relacja z Bogiem

Piszemy tutaj wszystkie rozterki w naszym życiu duchowym. Rady na temat naszego życia w Kościele katolickim, pouczenie, itp.
Wolfi

relacja z Bogiem

Post autor: Wolfi » 2019-08-24, 23:22

Relacja z Bogiem, wlasnie mam z nia problem. Jakby tu sie wyslowic. Nawrocenie kluczowe slowo, wiele osob pisze w necie, czy wstawia filmiki z tych jak to mowia "swiadectw", ze wczesniej byli powiedzmy "bleee", nawrocenie, spowiedz itd. i teraz jest super yeaah, cieszmy sie, dzieki Bogu, jacy to sa szczesliwi i jakby nie bylo Bog zawsze pomoze. Taka utopijna forma, ktora dla mnie jest niedorzeczna, z drugiej strony za taka teksnie. Smieszne ja sie probuje nawrocic juz od kilku lat z roznymi epizodami no i cos nie pyklo. Probowalem wiele rzeczy, no nw moze jestem juz kompletnie oschly co do wiary i juz sie nie da, teoretycznie kluczowa jest spowiedz. No probowalem, ale tez nie bardzo, moze robie to zle, moze swietokradzko, albo po prostu nie wierze w przebaczenie, chodzenie do kosciola tez, czytanie Pisma Sw. tez etc.. Wszystko splywa i wszystko odrzucam, mimo ze tak bardzo za tym tesknie. Mozna tez by to zrzucic na zryta psyche, pewnie mam, dobra raz bylem u psychologa, ale nigdyyy tam nie pojde, tam nie ma pomocy, to nie lekarze tylko szczury, moze po prostu na takie trafilem, ale i tak nie chce wiecej.
Temat jest relacja z Bogiem, no wlasnie, moze to o to chodzi. Tak naprawde nw czy mam z nim jakakolwiek relacje. Raz mi powiedziala taka jedna, ze Bog mnie kocha tak jakbym byl jedynym czlowiekiem na ziemi, te slowa jak i inne o tej milosci mnie nie pocieszaja, raczej sa jak wbicie katana w plecy, o milosci ktora sie brzydze i nie chce slyszec, a z drugiej strony tak bardzo tesknie. Po prostu nie jest to dla mnie do przyjecia, moze dlatego ze nw co to znaczy wkoncu nikogo nie kocham ani nikt nigdy mnie i nie jestem jej nauczony nawet nikt mi czegos takiego jak milosc nie pokazal, nie dal wzoru. Wkoncu jesli Bog kocha wszystkich i wszyscy sa wyjatkowi to tak naprawde nikt nie jest. Jak widze ludzi np. na pielgrzymkach tak chwalacych Boga, nie moge na to patrzec i czuje zlosc, i te slowa, ze sa z Bogiem tak blisko, z jednej strony mnie to strasznie denerwuje, a z drugiej tak bardzo im zazdroszcze. Moja jedyna relacja akceptowalna z Bogiem jaka sobie moge wyobrazic to Krol - podwladny. Chcialbym byc blisko Niego tak jak inni, jak wy, ktorzy tak o Nim piszecie. Kiedys czytalem, ze po smierci nie ma sadu, Bog tylko spyta czy sie go kocha, gdybym ja teraz umarl, co bym odpowiedzial? Nie kocham go. Ja nikogo nie kocham, ani swojej rodziny, ktora jest jak zlepek odszczepiencow, ani Jego, ani siebie. Jak mam umiem kochac, skoro mnie nikt nie nauczyl, heh nikt mnie nawet w zyciu nie przytulil, chlopaki w moim wieku fantazjuja o czym, pewnie o ladnych dziewczynach, a ja kurwa o tym ze mam mame, z ktora spedzam czas , ktora mnie przytula i mowi ze mnie kocha, to jest tak tragiczne, ze sie zrycze, a przeciez mam matke, ale nie nie kocham jej, tak jak i ona mnie. Nie potrafie nawet tworzyc zadnych relacji z ludzmi, jedynie moge byc tym swoim wymyslonym blaznem i rozsmieszac innych, zeby odwrocic uwage, dzieki temu nikt nie wie kim naprawde jestem i jaki jestem, nikt tego nie wie, i sie nie dowie, bo tego Boje sie najbardziej, staniecia w 100% prawdzie o sb.
Na dodatek moja cala przeszlosc, historia zycia, i wgl wszystko jest tak do dupy, ze tego nie da akceptowac. Oczywiscie wiem, ze mnostwo ludzi maja o wiele gorzej, wspolczuje im. Wkoncu czy ja cierpie? Nie, jestem zdrowy i wgl itd. Wiem, ze za to inni cierpia, pewnie dzieki temu pojda do nieba. Natomiast ja? Po prostu nie do wytrzymania dla mnie jest byc ze samym soba. Tak ja , to moj najgorszy przeciwnik, dlatego nie da sie mnie urazic ani nic, bo nikt nie jest w stanie powiedziec gorszej rzeczy o mnie niz ja o samym sb.
Przegladalem stare posty tutaj, 3 lata temu Dez napisal, ze jak wytrzymam tu rok na forum, to bede innym czlowiekiem. Heh no jestem innym, ale nie takim jak sb myslalem, moze jeszcze cos da sie zrobic. Tylko co?
No bo powiedzmy bycie katolikiem, chyba powinno cieszyc, czy was cieszy?
Tak mi sie wydaje, a nie wstawanie z mysla, ale fajnie by bylo dzis wpasc pod samochod.
Sorki, ze tak dlugo pisane, ale troche lepiej sie czuje dzieki temu, na szczescie, jest tu jakby nie patrzec anonimowy, ale i tak mam nadzieje, ze nie wysmiejecie, niektorych kompromitujacych faktow o mnie.
Ostatnio zmieniony 2019-08-25, 00:18 przez Wolfi, łącznie zmieniany 2 razy.

Magnolia

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Magnolia » 2019-08-25, 00:45

Wilku, w końcu zdobyłeś się na szczerość i chyba Ci ulżyło, prawda?
Nie ma tu nic do wyśmiewania, nie bój się.
Odważyłeś się stanąć w prawdzie i pokazać się, odważnie zaryzykowałeś- ja to szanuję i doceniam.
Niezależnie od tego w jakiej rodzinie się urodzimy i jakie niedobory miłości mamy, to jako dorośli bierzemy na siebie odpowiedzialność za swoje potrzeby i za to kim się stajemy.
Po co być swoim wrogiem? Każdy chyba mial taki etap braku akceptacji siebie, uprzykrzania sobie samemu życia. Ja na pewno miałam, czasem tez mi jest trudno ze sobą wytrzymać. Ale to kwestia wyboru, decyzji. A potem mam nadzieję wybierzesz akceptację siebie. Bo to jedyne zdrowe podejście;-)

Co do tego że inni Cię złoszczą, drażnią albo im zazdrościsz...prosta rzecz... trzeba się zdecydować! Na razie trzymasz się w szachu i przez to nie potrafisz dokonywać kroku do przodu.
Ja kiedyś pozazdrościłam komuś jego relacji z Bogiem (pomimo że zazdrość to brzydkie uczucie i mocno się go wystrzegam) - to w tym jedynym przypadku zazdrość jest dopuszczalna, jeśli po prostu się angażujesz na maksa w wiarę by osiągnąć taką relację jak ktoś tam... Mi się udało, to i Tobie się uda, przecież Bóg pomaga;-)

Zawierzenie Bogu, kiedy nie ma się dobrych doświadczeń z domu, jest trudne, ale nie jest niemożliwe. Masz to wpisane w tą tęsknotę za Bogiem, za miłością. To jest głód Boga, którego nikt ani nic inny nie zapełni, nie zaspokoi.
Tylko Bóg. po pierwsze o to zaspokojenie - relację z Bogiem i łaskę wiary - trzeba się modlić. Choćby codziennie westchnąć: Boże, pragnę mieć z Tobą relację! Pragnę Twej miłości. Okaż miłosierdzie mnie grzesznemu.Amen - byle z serca.
Czy umiesz sobie wyobrazić, że siedzisz u Jezusa na kolanach i wtulasz się jak w Ojca. Nie ma znaczenia jakiego masz ziemskiego ojca, ten Ojciec jest dobry, Jezus także jest dobry i chce Cie przytulić.
A niby dlaczego ja mam taki avatar? żeby codziennie pamiętać, że Bóg mnie przytula jak tą owieczkę i wypełnią tą pustkę i samotność, której ludzie nie zaspokoją.

Z Bogiem!

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18650
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2560 times
Been thanked: 4565 times
Kontakt:

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Marek_Piotrowski » 2019-08-25, 11:04

Wolfie, zerknij proszę tu viewtopic.php?p=26543#p26543 i tu viewtopic.php?p=26648#p26648
Można pewnych rzeczy doświadczyć, ale słowo "relacja" musi być wzięte w duuuży cudzysłów. Owszem, jest pewnym rodzajem relacji modlitwa (zwłaszcza, gdy nie polega jedynie na mówieniu, ale także słuchaniu), częściowo także sakramenty - ale nie oszukujmy się, nie jest to "relacja" w znaczeniu dosłownym, takim jak mogę mieć relację z kimś, z kim spotykam się osobiście.

Piszę o tym, bo "kalka ewangelizacyjna" pełna jest (zwłaszcza w swiadectwach) takich zwrotów jak "osobista relacja z Jezusem" czy "spotkałem Jezusa". Słuchacze zazwyczaj reagują na trzy sposoby:
  • są tacy (chyba nieliczni) którzy rozumieją pewną umowność pojęcia "relacja", to, że opiera się na pewnej duchowej dyspozycji
  • są też tacy, którzy biorą to dosłownie i nawet są przekonani że sami dosłownie mają relację i "spotkanie". Ci dają świadectwo dalej i tak to się toczy
  • są też tacy, którzy także biorą dosłownie i są sfrustrowani, że nie osiągają takiej relacji (mam wrażenie, że to Twój przypadek).
Nie ma nic złego w szukaniu tej relacji, i do pewnego stopnia można ją osiągnąć - pod warunkiem, że nie szuka sie dosłownie cukierkowej "relacji" w której żyje się łatwo i prosto z bezpośrednimi wskazówkami od Boga w każdej sprawie.

To trochę jak z wyrażeniem (które zresztą bardzo mi sie podoba) "chodzę za Jezusem". Ma bardzo ciekawą treść i implikuje bardzo dobre rzeczy ale trzeba je jednak specyficznie rozumieć.

W obu (a właściwie wszystkich trzech) wypadkach chodzi przede wszystkim o naszą dyspozycję, decyzję woli.
Wiele osób wpada w rozpacz, bo "nie czuje" że wierzy czy że kocha Boga. Te osoby bardzo często robią wiele rzeczy, z których doskonale wynika, że zarówno wierzą, jak i kochają. Tyle, że jest to dla nich psychologicznie trudne, bo nie mają wsparcia "cukierka" pocieszenia emocjonalnego.

Wiele osób wręcz sądzi, ze ponieważ wiara to taka wspaniała rzecz, więc MUSZĄ okazywać na zewnątrz radość - zazwyczaj kończy się to na sztucznej wesołkowatości. Nie ma chyba niczego bardziej żałosnego niż takie próby.
Tak, bywa, że wiara przynosi radość. Chwytajmy te chwile, ale nie przywiązujmy się do tego odczucia i nie dążmy do nich. A już na pewno nie oceniajmy po nich (lub ich braku) naszej wiary.
Ostatnio zmieniony 2019-08-25, 11:05 przez Marek_Piotrowski, łącznie zmieniany 1 raz.

takisobie
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 313
Rejestracja: 20 sie 2019
Has thanked: 21 times
Been thanked: 24 times

Re: relacja z Bogiem

Post autor: takisobie » 2019-08-25, 13:04

W którejś z książek ks Stanisław Biel pisał że jeśli nie pokochasz siebie nie będziesz w stanie kochać innych i Boga. Nie wiem ile w tym prawdy bo miłość do samego siebie kojarzy mi się z egoizmem , ale to też nie oznacza że brak egoizmu równa się zainteresowaniem innymi a nie tylko sobą. Ja też nie kocham nie czuję że jestem kochany i na ten moment nie znam sposobu na zmianę, na rozprawienie się z przeszłością.

ktokolwiek
Bywalec
Bywalec
Posty: 97
Rejestracja: 7 lip 2019
Lokalizacja: Mazury
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 137 times
Been thanked: 67 times

Re: relacja z Bogiem

Post autor: ktokolwiek » 2019-08-25, 14:21

Znam dobrze tęsknotę za Bogiem. Przez ponad 30 lat żyłam bez chrztu, bez znajomości Boga, ale tęsknota w moim sercu była, choć nie wiedziałam, za czym tęsknię. Ta tęsknota przeżera serce. Niewiele trzeba robić, trzeba tylko szukać Boga, a On sam nas znajdzie. Stoi zawsze blisko tych, którzy Go szukają.
Myślę, że trzeba zrezygnować ze swoich oczekiwań. Poddać się po prostu temu, co Bóg sam zaproponuje. Często to jest zupełnie inne niż sobie wyobrażamy i właściwe tylko dla konkretnej osoby.
Wiem dziś, z perspektywy, że Bóg przyszedł do mnie w najbardziej dla mnie dogodnym momencie, kiedy byłam gotowa Go przyjąć. Po pierwsze powiedziałam mężowi, że muszę odnaleźć siebie, nie taką, jak byłam i nie taką, jaką on mnie widzi i chce, żebym była. Miałam dość spełniania jego wyobrażeń. I stało się, choć minęło kilka miesięcy.
Po prostu szukaj, szukaj prawdziwego siebie, choć to trudne i czasami boli, i oddawaj takiego siebie Bogu - kawałek po kawałku. I mów Mu o wszystkim. Po prostu mów i staraj się usłyszeć, co On na to. Jego słowo może przyjść przez drugiego człowieka, przez czytania, a także bezpośrednio usłyszysz je gdzieś w sobie.
i nie patrz na innych, bo każdy jest inny i inaczej Go doświadcza.
Życzę z całego serca, Wolfi, żebyś odnalazł Boga. Ty przynajmniej wiesz, Kogo szukasz.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18650
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2560 times
Been thanked: 4565 times
Kontakt:

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Marek_Piotrowski » 2019-08-25, 16:38

Bardzo fajny wpis, @@ktokolwiek
To prawda; gdy porzucimy to, czego oczekujemy od Boga, On daje znacznie więcej niż moglibysmy wymarzyć.

Wolfi

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Wolfi » 2019-08-26, 01:10

Pewnie macie racje, ze mam zbyt duze oczekiwania. W sumie to dosyc smiesznie, bo wlasnie jak pierwszy raz od dawna bylem u spowiedzi, to tez wlasnie tak wszystko sb wyobrazalem idealnie, ze bede sie czul jak nowy i wgl ekstaza jak po dawce mety. No, a okazalo sie, ze to jak z wchodzeniem na wielki szczyt, bedac juz blisko niego takie oczekiwania wielkie, a jak juz sie jest na szczycie okazuje sie, ze tam nic nie ma i schodzi z niego ze spuszczona glowa. Szczegolnie, ze te swiadectwa ludzi mi zrobily nadzieje, ze po spowiedzi czlowiek 3 razy lzejszy. Oczywiscie wiadomo fajnie sie wyspowiadac, ale zamiast takiego "wow" to u mnie jest takie "hmm no spoko". Wiem, ze to takie prymitywne podejscie, ale po prostu zawsze myslalem, ze taka wiara na maksa po bandzie laczy sie ze szczesciem i takim no poczuciu, ze chcesz zyc, i wiesz dla kogo zyjesz, i no na byciu kochanym, o co mi wlasnie chodzi najbardziej, choc slowo kochany zawsze trudno mi przechodzi przez gardlo i sprawia wewnetrzny konflikt.
No, a w mojej sytuacji to jest takie plytkie wybieranie miedzy byciem nieszczesliwym bez Boga, a byciu nieszczesliwym z Bogiem, a piszac szczescie nie chodzi mi, zeby sie dobrze wiodlo, tylko zebym czul, ze no nw jak to okreslic, ze Bog jest ze mna, ze mnie kocha?
Choc wiem sam, ze nie jestem pewien czy kiedykolwiek uwierze w Jego milosc, moze to kwestia zaufania, a ja nie umiem zaufac.
No, ale wlasnie duzo tu pisze o uczuciach, a Marek wytlumaczyl ta kwestie.
Heh smieszne, ciagly konflikt jest we mnie z jednej strony tak bardzo chce, a z drugiej tak bardzo nie. Szczegolnie, co do milosci, o ktorej ciagle powtarzam, bo tak bardzo jej chce od Boga, i chce w nia uwierzyc, a z drugiej ten drugi ja w glowie mowi mi "wariacie co ty gadasz jaka milosc". I tak jest z wszystkim z zaufaniem itd. Moglbym to porownac hmm, to tak jakbym bardzo chcial uciec do Boga, ale ktos ciagle mnie trzyma lancuchami, z ktorych nie da sie wydrzec.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18650
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2560 times
Been thanked: 4565 times
Kontakt:

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Marek_Piotrowski » 2019-08-26, 01:44

Powodzenia Wolfi. Myślę, że jeszcze dużo dobrego Cię czeka.

Magnolia

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Magnolia » 2019-08-26, 08:34

Zawierzenia i zaufania uczy się długo, czasem latami, czasem miesiącami. A nawet jak się juz spróbowało zaufać, to nieufnosć sama się pojawia i znowu trzeba ją przekraczać. Dlatego to takie trudne, bo to poleganie na Niewidocznej Skale. Boga nie widać, ale jak się już oprzesz to jak Skała.
Poczytaj biografię O. Dolindo to dobry przykład jak zawierzyć Bogu tak do końca.
Trzeba rozpalać wiarę dobrymi lekturami, modlitwą, a wszystko przyjdzie, pokój i radość też, poczucie szczęścia, poczucie bliskości. Ale naprawdę trzeba się zaangażować, a nie tylko próbować.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Andej » 2019-08-26, 09:51

W kilu wątkach ,a forum pojawia się problem miłości, uczuć, wiary.
Od lat zadaję sobie pytanie, czym jest miłość. Jeszcze, pomimo wielu dyskusji, nie zrozumiałem. Wydaje mi się, że już jakiś obraz się rysuje. Powolutku.
Ale ab ovo. Kiedyś, dawno temu myślałem, że miłość to uczucie. Że to stan emocjonalny. Że to jakieś konkretne uczucie. Specyficzne. Gorące. Zaślepiające niektórych. Potem, z czasem stwierdziłem, że miłość to zbiór uczuć. Bo w miłości jest zazdrość, bół, radość, śmiech, tęsknota, bezpieczeństwo, niepokój i tak dalej i dalej. Bo w miłości są niemal wszystkie uczucia, które może człowiek odczuwać do człowieka lub innej istoty. W dyskusjach na forum byłem przekonywany, że miłość to nie uczucie. Argumenty rozumiałem w ten sposób, że w miłości nie ma uczuć. Argumenty przekonywały mnie, że miłość, to wyłącznie stan umysłu, to określona wola, postawa. Dla wielu osób miłość to jest wyłącznie seks. I to nawet seks wyprany z uczuć. Lub uczucia doznawane w trakcie uprawiania seksu. A Matka Teresa uprawiała miłość - miłość do bliźniego. Bez seksu. Z rozsądku? Ano, nie. Widziała ludzkie potrzeby, otaczała je miłością. Dawała poczucie wartości. Miłość to też opieka, odpowiedzialność ...
Szkoda, że w dyskusjach nie padało określenie "rozumna miłość" (która wcale nie musi być rozsądna). Rozumna miłość jest rzeczywiście aktem woli. Towarzyszą jej różne uczucia. Ale nie muszą. Bo jak nazwać poczucie spełnienia obowiązku?
Ale nawet w miłości rozumianej jako zespół uczuć dających satysfakcję głównym czynnikiem jest czynienie dobra. Obojętne mi, w tej chwili, czy jest to czynienie dobra komuś czy sobie. Jednak z miłością zawsze związane jest czynienie jakiegoś dobra (nawet fałszywie pojętego).

Kochać i być kochanym. Jezus w przykazaniu miłości dobitnie określa trzy podmioty. Wszystkie trzy razem. Obiektem miłości powinien być Bóg, bliźni i sam człowiek. Z kolei w scenie z cudem w Kanie Galilejskiej mamy wskazanie, że elementem miłości jest zaufanie. Wydaje mi się, że dla wielu osób najtrudniejsza jest miłość do samego siebie. Akceptacja samego siebie, taki jakim się jest. Wraz ze wszystkimi wadami, ułomnościami i ograniczeniami. Co wcale nie znaczy, że mamy własne wady akceptować. Mamy akceptować siebie, a nie wady. Wad mamy unikać, właśnie z miłości do siebie. Gdy zaakceptujemy siebie, łatwiej jest akceptować kogoś. Także wraz z wadami i zaletami. Miłość do Boga jest trudniejsza. Z powodu trudności rozpoznawania sprzężenia zwrotnego. Wszak wielu z nas nie czuje reakcji Boga na nasze modlitwy prośby. Gdy Bóg je spełnia, traktujemy to jak coś naturalnego. Zapominamy o tym, ze prosiliśmy. Tym bardziej, że Bóg zwykle spełnia je nieco inaczej, niż sami to sobie wymyśliliśmy.

Wciąż za mało. W marzeniach sobie wyobrażamy. Wielką miłość i różne stany i sytuacje, które sobie wyobrażamy. Które w danej chwili uważamy za dobre dla siebie. I jakże często, to co przychodzi, przychodzi za późno, za słabo, inaczej. Stwierdzamy, że to nie to. Wciąż pustka, jakiś brak. A trzeba doceniać to, co mamy. Co nas spotyka. Wchodząc na Giewont, nie sensu myśleć o Mont Everest. Nie każdy jest wstanie wspiąć się tak wysoko. Będąc na szczycie, trzeba się nauczyć doceniać to, co osiągnęliśmy. A potem iść dalej. Wyznaczać kolejne szczyty. Wyższe, trudniejsze.
A to jest droga. Na tej drodze także Giewont może być zbyt wymagającym celem. Często trzeba zacząć od czegoś znacznie mniejszego. Wybrać taki szczyt, którego osiągnięcie nie wiąże sie z takim zmęczeniem, które zabija satysfakcję z wejścia.

Co zrobić? Uważam, że iść. Iść dalej. Na przekór losowi. Iść z rozsądku. Z czasem to wchodzi w krew. Z czasem zaczyna się więcej rozumieć. Jedni osiągają to szybko. Innym nie starcza życia. Co lepsze? Okazuje się, że ci, który szybko osiągnęli pełnię, nie zdają sobie sprawy, że była to iluzja. A ci drudzy, niespełnieni, nie potrafią zrozumieć, że już wspięli się na sam szczyt.

Po prostu. Być dobrym człowiekiem. I być coraz lepszym. Pomaga w tym regularna spowiedź. Spowiedź nie dla satysfakcji. Nie dla wzruszenia. Ale dla wskazania drogi. Dla umocnienia. Spowiedź nie musi się łączyć ze spektakularnymi zdarzeniami, czy uczuciami. Miłość i wiara nie wymaga mówienia językami, czynienia cudów, łez, śmiechu. Czyń coś powinien. Czyń dobro. Z czasem przyjdzie świadomość, że postępujesz właściwie. Bóg da tę świadomość. Świadomość właściwej drogi. Ale głód pozostanie. Bo zawsze cel będzie znacznie dalej.

Wędrówka w górach. Idziesz i widzisz szczyt. Niedaleko. Widzisz ten szczyt, który zasłania resztę terenu. Zbliżasz się, dochodzisz i okazuje się, że to ino garb. Zza niego ukazuje się kolejny szczyt. Aby dojść, musisz najpierw nieco zejść w dół. I znów się wspinać. I sytuacja powtarza się. Ale każdy etap jest jakimś spełnieniem. Jeśli zgodnie z Bogiem, to jest to ważny i cenny etap drogi życia.
Każdemu z nas marzą się spektakularne zmiany. Przystępując do Stołu Pańskiego wydaje mi się, że wchodzę na Tabor. Że dokona się we mnie jakaś spektakularna zmiana. Że dostanę nagłego kopa do góry. Że wstąpi we mnie jakaś siła. Że doznam euforii. Wierzę i rozumiem, że przyjmują Pana. Ale poza smakiem chleba, z którego upieczona Hostia nie czuję nic więcej. Czy to źle? Uważam, ze nie. Bio za każdym razem zaciągam zobowiązanie. Bardziej się staram. I w tym jest działanie. Dyskretne. Niezauważalne. Ale jest.

Kiedyś pomyślałem, że jak nie potrafię być dobrym, to przynajmniej będę udawał, że jestem dobry. I okazuje się, że to co udawałem staje się treścią. A ja, żeby dalej udawać, muszę udawać jeszcze lepszego, niż w danej chwili jestem. I tak, powolutku, opornie posuwam się w jakimś kierunku. W kierunku wybranym przeze mnie. Świadomie wybranym.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

ktokolwiek
Bywalec
Bywalec
Posty: 97
Rejestracja: 7 lip 2019
Lokalizacja: Mazury
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 137 times
Been thanked: 67 times

Re: relacja z Bogiem

Post autor: ktokolwiek » 2019-08-26, 20:53

Jak się kogoś nie zna, trudno wymagać, żeby się go kochało. Tak samo jest z Bogiem. Jak Go można kochać, kiedy się Go nie zna.
Moje przygotowanie do przyjęcia sakramentu chrztu św. polegało również na tym, że przeczytałam Nowy Testament. To moje pierwsze spotkanie z Bogiem. Zapadła w moim sercu myśl, że Bóg jest tak bardzo wierny. Powiedziałam Mu wtedy, że człowiek może zawieść, ale Bóg nie zawiedzie. I postanowiłam sobie, że będę się Go trzymać choćby za niteczkę.
I tak zostało. Bardzo szybko okazało się, że życie mi się strasznie zmieniło, moje małżeństwo przeżyło kryzys. I wtedy, choć nie umiałam się modlić, zauważyłam że mam świadomość, o co powinnam prosić. Nie o zmianę postępowania męża, ale ale o siłę dla mnie.
I tak krok po kroku poznawałam Boga i coraz mocniej Go kochałam. Obserwując swoje życie też odkrywałam Jego miłość przez to, jak mi pomagał.
Także po malutku. Tylko jedna uwaga : nasz Bóg jest Bogiem prawdy, ale pomaga spojrzeć na siebie i swoje serce z taką miłością i delikatnością, że nawet ja pomalutku oczyszcza głębię swego serca. Także nie trzeba się bać, tylko zaufać Bogu.

Magnolia

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Magnolia » 2019-08-26, 21:42

Mądrze piszesz @ktokolwiek, Bóg jest Bogiem Prawdy, jest Prawdą, przenika nas i zna nasze serce. Dlatego wszelki fałsz, wyrachowanie jest Mu niemiłe... Często tez mówi się, szczególnie po lekturze ST, że to Bóg zazdrosny, w sensie że chce całe nasze serce, nie odrobinkę, tylko całe. Jest zazdrosny, gdy kogoś innego lub siebie stawiamy wyżej niż Jego, wtedy prawie zawsze czeka nas upadek, bo zła hierarchia ważności prowadzi do upadku. Dobra wiadomość, że w tym upadku zwykle szukamy Boga bardziej, mocniej, przypominamy sobie o Nim i z trwogą wołamy do Niego. Tak zaczyna się poważne nawrócenie serca. I miłość do Boga. Ale i to mamy od Niego, bo jest źródłem miłości.

ktokolwiek
Bywalec
Bywalec
Posty: 97
Rejestracja: 7 lip 2019
Lokalizacja: Mazury
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 137 times
Been thanked: 67 times

Re: relacja z Bogiem

Post autor: ktokolwiek » 2019-08-27, 13:41

Bóg chce całego serca, ale możemy Mu je oddawać kawałek po kawałku, tak samo oddawać Mu swoje bóle, radości, zranienia. Trzeba Mu kawałek po kawałku zaufać, szukać tego, co dla nas zrobił, odkrywać Go w naszym codziennym życiu, nawet w drobiazgach: spotkany człowiek, czyjś uśmiech, dobre słowo.... Nie trzeba czekać na wielkie fanfary, fajerwerki i wow. Życie składa się w całość z drobiazgów, nasze oczekiwania mogą nam zasłonić to, co dobre i piękne choć małe. Zło krzyczy i jest jaskrawe, dobro siedzi cichutko w kąciku i czeka na to, że je dostrzeżemy.

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 14806
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4117 times
Been thanked: 2906 times
Kontakt:

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Dezerter » 2019-08-27, 23:48

Wolfi napisałeś jeden z najmocniejszych postów na forum, twoja szczerość powala i rozwala - dzięki za szczerość i stanięcie w prawdzie.
Ciesze się, że trwasz z nami na zchrystusem.pl i ciągle tęsknisz za Chrystusem i bliskością z Nim.
Miłość - tego ci brakuje, nie z twojej winy ...
Jezus dał nam przykazanie miłości, to w nim, w jego realizacji zawiera się cała nasza wiara.
Moja rada
- postęp na drodze duchowej pomoże ci zrobić jak zaczniesz kochać (czyli dobrze życzyć i dobrze czynić!)
sobie, albo jakiemuś (komukolwiek) bliźniemu, albo modlić się (modlitwą przepraszania, dziękowania, czy wychwalania Boga - modlitwa uwielbienia)
Spróbuj komuś pomóc, zrobić coś dobrego, tak bezinteresownie - zobaczysz, że przyjdą owoce.
Ja gorąco zaraz pomodlę się do Ojca, do Tatusia, mojego i twojego (ja też wychowywałem się bez ojca), by wspomagał cię Łaską i wylewał na ciebie swoje błogosławieństwo.
amen
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: relacja z Bogiem

Post autor: Andej » 2019-08-28, 08:57

Obyś był zimny albo gorący!
Konieczna obligatoryjna deklaracja. Nie można cały czas uciekać. Choć można cały czas gonić. Ale trzeba jednoznacznie określić kierunek i konsekwentnie podążać.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

ODPOWIEDZ