę i są gotowi zrezygnować z dotychczasowego sposobu życia dla Jego sposobu życia.
W tym momencie muszę też uświadomić sobie, że Jezus ustanowił wspólnotę uczniów, której powierzył kontynuację swego dzieła i że sprzeciwiłbym się jego woli, gdybym chciał wejść w relację z Nim pomijając ją:
Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał (Łk 10,16)
Jeśli nie jestem ochrzczony, to podejmuję decyzję wkroczenia na drogę katechumenatu, aby Go lepiej poznać.
Jeśli już jestem ochrzczony w Kościele katolickim (lub prawosławnym), to podejmuję decyzję o reformie życia, najpierw poprzez sakrament pojednania, potem poprzez inne środki, które będą mi wskazane przez Kościół.
Jeśli należę do kościoła protestanckiego, kluczowe pytanie polega na tym, czy ja chcę się naprawdę upodobnić do Chrystusa, czy też uzyskać tylko "negatywne" zbawienie (rozumiane jako wybawienie od piekła, nie jako udział w życiu trójjedynego Boga) składając szczery akt wiary w Jego Ofiarę i proklamując go "osobistym Panem i Zbawicielem". Jeśli to pierwsze, to zastanawiam się nad tym, jakie środki w tym kierunku proponuje mi moja dotychczasowa denominacja. Owszem, są protestanci, którzy też są w posiadaniu środków uświęceniowych, np. propagując codzienną lekturę Biblii, "duchowe oddychanie" itp. To też już jest coś. Ale są takie, które dosłownie nic nie mają, poza czczą ideologią - i od takich trzeba co szybciej odejść.

Uwaga końcowa
4PŻD mówią, że tylko ten jest chrześcijaninem, kto wyznał Jezusa "osobistym Panem i Zbawicielem". Pokazuja to za pomocą "aktu intronizacji Jezusa na tron mojego serca". Sam w sobie jest to bardzo piękny akt, przypominający katolicki akt zawierzenia "Jezu ufam Tobie" czy też Najświętszemu Sercu, intronizacji Jezusa na Króla (co prawda bardziej w aspekcie narodowym niż indywidualnym) itp. Niestety nie za bardzo wiadomo, co z tego miałoby potem konkretnie wynikać.

Zupełnie się też nie zwraca uwagi na to, że nasze zawierzenie Jezusowi jest stopniowalne, że może być mniej lub bardziej radykalne. W jakichś tam broszurkach SNE doczytałem się, że "Jezus albo jest Panem mego życia w 100%, albo w ogóle nim nie jest". Realizm duchowy wcale tego jednak nie potwierdza. Na przykład św. Ignacy z Loyoli wyróżnia trzy stopnie zawierzenia Jezusowi, które nazywa bardzo słusznie "trzema stopniami pokory". Przytaczam je wszystkim wyznawcom 4PŻD ku opamiętaniu:
[165] Pierwszy stopień pokory jest konieczny do zbawienia wiecznego. Polega on na tym, że się do
tego stopnia poniżam i upokarzam, ile to tylko możliwe, żebym we wszystkim był posłuszny prawu
Boga, naszego Pana. Oznacza to, że choćby mnie mianowano panem wszystkich rzeczy
stworzonych i choćbym [miał stracić] własne życie doczesne, to i tak nie brałbym pod uwagę
przekroczenia jakiegokolwiek przykazania - ani Bożego, ani ludzkiego - które mnie obowiązuje pod
grzechem ciężkim.
[166] Drugi stopień pokory jest doskonalszy niż pierwszy. Polega on na tym, że doszedłem do
takiego usposobienia, iż się nie czuję przywiązany bardziej do bogactwa niż ubóstwa, do szukania
bardziej chwały niż wzgardy, do pragnienia bardziej życia długiego niż krótkiego, byleby to w
jednakowy sposób służyło Bogu, naszemu Panu, i zbawieniu mojej duszy. Ponadto [ten stopień
pokory polega na tym], że ani za wszystkie rzeczy stworzone, ani nawet gdyby mi miano życie
odebrać, nie brałbym pod uwagę popełnienia jakiegokolwiek grzechu powszedniego.
[167] Trzeci stopień pokory jest najdoskonalszy. Polega on na tym, że zawiera w sobie pierwszy i
drugi, [ale jeśli] będzie równa chwała i cześć Bożego Majestatu, żeby lepiej naśladować Chrystusa,
naszego Pana, i bardziej być do Niego podobnym, chcę wybrać raczej ubóstwo z Chrystusem
ubogim niż bogactwo, raczej zniewagi z Chrystusem pełnym zniewag niż zaszczyty. Pragnę też,
żeby mnie uważano raczej za obłąkanego i głupca dla Chrystusa, którego wcześniej za takiego
uważano, niż za mądrego i roztropnego na tym świecie.
Niesamowite i wspaniałe podsumowanie!!! Dziękuje bardzo!!! Nie mam jak to zacytować u siebie , ale wrzucę sobie w wersje robocze abym miał zawsze pod ręką :ymhug:

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18987
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2612 times
Been thanked: 4622 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-13, 21:20

4PŻD mówią, że tylko ten jest chrześcijaninem, kto wyznał Jezusa "osobistym Panem i Zbawicielem". Pokazuja to za pomocą "aktu intronizacji Jezusa na tron mojego serca". Sam w sobie jest to bardzo piękny akt, przypominający katolicki akt zawierzenia "Jezu ufam Tobie" czy też Najświętszemu Sercu, intronizacji Jezusa na Króla (co prawda bardziej w aspekcie narodowym niż indywidualnym) itp. Niestety nie za bardzo wiadomo, co z tego miałoby potem konkretnie wynikać.
Myślę, że w sensie pomysłu jest to sposób na akt nawróceniowy, niejako publiczną decyzję; może być to pożyteczne.
Kilkadziesiąt lat temu, świeżo po przeczytaniu jakiejś książki traktującej o ewangelizacji, ukląkłem i oddałem swoje życie Jezusowi Chrystusowi.
Był to zewnętrzny wyraz pragnienia nawrócenia się do Boga i przyjęcia Jego woli.
Jestem przekonany, że w moim życiu wiary zdarzenie to przyniosło bardzo dobre skutki. Chociaż wielokrotnie złamałem ową deklarację, tzn. grzeszyłem, Bóg pozostał wierny, wyprowadzając mnie z przeróżnych życiowych zakrętów.

Podobny akt oddania życia Jezusowi (znany jako „wyznanie Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela”) wieńczy dziś wiele rekolekcji i kursów ewangelizacyjnych. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że ów akt nawrócenia (a przecież nawracać trzeba się stale!) jest traktowany niekiedy jako inicjacja.
Innymi słowy, jest stawiany w miejsce Chrztu Świętego.

Wydaje się, że nie należy bezrefleksyjnie kopiować przeróżnych mód ewangelizacyjnych. Formuła „oddania życia” została wymyślona przez grupy nowoprotestanckie dopiero w XIX wieku – więc z pewnością nie może więc być biblijną metodą na zostanie chrześcijaninem.

Akt ten może być – tak jak stał się dla mnie – pożyteczną formą powrotu do Boga, znakiem i zewnętrznym przejawem nawrócenia.
A jednak zamiast namawiać do naśladownictwa, proponuję co innego:
Idźmy na całość!
Jakoś tak się dzieje, że często „cudze chwalimy, swego nie znamy, sami nie wiemy co posiadamy”.
Tak chętnie przyjmowana protestancka praktyka „wyznania Jezusa” jest jedynie cieniem znanego w Kościele katolickim i praktykowanego od wieków odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych.
W nim zawiera się nie tylko wyznanie wiary w Jezusa, ale i wiele, wiele więcej:
  • wyrzeczenie się grzechu, aby żyć w wolności dzieci Bożych,
  • wyrzeczenie się szatana i wszystkiego, co do grzechu prowadzi,
  • wyznanie wiary w Boga Ojca Stworzyciela,
  • wyznanie wiary w Jezusa jako Jedynego Syna Bożego, naszego Pana, który przyszedł na ziemię przez narodzenie z Maryi Dziewicy, został umęczony i pogrzebany, który powstał z martwych i zasiada po prawicy Ojca,
  • wyznanie wiary w Ducha Świętego i w prowadzony przez Niego Kościół powszechny,
  • wyznanie wiary w odpuszczenie grzechów i oczekiwania na nasze zmartwychwstanie oraz życie wieczne.
Na koniec aktu odnowienia kapłan, zgodnie z Pismem (Rz 5,12), wyraża naszą dumę z przynależności do Chrystusa:
„Taka jest nasza wiara. Taka jest wiara Kościoła, której wyznanie jest naszą chlubą w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”.

Wydaje się że odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych jest godne tego, aby stać się ukoronowaniem każdej reewangelizacji i każdych rekolekcji nawróceniowych. Przemawia za tym nie tylko jego treść, ale także wewnętrzny związek z momentem naszego nowego narodzenia w sakramencie chrztu świętego.
Dlaczego mamy się ograniczać do praktyki, która stanowi jedynie fragment tego, co od wieków jest praktykowane w Kościele katolickim?
Nie warto w korzystaniu z łaski Boga zadowalać się czymś mniejszym, gdy Jezus proponuje więcej.
On sam powiedział: „Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości” (J 10,10).
„Na cóż, powiedzcie, pozbawiać się tego, za czym dusze wasze tak bardzo tęsknią?” (Syr 51,24)

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18987
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2612 times
Been thanked: 4622 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-13, 21:32

Ale mam pytanie, bo Marek pisze, że Bóg nie musi zaspokajać swojego gniewu... jest niezmienny, niezmiennie kocha, pomimo grzechu...
Jednak w Starym testamencie poznajemy Boży gniew... czy aby na pewno Bóg jest wolny od gniewu widząc nasze grzechy?
Dobre pytanie!
Na czym polega „gniew Boży”?
W Piśmie znajdujemy wiele odniesień do gniewu bożego. Najczęściej w tym kontekście przytacza się cytaty ze Starego Testamentu, na przykład:
„Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i łagodny, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia, przebaczający niegodziwość, niewierność, grzech, lecz nie pozostawiający go bez ukarania, ale zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia.”/Wj 34,6b-7/

„ „Zazdrosnym i mszczącym się Bogiem jest Pan; mścicielem jest Pan i Władcą [pełnym] gniewu; Pan mści się na swych wrogach i długo się gniewa na swoich nieprzyjaciół. Pan jest cierpliwy, ale i wielki potęgą; a z pewnością nikogo nie zostawia bez kary. Wśród burzy i wichru Jego droga, a chmury - pyłem nóg Jego”. /Nahuma 1:2-3/

Czy dobrze rozumiemy? Czy Bóg jest rzeczywiście tak bezwzględny?
Ba, możemy zacytować nawet fragmenty, które wprost określają Boga jako kogoś okrutnego:
„ „Stałeś się dla mnie okrutny. Uderzasz potężną Twą ręką.” /Hiob 30,21/

„ „Oto dzień Pański nadchodzi okrutny, najwyższe wzburzenie i straszny gniew, żeby ziemię uczynić pustkowiem i wytracić z niej grzeszników.” /Iz 13,9/

„ „Bliski jest wielki dzień Pański, bliski i rychły on bardzo; szybszy jest dzień Pański od gońca i od mocarza niecierpliwszy. (15) Dzień ów będzie dniem gniewu, dniem ucisku i utrapienia, dniem ruiny i spustoszenia, dniem ciemności i mroku, dniem chmury i burzy, (16) dniem trąby i okrzyków wojennych - przeciwko miastom obronnym i przeciw basztom wysokim. (17) I udręczę ludzi, że chodzić będą jak niewidomi, ponieważ zawinili przeciwko Panu; i jak kurz krew ich będzie rozlana, a jak gnój ich jelita. (18) Ani ich srebro, ani ich złoto nie zdoła ich ocalić w dniu gniewu Pana, gdyż ogień Jego zapalczywy strawi całą ziemię; bo dokona zagłady - zaiste strasznej - wszystkich mieszkańców ziemi.” /Sof 1,14-18/

Spróbujmy to jakoś ułożyć:
  1. Pewna (duża) część obrazów gniewu bożego odnosi się do zagniewania Boga na nieprawość, jaką jedni ludzie czynią innym; wszyscy się chyba zgodzimy, iż osobę, której nie gniewa iż ktoś krzywdzi dziecko uznalibyśmy za niezbyt godną naszej uwagi. W tym zakresie chyba nie możemy mieć pretensji do „gniewu bożego” (choć oczywiście, jest to opis z naszej, ludzkiej perspektywy – Bóg się na nikogo w sensie dosłownym nie „gniewa” – słowo to oddaje raczej ogrom niezgody Boga na zło).
    Ów „gniew” jest często odpowiedzią na wołanie o pomoc w obliczu krzywdy - takich wezwań pełen jest Stary Testament, szczególnie Psalmy - na przykład:
    „Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka; Mocy moja, śpiesz mi na ratunek! (21) Ocal od miecza moje życie, z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro, (22) wybaw mnie od lwiej paszczęki i od rogów bawolich - wysłuchaj mnie! /Ps 22,20-22/
    „ (…) silni są ci, co bez powodu są mi przeciwni, i liczni, którzy oszczerczo mnie nienawidzą. Ci, którzy złem odpłacają za dobro, za to mi grożą, że idę za dobrem. (22) Nie opuszczaj mnie, Panie, mój Boże, nie bądź daleko ode mnie! (23) Śpiesz mi na pomoc, Panie, zbawienie moje!" /Ps 38,20-23/
    I Bóg przychodzi na pomoc swojemu ludowi:
    „Moja jest odpłata i kara, w dniu, gdy się noga ich potknie. Nadchodzi bowiem dzień klęski, los ich gotowy, już blisko. (36) Bo Pan swój naród obroni, litość okaże swym sługom, gdy ujrzy, że ręka omdlała (…)/Pwt 32:35-36/
    Tak, wiem – współczesnego czytelnika, wychowanego w kulturze kształtowanej od tysiąclecia przez chrześcijaństwo, w tekście o obronie “zgrzyta” słowo “pomsta”. Pamiętajmy jednak, iż nie jest to tekst nowożytny, a pomsta na niesprawiedliwym napastniku nie miała w czasach autora Księgi Powtórzonego Prawa konotacji negatywnej.
    Zresztą weźmy inny przykład – w Księdze Izajasza słowo „pomsta” występuje w kontekście „zbawienia” i w ogóle w otoczeniu bardzo optymistycznym:
    „Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie!
    Niech wyda kwiaty jak lilie polne, niech się rozraduje, skacząc i wykrzykując z uciechy. Chwałą Libanu ją obdarzono, ozdobą Karmelu i Szaronu.
    Oni zobaczą chwałę Pana, wspaniałość naszego Boga.
    Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe!
    Powiedzcie małodusznym: Odwagi! Nie bójcie się!
    Oto wasz Bóg, oto pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, by was zbawić.
    Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą.
    Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło wykrzyknie. Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie; spieczona ziemia zmieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód; a badyle w kryjówkach, gdzie legały szakale - w trzcinę i sitowie.
    /Iz 35,1-7/
    Podobny sens mają wypowiedzi nowotestamentalne:
    „Niech nikt (…) nie oszukuje brata swego, bo jak wam to przedtem powiedzieliśmy, zapewniając uroczyście: Pan jest mścicielem tego wszystkiego. / 1 Tes 4,6/

    „(17) Nikomu złem za zło nie odpłacajcie. Starajcie się dobrze czynić wszystkim ludziom. (18) Jeżeli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi. (19) Umiłowani, nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście [Bożej]. Napisano bowiem: Do Mnie należy pomsta, Ja wymierzę zapłatę - mówi Pan - ale: Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód - nakarm go. (20) Jeżeli pragnie - napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz nad jego głową. (21) Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj. /Rz 12,17-21/
    .
  2. Inna duża część wzmianek o gniewie i karze bożej odnosi się do karcenia, czyli kary doraźnej mającej za cel zawrócenie grzesznika ze złej drogi i jego poprawę:
    „Nie karć mnie, Panie, w Twoim gniewie i nie karz mnie w Twej zapalczywości!
    Utkwiły bowiem we mnie Twoje strzały i ręka Twoja zaciążyła nade mną.
    Nie ma w mym ciele nic zdrowego wskutek Twego zagniewania, nic nietkniętego w mych kościach wskutek mego grzechu.
    Bo winy moje wyrosły ponad moją głowę, gniotą mnie jak ciężkie brzemię.
    Cuchną, ropieją me rany na skutek mego szaleństwa. (7) Jestem zgnębiony, nad miarę pochylony, przez cały dzień chodzę smutny. (…)
    I stałem się jak człowiek, co nie słyszy; i nie ma na ustach odpowiedzi.
    Bo Tobie ufam, o Panie! Ty odpowiesz, Panie, Boże mój!
    Mówię bowiem: Niech się z mojego powodu nie cieszą; gdy moja noga się chwieje, niech się nie wynoszą nade mnie! (18) Bo jestem bardzo bliski upadku i ból mój jest zawsze przy mnie. Ja przecież wyznaję moją winę i trwożę się moim grzechem.
    /Ps 38,2-7.15-19/

    Jest to chyba znaczenie “gniewu Boga” do którego Biblia referuje najczęściej. Ów „gniew” ratuje tego, na kogo Bóg się „gniewa”:
    „ „Czyż tak bardzo miałoby mi zależeć na śmierci występnego - wyrocznia Pana Boga - a nie raczej na tym, by się nawrócił i żył?" /Ez 18,23/
    .
  3. Opisy (zwłaszcza starotestamentowe, ale również te w Nowym Testamencie, a nawet religijne teksty współczesne) często są antropomorfizacją (czyli opisem jakiegoś fragmentu rzeczywistości Boga przy użyciu pojęć zrozumiałych dla człowieka).
    Starożytni Żydzi byli niemal dzikim plemieniem nomadów (koczowników) - pewne treści musiały być przekazywane tak, by było to dla nich zrozumiałe. Prawdę mówiąc, jeśli idzie o aparat pojęciowy do opisu rzeczywistości poza doczesnością, rzeczywistości Nieba i Piekła, niewiele posunęliśmy się naprzód od czasów proroków ST.
    Powinniśmy o tym pamiętać, starając się zrozumieć teksty biblijne. Na przykład czytamy, iż Mojżesz mówi:
    „"Przeląkłem się bowiem, widząc gniew i zapalczywość, jakimi zapłonął na was Pan, tak że chciał was wytępić. Lecz wysłuchał mnie Pan jeszcze i tym razem." /Pwt 9,19/
    Gdybyśmy chcieli przyjąć dosłowny przekaz tego fragmentu, musielibyśmy przyjąć, że Bóg nie tylko się gniewa, ale też że:
    • Bóg jest zapalczywy (czyli kieruje się negatywnymi emocjami)
    • Mojżesz bardziej kocha Naród Wybrany niż Bóg i jest od Niego bardziej miłosierny
    • Bóg zmienia swoje zamiary pod wpływem ludzkiej argumentacji (co jednocześnie implikuje, iż nie posiada wiedzy o przyszłości, nie jest więc wszechwiedzący)
    Każde z tych twierdzeń, w odniesieniu do Boga, jest absurdalne .

    Podobnie rozumując, biorąc literalnie niektóre zapisy Starego Testamentu, moglibyśmy dojść do nader dziwnych wniosków; na przykład do takich, iż nie ma życia wiecznego, a zmarli na wieczność pozostają w grobie (Koh 9,5), że Bóg chodzi (a nawet przechadza się) - Rdz 3,8 lub że Bóg nie jest Wszechmogący (musi robić eksperymenty by dowiedzieć się jak zachowa się człowiek - Księga Hioba czy ofiarowanie Izaaka) i tak dalej i tak podobne.
    Nie objawiono od razu tego, co było dla dzikich koczowników nie do pojęcia – Mojżesz nie kazał kochac nieprzyjaciół - Stary Testament najpierw ograniczył się do tego, by za wybite oko co najwyżej wybić oko, a za śmierć – odpowiedzieć śmiercią mordercy (a nie całej jego rodziny).
    Nas obowiązuje raczej Kazanie na Górze, niż przepisy karne Starego Testamentu, który był "wychowawcą".
    Pełnia Objawienia nastąpiła dopiero w Jezusie Chrystusie. I przekaz jest jednoznaczny - Bóg jest bezwarunkową miłością (Ga 3,24).
    Nie oznacza to bynajmniej, że człowiek zły uniknie kary - ale nie z powodu "zemsty Boga" lecz zbierając to, co posiał.

    Jesli jednak przyjmiemy, że opis nie ma na celu opisu "wahań Boga nad tym czy wytępić Żydów" lecz uświadomienie im że wykroczyli przeciw nakazom i miłości Boga, że uczynili coś, co się Mu nie podobało i uświadomienie potrzeby pokuty - wówczas fragment nabiera sensu.
  4. Zbadajmy teraz, na czym polega „gniew” Boży. Z pomocą przyjdzie nam fragment z Księgi Izajasza:
    „"Oto Ty zawrzałeś gniewem, bo grzeszyliśmy przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani.
    My wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata.
    My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher.
    Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie.
    Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami i oddałeś nas w moc naszej winy."
    /Iz 64,4b-6/

    W wielu miejscach Pisma, gdzie Żydzi przeciwstawiają się Jahwe i wkrótce potem odnoszą klęski militarne, powtarza się sformułowanie że Bóg „wydał” Żydów w ręce wroga (na przykład: „ „Miałeś dla nich cierpliwość przez wiele lat i przestrzegałeś ich przez Ducha Twego za pośrednictwem Twoich proroków, lecz nie usłuchali. Wtedy wydałeś ich pod władzę obcych narodów." /Ne 9,30/). Oznacza ono ni mniej ni więcej, tylko pozostawienie Ludu Wybranego skutkom ich własnego postępowania –degrengolada doprowadza do klęski:
    „"(4)Nie słuchaliśmy Twoich przykazań, a Ty wydałeś nas na łup, niewolę i śmierć, na pośmiewisko i na szyderstwa, i na wzgardę u wszystkich narodów, wśród których nas rozproszyłeś." /Tb 3,4/
    Podobna narracja występuje także w Nowym Testamencie:
    „ „Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce.
    Podając się za mądrych stali się głupimi.
    I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
    Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał.
    Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.
    Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.
    A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; (30)potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe - pomysłowi, rodzicom nieposłuszni,"
    /Rz 1,21-30/
    Łatwo zauważyć, że owo „wydanie przez Boga” polega po prostu na tym, iż czyniący źle zbierają we własnym życiu skutki własnego postępowania – nie tyle Bóg ich karze, co oni, nie słuchając rad Boga, pogrążają się w sposób całkowicie wolny i dobrowolny w upadku.
    W tym duchu należałoby chyba rozumieć takie fragmenty, jak na przykład:
    „"Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz gniew Boży nad nim wisi." /J 3,36/
    „ „Oto przez swoją zatwardziałość i serce nieskłonne do nawrócenia zaskarbiasz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga, (6) który odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności - życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości - gniew i oburzenie. Ucisk i utrapienie spadną na każdego człowieka, który dopuszcza się zła, najpierw na Żyda, a potem na Greka. Chwała zaś, cześć i pokój spotkają każdego, kto czyni dobrze - najpierw Żyda, a potem Greka.” /Rz 2,5-10/
  5. Przejdźmy teraz do obrazów eschatologicznych. Na początek wróćmy do tekstu z Księgi Sofoniasza:
    "(14) Bliski jest wielki dzień Pański, bliski i rychły on bardzo; szybszy jest dzień Pański od gońca i od mocarza niecierpliwszy. (15) Dzień ów będzie dniem gniewu, dniem ucisku i utrapienia, dniem ruiny i spustoszenia, dniem ciemności i mroku, dniem chmury i burzy, (16) dniem trąby i okrzyków wojennych - przeciwko miastom obronnym i przeciw basztom wysokim. (17) I udręczę ludzi, że chodzić będą jak niewidomi, ponieważ zawinili przeciwko Panu; i jak kurz krew ich będzie rozlana, a jak gnój ich jelita. (18) Ani ich srebro, ani ich złoto nie zdoła ich ocalić w dniu gniewu Pana, gdyż ogień Jego zapalczywy strawi całą ziemię; bo dokona zagłady - zaiste strasznej - wszystkich mieszkańców ziemi. /Sof 1,14-18/
    Straszne prawda?
    Ktoś powie „Stary Testament”, ale przecież w Nowym Testamencie (a zwłaszcza w Objawieniu św. Jana) mamy opisy nie mniej drastyczne – wyrazem tego jest choćby to, że słowo „apokaliptyczne” stało się w języku potocznym synonimem ekstremalnej masakry.
    Skąd takie straszne opisy? Dlaczego znalazły się w Biblii?
    Mam dla wszystkich straszną wiadomość: piekło, które dobrowolnie wybierają potępieńcy kierowani swoimi „wypielęgnowanymi” przez okres przebywania na ziemi namiętnościami i przywiązaniami do grzechu, jest dużo gorsze, niż apokaliptyczne obrazy.
    Nie mam cienia wątpliwości, że dla „lokatorów” piekła owe wszystkie „jeziora siarki”, „plagi” czy „grad o wadze niemal talentu” byłyby miłą odmianą w stosunku do dolegliwości potępienia. Nie ma takich słów, które mogłyby opisać grozę piekła, dlatego Apokalipsa operuje podobieństwami.
    „Bóg szanuje człowieka, dlatego do niczego go nie przymusza, nawet do miłości. Jeśli ktoś chce, może trwać w grzechu, w nienawiści do Boga, ale w ten sposób sam sobie wymierza karę. Kto bowiem na ziemi nie chce mieć z Bogiem nic do czynienia, ten będzie przez Niego odłączony również po śmierci, i to na zawsze. To dobrowolnie wybrane oddalenie od Boga stanie się źródłem cierpienia. Gniew Boży to zgoda na to, by człowiek ponosił konsekwencje zupełnie dobrowolnie wybranej przez siebie formy życia - trwania w grzechu.” (za: ks. Michał Kaszowski, teologia.pl)

Parę słów o Bożym gniewie, karze i pomście – czyli „czy Bóg nas karze?”
Wydaje się, że podstawowym rozróżnieniem, jakie należy uczynić, jest rozbicie zbyt pojemnego słowa „kara” na cztery pojęcia:
  1. Na „karę” rozumianą jako „karcenie” – a więc działanie, które ma na celu poprawę karconego (dziś nazwalibyśmy pewnie takie oddziaływanie „resocjalizacją”). Przykładem podobnych działań są kary wymierzane dzieciom przez rodziców, a także instytucje typu Dom Poprawczy dla młodzieży.
    Oczywiście w tym punkcie nie ma sporu – Bóg niejednokrotnie w historii wzywał do opamiętania i odwrócenia się od zła zarówno pojedynczych ludzi, jak i całe narody.
    „Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza.
    Bo kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje.
    Trwajcie w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi.
    Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił?
    Jeśli jesteście pozbawieni karcenia, którego uczestnikami stali się wszyscy,
    nie jesteście synami, ale dziećmi nieprawymi.
    Zresztą, jeśliśmy cenili i szanowali ojców naszych według ciała, mimo że nas karcili,
    czyż nie bardziej winniśmy posłuszeństwo Ojcu dusz, a żyć będziemy?
    Tamci karcili nas według swej woli przez niewiele dni.
    Ten zaś czyni to dla naszego dobra, aby nas uczynić uczestnikami swojej świętości.
    Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne,
    potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości.”
    /Hbr 12,5-11/
    .
  2. Na „karę” rozumianą jako „obronę krzywdzonych” przed grzesznikiem.
    I tu nie ma za bardzo pola do dyskusji – motyw ten jest obecny w Piśmie, a kilka Psalmów to wołanie krzywdzonego o interwencję na wrogach, np.:
    "Dawidowy. Wystąp, Panie, przeciw tym, co walczą ze mną, uderz na moich napastników!
    Pochwyć tarczę i puklerz i powstań mi na pomoc.
    Rzuć włócznią i toporem na moich prześladowców; powiedz mej duszy: Jam twoim zbawieniem.
    Niech się zmieszają i niech się zawstydzą ci, co na życie me czyhają; niech się cofną zawstydzeni ci, którzy zamierzają mi szkodzić.
    Niech będą jak plewy na wietrze, gdy będzie ich gnał anioł Pański.
    Niech droga ich będzie ciemna i śliska, gdy anioł Pański będzie ich ścigał.
    Bez przyczyny bowiem zastawili na mnie sieć swoją, bez przyczyny dół kopią dla mnie.
    Niech przyjdzie na nich zagłada niespodziana, a sidło, które zastawili, niech ich pochwyci; niechaj sami wpadną w dół, który wykopali.
    A moja dusza będzie radować się w Panu, będzie się weselić z Jego ratunku."
    /Ps 35,1-9/
    .
  3. Na karę rozumianą jako pokutę – a więc coś, co ma przywrócić stan, który zniszczył grzech.
    Jest to znaczenie nieco podobne do „karcenia” – jednak dotyczy osoby już nawróconej, która jednak dopuściła się w przeszłości grzechu, „wprowadzając” w ten sposób na świat zło.
    „Pokutujcie więc i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone, aby nadeszły od Pana dni ochłody, aby też posłał wam zapowiedzianego Mesjasza, Jezusa, którego niebo musi zatrzymać aż do czasu odnowienia wszystkich rzeczy, co od wieków przepowiedział Bóg przez usta swoich świętych proroków.” /Dz 3,19-21/
    .
  4. Na karę rozumianą, jako odpłatę ostateczną za czynione zło – bez motywu poprawy, bowiem taka kara jest wieczna i ostateczna. Taką karą w naszym świecie jest dożywotnie więzienie czy kara śmierci. Tego rodzaju „karą” jest także piekło.
    Nie ma w zasadzie wątpliwości, iż tego rodzaju kara nam zagraża, jednak czy rzeczywiście chodzi tu o bożą zemstę? Czy nie należałoby raczej mówić iż jest to skutek – człowiek, który czyniąc zło ukształtuje siebie jako osobę złą, nie będzie chciał pozostawać w bezpośredniej wspólnocie z Nieskończenie Dobrym Bogiem.
    W tym sensie każdy otrzyma odpłatę – jeśli ukształtuje się przez szukanie Boga i dobre czyny na kogoś, kto pragnie relacji z Doskonałym – wybierze Niebo, jeśli zaś skupi się na tym, co złe – nie zechce (i nawet nie będzie w stanie) wybrać dobra na Sądzie.
    Nie przypadkowo w kontekście „Sądu” Pismo mówi o jego wyniku, jako o konsekwencji, plonie naszych życiowych wyborów:
    „Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne” /Ga 6,8/
    Właśnie taki „mechanizm” działania Bożej sprawiedliwości objawia nam Księga Mądrości:
    "(…) śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się z zagłady żyjących.
    Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi.
    Bo sprawiedliwość jest nieśmiertelna.
    Występni zaś ściągają śmierć na siebie czynem i słowem, marnieją, uważając ją za przyjaciółkę, i zawierają z nią przymierze, zasługują bowiem na to, aby do niej należeć."
    /Mdr 1,13-16/
***********************************************************************************************************
"Gniew" Boga nie jest czymś co dotyczy Jego - i co musiałby "zaspokajać".
Ostatnio zmieniony 2018-04-13, 21:33 przez Marek_Piotrowski, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18987
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2612 times
Been thanked: 4622 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-13, 21:38

Po tej dygresji wracam do wymieniania powodów, dla których koncepcja polegająca na tym, iż „Jezus odbył naszą karę, wykupując nas od zagniewanego Ojca aby zaspokoić Jego sprawiedliwość i dać Mu podstawę prawną do usprawiedliwienia” nas nie może być prawdziwa:

Powód 3 - podejście w którym Bóg domaga się zemsty za grzech (bo tym jest przecież koncepcja nalegania, aby za popełniany grzech kogoś ukarano – kogokolwiek, niekoniecznie sprawcę) kłóci się z tym, co wiemy o Bogu – i co nam przekazał sam Chrystus.

Dobitną ilustracją podejścia Boga do grzesznika jest przypowieść o Synu Marnotrawnym:
"(..)Pewien człowiek miał dwóch synów.
Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie.
A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie, i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał na służbę do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu przymieram głodem. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników. Zabrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. (22) Lecz ojciec powiedział do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się weselić.”
(Łk 15,11-24).

Czy Ojciec miał jakąś "podstawę prawną" by przyjąć Syna?
Przeciwnie!
Syn zgrzeszył wobec Niego - ale Ojciec nie pytał o "podstawy prawne".
On był przez cały czas gotów przyjąć syna, zupełnie nie biorąc pod uwagę tego, co Syn Marnotrawny zrobił ani nie kłopocząc się tym, by „ukarać” kogokolwiek (ani syna marnotrawnego, ani kogoś w jego zastępstwie).
Miał w nosie "zaspokajanie sprawiedliwości" i "swoją pomstę na grzeszącym synu".
Przyjął go i wyprawił gody.
Taki właśnie jest Bóg.
Jedyne, co było potrzebne, to zmiana podejścia Syna Marnotrawnego - stosunek Ojca do niego i gotowość przyjęcia go z powrotem do domu nie zmieniły się w żadnym momencie tej historii.

bander

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: bander » 2018-04-13, 22:14

Tobie też Marku dziękuje bardzo za wiedzę którą przekazujesz , w tym temacie wasz duet był naprawdę niesamowity. Kiedyś napisałeś że obrywa ci się raz od jednej strony raz od drugiej(tradycjonalistów lub zwolenników Odnowy)Moim skromnym zdaniem to się nie zmieni. Ty starasz się trzymać wszystkich w głównym nurcie i jakby upominasz że oddalanie się za bardzo na boki grozi wpadnięciem na mieliznę.Niestety nie wszystkim to się podoba :(
Marek pisze:
Wydaje się, że nie należy bezrefleksyjnie kopiować przeróżnych mód ewangelizacyjnych. Formuła „oddania życia” została wymyślona przez grupy nowoprotestanckie dopiero w XIX wieku – więc z pewnością nie może więc być biblijną metodą na zostanie chrześcijaninem.
Proszę Was o wyjaśnienie jednej rzeczy. Jeżeli na Soborze Trydenckim kalwinizm , luteranizm został praktycznie przeklęty , nałożono ponad 100 wyklęć(jeżeli się mylę to proszę mnie poprawić) na ich naukę i Sobór Watykański II żadnych z tych rzeczy nie zniósł to dlaczego dopuszcza się do powstawania ruchów wywodzących się z protestantyzmu. Nie rozumiem tego.

jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-13, 23:31

IMHO wzięło się to z obserwacji, że protestanci nawracają więcej i szybciej dzięki skuteczniejszej "metodyce". Więc trzeba ją przejąć i co nieco "skastomizować". Ale to tak jakby pozbyć się oryginalnych nasion dla GMO. Tak samo opłakane skutki - pomimo pierwszych "sukcesików ewangelizacyjnych". Nie tędy droga.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18987
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2612 times
Been thanked: 4622 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-14, 12:53

Myślę, że pytanie, na które odpowiedział Jacek ("Komu właściwie Jezus złożył okup?") jest tu kluczowe.


Dziś trochę przyśpieszę, bo w tym tempie zajmowałbym Waszą uwagę jeszcze z tydzień :(

Więc od razu 3 kolejne powody, dla których koncepcja polegająca na tym, iż „Jezus odbył naszą karę, wykupując nas od zagniewanego Ojca aby zaspokoić Jego sprawiedliwość i dać Mu podstawę prawną do usprawiedliwienia” nas nie może być prawdziwa:


Powód 4
Podejście, w którym sprawiedliwość boża zostaje przeciwstawiona bożej miłości powoduje niespójny obraz Boga. A Bóg jest spójny. Jego cechy współgrają, a nie rywalizują ze sobą.

Powód 5
Błędem, jaki utrudnia zrozumienie tych zagadnień, jest podejście „jurydyczne”, prawne – sąd boży kojarzy nam się z pojęciem „sądu” jaki mamy w przypadku sądów świeckich.
Tymczasem ów „Sąd Boży” to de facto nasz wybór – tyle że wybór w jakiś sposób determinowany przez obraz Boga (prawdziwy bądź wykrzywiony przez grzech).
A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.
Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków.
Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu.”
/J 3,19-21/
Abstrakcyjna „sprawiedliwość” polegająca na tym, że „jak był grzech, to ktoś musi odpokutować i wówczas będzie sprawiedliwie” jest absolutnie obca Bogu [„Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby były czerwone jak purpura, staną się [białe] jak wełna.”/Iz 1,18b/] – pokuta ma służyć do przemiany (sposobu myślenia, sposobu postrzegania Boga) a nie do „ukarania” .

Powód 6
Prawdę mówiąc, nawet gdybyśmy przyjęli podejście „jurydyczne”, w każdym sądzie koncepcja polegająca na tym, że jak jest wina, to trzeba kogoś ukarać (wszystko jedno – sprawcę czy kogoś innego) nie miałaby nic wspólnego ze sprawiedliwością. I niczego nie zmieniłoby, gdyby ów niewinny zgłosił się na ochotnika – karanie go, byłoby ze strony sędziego nie sprawiedliwością, a jakimś rodzajem „zemsty na kimkolwiek” w myśl hasła "ktoś mi musi za to zapłacić".
Jezus byłby niewątpliwie w swoim „szaleństwie miłości” zdolny do odbycia za mnie kary – jednak żadną miarą nie byłoby to „sprawiedliwe”.
To tak, jakby sędzia uważał, iż "sprawiedliwości stało się zadość" niezależnie od tego, czy wsadził na krzesło elektryczne mordercę, czy kogokolwiek innego!
W Polsce mamy na taką sytuację nawet przysłowie „kowal zawinił, a powiesili Cygana”. Nie opisuje ona bynajmniej rozwiązania „sprawiedliwego”. I nie sądzę, że uznałbym za „sprawiedliwą” sytuację, gdyby sędzia w moim mieście skazywał niewinnych w odpowiedzi na przestępstwa popełniane przez kogo innego.

Myślę, że wszystkim, którym się wydaje, że sprawiedliwość Boża oznacza pragnienie zemsty za grzeszny czyn – zemsty na kimkolwiek! – warto zwrócić uwagę na tekst z Listu do Rzymian, w którym czytamy w czym wyraża się Boża sprawiedliwość:
„[Jezusa] ustanowił Bóg narzędziem przebłagania dzięki wierze mocą Jego krwi. Chciał przez to wykazać, że sprawiedliwość Jego względem grzechów popełnionych dawniej - za dni cierpliwości Bożej - wyrażała się (26) w odpuszczaniu ich po to, by ujawnić w obecnym czasie Jego sprawiedliwość, i [aby pokazać], że On sam jest sprawiedliwy i usprawiedliwia każdego, który [żyje] dzięki wierze w Jezusa.”/Rz 3,25-26/

Boża sprawiedliwość zatem to nie pragnienie zemsty, lecz odpuszczanie grzechów i usprawiedliwianie ludzi dzięki wierze w Jezusa Chrystusa.

Warto zwrócić uwagę, że o ile w pragnieniu, by ktoś poniósł cudza karę nie ma nic sprawiedliwego, o tyle normalną rzeczą jest, iż skutki grzechu dotykają nie tylko samego grzeszącego, ale także innych.
Tak jest w przypadku Grzechu Pierworodnego, ale podobnie bywa także z naszymi grzechami. Dziecko alkoholika cierpi z powodu grzechu ojca, ofiary kradzieży cierpią, mimo iż zawinił złodziej, Hitler czy Stalin przyczynili się do cierpień milionów.



Zwolennikom „kary zastępczej” odbytej przez Jezusa umyka, iż Bóg wcale o taki rozwiązaniu nie wspomina. Przeciwnie – w Biblii wielokrotnie czytamy o „odpuszczeniu grzechów” („odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał”/Jr 31,34c/.
Czy naprawdę, gdyby ktoś za nas „odbył karę” można by mówić o „odpuszczeniu” grzechów?
Również Prawo Boże, na jakie tak często się powołują, w żadnym miejscu nie mówi, iż jedna osoba może ponieść karę za inną. Wygląda na to, że nawet przy „jurydycznym” podejściu, hipoteza „kary, którą Jezus poniósł w moim imieniu” jest niebiblijna.

Co gorsze (albo raczej, "co lepsze"), Biblia wręcz zakazuje wykupywania skazańca (co rzekomo zrobić miał Jezus, odcierpiając naszą karę):
"Nie możecie przyjmować żadnego okupu za życie zabójcy, który winien jest śmierci. Musi zostać zabity."/Lb 35,31/

Jakub2

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Jakub2 » 2018-04-14, 13:38

Marek,(...) [co to za prywata w publicznym wątku?
- pisz na temat albo wcale
- powtarzanie tych samych treści podpada pod troling zakazany na forum
- możesz pisać do Marka w sprawach prywatnych na pw, ale jak się poskarży, że go nękasz, dostaniesz ostrzeżenie, do wywalenia włącznie - Dezerter (ewentualne odpowiedzi na pw proszę)]
Ostatnio zmieniony 2018-04-14, 15:49 przez Dezerter, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18987
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2612 times
Been thanked: 4622 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-14, 13:43

Jakubie, już ustaliliśmy i miałem wrażenie że zrozumiałeś: nie interesują mnie Twoje objawienia dotyczące mojej osoby ani pisanie o tym, co Ci się objawiło.
I proszę bardzo byś się tego trzymał.

Natomiast - jeśli Moderacja uważa że za dużo piszę - proszę o sygnał (od moderacji, nie od Ciebie Jakubie).
Ostatnio zmieniony 2018-04-14, 13:55 przez Marek_Piotrowski, łącznie zmieniany 3 razy.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18987
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2612 times
Been thanked: 4622 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-14, 13:54

Na razie jadę dalej.

Ktoś powie, że przecież czytamy:
„Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi.”/Rz 3,25a/
(w tłumaczeniu protestanckiej Biblii warszawskiej wiara jest nawet bardziej podkreślona: „Bóg ustanowił jako ofiarę przebłagalną przez krew jego, skuteczną przez wiarę” - choć to niezgodne z treścią greckiego oryginału).
Jednak - i tu powód 7 - gdyby szło jedynie o tak swoiście pojmowaną „sprawiedliwość” to, jeśli moja kara została przez kogoś „odsłużona”, niesprawiedliwe byłoby potem wymagać ode mnie jeszcze jakichś dodatkowych warunków. Wymaganie wiary (nie mówiąc już o wynikających z niej uczynkach) byłoby zupełnie nieuzasadnione!
Gdyby Jezus umarł „zamiast nas” (a nie „za nas” czy może lepiej „dla nas”), gdyby była to sprawa formalizmu składania – przy całej groteskowości podobnej koncepcji - „równoważnego okupu”, wówczas zbędne byłoby jakiekolwiek nawrócenie i zwrócenie się w wierze do Boga. Jezus „zapłaciłby” „zaspokajając Bożą sprawiedliwość” i na tym prawa by się skończyła .

(Nie jest to jedynie moje rozumowanie – znalazłem w Sieci artykuł zwolennika skrajnej idei predystynacji (opinii, iż Bóg po prostu „od zawsze” wybrał sobie kogo zbawi, a kogo nie), który pisze: „To, że Bóg okaże komuś łaskę powołując go do zbawienia, a mi nie, nie będzie wobec mnie niesprawiedliwością.(…) Jeżeli jednak krew Chrystusa zostałaby za mnie przelana, a ja nie miałbym dostąpić życia wiecznego, to gdzie tu sprawiedliwość Boża? Miałbym moralne prawo domagać się przyjęcia mnie do społeczności dzieci Bożych w Niebie niezależnie od tego, czy za życia pojednałem się z Bogiem, czy nie.”)

Co więcej, „odbyta kara” musiałaby spowodować, że ludzie przestaliby natychmiast umierać –inaczej byłoby to „oszustwo” ze strony Boga.

Powiem więcej (8) - logicznie rzecz biorąc, jeśli w takim podejściu „odbycie kary” (śmierć) byłoby zbawieniem, to ofiara Jezusa była zbędna – bowiem każdy z nas poniesie taką „karę” (a więc sam mógłby się zbawić). Co jest – jak wiemy – niemożliwe:
[Jezus]„(…) nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni."/Dz 4,12/

Pismo (Kol 1,14) utożsamia odkupienie z odpuszczeniem grzechów.
„Z radością dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On to uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie - odpuszczenie grzechów.”/Kol 1,11b-14/
Tymczasem, jeśli Jezus „odsłużyłby karę grzesznika” nie byłoby mowy o odpuszczeniu – co to bowiem za „odpuszczenie” skoro kara nie zostaje darowana?
W proroctwie Zachariasza zapisanym w Ewangelii wg św.Łukasza czytamy o Janie Chrzcicielu:
"A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz, bo pójdziesz przed Panem przygotować Mu drogi; (77) Jego ludowi dasz poznać zbawienie, [co się dokona] przez odpuszczenie mu grzechów, (78) dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią nawiedzi nas Słońce Wschodzące z wysoka, (79) by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju."/Łk 1,76-79/

Jak miałaby się litość Boga do Jego rzekomego pragnienia, by za wszelką cenę zemścić się na grzeszniku?

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18987
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2612 times
Been thanked: 4622 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-14, 14:10

Żeby już skończyć z tym tematem - punkt, który chyba najbardziej rozmija się z protestancką wersją zbawienia (niestety, również często prezentowaną w katolickiej ewangelizacji). Ten punkt najbardziej pokazuje, iż nie jest prawdą, iż "mamy wspólny kerygmat z protestantami".

9 "Usprawiedliwienie" nie jest fikcją prawną.
Człowiek - aby był w stanie obcować ze Świętym Bogiem - musi REALNIE być sprawiedliwy, a nie (czysto zewnętrznie, jakimś kruczkiem prawnym) "zostać uznanym za niewinnego". Inaczej okazałoby się, że moja kara odbyta, ale ja wciąż jestem taki sam. Pozostaję "starym człowiekiem", złym, który nie jest w stanie obcować ze Świętym Bogiem.
A więc - konsekwentnie - nie jestem w stanie wejść z Nim w pełną relację (czyli przebywać "w Niebie"). Takie podejście nie ma punktów wspólnych z żądaniem Boga „(…) w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty”/1 P 1,15-16/
Jest niesprawiedliwością w stosunku do Jezusa mniemać, że nie daje nam realnej zmiany, a jedynie dostarcza pretekstu do prawnej fikcji.

Tego rodzaju "jurydyczne" podejście jest całkowicie anachroniczne - jesteśmy tak skłonni myśleć, ponieważ nasza cywilizacja opiera się na Prawie Rzymskim. Żydzi w ten sposób nie myśleli.

Ofiara Jezusa to nie jest podstawa "prawna" ale realna .

Niekiedy zostaje to wysunięty kontrargument, oparty na Ga 3,6: „Abraham uwierzył Bogu, i to mu policzono za sprawiedliwość”. Jest to oczywiste nieporozumienie – nie ma tu mowy o jakimkolwiek kruczku prawnym, tylko o tym, że Abraham, ponieważ uwierzył, został rozpoznany jako człowiek sprawiedliwy. Co więcej, Abraham działał zgodnie z tą wiarą, o czym czytamy w Liście św.Jakuba "Czy Abraham, ojciec nasz, nie z powodu uczynków został usprawiedliwiony, kiedy złożył syna Izaaka na ołtarzu ofiarnym?”/Jk 2:21/

Co więcej, zbawienna sprawiedliwość Boża nie jest oparta na Prawie:
„Ale teraz jawną się stała sprawiedliwość Boża niezależna od Prawa, poświadczona przez Prawo i Proroków. Jest to sprawiedliwość Boża [dostępna] przez wiarę w Jezusa Chrystusa dla wszystkich, którzy wierzą.”/Rz 3,21-22a/

Co jeszcze więcej, Chrześcijanie nie podlegają Prawu.
Cała konstrukcja „kary zastępczej” opiera się na stwierdzeniu, jakoby Bóg wymagał kary dla człowieka, „ponieważ musi działać zgodnie z Prawem”.

Otóż Pismo stawia sprawę zupełnie inaczej – Jezus nie wykupuje nas „w ramach Prawa” lecz wybawia nas „od Prawa” (a raczej „od Starego Prawa”, przynosząc nowe) .

„Teraz zaś Prawo straciło moc nad nami, gdy umarliśmy temu, co trzymało nas w jarzmie, tak, ze możemy pełnić służbę w nowym duchu, a nie według przestarzałej litery.” /Rz 7,6/

„Prawo nie opiera się na wierze, lecz /mówi/: Kto wypełnia przepisy, dzięki nim żyć będzie. Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił”/Gal 3,12-13a/

„Gdyby bowiem owo pierwsze było bez nagany, to nie szukano by miejsca na drugie /przymierze/.
Albowiem ganiąc ich, zapowiada: Oto nadchodzą dni, mówi Pan, a zawrę z domem Izraela i z domem Judy przymierze nowe.
Nie takie jednak przymierze, jakie zawarłem z ich ojcami, w dniu, gdym ich wziął za rękę, by wyprowadzić ich z ziemi egipskiej.
Ponieważ oni nie wytrwali w moim przymierzu, przeto i Ja przestałem dbać o nich, mówi Pan.[...]
Ponieważ zaś mówi o nowym, pierwsze uznał za przestarzałe; a to, co się przedawnia i starzeje, bliskie jest zniszczenia.”
/Hbr 8,7-9.13/

Wiążąc się z Chrystusem, „umieramy” razem z Nim, co zdejmuje z nas obowiązywanie Prawa:
„Czyż nie jest wam wiadomo, bracia - mówię przecież do tych, co Prawo znają - że Prawo ma moc nad człowiekiem, dopóki on żyje? [...] Tak i wy, bracia moi, dzięki ciału Chrystusa umarliście dla Prawa, by złączyć się z innym - z Tym, który powstał z martwych, byśmy zaczęli przynosić owoc Bogu. Jak długo bowiem wiedliśmy życie cielesne, grzeszne namiętności [pobudzane] przez Prawo działały w naszych członkach, by owoc przynosić śmierci. Teraz zaś Prawo straciło moc nad nami, gdy umarliśmy temu, co trzymało nas w jarzmie, tak, że możemy pełnić służbę w nowym duchu, a nie według przestarzałej litery.” /Rz 7,1-6/
Prawo było elementem Prawa Mojżeszowego – w myśl którego nikt nie zdoła się zbawić. Dlatego właśnie Bóg zawiera z nami Nowe Przymierze, nie oparte już na Starym Prawie.

Znakomitym podsumowaniem powyższych rozważań będzie pouczająca wypowiedź świętego Grzegorza z Nazjanzu:
„Pozostaje do zbadania czynność i punkt wiary, na który większość ludzi nie zwraca uwagi, lecz ja wiele się nad tym zastanawiałem, mianowicie: kto zyskał na tym, że za nas wylana została krew wielka i bezcenna, krew Boga, równocześnie arcykapłana i ofiary, a kto był tego przyczyną?
Otóż trzymał nas zły duch w swej mocy, zaprzedani byliśmy grzechowi, a za cenę nieprawości cieszyliśmy się rozkoszą. Jeżeli więc okup należy się nie komu innemu, tylko temu, który trzyma w niewoli, to pytam, komu on został wypłacony i w jakim celu? Jeżeli na przykład złemu duchowi, to hańba!
Przecież ten łotr nie tylko otrzymuje okup od Boga, lecz samego Boga w okupie. Wartość okupu znacznie jest wyższa niż wartość uciskanych istot. Jeżeli okup miał być tak wysoki, można było z góry nam przebaczyć.
Jeżeli zaś Ojcu, to [pytam się] najpierw, na jakiej podstawie? Przecież nie On trzymał nas w niewoli! Po wtóre, z jakiej racji krew Jednorodzonego miałaby cieszyć Ojca, który nie przyjął nawet ofiary Izaaka z rąk jego ojca, lecz zamienił ją przez podstawienie barana na miejsce rozumnej istoty (Rdz 22, 13)?
Otóż jest rzeczą jawną, że Ofiara jest skierowana do Ojca, ale On jej nie żądał, ani nie potrzebował. Po prostu taki jest Boży plan zbawienia, że człowiek ma doznać uświęcenia przez wejście Boga w rzeczywistość ludzką, aby On sam nas wybawił dzięki zwycięstwu nad naszym tyranem i za pośrednictwem Syna doprowadził nas znów do siebie. Syn zaś to czyni na cześć Ojca, któremu we wszystkim jest posłuszny.”
/Święty Grzegorz z Nazjanzu, Mowa na święto Paschy” Mowy wybrane, Pax 1967/


Ufffffff.... cieszcie się i radujcie, koniec na razie ;) :-bd

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 14956
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4194 times
Been thanked: 2947 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Dezerter » 2018-04-14, 15:57

Posprzątałem
Piszesz za dużo - to fakt, bo by to ze zrozumieniem i korzyści przeczytać potrzeba kilku dni, a co dopiero dyskutować.
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18987
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2612 times
Been thanked: 4622 times
Kontakt:

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2018-04-14, 16:37

OK. już się zamykam.
Nie wiem jednak czy wytrzymam :)

jswiec
Bywalec
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: 10 sty 2018
Lokalizacja: Warszawa/Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 11 times
Been thanked: 79 times

Re: Kerygmat - najlepszy sposób ewangelizacji?

Post autor: jswiec » 2018-04-14, 22:32

Marku, trzeba by pomyśleć o trochę lepszej syntezie argumentów. Niektóre z nich powtarzają się lub są za bardzo zdroworozsądkowe. Ale za znalezienie cytatu ze św. Grzegorza z Nazjanzu należą Ci się słowa uznania. To jest autentyczna wykładnia Ewangelii, bez nominalistyczno-jurydycznych sztuczek!

ODPOWIEDZ