praktykujący, a niewierzący
-
- Początkujący
- Posty: 53
- Rejestracja: 25 lis 2017
- Lokalizacja: Chicago
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 32 times
- Been thanked: 5 times
praktykujący, a niewierzący
Chciałbym poruszyć temat osób praktykujących, a nie wierzących. Skąd w ogóle taki pogląd? Dlaczego i jak ktoś może być praktykujący, a niewierzący? Moim zdaniem nie ma takich osób. Jak może ktoś żyć, nie oddychając? Tak samo, jak można praktykować, nie wierząc? Żeby praktykować wiarę to trzeba wierzyć. Może to nie jest taki poziom, jaki powinien być, ale na pewno jakaś wiara w tym musi być. Po prostu jakieś sytuacje życiowe gaszą tę wiarę, ale, jeśli się praktykuję to znaczy, że ona całkiem nie zgasła. Dobrze rozumuję, czy może nie wszystko biorę pod uwagę?
"Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie”. (dla hejterów)
Re: praktykujący, a niewierzący
Myślę, że zdarzają się ludzie, chodzący do kościoła z przyzwyczajenia, albo "tak wypada", albo "mąż/żona tego oczekuje/wymaga"... Sami jednak nie zadają sobie żadnych pytań o Boga, po prostu chodzą dla świętego spokoju, choć w serce mają zamknięte.
Czasem cała wiara takiego człowieka polega na przyjęciu, że Bóg istnieje, reszta kwestii wiary jest zanegowana.
"Wierzę, ale nie będę pościł...", "Wierzę, ale Bogu nic do mojego małżeństwa"... "Nie wierzę, by Boga obchodziło to co robię" itd.
Czasem cała wiara takiego człowieka polega na przyjęciu, że Bóg istnieje, reszta kwestii wiary jest zanegowana.
"Wierzę, ale nie będę pościł...", "Wierzę, ale Bogu nic do mojego małżeństwa"... "Nie wierzę, by Boga obchodziło to co robię" itd.
- Andej
- Legendarny komentator
- Posty: 22636
- Rejestracja: 20 lis 2016
- Been thanked: 4218 times
Re: praktykujący, a niewierzący
Nieraz sam określam siebie mianem człowieka niewierzącego, ale praktykującego.
Bo cóż to znaczy wierzący? Co jest wyznacznikiem?
Brak wątpliwości? - Mam je.
Bezgraniczne zaufanie? - Brak mi.
Podejmowania każdej decyzji, wypowiadanie każdego słowa zgodnie z wolą bożą? - Nie potrafię.
Miłowanie Boga ponad życia? - Nie wiem, jak przetrwałbym próbę.
Jestem grzesznym człowiekiem. Potykam się, błądzę. Wstydzę się tego i staram poprawiać. Acz nieudolnie. Nie na miarę własnych oczekiwań. Nie na miarę Ofiary Jezusa. Ale idę. Staram się przestrzegać 10 Zasad i 5 Zasad. Staram się regularnie oczyszczać i konsumować Chleb Życia. Staram się tak żyć, aby być zawsze gotowym na przyjęcie Najświętszego Pokarmu. Jak również na przejście śladem Jezusa. Po ziemi i do nieba. W zależności od boskiego planu.
Kto oceni, czy jestem wierzący? Wydaje mi się, że tylko On. I ja, gdy stanę w pełni blasku.
Bo cóż to znaczy wierzący? Co jest wyznacznikiem?
Brak wątpliwości? - Mam je.
Bezgraniczne zaufanie? - Brak mi.
Podejmowania każdej decyzji, wypowiadanie każdego słowa zgodnie z wolą bożą? - Nie potrafię.
Miłowanie Boga ponad życia? - Nie wiem, jak przetrwałbym próbę.
Jestem grzesznym człowiekiem. Potykam się, błądzę. Wstydzę się tego i staram poprawiać. Acz nieudolnie. Nie na miarę własnych oczekiwań. Nie na miarę Ofiary Jezusa. Ale idę. Staram się przestrzegać 10 Zasad i 5 Zasad. Staram się regularnie oczyszczać i konsumować Chleb Życia. Staram się tak żyć, aby być zawsze gotowym na przyjęcie Najświętszego Pokarmu. Jak również na przejście śladem Jezusa. Po ziemi i do nieba. W zależności od boskiego planu.
Kto oceni, czy jestem wierzący? Wydaje mi się, że tylko On. I ja, gdy stanę w pełni blasku.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.
-
- Początkujący
- Posty: 53
- Rejestracja: 25 lis 2017
- Lokalizacja: Chicago
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 32 times
- Been thanked: 5 times
Re: praktykujący, a niewierzący
Ale jak z przyzwyczajenia albo "tak wypada"? To nie można po prostu nie chodzić, nie wierzyć? Trzeba sobie, aż tak komplikować. I jak to może ocenić ktoś z zewnątrz np. ksiądz?Magnolia pisze: ↑2018-06-04, 08:31 Myślę, że zdarzają się ludzie, chodzący do kościoła z przyzwyczajenia, albo "tak wypada", albo "mąż/żona tego oczekuje/wymaga"... Sami jednak nie zadają sobie żadnych pytań o Boga, po prostu chodzą dla świętego spokoju, choć w serce mają zamknięte.
Czasem cała wiara takiego człowieka polega na przyjęciu, że Bóg istnieje, reszta kwestii wiary jest zanegowana.
"Wierzę, ale nie będę pościł...", "Wierzę, ale Bogu nic do mojego małżeństwa"... "Nie wierzę, by Boga obchodziło to co robię" itd.
"Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie”. (dla hejterów)
Re: praktykujący, a niewierzący
Magnolii chodzi chyba, że są ludzie którzy uważają że pójście do kościoła, odklepanie paciorka wystarczy. Nie zadają sobie pytania po co do tego kościoła chodzą, nie zastanawiają się nad słowami modlitw.
Nie to że nie wierzą, po prostu chyba nikt im takiego pytania nie zadał, nie rozbudził w nich większej wiary.
Nie to że nie wierzą, po prostu chyba nikt im takiego pytania nie zadał, nie rozbudził w nich większej wiary.
Re: praktykujący, a niewierzący
Dziękuje Dominiku, dobrze odczytałeś moje myśli.
Ale "tak wypada" często jest pewnym rodzajem świętego spokoju, np młodzieży. Jeśli rodzicom zależy na chodzeniu do kościoła, a młody człowiek nie ma siły i odwagi powiedzieć, że nie chce iść. Albo nawet próbował ale za każdym razem była awantura od rodziców. W pewnym momencie się poddał i chodzi "bo tak wypada". Postoi godzinę na schodach kościoła i tyle. Praktykuje... ale nic w tym nie ma, wiary nie ma... i jeszcze pewnie kompletnie nie rozumie dlaczego Oni w tym kościele tak radośnie śpiewają
Ale "tak wypada" często jest pewnym rodzajem świętego spokoju, np młodzieży. Jeśli rodzicom zależy na chodzeniu do kościoła, a młody człowiek nie ma siły i odwagi powiedzieć, że nie chce iść. Albo nawet próbował ale za każdym razem była awantura od rodziców. W pewnym momencie się poddał i chodzi "bo tak wypada". Postoi godzinę na schodach kościoła i tyle. Praktykuje... ale nic w tym nie ma, wiary nie ma... i jeszcze pewnie kompletnie nie rozumie dlaczego Oni w tym kościele tak radośnie śpiewają
-
- Gawędziarz
- Posty: 425
- Rejestracja: 3 cze 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 56 times
- Been thanked: 98 times
Re: praktykujący, a niewierzący
Pewnie inna jest wiara dziecka, nastolatka, i człowieka dojrzałego. Myślę sobie, a nawet jestem przekonany, że wiarę mogą przekazać w największym stopniu rodzice swoim przykładem. Przypominam sobie, gdy nasze dzieci były małe, to klękaliśmy wieczorem razem do pacierza z obowiązkowym Dekalogiem. Tak byłem nauczony przez moją mamę. Jak nawet coś posprzeczaliśmy się z żoną, to przed paciorkiem synkowie uwiesili się u moich rąk i zaciągnęli do wspólnego pacierza. Rano, jakoś wcześnie do pracy i każdy sobie choćby krótki paciorek odmówił, albo choćby westchnął Boże prowadź. Do szkoły mama mówiła: idźcie z Bogiem. Nie wiem, jak silna jest teraz wiara u syna, ale gdy wyprowadzał się z domu, to zapytałem czy zamieszkają razem z dziewczyną, miał 28 lat. Odpowiedział: Tato, ale ja nie chciałbym mieszkać przed ślubem z dziewczyną. O tych mało budujących praktykach i w zasadzie uważanych prawie za normę przez wierzących rodziców, mówiło są w domu, ze są bardzo złe. Większość ludzi na południu kraju chodzi na niedzielne msze święte, ale wydaje mi się, że to czasem oni stawiają warunki Bogu. Nie słychać na kazaniach, by księża głośno piętnowali takie zachowania, a rodzicom i dziadkom, mówili, że z grzechów cudzych, na które się przyzwala, trzeba się spowiadać. To tylko taki fragmencik życia, bo nie dalej jak wczoraj, tłumaczyłem 49 letniemu siostrzeńcowi mojej żony, że takiemu kawalerowi z odzysku, który zamieszkał w ich domu, z ich córką licealistką, trzeba wystawić walizki na pole jak najszybciej i wyspowiadać się z tego, że do tej sytuacji dopuścili.
Re: praktykujący, a niewierzący
Chodzić do kościoła będąc niewierzącym można z wielu powodów. Najczęściej to jest presja środowiska. Może to być spełnianie oczekiwań innych - polityk, który chce by wierzący traktowali go jako jednego ze swoich, dziecko zachęcane przez babcię, uczeń zobligowany przez katechetkę...
Z jednej strony pojawia się akceptacja (politykowi rosną słupki wyborcze, dziecko jest rozpieszczane pieniędzmi z emerytury babci, uczeń dostaje piątkę), z drugiej odrzucenie (politykowi spada poparcie, dziecko jest ozięble traktowane przez babcię, uczeń dostaje jedynkę i jest przedstawiany jako czarna owca w klasie). Do niektórych przemawia korzyść, dla innych strata.
"Po prostu można nie chodzić do kościoła"? Można. O ile nie przeszkadza komuś ostracyzm ze strony otoczenia. Choćby taki uczeń - niezależnie czy pozwoli by katechetka robiła z niego pokazówkę, czy zrezygnuje z religii (a w zasadzie, namówi rodziców by zrezygnowali za niego)... i tak katechetka będzie robiła z niego czarną owcę w oczach całej klasy, co przekłada się na cały spędzony czas w szkole, a nie tylko 45 minut katechezy. O ile dzieci są mądre, po prostu zignorują katechetkę. Ale dzieci są dziećmi, a nauczyciel to autorytet... i dręczą niewierzącego z powodu niewiary.
To już lepiej się dostosować.
Tak czy inaczej, powody praktykowania pomimo niewiary mają psychologiczne podstawy, związane m.in. z przynależnością do grup (politycznej, rodzinnej, szkolnej). Nieuczęszczanie do kościoła oznacza utratę pozycji w danym środowisku, jeśli uczęszczanie do kościoła jest wymagane.
Z jednej strony pojawia się akceptacja (politykowi rosną słupki wyborcze, dziecko jest rozpieszczane pieniędzmi z emerytury babci, uczeń dostaje piątkę), z drugiej odrzucenie (politykowi spada poparcie, dziecko jest ozięble traktowane przez babcię, uczeń dostaje jedynkę i jest przedstawiany jako czarna owca w klasie). Do niektórych przemawia korzyść, dla innych strata.
"Po prostu można nie chodzić do kościoła"? Można. O ile nie przeszkadza komuś ostracyzm ze strony otoczenia. Choćby taki uczeń - niezależnie czy pozwoli by katechetka robiła z niego pokazówkę, czy zrezygnuje z religii (a w zasadzie, namówi rodziców by zrezygnowali za niego)... i tak katechetka będzie robiła z niego czarną owcę w oczach całej klasy, co przekłada się na cały spędzony czas w szkole, a nie tylko 45 minut katechezy. O ile dzieci są mądre, po prostu zignorują katechetkę. Ale dzieci są dziećmi, a nauczyciel to autorytet... i dręczą niewierzącego z powodu niewiary.
To już lepiej się dostosować.
Tak czy inaczej, powody praktykowania pomimo niewiary mają psychologiczne podstawy, związane m.in. z przynależnością do grup (politycznej, rodzinnej, szkolnej). Nieuczęszczanie do kościoła oznacza utratę pozycji w danym środowisku, jeśli uczęszczanie do kościoła jest wymagane.
-
- Gawędziarz
- Posty: 425
- Rejestracja: 3 cze 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 56 times
- Been thanked: 98 times
Re: praktykujący, a niewierzący
Myślę, że Kolart bardzo uprościł diagnozę. Co do małych dzieci, jak nie widzą wiary u rodziców - to może i jakaś tam prawda. Natomiast, nawet w miejscu zamieszkania, gdzie wszyscy się znają, nie widzę żadnego odrzucenia tych, co do kościoła nie chodzą. Wyróżniają się raczej tym, że życie mają bardziej pokręcone, bo sami uważają się za Bogów i nie posłuchają, ani Boga, ani dobrej rady sąsiada. Dla polityków,jest wiele partii, gdzie niechodzenie byłoby premiowane. Uważam, że większość wierzących i postępujących według zasad wiary, ma głębsze motywacje i wychodzi na tym dobrze, już tu i teraz.
Re: praktykujący, a niewierzący
Dzieci to istoty, które uwierzą w siedem krasnoludków, ale muszą się sparzyć by uwierzyć że ogień jest gorący. Ale nie rozważamy tutaj dziecięcej wiary, która w moim uznaniu jest bardziej naśladownictwem niż wiarą.
Czy to całkowicie uczciwa i bezstronna opinia? Nie jestem przekonany. Dostrzegam raczej postawę "nie chodzi do kościoła, to musi być egocentrycznym megalomanem". W Twoim miejscu zamieszkania albo jest bardzo niezwykłe, niespotykane na skalę kraju czy świata zbiorowisko niewierzących (przy jednoczesnym braku moherowych komand, które nieustannie plotkując, wymyślając niestworzone rzeczy), albo nie spostrzegasz że nieuczciwe i deprecjonujące poglądy na mało znanych ci ludzi są właśnie formą ostracyzmu.
Tak średnio. Nawet najmniej religijne, ale liczące się partie zawsze czynią miłe gesty w stronę wyborców. Jeśli praktykujących wiarę wyborców jest większość, to i człokowie takich partii pokazują się w kościołach. Niektórzy politycy potrafią odciąć się od wierzących i budować kapitał polityczny na niewierzących, ale w praktyce... nie znajdziesz premiera/prezydenta Polski czy prezesa partii z ostatniego ćwierćwiecza, który nie bywał w kościele na mszy. Niezależnie czy są wierzącymi czy nie.
Ostatnio zmieniony 2018-06-04, 21:10 przez Kalart, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Początkujący
- Posty: 53
- Rejestracja: 25 lis 2017
- Lokalizacja: Chicago
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 32 times
- Been thanked: 5 times
Re: praktykujący, a niewierzący
Bardzo dziękuję za odpowiedzi. Trochę pomogły mi bardziej zrozumieć temat. Pewnych rzeczy nie rozumiałem, bo po prostu pewnie nie mam takiego problemu. Dla mnie to krótka piłka: jak praktykuję to wierzę, jak nie, to nie wierzę. I żadna presja czy nakaz, zakaz, odrzucenie, chęć akceptacji tego nie zmieni.
"Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie”. (dla hejterów)
-
- Super gaduła
- Posty: 1058
- Rejestracja: 25 sie 2015
- Has thanked: 898 times
- Been thanked: 338 times
Re: praktykujący, a niewierzący
Oczywiście że są. Znam kolegę który dla towarzystwa chodzi z żoną, czy dzieckiem do kościoła.xxxxxxxxxx pisze: ↑2018-06-04, 08:04 Chciałbym poruszyć temat osób praktykujących, a nie wierzących. Skąd w ogóle taki pogląd? Dlaczego i jak ktoś może być praktykujący, a niewierzący? Moim zdaniem nie ma takich osób.
Poza tym uczestniczy w innych praktykach religijnych.
Nie kreuje się na praktykującego katolika, nie ukrywa swojego światopoglądu, ani też powodów postępowania.
To np. jak ktoś idzie z żoną do opery, a nie zna się absolutnie na tym co się na scenie dzieje.
-
- Gawędziarz
- Posty: 425
- Rejestracja: 3 cze 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 56 times
- Been thanked: 98 times
Re: praktykujący, a niewierzący
Być może nie rozumiem niuansów dzisiejszego świata, ale np. ja nie jestem zakłamany w takim stopniu, by gdzieś chodzić dla towarzystwa, nudząc się śmiertelnie. Mam pytanie: czy to praktykowanie, to jest praktykowanie wierzenia w towarzystwo, karierę, mamonę, czy w Boga. To jest raczej wiara w to, że "na fali, nawet g... dopłynie najdali" . Gdybym nie wierzył, to np. żonę bym do ewentualnie podwiózł a sam poszedł w tym czasie na lody. Jeżeli chodzisz, bo tak pasuje, to jesteś wierzący bo poszukujesz. Nikt nie szuka, jeżeli nie spodziewa się znaleźć Przepraszam, że tak tłumaczę różne analizy i rozważania, bo ja raczej nazywam rzeczy po imieniu. Taki już jestem, że nie wstydzę się tego co robię - jestem czytelny. Czasem mam, albo miałem z tym pod górkę, choć po latach moja postawa raczej procentuje. Jeżeli coś dostawałem od życia, to za to, że ceniono moją postawę. Jak idę na wesele, zabawę, to tańczę, śpiewam - choć fałszuję i piję wódkę, by być częścią weselnych gości. Jak idę do kościoła, to ubieram się odświętnie, by uszanować Tego, w którego wierzę i modlę się o wiele rzeczy, ale decyzję o realizacji zostawiam Bogu. Nie załatwiam w kościele interesów. Jestem po prostu sobą, a nie kreaturą sytuacji i środowiska.
Re: praktykujący, a niewierzący
Spotkałem na pewnym forum 20-paroletniego człowieka, który bombardował Kościół, duchownych i wiernych swoim złorzeczeniem, nienawiścią inwektywami i wulgarnymi określeniami, a równocześnie zapowiedział, że ślub weźmie w kościele ze względu na swoją babcię której nie chciał robić przykrości.
"Bo babcia rzekomo umarłaby, gdyby jej wnuk miał tylko ślub cywilny".
"Bo babcia rzekomo umarłaby, gdyby jej wnuk miał tylko ślub cywilny".
Re: praktykujący, a niewierzący
Taki kozak, a ulega presjii babci xD frajerstwowędrowiec pisze: ↑2018-06-05, 07:49 Spotkałem na pewnym forum 20-paroletniego człowieka, który bombardował Kościół, duchownych i wiernych swoim złorzeczeniem, nienawiścią inwektywami i wulgarnymi określeniami, a równocześnie zapowiedział, że ślub weźmie w kościele ze względu na swoją babcię której nie chciał robić przykrości.
"Bo babcia rzekomo umarłaby, gdyby jej wnuk miał tylko ślub cywilny".