praktykujący, a niewierzący

Piszemy tutaj wszystkie rozterki w naszym życiu duchowym. Rady na temat naszego życia w Kościele katolickim, pouczenie, itp.
Dominik

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: Dominik » 2018-06-05, 10:10

Może bardzo kocha swoją babcie? Może go wychowywała, więc czy jest frajerem to nie wiemy.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4218 times

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: Andej » 2018-06-05, 11:51

agust pisze: 2018-06-05, 07:26 ...
Zakłamanie? Nie wiem, czy jest to precyzyjne określenie. a poza tym nie sądzę aby Czarny (na zdjęciu bardzo sympatyczny) miłą to na myśli.
W Polsce jest masa katolików bezobjawowych. Poza deklaracją, że są katolikami niczym nie różnią się od niewierzących czy ateistów.
Są też katolicy z rozpędu - którzy chodzą do kościoła. Niektórzy nawet regularnie. Tak, jak codziennie myją zęby, tak co tydzień do kościoła. Tak im wpojono w dzieciństwie. Tak trzeba. Nie zadają sobie pytania, po co, ani w jakim celu. Nie modlą się, nie przystępują do sakramentów. Po prostu chodzą do kościoła. Tak, jak się chodzi do parku. Bez złej woli. Bez fałszu i zakłamania. Jak jest pogoda letnia, to na ławeczce przed kościołem wystawiają twarze i inne odsłonięte części ciała do słońca. I jest fajnie. Kościół odfajkowany. Celowo piszę, że kościół, bo nie jest to uczestnictwem we mszy świętej. Jest to jedynie fizyczna obecność w kościele lub w jego okolicach w trakcie mszy świętej.
Z ciekawością czekam na czasy, gdy wśród siedzących przed kościołem w czasie mszy świętej będą krążyć sprzedawcy lodów, piwa i zostaną postawione popielniczki dla palących. A, i parasole, jeśli słońce zbyt silne lub może przyjść deszcz. Sielanka.
Tacy ludzie mają wewnętrzny imperatyw chodzenia do kościoła. Nie zadają sobie żadnych pytań o sens. Wiedzą, że tak się robi. A jeśli chodzi o uczestnictwo, to i owszem, uczestniczą w chrzcie (biernie, ale obowiązkowo), I Komunii (w miarę świadome, zwłaszcza dziewczynki z racji pięknych sukienek), bierzmowaniu (biernie, owczy pęd - ale tylko niektórzy, większość kończy na I Komunii), ślub (obowiązkowo i czynnie) i pogrzeb (też biernie i też obowiązkowo). Obowiązkowym kanonem jest przystąpienie dwa razy do sakramentu i uroczyste pożegnanie. I to by było na tyle.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Wolfi

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: Wolfi » 2018-06-05, 12:29

Dominik pisze: 2018-06-05, 10:10 Może bardzo kocha swoją babcie? Może go wychowywała, więc czy jest frajerem to nie wiemy.
Nie chodzi mi o to, ze on jest frajerem, bo nie znam goscia, moze jest spoko, ale chodzi mi o to, ze to po prostu frajerskie podejscie. Chlopak nienawidzi kosciola, ale jednak do slubu koscielnego pojdzie. Mi tez nie podrodze z kosciolem, dlatego nie przecze samemu sobie i tam nie chodze.
Po prostu takie podejscie to dla mnie fenomen, na miare tego jak chocby to, ze Kamil Glik nie jedzie na mundial czy chocby to, ze w Arabii Saudyjskiej zaczeli wydawac prawa jazdy kobietom.

Magnolia

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: Magnolia » 2018-06-05, 12:47

Wolfie, w tym wątku na razie skupiliśmy się na opisywaniu zaobserwowanego zjawiska. Póki co nie ocenialiśmy tego zjawiska, bo ocena wydaje się być oczywista.
Jednak warto rozróżnić wyrażanie opinii/ocen o zjawisku jest dopuszczalne. Ocena konkretnych ludzi jest tu niemile widziana.
Warto pamiętać, że coś opisanego jednym zdaniem... typu: "zażarcie walczy z Kościołem, ale do ślubu kościelnego pójdzie..." to czyjeś prawdziwe życie, emocje i uczucia, rozum, zależności, wnioski z wielu lat, skrzywdzenie, zranienia, pewien etap w życiu. Gdyby to się dało zamknąć w jednym zdaniu.... ale się nie da... nie wydawajmy ocen pochopnie.

agust
Gawędziarz
Gawędziarz
Posty: 425
Rejestracja: 3 cze 2018
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 56 times
Been thanked: 98 times

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: agust » 2018-06-05, 13:36

Czasem łapię się na tym, że myśli uciekają gdzieś w inne rejony, choć jestem na mszy św. Życiowe problemy, albo teraz problemy ze słuchem. Spowiadałem się z tego, ale wyrozumiały ksiądz uspokoił, że ważne jest trwanie na modlitwie. Czy jestem katolikiem z przyzwyczajenia? Czy uczestniczyłem? Jeden dostał więcej, drugi mniej talentów. "Lud mój czci mnie tylko wargami", "Po czynach was poznają". Boga trzeba widzieć przede wszystkim w twarzy innego człowieka, widzieć jego problemy, nie osądzać, bo nie znamy dokładnie. Przeżyłem już trochę, i widziałem różnych 20 latków, a sam w tym wieku stałem z innymi pod kościołem i opowiadaliśmy sobie wrażenia z sobotniej imprezy. Czy zapytałeś o to drzemiącego w kościele ojca, który nad ranem wrócił po tygodniowej nieobecności? Matkę, która ma kilkoro dzieci, i wszystkie ich problemy na głowie? Nie osądzam, gdy nie dostrzegam żarliwości na modlitwie. Czasem razi mnie dewocja. Ale mam odwagę powiedzieć znajomemu, że jedno dziecko w rodzinie, urodzone po kilku latach, gdy nie ma przeszkód zdrowotnych - to patologia. Mam odwagę powiedzieć - przynajmniej wtedy, gdy pytają co sądzę o tej parze - że żyją bez ślubu i jest to patologia. Uważniej patrzę na postępowanie w codziennym życiu. Macie odwagę powiedzieć komuś to w oczy, tak życzliwie, po przyjacielsku wytłumaczyć dlaczego i jakie skutki? Czy jestem wierzącym? - uważam, że tak. Uważam też tak dlatego, że nikogo z ludzi, których Pan Bóg powierzył mojej opiece, nie porzuciłem. Nam mówiono o obowiązkach, nie o prawach.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4218 times

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: Andej » 2018-06-05, 14:41

agust pisze: 2018-06-05, 13:36 Czasem łapię się na tym, że myśli uciekają gdzieś w inne rejony, choć jestem na mszy św. ...
Wskaż choć jedną osobę, która nie ma takich problemów. Każdy tak ma. W różnym stopniu. Człowiek nie jest w stanie przez dłuższy czas być skupionym na jednym. Mózg potrzebuje przerw. Dłuższych lub krótszych. Zauważanych przez siebie lub nie. A Bóg zdaje sobie sprawę z ludzkich możliwości. Pamiętasz? Jednemu dał 5 talentów, a innym mniej. Nie ma znaczenia ile każdy z nas otrzymał. Decydujące jest to, co każdy z nimi robi. Pomnaża, zamraża czy marnuje. Liczy się bilans. Odpływasz (jak i ja), ale wracasz. I to się liczy.

Zwierzyłeś się z tego, że masz odwagę wywalania prawdy prosto w oczy? Ale czy przewidujesz skutki? Czy nie ranisz niepotrzebnie albo nieproporcjonalnie? Tak, mamy obowiązek upominać.Ale tak, aby pomagać. Jeśli nasze uwagi spowodują agresję, albo jeszcze większą zaciętość, to lepiej się od nich powstrzymać. Tak mi się wydaje.

Napisałeś też, że wierzysz. Ciekawym, czy jak prosisz o coś Boga to wierzysz, że On może spełnić Twoją prośbę? czy że chce spełnić Twoją prośbę czy może wierzysz, że spełni Twoją prośbę?
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

agust
Gawędziarz
Gawędziarz
Posty: 425
Rejestracja: 3 cze 2018
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 56 times
Been thanked: 98 times

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: agust » 2018-06-05, 16:58

Czy wierzę, że Pan Bóg spełni moje prośby? Bardzo trafne pytanie Andeju, i test na moją wiarę. Otóż od młodych lat tak się składało, że miałem bardzo przyziemne prośby, takie bytowe. Gdy dorosłem i ożeniłem się, miałem takie prośby, że nazwę do bólu egzystencjonalne. I co? Nigdy nie spadłem na dno. Napisałem tak w mojej autobiografii, że Pan Bóg dawał mi zawsze dwa razy więcej niż prosiłem, ale zawsze inaczej. W pierwszej chwili tego się nie widziało, bo zawsze było ciężko, a później przychodził jednak sukces, zadowolenie i szacunek u ludzi. Teraz chyba wiem, że jak proszę, to Pan Bóg wie lepiej co mi jest potrzebne. Pytasz, czy opłaca się kogoś ranić, mówiąc mu przykrą prawdę. Przecież nie zaczepiam ludzi na ulicy i nie tłumaczę im - nie mam takiej odwagi i byłoby to głupotą. Miałem taką przypadłość w pracy, że mówiłem przełożonym to co myślę, bo byłem do niej dobrze przygotowany, a nie to, co chcieli usłyszeć. Nie byłem przez nich bardzo lubiany i często pomijali w awansach, ale byłem bardzo ceniony. Pracę miałem taką w turnusie, w ruchu ciągłym, organizowałem i odpowiadałem za pracę ponad setki ludzi. Gdy przychodziły święta, to zdarzało się, że szef wykreślał z grafiku innego, a wstawiał mnie, by mieć spokojne święta. Chciałbyś taki status, czy ciepły kącik w firmie? Gdy pytają o tym co sądzę o jakimś związku na próbę, czy nieformalnym, to tłumaczę, że gdyby to było moje dziecko, to musiałbym się spowiadać z faktu, że godzę się na taki układ. Grzechy cudze. Gdy mówią, że patologia jest w rodzinach, gdzie jest po kilkoro dzieci, to odpowiadam, że na nie jestem pewien, ale na pewno patologicznym jest wychowywanie jedynaka. Może to już z wieku wynika, ale przyjadą, i pytają wujku co dalej, gdy nie wiedzą co dalej począć. Ropiejącej rany się nie zasklepia, trzeba ją rozerwać. Dekalog jest prosty i jednoznaczny, potrzebny bardziej ludziom, niż Bogu. Takie doświadczenia życiowe. Więc jak uważasz, czy ja wierzę, że Pan Bóg spełnia prośby?

xxxxxxxxxx
Początkujący
Początkujący
Posty: 53
Rejestracja: 25 lis 2017
Lokalizacja: Chicago
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 32 times
Been thanked: 5 times

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: xxxxxxxxxx » 2018-06-05, 17:53

Andej pisze: 2018-06-05, 11:51
agust pisze: 2018-06-05, 07:26 ...
Zakłamanie? Nie wiem, czy jest to precyzyjne określenie. a poza tym nie sądzę aby Czarny (na zdjęciu bardzo sympatyczny) miłą to na myśli.
W Polsce jest masa katolików bezobjawowych. Poza deklaracją, że są katolikami niczym nie różnią się od niewierzących czy ateistów.
Są też katolicy z rozpędu - którzy chodzą do kościoła. Niektórzy nawet regularnie. Tak, jak codziennie myją zęby, tak co tydzień do kościoła. Tak im wpojono w dzieciństwie. Tak trzeba. Nie zadają sobie pytania, po co, ani w jakim celu. Nie modlą się, nie przystępują do sakramentów. Po prostu chodzą do kościoła. Tak, jak się chodzi do parku. Bez złej woli. Bez fałszu i zakłamania. Jak jest pogoda letnia, to na ławeczce przed kościołem wystawiają twarze i inne odsłonięte części ciała do słońca. I jest fajnie. Kościół odfajkowany. Celowo piszę, że kościół, bo nie jest to uczestnictwem we mszy świętej. Jest to jedynie fizyczna obecność w kościele lub w jego okolicach w trakcie mszy świętej.
Z ciekawością czekam na czasy, gdy wśród siedzących przed kościołem w czasie mszy świętej będą krążyć sprzedawcy lodów, piwa i zostaną postawione popielniczki dla palących. A, i parasole, jeśli słońce zbyt silne lub może przyjść deszcz. Sielanka.
Tacy ludzie mają wewnętrzny imperatyw chodzenia do kościoła. Nie zadają sobie żadnych pytań o sens. Wiedzą, że tak się robi. A jeśli chodzi o uczestnictwo, to i owszem, uczestniczą w chrzcie (biernie, ale obowiązkowo), I Komunii (w miarę świadome, zwłaszcza dziewczynki z racji pięknych sukienek), bierzmowaniu (biernie, owczy pęd - ale tylko niektórzy, większość kończy na I Komunii), ślub (obowiązkowo i czynnie) i pogrzeb (też biernie i też obowiązkowo). Obowiązkowym kanonem jest przystąpienie dwa razy do sakramentu i uroczyste pożegnanie. I to by było na tyle.
A masz pomysły, dzięki którym można zmienić takie postępowanie? Jakieś kary, ekskomunika? Czy po prostu to już tak zabrnęło, że nic nie da się zrobić i zmienić? Bo pewnie z samej dyskusji, stwierdzenia faktu nic nie wyniknie.
"Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie”. (dla hejterów)

xxxxxxxxxx
Początkujący
Początkujący
Posty: 53
Rejestracja: 25 lis 2017
Lokalizacja: Chicago
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 32 times
Been thanked: 5 times

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: xxxxxxxxxx » 2018-06-05, 18:04

"ale na pewno patologicznym jest wychowywanie jedynaka".

Co masz na myśli tym stwierdzeniem? Bo nie rozumiem. Trudnym, innym niż wychowanie kilkoro dzieci to tak, ale patologicznym to nie za bardzo.
Ostatnio zmieniony 2018-06-05, 18:04 przez xxxxxxxxxx, łącznie zmieniany 1 raz.
"Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie”. (dla hejterów)

wędrowiec

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: wędrowiec » 2018-06-05, 18:23

Gdyby mnie zdarzyło się mieć takiego wnuka i poczytałbym jego rewelacje dotyczące dziadka na forum internetowym, to bym go wydziedziczył i przestał się z nim widywać na zawsze.

agust
Gawędziarz
Gawędziarz
Posty: 425
Rejestracja: 3 cze 2018
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 56 times
Been thanked: 98 times

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: agust » 2018-06-05, 18:48

xxxxxxxxxx pisze: 2018-06-05, 18:04 "ale na pewno patologicznym jest wychowywanie jedynaka".

Co masz na myśli tym stwierdzeniem? Bo nie rozumiem. Trudnym, innym niż wychowanie kilkoro dzieci to tak, ale patologicznym to nie za bardzo.
Obrazek

Spotykam się z takimi opiniami na temat rodzin wielodzietnych, w kontekście 500+, wypowiadanych przez zazdrosnych o pieniądze rodziców, którzy świadomie chcą mieć tylko jedno lub dwoje dzieci. Dlatego wyprowadzam ich z błędu, bo doświadczyłem, doświadczam i widzę jak przygotowane są do życia w społeczeństwie dzieci z takich i takich rodzin. Jeżeli mógłbyś opisać szerzej to trudne i inne wychowanie jedynaka i rzetelne uzasadnienie decyzji o posiadaniu jedynaka, to napiszę coś więcej o swoich doświadczeniach. Ale myślę, że sam sobie na to odpowiesz.

wędrowiec

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: wędrowiec » 2018-06-05, 18:51

Patologiczne jest zazdroszczenie ludziom pieniędzy.
Szczególną patologią jest zazdroszczenie pieniędzy dzieciom, które je otrzymały, by nie wpaść w ubóstwo, lub by wyjść z ubóstwa.

Mam nadzieję, że Pan Bóg ukarze zazdrośników.

xxxxxxxxxx
Początkujący
Początkujący
Posty: 53
Rejestracja: 25 lis 2017
Lokalizacja: Chicago
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 32 times
Been thanked: 5 times

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: xxxxxxxxxx » 2018-06-05, 19:51

agust pisze: 2018-06-05, 18:48
xxxxxxxxxx pisze: 2018-06-05, 18:04 "ale na pewno patologicznym jest wychowywanie jedynaka".

Co masz na myśli tym stwierdzeniem? Bo nie rozumiem. Trudnym, innym niż wychowanie kilkoro dzieci to tak, ale patologicznym to nie za bardzo.
Obrazek

Spotykam się z takimi opiniami na temat rodzin wielodzietnych, w kontekście 500+, wypowiadanych przez zazdrosnych o pieniądze rodziców, którzy świadomie chcą mieć tylko jedno lub dwoje dzieci. Dlatego wyprowadzam ich z błędu, bo doświadczyłem, doświadczam i widzę jak przygotowane są do życia w społeczeństwie dzieci z takich i takich rodzin. Jeżeli mógłbyś opisać szerzej to trudne i inne wychowanie jedynaka i rzetelne uzasadnienie decyzji o posiadaniu jedynaka, to napiszę coś więcej o swoich doświadczeniach. Ale myślę, że sam sobie na to odpowiesz.
Trudne i inne, bo jedynak jest jeden. Inaczej się wychowuję jedno dziecko, a inaczej grupę. Inaczej wychowuje jedno dziecko jak się go chciało, inaczej jedno z powodu, tego, że wiecej mieć nie można. Inaczej kilkoro jak się chce, inaczej jak się tylko rodzi, nie myśląc o zabezpieczeniu finansowym dla tych dzieci. Ale żadnego sposobu wychowania nie uważam za patologiczny. Jedynaka lepiej wychować, jeśli chodzi o kwestie finansowe, ale gorzej w kontekście życia społecznego. A kilkoro dzieci odwrotnie. Może poza ostatnim, gdy w grę wchodzi alkohol i bezmyślny seks. W konteście życia w społeczeństwie pewnie lepiej jest mieć kilkoro dzieci, ale czy akurat jest reguła na odpowiednie przygotowanie do życia w społeczeństwie to nie jestem pewien. Przecież Jezus był jedynakiem i myślę, że był przygotowany na życie w społeczeństwie. Co do decyzji o ilości dzieci to mogą się tylko dani rodzice wypowiadać. Oni wiedzą na co mogą sobie pozwolić, a na co nie. Nie można nikogo do tego zmusić. Ale też zazdrościć 500+ niby nie powinni, choć wszyscy podatnicy na ten program się składają.
"Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie”. (dla hejterów)

agust
Gawędziarz
Gawędziarz
Posty: 425
Rejestracja: 3 cze 2018
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 56 times
Been thanked: 98 times

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: agust » 2018-06-05, 20:51

wędrowiec pisze: 2018-06-05, 18:51 Trudne i inne, bo jedynak jest jeden. Inaczej się wychowuję jedno dziecko, a inaczej grupę. Inaczej wychowuje jedno dziecko jak się go chciało, inaczej jedno z powodu, tego, że wiecej mieć nie można. Inaczej kilkoro jak się chce, inaczej jak się tylko rodzi, nie myśląc o zabezpieczeniu finansowym dla tych dzieci. Ale żadnego sposobu wychowania nie uważam za patologiczny. Jedynaka lepiej wychować, jeśli chodzi o kwestie finansowe, ale gorzej w kontekście życia społecznego. A kilkoro dzieci odwrotnie. Może poza ostatnim, gdy w grę wchodzi alkohol i bezmyślny seks. W konteście życia w społeczeństwie pewnie lepiej jest mieć kilkoro dzieci, ale czy akurat jest reguła na odpowiednie przygotowanie do życia w społeczeństwie to nie jestem pewien. Przecież Jezus był jedynakiem i myślę, że był przygotowany na życie w społeczeństwie. Co do decyzji o ilości dzieci to mogą się tylko dani rodzice wypowiadać. Oni wiedzą na co mogą sobie pozwolić, a na co nie. Nie można nikogo do tego zmusić. Ale też zazdrościć 500+ niby nie powinni, choć wszyscy podatnicy na ten program się składają.
Sądzę, że spolegliwość Twojej wypowiedzi jest wysoka i może zadowolić wszystkich. Nie obrażaj się tym, że mam dość zdecydowane poglądy i wypowiedzi, bo tak mnie życie formowało i nigdy raczej wyborów nie miałem. Miałem raczej obowiązki, które były do wykonania. Czy były łatwiejsze ścieżki, oczywiście, że były. Obowiązki także dotyczą ludzi wierzących w dziedzinie dzietności. Czy jedno dziecko lub dwoje zastąpi starzejącą się populację? Jeżeli wspominasz tu zabezpieczenie finansowe dziecka, to ma się ono nijak do faktu, że zalewa nas islam, który nie dba o zabezpieczenia finansowe dla swoich dzieci. Jan Paweł II wołał "Brońcie krzyża" Co będzie robił ten nasz jedynak w szkole, gdzie większość jest z całkiem innej kultury. Czy nie jest egoizmem rodziców, gdy świadomie zostawiają swojego potomka samego na świecie, bez wspierającego go kiedyś w przyszłości rodzeństwa. Czy jedynak egoistycznych rodziców, nie będzie super egoistą? Zdrowe organizmy rozwijają się, a bogate społeczeństwa wymierają. Uważam, że zabezpieczeniem finansowym jest takie, którego ani ogień nie spali, ani woda nie zabierze. Jezus, w sprawach zasadniczych spolegliwy nie był, raczej przeciwnie. To są pytania dla rodziców uważających się za wierzących, czy już tylko praktykujących? Czy na pewno dowolność w tym zakresie jest oznaką wiary? Jeżeli zadaję zbyt niewygodne pytania, to oczekuję ostrzeżenia i wyniosę się sam, by nie psuć atmosfery na forum. Zapewniam też, że mam taką intencję, by z dyskusji wypływało jakieś dobro, a nie tylko słowna żonglerka.

wędrowiec

Re: praktykujący, a niewierzący

Post autor: wędrowiec » 2018-06-05, 21:04

agust pisze: 2018-06-05, 20:51
wędrowiec pisze: 2018-06-05, 18:51 Trudne i inne, bo jedynak jest jeden. Inaczej się wychowuję jedno dziecko, a inaczej grupę. Inaczej wychowuje jedno dziecko jak się go chciało, inaczej jedno z powodu, tego, że wiecej mieć nie można. Inaczej kilkoro jak się chce, inaczej jak się tylko rodzi, nie myśląc o zabezpieczeniu finansowym dla tych dzieci. Ale żadnego sposobu wychowania nie uważam za patologiczny. Jedynaka lepiej wychować, jeśli chodzi o kwestie finansowe, ale gorzej w kontekście życia społecznego. A kilkoro dzieci odwrotnie. Może poza ostatnim, gdy w grę wchodzi alkohol i bezmyślny seks. W konteście życia w społeczeństwie pewnie lepiej jest mieć kilkoro dzieci, ale czy akurat jest reguła na odpowiednie przygotowanie do życia w społeczeństwie to nie jestem pewien. Przecież Jezus był jedynakiem i myślę, że był przygotowany na życie w społeczeństwie. Co do decyzji o ilości dzieci to mogą się tylko dani rodzice wypowiadać. Oni wiedzą na co mogą sobie pozwolić, a na co nie. Nie można nikogo do tego zmusić. Ale też zazdrościć 500+ niby nie powinni, choć wszyscy podatnicy na ten program się składają.
Ja tego nie napisałem :o \

ODPOWIEDZ