Czytałem o aborcyjnych dramatach kobiet,które na
nią się zdecydowały.Jedna z nich pisze,że najgorsze
w całej sytuacji było dla niej patrzenie na inne
kobiety, które spotkała w klinice - chodziły po
korytarzu, płakały, obgryzały paznokcie. Widać było,
że cierpią.
Aborcja jest dla kobiet niewątpliwie trudnym psychicznie przeżyciem, część z nich wymaga potem specjalistycznego wsparcia z poradzeniem sobie z konsekwencjami podjętej przez nich decyzji.
Duża część z nich przyznaje, że uczucia, które im towarzyszyły były bardzo trudne i negatywne.
Aborcja to nie tylko - choć przede wszystkim - śmierć dziecka. Ma także poważne konsekwencje dla
niedoszłych matek i ojców. Przed skutkami nie da
się uciec, bywa zaś, że są one zabójcze. Już
Sokrates mawiał: "Szczęśliwsza jest ofiara zbrodni
od swego oprawcy".
Syndrom postaborcyjny to nie tylko problemy natury psychologicznej; PAS jest zespołem wielu poważnych zaburzeń dotykających wszystkich sfer człowieka – duchowej, psychicznej, fizycznej, seksualnej i relacji.
Często zależy to od wielu czynników psychicznych, związanych z osobowością oraz doznanymi wcześniej
w życiu traumami; wpływ na przebieg objawów może mieć także liczba dzieci żyjących i utraconych,
przebieg ciąż i aborcji, lub też charakter i
temperament osoby oraz możliwość uzyskania
wsparcia w najbliższym otoczeniu.
Powszechne jest u niedoszłych matek wypieranie
aborcji z pamięci, jednak stare powiedzenie,
że pamięci nie da się oszukać, zyskuje w przypadku
PAS szczególne znaczenie. Objawy syndromu
nasilają się często w okolicach rocznic, np. poczęcia dziecka, jego niedoszłych urodzin lub samej aborcji. Pogorszenie stanu zdrowia może wystąpić także przy innych ważnych i przełomowych momentach życia – poczęcia lub narodzin kolejnych dzieci albo wnuków,
bądź też śmierci bliskiej osoby.
To są skutki długofalowe, ale nie należy pomijać faktu, że - jak mówią dane WHO - corocznie w wyniku powikłań poaborcyjnych umiera od 50 do 100 tysięcy kobiet.
Dokonanie aborcji może wiązać się także z trwałym okaleczeniem bądź poważnym urazem psychicznym ujawniającym się parę dni lub tygodni po zabiciu dziecka, jednak szczególnie odczuwalne bywa dopiero po kilku latach.
Już sam zabieg aborcji może spowodować trwały i nieodwracalny uszczerbek na zdrowiu. Najczęściej spotykanymi konsekwencjami są: pęknięcie lub zarośnięcie szyjki macicy, przedziurawienie macicy połączone z krwotokiem, nowotwory szyjki macicy i jajnika (po dokonaniu aborcji wzrasta też o 30 procent ryzyko raka piersi), infekcje – np. zapalenie otrzewnej, możliwe jest także wystąpienie wstrząsu septycznego, którego konsekwencje - zespół wykrzepiania ogólnego - może doprowadzić do śmierci kobiety.
Zabicie nienarodzonego dziecka nie pozostaje także bez wpływu na przebieg następnych ciąż; w wyniku aborcji następuje inwazyjne rozszerzenie szyjki macicy nie pozostając bez wpływu na funkcjonowanie tego narządu. Dużo częściej, niż u kobiet nie przeprowadzających aborcji, występują: poronienia bądź przedwczesne urodzenia, konflikt serologiczny, wrodzone wady dzieci, przyrośnięte łożysko albo ciąże pozamaciczne; konsekwencjami mogą być także: trwała bezpłodność, skłonność do samoistnego poronienia lub rodzenie w przyszłości martwych dzieci.
Ogólny wniosek z badań płynie taki, że kobiety po doświadczeniu aborcji mają dużo więcej problemów ze zdrowiem od tych, które aborcji nie dokonywały. Mają generalnie słabsze zdrowie, bardziej potrzebują opieki lekarskiej, przy tym czterokrotnie częściej - interwencji ginekologicznych; częściej też pojawiają się u nich chroniczne stany zapalne dróg rodnych, nieprawidłowości cyklu menstruacyjnego lub brak owulacji. Ponadprzeciętna jest także liczba kobiet po aborcji zapadających na anoreksję, bulimię albo astmę, nierzadkie są u nich także silne bóle brzucha, piersi i pasa biodrowego - bez możliwych do określenia przyczyn.
Najważniejszą jednak fizyczną konsekwencją aborcji jest śmierć dziecka. Śmierć człowieka.
Dolegliwości fizyczne oznaczają ogólne pogorszenie się stanu zdrowia; każda dolegliwość w tej sferze odbierana jest także jako cierpienie psychiczne.
Psychiczne skutki aborcji
Aborcja może być przyczyną wielu poważnych następstw niszczących psychikę. Kobiety wytwarzają różne mechanizmy obronne – najczęstszym jest wyparcie faktu z pamięci albo umniejszanie jego wagi (ponad 60%). Duży odsetek kobiet rzuca się w wir przeróżnych zajęć – praca, dom ćwiczenia fizyczne, hazard, clubbing - zajmujących maksymalnie dużo czasu. Wiele z nich odreagowuje napięcie przez nadmierne spożywanie alkoholu, przyjmowanie narkotyków albo leków, bądź innych środków psychoaktywnych. Kobiety, które dokonały aborcji dużo łatwiej wchodzą w uzależnienia: od alkoholu - pięciokrotnie częściej, od palenia papierosów - dwukrotnie, blisko 1/3 zapada zaś na lekomanię.
Tak więc to, co miało stanowić obronę przed syndromem postaborcyjnym, od pewnego momentu staje jednym z elementów PAS. Obrona przez wypieranie, bez względu na to ile trwa, prawie zawsze jest bezsilna wobec niemożności zamaskowania psychologicznych następstw aborcji, które prędzej czy później dają o sobie znać.
Najczęściej jest to depresja – czasem bardzo głęboka – połączona z długotrwałym smutkiem i utratą apetytu oraz bezsennością lub płytkim snem nie dającym wypoczynku, poczuciem chronicznego zmęczenia i ociężałością ciała. Trwająca długo depresja często osłabia układ odpornościowy, zwiększa podatność na infekcje, choroby i nowotwory. Niejednokrotnie dochodzi do utraty normalnej aktywności wynikającej z patologicznego przeżywania żałoby i destrukcyjnego poczucia winy.
Z badań A. Speckharda, V. Rue i D. C. Reardona wynika, że silne poczucie winy pojawia się u więcej niż 90% kobiet po aborcji. Spośród przebadanych kobiet, 100% doświadczało smutku i poczucia straty, prawie wszystkie były zaskoczone intensywnością negatywnych emocji związanych z przebytą aborcją, większość z nich myślało wciąż o zabitym dziecku i odczuwało strach związany z rozpoznaniem przerażającego rozmiaru własnej agresji. U prawie wszystkich wystąpiły wspomniane wcześniej reakcje rocznicowe.
Choroby psychiczne u kobiet cierpiących na nie przed aborcją zaostrzają swój przebieg po jej dokonaniu; dotyczy to szczególnie depresji, schizofrenii i nerwic. Kobiety po aborcji prawie czterokrotnie częściej od kobiet po porodzie stają się pacjentkami szpitali psychiatrycznych. Im liczniejsze aborcje, tym większe prawdopodobieństwo trafienia na oddział psychiatryczny.
Cierpienie po utracie bliskiej osoby może być rozładowany przez prawidłowo przeżytą żałobę, która ma kilka etapów - załamanie psychiczne, zaprzeczanie, gniew, negocjowanie, depresja i pogodzenie się. Żałoba przeżywana w sposób patologiczny nie prowadzi do pogodzenia, ale zatrzymuje się na jednym z wcześniejszych etapów, czego przyczynami są najczęściej: odegranie sprawczej roli w uśmierceniu dziecka, brak pożegnania i wyrażenia żałoby przez pogrzeb, długotrwałe tłumienie uczucia żalu oraz lęku przed tym jak zareaguje otoczenie. W patologiczny sposób może być również przeżywane poczucie winy – poprzez jej zaprzeczenie, stłumienie, brak wyrażenia, lub przez utratę nadziei na możność jej odkupienia i pojednania.
Kobiety po aborcji często cierpią na obniżone poczucie własnej wartości oraz brak zaufania do samej siebie. Ponad 80% dotyka kompleks niższości, 3/4 nie jest w stanie uwierzyć we własne możliwości i siły; wiele z nich ma poważne problemy z podejmowaniem decyzji. Nieraz prowadzi to do licznych zaniedbań, a nawet do zaniechania wielu dotychczas podejmowanych działań; skutkuje także poczuciem zniechęcenia, beznadziei i braku sensu życia.
U 4/5 kobiet dokonujących aborcji występują zaburzenia w sferze seksualnej mogące mieć dwojaki przebieg. Część kobiet staje się oziębła przez brak satysfakcji ze współżycia, niektóre z nich zaczynają odczuwać lęk lub nawet wstręt do mężczyzn i do seksu; u innych zaś pojawia się hiperseksualność - wpadają w wir nieustannego poszukiwania nowych partnerów seksualnych. Promiskuityzm, czyli bezładne życie seksualne – jak każde uzależnienie - ma swoją cenę: pogłębia niechęć a nawet obrzydzenie do siebie, co zamiast zmniejszać poczucie winy, tylko je pogłębia; bardzo częstym skutkiem aborcji (ponad 80%) jest rozpad dotychczasowego związku, część z kobiet staje się w ogóle niezdolna do relacji.
Cierpią też relacje z dziećmi. Kobiety mające obniżone poczucie własnej wartości – również jako matki – w 80 procentach przypadków dokonują kolejnych aborcji. Gdy jednak zdecydują się urodzić dziecko, znacznie częściej zapadają na depresję popołogową. Trudno im jest wyrażać czułość, dość rzadko dotykają swoje dzieci, szybciej rezygnują z karmienia ich piersią, co prawie zawsze skutkuje osłabieniem emocjonalnego kontaktu i więzi z dzieckiem. Niejednokrotnie też – gdy dzieci już podrosną - matki te dokonują projekcji wyidealizowanych cech nieżyjącego dziecka na dziecko żyjące; stają się przez to często nadopiekuńcze, stawiają też nierealistyczne albo wygórowane oczekiwania. Ich niespełnienie prowadzi do licznych napięć, frustracji, gniewu, nieraz do przemocy wobec dzieci. Niektóre kobiety zaczynają otaczać się zwierzętami domowymi, które zastępują zabite dziecko, pełniąc niejako jego „rolę”.
Z badań Reardona, Speckharda i Rue wynika, że ponad połowa kobiet po aborcji stosuje także przemoc wobec samej siebie – u około 60% z nich pojawiają się skłonności samobójcze; próby samounicestwienia podejmuje ok. 30%, a ok. 20% czyni to wielokrotnie. Samokaranie się przybiera także inne formy: zaniedbywanie siebie lub samookaleczanie.
Psychiczne następstwa aborcji są co najmniej tak samo poważne jak konsekwencje somatyczne, jednak wiele kobiet nie podejmuje leczenia i pozostaje na całe życie jedynie sam na sam ze sobą w stanie ciężkiego okaleczenia psychicznego i z nierozwiązanym konfliktem moralnym. Niedoszłe matki często odczuwają złość bo czują się oszukane, jako że zabicie dziecka nie ”rozwiązało problemu”.
Skutki aborcji u mężczyzn
Ojciec zabitego dziecka, który nakłaniał lub zmuszał kobietę do aborcji albo nie udzielił jej wsparcia, także cierpi na poczucie winy; wielu z nich przyznaje, że stale myśli o utraconym dziecku.
Bardzo częste jest u mężczyzn występowanie podobnych objawów psychicznych jak u kobiet: długotrwałe depresje, lęki, brak poczucia własnej wartości (szczególnie dotyka to sfery męskich ról w życiu – mąż, ojciec, partner), wzrasta natomiast poczucie bezradności i bezsilności oraz brak zaufania do siebie.
Wielu mężczyzn ulega uzależnieniom; nie tylko chemicznym jak alkohol, narkotyki i leki, ale także czynnościowym, takim jak: hazard, sporty ekstremalne, ryzykowne zachowania - szaleńcza jazda samochodem, straceńcza brawura, czy nawet brutalna przestępczość.
Również podobnie jak u kobiet, mężczyźni cierpią na poważne zaburzenia seksualne – u jednych objawia się to niechęcią do kobiet i współżycia, często będącą wynikiem czasowej, lub nawet trwałej, impotencji; innych wprowadza w obłędny, graniczący z seksualnym amokiem, niekończący się ciąg erotycznych podbojów.
Skutki aborcji w rodzinie, szczególnie u dzieci
Skutki zabicia niewinnego dziecka w łonie matki odbijają się także w różnej mierze na wszystkich osobach z rodziny; także na dzieciach, które nie wiedzą co się stało - cierpi rodzina jako całość.
Rodzeństwo zabitego dziecka, nawet takie, które nic nie wie o aborcji, doświadcza często niekorzystnych zmian w zachowaniu matki oraz narastających problemów w relacji między rodzicami oraz osłabienia ich więzi. U wielu nieświadomych dzieci powstaje tzw. syndrom ocaleńca z aborcji – chroniczny niepokój, silne lęki i poczucie zagrożenia, przy czym dziecko nie wie czego się boi, co skutkuje często brakiem odwagi; narastają: brak zaufania do rodziców i poczucie bezsensu życia oraz brak chęci budowania potencjału osobistego. Dzieci, które domyślają się, lub w jakiś sposób dowiedzą o fakcie aborcji, stają wobec dramatycznych myśli i pytań rodzących się w ich umyśle: „było nas za dużo – to przeze mnie”, albo: „dlaczego to ja żyję, a nie brat lub siostra?” Nie mogąc znaleźć odpowiedzi dlaczego ono żyje, podczas gdy jego rodzeństwo zostało zabite, z czasem zaczyna odczuwać, że życie nie ma wartości, i żyje w cieniu odroczonego wyroku śmierci. Taka osoba próbując znaleźć odpowiedź na pytanie: „Co mam zrobić, by zasłużyć na życie?”, dorastając stara się być „godna życia” poprzez ciągle spełnianie oczekiwań innych osób; chce być przez wszystkich lubiana i akceptowana, wręcz pożądana. Cierpiąc na te przymusy, kroczy – nie wiedząc o tym - do rozmycia, a nawet utraty tożsamości, co może zwiększać prawdopodobieństwo samobójstwa.
Wtórne skutki aborcji
W rodzinach doświadczających aborcji bardzo często dochodzi do wzajemnego obwiniania, braku zaufania, poczucia bycia niezrozumianym, skrzywdzonym, oszukanym i osamotnionym. Rodzice skupiają się na rozwiązaniu swojego konfliktu, przez co wycofują się z kontaktu z żyjącymi dziećmi. Więź z nimi a także stawiane im wysokie wymagania skutkują przemocą i maltretowaniem; po zabójstwie nienarodzonego dziecka pęka tama agresji. Te objawy występują także w rodzinach lekarzy i personelu medycznego dokonującego aborcji.
Istnieje wyraźnie zauważalny związek między brakiem szczęścia w dzieciństwie, a dokonaniem aborcji w dojrzałym wieku. Osoby doświadczające w dzieciństwie zaniedbań i przemocy będącej wynikiem syndromu postaborcyjnego u rodziców, same chcą ustrzec swoje dziecko przed tym samym i często decydują się na aborcję. Te zaś, które doświadczyły przemocy seksualnej, mogą chcieć aborcji, by odzyskać „kontrolę nad swoim ciałem”. Z kolei te osoby, które były opuszczone w dzieciństwie, przeżywają lęk przed opuszczeniem ze strony partnera – kobiety dokonują zatem aborcji z lęku przed odejściem mężczyzny, a mężczyźni namawiają do aborcji kobiety z lęku przed utratą swojej partnerki. Badania pokazują jednak, że ponad 80% związków rozpada się po dokonaniu aborcji.
Duchowe konsekwencje aborcji
Wiele kobiet i mężczyzn zaczyna po aborcji odczuwać niechęć do wiary i religii we wszystkich jej przejawach – przestają się modlić, kwestionują istnienie Boga, krytykują Kościół i jego naukę, hierarchów i księży, odnoszą się wrogo do wiernych. Trudno jest im uwierzyć w Boże Miłosierdzie; najczęściej jednak – cierpiąc na stałą obecność tzw. „dziecka w głowie” - nie mogą przebaczyć sami sobie.
Nie ma ani jednego stwierdzonego przykładu, mówiącego o korzystnym wpływie aborcji na człowieka, który jej dokonuje. Istniejące badania wskazują natomiast na jej destrukcyjny wpływ na wszystkie sfery osoby – duszę, ciało, psychikę, seksualność i relacje.
Przeszło 38 milionów Amerykanów umarło przez aborcje od 1973 roku
4000 mordowanych dziennie
Następnych 9 milionów zabijanych jest rocznie przy pomocy pigułek.
Ten aborcyjny holocaust stał się większy, niż zabijanie żydów i innych więźniów w nazistowskich obozach koncentracyjnych w czasie II wojny światowej.
Każda osoba jest częścią planu Boskiego; każda jednostka jest unikalna i cenna. Nikt nie ma prawa wtrącania się w prawo osoby do życia. Jak oświadczyła Matka Teresa z Indii: „Życie jest największym darem od Boga dla istoty ludzkiej i człowiek został stworzony na podobieństwo Boga. Życie należy do Boga i my nie mamy prawa go niszczyć.”
Lekarze się zgadzają
Lekarze na całym świecie zgadzają się z nauczaniem Kościoła Katolickiego na ten temat.
Dr Jerome Lejeune, znany w świecie genetyk z Paryża, oświadcza w swoich pismach, że kiedy DNA mężczyzny łączy się z DNA kobiety z ich 23 chromosomami, powstaje zupełnie inna istota ludzka w momencie zapłodnienia. Suma indywidualnych cech charakterystycznych każdej istoty ludzkiej, jak kolor włosów, kolor oczu, talenty osobiste, jak zdolności muzyczne są zdeterminowane w tym właśnie momencie. Doktor ostro podkreśla fakt, że wszyscy ludzie są istotami ludzkimi od momentu poczęcia i że nasza fundamentalna, unikalna natura jako indywidualnych jednostek pozostaje taka sama po tym czasie.
Dr Jerome Gasser, znakomity embriolog z Akademii Medycznej w stanie Luizjana, także potwierdza fakt, że od momentu poczęcia zaczyna swą egzystencję nowa istota ludzka – mężczyzna lub kobieta raczej niż „to”. Jak oświadcza: „Istota ludzka nigdy nie jest bezładną masą protoplazmy lub komórek.”
Nienarodzeni mają prawa
W Deklaracji Niepodległościowej Stanów Zjednoczonych oświadcza się: „Uważamy za ewidentne prawdy, że wszyscy ludzie stworzeni są równi, że obdarzeni są przez swojego Stwórcę nieodmiennymi prawami, wśród których są Życie, Wolność i dążenie do szczęścia.” Lecz dzisiaj przez pozwalanie na przeprowadzanie aborcji rozmyślnie zaprzeczamy temu niezbywalnemu prawu do życia, gwarantowanemu wszystkim ludziom przez Boga i przez Deklarację Niepodległościową Stanów Zjednoczonych. Jak oświadczył kiedyś Daniel O’Connell: „Nic nie jest politycznie prawe – co jest złe moralnie.”
”Nie zabijaj”
Wszyscy zostaliśmy stworzeni przez Boga z umieszczoną w nas duszą, z godnością i z misją spełnienia się w życiu. Każde nienarodzone życie jest bezcenną wartością dla obu: dla społeczeństwa i dla Boga-Stwórcy. Jak świadczy Ewangelia jesteśmy ważniejsi w oczach Boga niż trawa, ptaki i lilie w polu. Wobec czego o aborcji nie można myśleć inaczej, niż jak o morderstwie niewinnych dzieci popełnionym z zimną krwią; niesprawiedliwym, dokonanym z premedytacją, pozbawiającym niewinnego życia, co jest bezpośrednim pogwałceniem piątego przykazania: „Nie zabijaj”.
Zabić dla profitu lub wygody, nawet z rządową akceptacją jest w dalszym ciągu bezpośrednim pogwałceniem praw Bożych. W pierwszej kolejności jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem; Jego prawa są pierwsze. Nie można naruszać przykazań Bożych i dalej mieć nadzieję na zbawienie duszy!
Jak dotąd aborcja na żądanie pochłonęła więcej ofiar, niż wszystkie nasze wojny połączone razem. Obecnie w Ameryce gwałt na życiu przez aborcję dokonuje się co 20 sekund. Aborcja stała się największym złem naszych czasów.
Jak kiedyś powiedział wielki włoski pisarz Dante Alighieri: „Najgorętsze miejsca w piekle są zarezerwowane dla tych, którzy mając władzę i odpowiedzialność, żeby przeciwstawić się złu, nie zrobili nic, żeby je usunąć.”
https://www.michaeljournal.org/Aborcja.htm
Jedna z kobiet pisze,że aborcja boli na zawsze.
Ciekawe, że tyle osób było gotowych, żeby mi doradzać przed aborcją, a po wszystkim zostałam kompletnie sama...
Wszystko, co nastąpiło później, przypominało bardziej koszmar niż rzeczywistość. W nocy śniło mi się moje własne, zabite dziecko... Zaczęłam pić, doszłam do pięciu butelek alkoholu tygodniowo. Czasem nie jadłam przez kilka dni, a potem, zmusiwszy się do jedzenia, wymiotowałam wszystko, co wcześniej zjadłam. W końcu poszłam do lekarza i okazało się, że po aborcji wdała się infekcja dróg rodnych. Lekarz zaczął mnie leczyć, lecz nic nie skutkowało. Kiedy opowiedziałam mu o nocnych koszmarach i o moim rozstrojeniu nerwowym, zapisał środki uspokajające. Żadnej pomocy, żadnej rady – po prostu tabletki...
Brałam tabletki uspokajające na noc, żeby móc spać, i tabletki pobudzające na dzień, żeby się jakoś trzymać. Cztery razy świadomie przedawkowałam, próbując się zabić. Nie sądzę, żebym naprawdę chciała wtedy umrzeć, po prostu chodziło o to, żeby mną się ktoś zajął, wysłuchał, wsparł. Chciałam, żeby to cierpienie się wreszcie skończyło. Lekarz próbował leczyć poaborcyjną infekcję coraz to nowymi sposobami, ale bez skutku. Zmieniałam lekarzy jednego po drugim i w końcu musiałam się poddać operacji chirurgicznej, bo infekcja uszkodziła szyjkę macicy. Na krótko poczułam się lepiej.
W końcu poznałam mężczyznę, który dzisiaj jest moim mężem. Dzięki jego miłości i wsparciu zaczęłam swoje życie jakoś składać na nowo. Razem zaczęliśmy chodzić do kościoła, gdzie wreszcie spotkałam Chrystusa, mojego Zbawcę. On bez zwłoki przebaczył mi to, co zrobiłam, ale upłynęło wiele czasu, zanim byłam zdolna wybaczyć sama sobie. Po długim okresie duchowej śmierci i doświadczenia prawdziwego piekła powróciłam wreszcie do życia. Fizyczne skutki aborcji dawały jednak ciągle znać o sobie: spadek odporności, ciągle nowe infekcje, guzki, endometrioza... W końcu lekarze stwierdzili, że wyleczenie jest niemożliwe, i dlatego byłam zmuszona poddać się operacji usunięcia macicy. Po 10 latach zapłaciłam wreszcie swój „rachunek” za aborcję.
Kiedy spoglądam wstecz, myślę, że jeśli wtedy znalazłabym wokół siebie miłość, zrozumienie i wsparcie, a przede wszystkim rzetelną znajomość faktów związanych z aborcją, nigdy bym się na nią nie zdecydowała. Aborcja boli, boli już na zawsze. Sądzę, że stowarzyszenia kobiet, które poddały się aborcji, powinny być dużo głośniejsze. Mamy prawo ostrzegać przed tym bólem.
A świadomość, że miliony kobiet przeżywają ten sam koszmar, który ja przeszłam, rozdziera mi serce.
Z zabójcy nienarodzonych przeobraził się w ich największego obrońcę, a jego "Niemy krzyk" uratował tysiące istnień ludzkich. Bernard Nathanson zmarł 21 lutego jako katolik.
Jako ginekolog i dyrektor największej w Nowym Jorku kliniki aborcyjnej był odpowiedzialny za zabicie ok. 75 tys. nienarodzonych. Potem stał się symbolem ruchu pro life. Wreszcie, w wieku 70 lat, nawrócił się na katolicyzm. Co stało za tą jedną z najbardziej radykalnych przemian XX wieku?
Szatański świat aborcji
Ewa Kowalewska, szefowa Human Life International Polska, poznała doktora Bernarda N. Nathansona pod koniec lat 80. ub. wieku, na jednym z kongresów rodziny. – Był już wtedy po stronie życia, otaczała go legenda – wspomina Kowalewska. – We mnie budził sprzeczne uczucia. Imponowała mi jego olbrzymia wiedza, widziałam też, jak silnie działa na ludzi jego świadectwo. Był świetnym mówcą, przekazywał informacje w sposób jasny i jednoznaczny, choć trudno powiedzieć, że porywający. Wyczuwało się w nim pewien smutek. Zawsze zdystansowany, opanowany, wydawał mi się twardym mężczyzną, który nigdy nie reaguje emocjonalnie. Dla niego najważniejsze były fakty. Urodził się w 1926 roku w rodzinie żydowskiej, w której wyraźnie dominował ojciec. To on skutecznie zniechęcił chłopca do religii, a nienawiść, jaką ojciec żywił wobec swojej żony, nie pozostała bez wpływu na późniejsze relacje Bernarda z kobietami. „Mam za sobą trzy nieudane małżeństwa i jestem ojcem posępnego, podejrzliwego, ale biegłego w informatyce syna” – wyznawał po latach w autobiografii zatytułowanej „Ręka Boga” (w Polsce wydanej nakładem Frondy i Apostolicum). Odrzucił Boga swojego dzieciństwa – majestatycznego i karzącego, ale w to miejsce wtargnęła pustka. Kiedy okazało się, że Ruth, jego dziewczyna z czasów studenckich, zaszła w ciążę, oboje zdecydowali się na jej przerwanie. Związek rozpadł się po tym doświadczeniu, które – jak pisze Nathanson – stało się jego „pierwszą wycieczką w szatański świat aborcji”.
Dobra zła robota
Potem ruszyła lawina zła. „Usuwałem dzieci moich przyjaciół, kolegów z pracy, przypadkowych znajomych, a nawet nauczycieli. Nigdy nie odczuwałem bodaj cienia wątpliwości i nigdy nie zachwiałem się w przekonaniu, że oddaję wielką przysługę tym, którzy szukają u mnie pomocy” – wspomina w swojej książce. Opisuje w niej też, jak z zimną krwią mordował własne dziecko, nie czując przy tym żadnych wyrzutów sumienia. „Przysięgam, że nie było we mnie innych uczuć poza świadomością sukcesu i dumą z powodu własnej fachowości (…) Taka, Drogi Czytelniku, jest mentalność abortera: jeszcze jedna dobra robota, kolejna demonstracja moralnie obojętnej nowoczesnej technologii w rękach amoralnego lekarza” – konkluduje. Zagłuszanie sumienia przybrało wkrótce jeszcze bardziej radykalną formę. Nathanson wraz z Lawrencem Laderem rozpoczął opracowywanie wielkiej politycznej kampanii, mającej na celu zliberalizowanie aborcyjnego prawa w Stanach Zjednoczonych. Został liderem National Abortion Rights Action League (NA-RAL) – największej proaborcyjnej organizacji w USA. „Naszą ulubioną taktyką było obarczanie Kościoła odpowiedzialnością za śmierć każdej kobiety zmarłej na skutek nieudanej aborcji” – opowiada. Oczywiście liczbę nielegalnych aborcji zawyżali bez żadnych skrupułów. – Nathanson poznał tę strategię od środka, dlatego kiedy stał się obrońcą życia, mógł ją z łatwością obnażyć – twierdzi Ewa Kowalewska. – Dzięki temu zapobiegł usunięciu zapisu o ochronie życia z irlandzkiej konstytucji.
Bicie małego serca
W jego przejściu na stronę życia niebagatelną rolę odegrało urządzenie, które na początku lat 70. dopiero rozpoczynało swoją karierę w medycynie – ultrasonograf. Obserwacja na monitorach maleńkich istot z bijącym sercem sprawiła, że lekarz musiał zweryfikować swoje poglądy. W 1974 r. napisał artykuł, w którym wyrażał rosnące wątpliwości co do swoich wcześniejszych dokonań i wziął odpowiedzialność za śmierć ponad 60 tysięcy ofiar. Tekst wywołał furię w środowisku lekarzy, którzy z aborcyjnego procederu czerpali niemałe zyski. Nathanson odbierał listy z pogróżkami i obraźliwe telefony. Sam nie od razu zaprzestał dokonywania aborcji, choć ograniczył je do tych przypadków, które uważał za wyjątkowo uzasadnione. Zaliczał do nich wówczas jeszcze gwałt i kazirodztwo. W końcu jednak doszedł do wniosku, że nie ma żadnych przyczyn usprawiedliwiających aborcję w jakimkolwiek okresie ciąży i że istota w łonie matki jest żywą osobą ludzką. W 1984 roku stworzył film „Niemy krzyk”, w którym pokazał widoczną na obrazie USG rozpaczliwą próbę ucieczki dziecka przed narzędziami zabójców. Obraz okazał się tak wstrząsający, że lekarz, który dokonywał aborcji uwiecznionej na filmie, po jego obejrzeniu nie zrobił tego nigdy więcej.
Czekając na sąd
Dziś śmiało można powiedzieć, że „Niemy krzyk” uratował wiele istnień ludzkich. Wśród lekarzy, którzy zmienili pod jego wpływem swój pogląd na kwestię zabijania nienarodzonych, jest również były polski wiceminister zdrowia – Bolesław Piecha. Wcześniej, jak przyznaje, sam przeprowadzał aborcje. – Pokaz tego filmu w latach 80. był dla mnie ogromnym szokiem – opowiada. – Uznałem go wówczas za brutalny. Ale to właśnie on sprawił, że stopniowo zacząłem weryfikować swoje przekonania. Zobaczyłem, że zagłuszam prawdę, która przecież była we mnie: że to jest życie. Bardzo łatwo ją zakłamać przez różne zbitki tekstowe, kiedy opowiada się o „tkance” w „mojej macicy”. Tu z pomocą przyszedł obraz i bardzo przyspieszył przemianę mojego myślenia. Nathansona prawda na temat ludzkiego życia zaprowadziła do wiary w Boga. Nie było to proste nawrócenie. „Okres przejściowy” trwał około 10 lat, a bagaż grzechu coraz bardziej dawał się we znaki. Pojawiały się nawet myśli samobójcze. „Budziłem się co noc o czwartej lub piątej nad ranem, wpatrywałem się w ciemność (ale nie modliłem się jeszcze wtedy) i czekałem, że wśród mroku rozbłyśnie nagle wiadomość o uniewinnieniu mnie przez jakiś niewidzialny sąd” – wspomina w „Ręce Boga”.
Prześladowca apostołem
Mocno zaangażował się w ruch obrony życia – jeździł z odczytami, tworzył filmy, pisał książki i włączał się w działania polityczne. Podkreślał wtedy ciągle, że jego poglądy opierają się na podstawach naukowych. Jednak obserwacja osób, którzy bezinteresownie bronili niemej mniejszości, przemieniała go. Niezatarty obraz zostawiła w jego pamięci jedna z nowojorskich manifestacji: „Modlili się, podtrzymywali na duchu i zachęcali nawzajem, śpiewali radosne hymny i stale przypominali sobie o absolutnym zakazie używania przemocy. Wydaje mi się, że zaskoczyła mnie po prostu siła ich miłości i modlitwy” – wyznaje.
Po kilku latach długich rozmów z duchownym z Opus Dei ks. Johnem McCloskeyem postanowił zostać członkiem Kościoła katolickiego. W 1996 roku w nowojorskiej katedrze św. Patryka przyjął chrzest z rąk kardynała O’Connora. – Kiedy zobaczyłam go po chrzcie na konferencji Human Life International w Irlandii, był już totalnie innym człowiekiem – wspomina Ewa Kowalewska. – Jego twarz stała się spokojna, a i cała jego postać jakby się rozprostowała. To zadziwiające, jak chrzest zmienia człowieka.
– Był jak św. Paweł, najpierw wielki prześladowca Kościoła, a później, gdy oświeciło go światło Chrystusa, stał się największym apostołem Ewangelii – powiedziała o Nathansonie jego matka chrzestna, działaczka pro life Joan Andrews Bell. On sam zaś swoją autobiografię zakończył słowami Karla Sterna, profesora z lat studenckich – jak się później okazało, również nawróconego: „Nie ma co do tego żadnej wątpliwości: biegliśmy do Niego albo uciekaliśmy przed Nim, ale przez cały czas to On był w centrum wszystkiego”.
http://gosc.pl/doc/789929.Nawrocony-przez-USG
Stojan Adašević zapamiętał ten dzień na całe życie. Był studentem medycyny i w pokoju lekarskim porządkował kartoteki. Siedział w kącie nad papierami, a w pomieszczeniu zaczęli zbierać się ginekolodzy. Nie zwracając uwagi na przycupniętego z boku studenta, opowiadali o różnych przypadkach ze swej praktyki.
Doktor Rado Ignatović wspominał pewną ciężarną pacjentkę, która przyszła, by usunąć swoje dziecko. Aborcja się nie udała, bo ginekolog nie potrafił podwinąć szyjki macicy. Gdy lekarze zaczęli opowiadać o dalszych losach kobiety, przysłuchujący się im Stojan zdrętwiał. Nagle zrozumiał, że dentystka z pobliskiej przychodni, o której rozmawiają mężczyźni, to jego matka. – Ona już nie żyje, ale ciekawe, co się stało z jej dzieckiem, które chciała usunąć? – zapytał jeden z ginekologów. Stojan nie wytrzymał: – To ja jestem tym dzieckiem – powiedział wstając. W pokoju zapadła cisza, a po chwili lekarze jeden po drugim zaczęli wychodzić.
Wiele razy przez następne lata doktor Adašević będzie wracał myślami do tamtego wydarzenia. Zrozumiał jasno: żyje tylko dlatego, że lekarz spartaczył aborcję. On sam nigdy by takiej fuszerki nie odstawił. Nieraz trafiały do niego kobiety, którym nie można było podwinąć szyjki macicy, ale zawsze dawał sobie radę z tym problemem. Był w końcu najlepszym aborterem w Belgradzie. Szybko prześcignął w tym fachu swojego mistrza, doktora Ignatovicia, którego niekompetencji zawdzięczał życie. – Tajemnica sukcesu tkwi w tym, by wytrenować dłoń częstymi zabiegami – mówi cytując po niemiecku przysłowie: Übung macht Meister („ćwiczenie czyni mistrza”). Wierny tej maksymie wykonywał dziennie po 20, 30 aborcji. Jego rekord dnia wynosił 35. Dziś ma problem, by określić, ile aborcji przeprowadził w ciągu 26 lat praktykowania. Proponuje wypośrodkować pomiędzy 48.000 a 62.000. Przez wiele lat był przekonany, że aborcja – jak uczono na wydziałach lekarskich i pisano w podręcznikach – jest zabiegiem chirurgicznym podobnym do wycięcia ślepej kiszki. Różnica polega tylko na usunięciu innego organu z ciała kobiety – raz jest to kawałek jelita, innym razem tkanka ciążowa.
Wątpliwości zaczęły pojawiać się w latach 80., kiedy do jugosłowiańskich szpitali sprowadzono ultrasonografy. Wtedy na ekranie USG Adašević po raz pierwszy zobaczył to, co do tej pory było dla niego niewidoczne – wnętrze kobiecego łona i żywe dziecko, ssące palec, ruszające nogami i rękoma. Zazwyczaj chwilę potem kawałki tego dziecka leżały obok niego na stole. – Patrzyłem, ale nie widziałem – wspomina dziś. – Wszystko zmieniło się, od kiedy zaczęły nawiedzać mnie sny.
Sen doktora Adaševicia
Właściwie był to jeden sen, ale powtarzał się każdej nocy, dzień w dzień, tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc. Śniło mu się, że idzie po rozświetlonej słońcem łące, wokół pełno pięknych kwiatów, latają kolorowe motyle, jest ciepło i przyjemnie, jego jednak dręczy jakieś niepokojące uczucie. W pewnym momencie łąka zapełnia się dziećmi, które biegają, grają w piłkę, śmieją się. Są w różnym wieku, od trzech, czterech lat, do około dwudziestu. Wszystkie są niezwykle piękne. Twarze jednego chłopca i dwóch dziewczynek wydają mu się dziwnie znajome, ale nie może sobie przypomnieć, skąd je zna. Próbuje rozmawiać z dziećmi, a wtedy one, dostrzegając go, zaczynają w przerażeniu uciekać i krzyczeć. Wszystkiemu zaś przygląda się człowiek w czarnym ubraniu, przypominającym mnicha. Nie mówi nic, tylko patrzy przenikliwie. Każdej nocy Adašević budził się przerażony i do rana nie mógł zasnąć. Nie pomagały zioła ani środki nasenne. Pewnej nocy we śnie, całkowicie wyprowadzony z równowagi, zaczął gonić uciekające dzieci. Udało mu się złapać jedno dziecko, a wtedy ono zaczęło przeraźliwie krzyczeć: – Ratunku! Morderca! Ratujcie mnie od mordercy! W tym momencie ubrany na czarno człowiek niczym orzeł sfrunął w kierunku Adaševicia, wyrwał mu dziecko z rąk i uciekł. Doktor obudził się, serce waliło mu jak młot. W pokoju było zimno, a on był cały rozgrzany i spocony. Rano postanowił pójść do psychiatry. Ponieważ nie było wolnych terminów, zapisał się na dzień późniejszy. Gdy nadeszła noc, zdecydował, że we śnie podejdzie do „czarnego człowieka” i zapyta go, kim jest. Tak też zrobił. Zagadnięty nieznajomy odpowiedział mu: – Moje imię i tak ci nic nie powie. Kiedy jednak doktor upierał się, tamten odpowiedział: – Nazywają mnie Tomaszem z Akwinu. Jego imię rzeczywiście nic nie mówiło Adaševiciowi. Słyszał je po raz pierwszy. Człowiek w czerni kontynuował: – A dlaczego nie zapytasz, kim są te dzieci? Nie poznajesz ich? Kiedy lekarz zaprzeczył, Tomasz odpowiedział: – Nieprawda. One ciebie znają bardzo dobrze. To są dzieci, które ty zabiłeś podczas aborcji. – Jak to? – zaprzeczył Adašević. – Przecież one są duże, a ja nigdy nie zabijałem narodzonych dzieci. – To nie wiesz, że tu, w eschatonie, po drugiej stronie, wszystkie dzieci rosną? – zapytał Tomasz. Doktor nie dawał za wygraną: Przecież nie zabiłem dwudziestoletniego człowieka. Tomasz odpowiedział: – Zabiłeś go 20 lat temu, kiedy miał 3 miesiące. I wtedy nagle Adašević przypomniał sobie, do kogo jest podobny ten dwudziestoletni chłopak i te dwie dziewczynki – do jego bardzo dobrych znajomych, którym przed laty robił aborcje. Chłopiec wyglądał tak, jak w wieku dwudziestu lat jego ojciec, bliski przyjaciel Adaševicia, którego żonie zrobił aborcję właśnie dwadzieścia lat temu. W twarzach dziewczynek doktor rozpoznał rysy ich matek, z których jedna była zresztą jego kuzynką. Kiedy obudził się, postanowił, że nigdy w życiu nie dokona aborcji.
Trzymałem w ręku bijące serce
W szpitalu czekał na niego kuzyn ze swoją dziewczyną. Mieli u niego umówiony termin aborcji. Ona była w czwartym miesiącu ciąży i chciała usunąć swoje dziewiąte z kolei dziecko. Adašević odmówił, jednak kuzyn namawiał go tak długo i namolnie, że w końcu ustąpił: – No dobrze, ostatni raz w życiu. Na ekranie USG widział wyraźnie profil dziecka i ssanie palca. Rozszerzył macicę, włożył kleszcze, chwycił nimi coś i wyciągnął. Spojrzał i zobaczył, że trzyma w nich małą rączkę. Położył rączkę na stół, ale w taki sposób, że nerw z oderwanego ramienia trafił na miejsce, gdzie była rozlana plama jodu. I rączka nagle sama zaczęła się ruszać. Stojąca obok pielęgniarka aż krzyknęła:– Zupełnie jak nogi żaby na zajęciach z fizjologii! Doktor wzdrygnął się, ale nie przerwał aborcji. Znów włożył kleszcze do macicy, chwycił coś i wyciągnął. Tym razem była to mała nóżka. Zdążył tylko pomyśleć: – Byle nie położyć jej na tej plamie alkoholu – gdy w tym momencie druga pielęgniarka, stojąca za jego plecami, upuściła na podłogę przybornik z instrumentami chirurgicznymi. Rozległ się huk, doktor aż podskoczył, puścił uchwyt kleszczy i nóżka upadła tuż obok rączki. I też zaczęła się ruszać. Cały personel pierwszy raz widział coś takiego: ruszające się kończyny na stole. Adašević postanowił wszystko, co zostało w macicy, zmielić na miazgę i wyciągnąć już bezkształtną masę. Tak też zrobił. Zaczął mielić, miażdżyć, kruszyć. Kiedy wyciągnął kleszcze, przekonany, że zobaczy miazgę mięsa, ujrzał… ludzkie serce. Serce jeszcze pulsowało, coraz wolniej i wolniej, aż w końcu przestało bić. Wtedy zrozumiał, że zabił człowieka. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Nie pamiętał, ile czasu to trwało. Nagle poczuł szarpanie za ramię i usłyszał przerażony głos pielęgniarki: – Doktorze Adašević! Doktorze Adašević!
Okazało się, że pacjentka się wykrwawia. Po raz pierwszy od dawna doktor zaczął gorąco modlić się do Boga: – Panie Boże! Ratuj nie mnie, ale tę kobietę. – Kiedy w macicy zostają duże resztki płodu, to żeby ją dobrze wyczyścić do końca, potrzeba co najmniej dziesięciu minut. Tymczasem doktorowi udało się to za dwoma wprowadzeniami instrumentu do pochwy. Gdy zdjął rękawice, wiedział, że nigdy w życiu nie zrobi już aborcji.
Wiadro jako narzędzie aborcyjne
Kiedy oznajmił swoją decyzję ordynatorowi, wywołało to zdziwienie. Jeszcze nie zdarzyło się, by w belgradzkim szpitalu jakiś ginekolog odmówił wykonywania aborcji. Zaczęto wywierać na niego presję, by zmienił zdanie. Zmniejszono mu o połowę wypłatę w szpitalu, córkę wyrzucono z pracy, syna oblano na egzaminach wstępnych na studia. Atakowano go w prasie i w telewizji. Pisano, że socjalistyczne państwo dało mu wykształcenie, by mógł wykonywać aborcje, a on uprawia sabotaż przeciwko państwu.
Po dwóch latach nagonki był na skraju wyczerpania nerwowego. Postanowił, że następnego dnia zgłosi się do ordynatora i poprosi o przydział aborcji. W nocy przyśnił mu się jednak Tomasz, który poklepał go po ramieniu i powiedział: – Jesteś moim dobrym przyjacielem. Walcz dalej. – Nazajutrz rano doktor nie poszedł do ordynatora. Postanowił walczyć. Zaangażował się w ruch obrony życia nienarodzonych. Objeżdżał Serbię z wykładami i prelekcjami na temat aborcji. Dwukrotnie w jugosłowiańskiej telewizji udało mu się pokazać film Bernarda Nathansona – „Niemy krzyk”, ukazujący przerwanie ciąży zarejestrowane przy pomocy USG. Dziki jego inicjatywie na początku lat 90. parlament jugosłowiański przegłosowa ustawę o ochronie życia nienarodzonych. Trafia ona do prezydenta Slobodana Miloševicia, który jednak nie podpisał jej. Później zaczęła wojna i do ustawy nikt nie miał już głowy.
Gdy mowa o wojnie, Adašević zamyśla się: – Jak inaczej wyjaśnić tę rzeź, która miała miejsce tu, na Bałkanach, jak nie odejściem ludzi od Boga i brakiem szacunku dla ludzkiego życia? Żeby nie być gołosłownym, opowiada o spotykanej w Serbii praktyce: – Ponieważ nasze prawo przewiduje, że życie dziecka jest pod ochroną dopiero od zaczerpnięcia pierwszego łyku powietrza, czyli od chwili wydania pierwszego krzyku, legalne jest dokonywanie aborcji w siódmym, ósmym, a nawet dziewiątym miesiącu ciąży. Słowo „aborcja” nie jest tu nawet na miejscu, ponieważ tak naprawdę wywołuje się wczesny poród. Obok fotela ginekologicznego stoi wiadro z wodą i zanim dziecko zdąży krzyknąć, zatyka mu się usta i wkłada pod wodę. Oficjalnie jest to aborcja i wszystko odbywa się zgodnie z prawem – dziecko przecież nie zaczerpnęło powietrza.
Adašević cytuje Matkę Teresę z Kalkuty: – Jeżeli matka może zabić własne dziecko, co może powstrzymać ciebie i mnie od zabijania się nawzajem?
Dziś w Serbii większość aborcji przeprowadzana jest w prywatnych klinikach, które nie podają do wiadomości informacji o liczbie usuniętych ciąży. Według obliczeń Adaševicia na 25 poczęć przypada zaledwie 1 żywe urodzenie. 24 istnienia zostają unicestwione.
– To jest prawdziwa wojna narodzonych z nienarodzonymi – mówi doktor. – W tej wojnie wielokrotnie zmieniałem front. Najpierw jako nienarodzony byłem skazany na śmierć, potem sam zabijałem nienarodzonych, teraz zaś staram się ich bronić. Zacząłem też interesować się życiem Tomasza z Akwinu, o którym nie miałem do tej pory pojęcia. Zastanawiałem się nad tym, dlaczego widziałem właśnie jego, a nie innych świętych, tym bardziej że jest to święty katolicki, a ja jestem prawosławny. Żeby to wyjaśnić, zacząłem studiować nauki Tomasza. I co się okazało? Znalazłem jego pisma, w których utrzymywał on, że życie ludzkie zaczyna się 40 dni po zapłodnieniu w przypadku płodu męskiego oraz 80 dni po zapłodnieniu w przypadku płodu żeńskiego. A kim jest dziecko przez pierwsze dni po poczęciu? Nikim? Myślę, że to, co Tomasz napisał, nie daje mu spokoju w eschatonie. Chociaż trzeba powiedzieć, że przejął on to twierdzenie od Arystotelesa. Arystoteles był wówczas wielkim autorytetem, Tomasz zasugerował się jego twierdzeniami i popełnił błąd. Wiele czasu minęło zanim pojąłem, że dziecko w łonie matki jest żywym człowiekiem, że jest żywym człowiekiem nie od momentu, kiedy zaczerpnie pierwszy haust powietrza, jak nas uczyli nasi komunistyczni profesorowie, ale od chwili, gdy pojawi się ludzki embrion, czyli od momentu połączenia plemnika z komórką jajową (…)
Trudno też mówić o statystykach, ponieważ zabijaniem dzieci w łonach matek jest także używanie niektórych środków, takich jak spirale czy piguł- ki RU 486, które oficjalnie klasyfikowane są jako środki antykoncepcyjne. Starcy z Góry Atos, z którymi rozmawiałem, dzielą antykoncepcję na grzeszną i satanistyczną. Grzeszna to ta, która nie dopuszcza do połączenia się plemnika z komórką jajową. Satanistyczna natomiast to ta, która zabija poczęte już dziecko. To właśnie powodują spirale i takie pigułki wczesnoporonne jak RU 486. Spirala działa jak miecz, który odcina małą istotę ludzką od źródła pożywienia w macicy. To straszna śmierć. Człowiek umiera z głodu w pomieszczeniu pełnym jedzenia.
https://milujciesie.org.pl/wyznania-
abortera.html
“Ojcze Święty, tymi rękami jeszcze kilka lat temu zabijałem dzieci innych. Dziewczynki i chłopców. Wtedy to były dla mnie płody, a zamiast o zabójstwie, mówiłem, że dokonywałem aborcji. Oddaję teraz przez Twoje ręce Bogu te narzędzia zbrodni” – mówił dr Antonio Oriente, wręczając papieżowi Franciszkowi ginekologiczną torbę.
Przed tygodniem zakończył się w Rzymie kongres katolickich ginekologów organizowany jak co roku przez organizację Mater Care. Papież przyjął lekarzy na audiencji prywatnej 20 września.
Nawrócony
Dr Oriente pochodzi z Messyny. Jest znanym na Sycylii ginekologiem. Jego historia obiegła Włochy przed rokiem. Na kongresie włoskich ginekologów katolickich AIGOC opowiedział ją ze szczegółami.
Jeden z obecnych tam lekarzy relacjonuje tamto wystąpienie na portalu katolickich lekarzy “Fermenti vivi”:
- Nie znaliśmy dr. Oriente. Pamiętam, jak wyszedł na scenę i zaczął: “Mam na imię Antonio, jestem ginekologiem i tymi rękami zabijałem dzieci innych ludzi”. Zmroziło nas. Zaległa długa cisza. Nikt się nie spodziewał takiego wystąpienia. Dr Oriente mówił suchym i poważnym tonem. Bez cienia emocji. Uderzyło nas słownictwo, jakiego używał, prawda, bo zamiast medycznego języka: “przerywałem ciąże”, powiedział: “zabijałem”, zamiast “embriony, płody, komórki”, powiedział: “dzieci”.
- Ludzie przychodzili do mojego gabinetu prosić o pomoc - opowiadał dalej dr Oriente. - Mówili: “Panie doktorze, wpadłem z młodą dziewczyną... Nie chcę zostawiać rodziny, kocham żonę. Ale ta dziewczyna jest w ciąży. Niech mi pan pomoże... I pomagałem. Albo przychodziła dziewczyna: doktorze, to był mój pierwszy raz...nie chcę wychodzić za tego chłopaka. Ojciec mnie zabije. Niech mi pan pomoże!” I pomagałem. Ani przez chwile nie sądziłem, że robię coś złego.
Sycylijski ginekolog, piwne oczy, czarne włosy, miły i szarmancki cieszy się dobra opinią. Zarabiał krocie. Leczył jedne kobiety, innym zabijał dzieci, przekonany o słuszności swojego powołania. Jego żona, pediatra, leczyła dzieci jego pacjentek.
- Moja żona nie do końca tolerowała to, co robiłem. Katoliczka, modliła się za mnie całe lata. Oboje nie mogliśmy mieć dzieci. Borykaliśmy się z niepłodnością idiopatyczną, nie mogliśmy znaleźć jej przyczyny – kontynuuje dr Oriente.
Ginekolog opowiada swoją historię szczerze. – Bałem się wracać do domu, bo zawsze zastawałem tam płacz i rozpacz. Żona nie dawała sobie rady z tym ciężarem bezdzietności. Pewnego wieczoru, po latach takiej kalwarii, usiadłem nad biurkiem w moim gabinecie i zacząłem płakać. Nie chciałem wracać do domu, nie chciałem więcej oglądać depresji żony. Płakałem jak dziecko. I wtedy Pan Bóg wysłał do mnie młode małżeństwo. Od dawna byli moimi pacjentami. Zastali mnie z głową nad biurkiem. Pękłem i opowiedziałem im o moim cierpieniu. Sam nie wiem, czemu akurat im. Odpowiedzieli mi: “doktorze, nie możemy rozwiązać pana problemu. Ale chcielibyśmy panu kogoś przedstawić, kogoś, kto wie, jak panu pomóc: to Jezus Chrystus”.
Młodzi małżonkowie zostawiają ginekologowi adres i zaproszenie na modlitwę do ich wspólnoty przy parafii. Mijają dni. Wracając pewnego wieczoru z gabinetu, dr Oriente zatrzymuje się przy kamienicy, skąd dochodzi muzyka. Przez okno dostrzega śpiewających ludzi, a wśród nich swoich młodych pacjentów, którzy opowiedzieli mu o Chrystusie. Wchodzi do środka.
- Wyszedłem stamtąd zupełnie innym człowiekiem. Płakałem i płakałem, bo Ktoś jakby zesłał na mnie światło. Zrozumiałem wtedy, że jak mogę prosić o dzieci dla siebie, skoro od lat zabijam z zimna krwią cudze, poczęte. Powiedziałem Bogu: “Nigdy więcej śmierci, aż do mojej śmierci”.
Wspólnota obejmuje modlitwą ginekologa. Jego życie zaczyna się zmieniać. Ale w środowisku medycznym zaczynają go wytykać palcami. Coraz gorzej zarabia, koledzy odsuwają się od niego. Dr Oriente bowiem odmawia aborcji, przekonuje, że to morderstwo.
- Zrozumiałem, że zabijałem dzieci – mówi. – Że mordowałem poczętego Jezusa w każdym z nich. I nagle w moim życiu, obok trudności, pojawiło się największe światło! Pewnego dnia zastałem małżonkę, wymiotującą w łazience. Czułem, że musi natychmiast zrobić testy ciążowe. Ona nie chciała. “Zrobiłam ich już setki. Po co następny?” – odpowiedziała. Ale na moją prośbę poszła następnego dnia pobrać krew. I nie mogła uwierzyć. Byliśmy rodzicami!
Jestem najbogatszy
Minęły lata. Państwo Oriente mają dziś dwóch synów. - Moje życie całkowicie się zmieniło. Zarabiam mniej, liczba pacjentów też zmalała. Zmieniłem fartuch abortera na ubranie, w którym nie mogę nic innego robić, jak chronić i bronić życia każdego człowieka. Od poczęcia. I właśnie dlatego czuję się dziś najbogatszym lekarzem świata! – mówi z dumą włoski lekarz na kongresach, odczytach.
Dr Antonio Oriente jest dziś wiceprezesem Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Ginekologów we Włoszech. Od lat angażuje się w marsze za życiem, jeździ i daje świadectwo na całym Półwyspie Apenińskim. Na swoje konferencje zaprasza często dzieci św. Joanny Beretty Molli, z którymi przyjaźni się od niedawna. Po swoim nawróceniu pierwsze kroki skierował do sanktuarium świętej lekarki, która oddała życie za ostatnią swoją córkę Gianninę. W Bergamo na północy Włoch dr Oriente dziękował za dar swoich dzieci, za nawrócenie. To stałe miejsce jego podróży.
http://gosc.pl/doc/1725041.Byly-aborter ... dzia-mordu
Portugalka Dolores Aveiro zaszła w ciążę w 1984 r. Uznała to za osobistą tragedię i poprosiła o aborcję. Lekarz odmówił, więc wypiła dużo piwa i próbowała wywołać poronienie na własną rękę. To też jej się nie udało. Dzięki temu urodził się Cristiano Ronaldo – megagwiazda piłki nożnej. „Patrz, mamo, chciałaś mnie usunąć, a teraz ja dbam w domu o kasę” – powiedział kiedyś sławny piłkarz, o czym z nutą humoru wspomniała Dolores Aveiro podczas niedawnej prezentacji swej autobiografii. Zwolenników tezy, że nie jest się człowiekiem przed narodzeniem, należałoby zapytać, jak to jest, że matka usunęłaby „płód”, a nie byłoby Cristiano Ronaldo?
„Nie przeżyje pani tego porodu, proszę dokonać aborcji” - te słowa usłyszała od swego lekarza Emilia Wojtyła, gdy się okazało, że spodziewa się dziecka. Gdyby posłuchała, nie byłoby Jana Pawła II.
To się wydarzyło jesienią 1919 roku. Emilia z mężem Karolem i 13-letnim synem Edmundem mieszkali w Wadowicach w wynajętym mieszkaniu przy ulicy Kościelnej. Trzy lata wcześniej straciła córkę Olgę, która zmarła po 16 godzinach od porodu. Miała ponad 35 lat i obawiała się, że nie będzie mogła mieć więcej dzieci. Dlatego była w siódmym niebie, gdy się dowiedziała, że spodziewają się kolejnego dziecka.
Jednak znany wadowicki ginekolog i położnik stwierdził, że ciąża jest zagrożona, matka jej nie donosi i nie ma szans na urodzenie żywego dziecka. A jeśli urodzi, to kosztem własnego życia. „Nie przeżyje pani tego porodu, proszę dokonać aborcji” - oświadczył.
Kobieta odmówiła. Potem urodził się Karol, przyszły Jan Paweł II. Emilia Wojtyła żyła jeszcze 9 lat.
http://gosc.pl/doc/1727937.Namawiali-ja ... la-Wojtyle
Lista gwiazd, które żyją dzięki temu, że ich rodzice zrezygnowali z usunięcia ciąży robi wrażenie.
Niewiele brakowało, a nigdy nie usłyszelibyśmy jak śpiewa znakomity tenor – Andrea Bocelli. Matka włoskiego artysty w czasie ciąży miała atak wyrostka robaczkowego, lekarze namawiali ją by usunęła ciążę, bo dziecko może być niepełnosprawne. Kobieta postanowiła jednak urodzić. Artysta przyszedł na świat z wrodzoną jaskrą, wzrok stracił w wieku 12 po tym jak został uderzony piłką w głowę. Dziś tenor przyznaje że jest wdzięczny matce za to, że nie zdecydowała się na usunięcie ciąży.
Podobną historię opowiedziała niedawno Georgia Holt, czyli matka piosenkarki znanej jako Cher. Kobieta jako dwudziestolatka była zdecydowana usunąć ciążę, przyznała że namówiła ją do tego własna matka. Była już nawet w klinice aborcyjnej i czekała na zabieg. Jednak w ostatniej chwili opamiętała się i zrezygnowała z zabicia własnego dziecka. Urodziła Cher jako samotna matka i oddała ją do sierocińca, przyszłą gwiazdę wychowywały katolickie zakonnice. Niestety – córka nie poszła w ślady matki – dziś Cher jest zwolenniczką legalizacji aborcji.
Życie uporowi swej matki zawdzięcza też Jack Nicholson. Aktor wielokrotnie opowiadał historię swojej matki, która zaszła w ciążę jako nastolatka. Lekarze namawiali ją do aborcji, ale kobieta nie zrobiła tego i postanowiła urodzić syna. Nicholson do dziś podkreśla, że jest wdzięczny matce za podjęcie tej decyzji. Wdzięczni powinni być też kinomani. Gdyby nie odwaga tej młodej kobiety świat filmu byłby dużo uboższy. Czy ktoś dziś jest w stanie wyobrazić sobie np. „Lot nad kukułczym gniazdem” albo „Lśnienie” bez Nicholsona? Aktor jest dziś gorliwym obrońcą życia.
Lekarze zachęcali do usunięcia ciąży również matkę gwiazdora futbolu amerykańskiego Tima Tebow’a. Grający na pozycji quarterbacka zawodnik New York Jets jest znany ze swych antyaborcyjnych poglądów i podobnie jak Jack Nicholson na każdym kroku podkreśla, że jest wdzięczny matce za to, że wykazała się odwagą i postanowiła, że urodzi dziecko.
Do grona hollywoodzkich pro-liferów zalicza się też Martin Sheen, ojciec dwóch innych znanych aktorów – kontrowersyjnego Charliego Sheena i Emilio Esteveza. Bohater „Czasu Apokalipsy” opowiedział historię swojej żony, która została poczęta w wyniku gwałtu. Aktor jest wdzięczny swojej teściowej, że nie usunęła ciąży, bo jak przyznaje nie jest w stanie wyobrazić sobie życia bez swojej małżonki.
Na dokonanie aborcji, mimo „zaleceń” lekarzy, nie zdecydowała się też matka Celine Dion. Kanadyjska piosenkarka przyszła na świat jako czternaste dziecko w rodzinie.
Wzruszającą historię swoich narodzin opowiedział kiedyś Steve Jobs. Zmarły niespełna dwa lata temu twórca potęgi firmy Apple, był adoptowanym dzieckiem. Jego biologiczna matka zaszła w ciążę mając 23 lata, choć dziecko było niechciane, to kobieta zdecydowała się je urodzić i oddać do adopcji. Jobs po latach postanowił odnaleźć swoją matkę, wynajął nawet prywatnego detektywa, chciał jej podziękować za to, że nie usunęła ciąży. Poszukiwania trwały wiele lat, w końcu jednak kobieta została odnaleziona. Steve Jobs pojednał się ze swoją biologiczną matką, wybaczył jej i powiedział, że nie ma do niej żalu, bo rozumie, że było jej ciężko.
Zwolennicy aborcji na życzenie często powtarzają hasło – „Mój brzuch, moja sprawa”- powyższe przykłady pokazują jak bardzo się mylą.
https://wpolityce.pl/gwiazdy/54395-ich- ... ly-aborcji
Aborcja i stosowanie środków wczesnoporonnych jest traumatycznym przeżyciem dla wielu ludzi,
którzy do niej się przyczynili.Będzie dla nich o wiele
bardziej traumatycznym przeżyciem gdy znajdą się
w piekle z tego powodu,że doprowadzili do aborcji.
Dużo osób w moim mieście i w moim zakładzie pracy nie ma czystego sumienia i towarzyszą im bardzo trudne i negatywne uczucia,które są one dla nich zabójcze.
Nie mogą oni oszukać pamięci.Najważniejszą jednak fizyczną konsekwencją aborcji i stosowania środków
wczesnoporonnych jest śmierć dziecka. Śmierć
człowieka.Za śmierć człowieka można jak jest napisane
w Piśmie Świętym pójść do piekła.Psychologiczne następstwa aborcji prędzej czy później dają o sobie znać.
Wiele ludzi odczuwa strach związany z rozpoznaniem przerażającego rozmiaru własnej agresji.
Psychiczne następstwa aborcji i stosowania środków
wczesnoporonnych są tak duże,że ludzi ci chcą
krzywdzić i zabijać ludzi,którzy takich środków nie
stosują.W taki patologiczny sposób przeżywają poczucie winy.Mężczyźni też odpowiadają za to,że kobiety takie środki stosują.Nie wiem dlaczego firma zatrudnia ludzi
z takimi zaburzeniami psychicznymi,którzy składają
ofiary szatanowi i do tego się przyczyniają.
Wiele kobiet i mężczyzn zaczyna po aborcji i stosowaniu
środków wczesnoporonnych odczuwać niechęć do wiary i religii we wszystkich jej przejawach – przestają się modlić, kwestionują istnienie Boga, krytykują Kościół i jego naukę, hierarchów i księży, odnoszą się wrogo do wiernych.Odnoszą się tak wrogo do wierzących w Boga
ludzi,że chcą ich nawet zabijać.Ludzie przyczyniający
się do aborcji i stosowania środków wczesnoporonnych
biorą udział w aborcyjnym holokauście.Ludzie stosujący środki antykoncepcyjne też popierają aborcję.Ten aborcyjny holocaust stał się większy, niż zabijanie żydów i innych więźniów w nazistowskich obozach koncentracyjnych w czasie II wojny światowej.
Ci co naruszają przykazania Boże uczestniczą w aborcji,
w stosowaniu środków wczesnoporonnych nie mogą mieć nadzieji na zbawienie duszy!
Najgorętsze miejsca w piekle są zarezerwowane dla tych, którzy nie przeciwstawiają się złu, nie robią nic, żeby je usunąć,chcą krzywdzić i zabijać ludzi,mają
seks pozamałżeński,są rozwiąźli seksualnie,uczestniczą
w aborcji i stosowaniu środków wczesnoporonnych itd.
Skoro środki antykoncepcyjne,które zabijają poczęte już dziecko nazywa się satanistycznymi,to ludzie,którzy
uczestniczą w braniu takich środków myślę,że można nazwać satanistami.
Proszę o modlitwę za mnie i za ludzi,którzy uważają,że
krzywdzenie,zabijanie ludzi,seks pozamałżeński,rozwiązłość seksualna,aborcja,stosowanie środków wczesnoporonnych,antykoncepcyjnych itd.
to nie są grzechy.