Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Piszemy tutaj wszystkie rozterki w naszym życiu duchowym. Rady na temat naszego życia w Kościele katolickim, pouczenie, itp.
Biserica Dumnezeu

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Biserica Dumnezeu » 2019-10-19, 12:10

Wydaje mi sie ( moje prywatne zdanie ) , ze przywolany przez Ciebie Dezerterze przyklad dotyczy ludzi pozostajacych w tej kwestii poza Kosciolem.
Pytanie, ktore sobie w tym miejscu zadalem brzmi: Czy w tym przypadku ludzie owi pozostaja poza Bogiem?
Moja odpowiedz ( calkowicie prywatna ) brzmi: nie, oni nie sa poza Bogiem, z powodu tego, ze Bog ich nie odrzucil: zawarli z soba przymierze, choc jest to przymierze poza Kosciolem. Ale oddaja sobie nawzajem prawo do siebie.

To tyle co glowa moja pusta jak kapusta potrafila obmyslec.

Kalart

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Kalart » 2019-10-19, 17:10

@Magnolia
Ciekawe jest to, że generalnie większość kierowców wie że konieczne są znaki i przepisy drogowe, by jeździć bezpiecznie... nie ma głosów oburzenia, że mamy przepisy regulujące jazdę. A przecież są to ludzkie przepisy, niedoskonałe, wymyślone całkiem niedawno.
Jak się dobrze zrozumie, dlaczego przykazania chronią człowieka, to powinno być łatwiej pracować nad przestrzeganiem Bożych przepisów.
Przepisy i znaki drogowe są zrozumiałe. Można łatwo objaśnić, czemu dany przepis służy i czemu zapobiega - a przede wszystkim, w jaki sposób. Jeśli dany przepis okazał się zły, to się po prostu go zmienia. Z przykazaniami tak nie jest. Wymyślił je nie wiadomo kto (może rzeczywiście Bóg, ale może po prostu kapłani?), działają nie wiadomo jak, a rzeczywistość często wygląda zupełnie inaczej niż powinna wyglądać.

Ale w jaki sposób przykazania chronią człowieka? Czy małżeństwo sprawia, że wszelkie niepoznane dotąd demony innego człowieka (alkoholizm, hazard itd.) znikają? Nie bez powodu się mówi, że aby poznać danego człowieka, należy z nim zamieszkać.
Małżeństwo kościelne czasem jest powodem kłopotów. Na przykład dopiero wówczas wychodzi na jaw, że druga połówka to hazardzista. Próbuje się pomagać, próbuje... ale jak to bywa z uzależnieniami, skutek to kolejne kłamstwa i oszustwa, kolejne długi itd i rosnąca antypatia wobec "najbliższego człowieka". Dla wierzącego, to katastrofa. Odejść nie może, bo jak odejdzie - to może pożegnać się ze związkami, pozostaje samotność. Co pozostaje? Cierpieć w ten czy inny sposób, słysząc od kapłanów, jak to cierpienie uszlachetnia i że ma to jakiś cel, który pozna się dopiero po śmierci. Tymczasem "miłość aż do grobowej deski" przestaje być obietnicą, ale staje się nadzieją - niech w końcu umrze!

Nałogowiec może się odetnie od nałogu, a może nie. Niestety bywają przypadki, że nie. Z przepisami drogowymi takich problemów nie ma...

Awatar użytkownika
Betula
Bywalec
Bywalec
Posty: 180
Rejestracja: 13 wrz 2019
Has thanked: 61 times
Been thanked: 72 times

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Betula » 2019-10-19, 17:38

Magnolia pisze: 2019-10-19, 11:04 Ale co proponujesz Betulo? Przyjmować sakrament Eucharystii w stanie grzechu ciężkiego, aby nie osłabiać wiary?

Przecież to nonsens. Bóg jest wymagający, to chyba oczywiste w sytuacji gdy dał nam tak wiele dobra. Zasady są jasne. Współżycie jest zarezerwowane dla małżonków, bo tylko w małżeństwie ludzie biorą za siebie odpowiedzialność i łączy ich odpowiednia więź by począć i wychować potomstwo. Tylko w małżeństwie ( z zasady) jest zagwarantowana kwestia poczucia bezpieczeństwa kobiety, która ponosi trud macierzyństwa, może liczyć na pomoc małżonka.
Wiele razy w tym temacie zaznaczyłam, że problemem jest wg mnie to, że grzechy z 6. przykazania są z definicji zawsze ciężkie. Dlaczego nie zostawia się miejsca na indywidualne rozeznanie wagi grzechu, tak jak w innych przykazaniach?

Mam wrażenie, że przez powszechność i akceptację w naszym społeczeństwie - także przez starsze pokolenie, po prostu ludzie nie widzą w mieszkaniu ze sobą przed ślubem niczego złego.
Czy w tej sytuacji można w ogóle mówić o grzechu ciężkim? Może ktoś uściśli, bo ja nie wiem, czy w warunku grzechu ciężkiego "świadomość zła, które się czyni", chodzi o osobistą świadomość i łamanie sumienia, czy świadomość pt. "to jest zły czyn, bo Kościół tak mówi"?
Jeśli prawdziwa jest pierwsza wersja, to wydaje mi się, że wiele par mieszkających ze sobą przed ślubem nie popełnia grzechu ciężkiego.

Magnolia

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Magnolia » 2019-10-19, 17:57

Kalarcie, Jeśli tylko dopuścisz do siebie myśl, że mozesz nie wszystko rozumiec dobrze, to może uda nam sie rozmawiać.
Przykazania dał nam Bóg o czym napisano wprot w Piśmie św, które zawiera Objawienie. Sam nam Objawił swoją wolę.
Czy przykazania są niezrozumiałe? Nie sądzę. Mamy je wpisane w sumienie, tam rozróżniamy co jest dobre a co złe. Przykazania tylko sa zapisem, tego co w sposób naturalny wynika z tego kim jesteśmy.
Jestem stworzeniem, a więc Bogu należy się cześć, tego dotycza 3 pierwsze przykazania. Reszta wynika z tego kim jest człowiek wobec innych bliźnich.
Zwykle nie chcielibyśmy by nas kłamano, okradziono nas, by nas zdradzono, by nas ktoś traktował jako przedmiot użycia seksualnego, czy by nas nie szanowano za trud macierzyństwa i ojcostwa.
Jak sie dobrze zastanowić, to chronią przykazania. Naszą godnosc i wartość, porzadkują nasze prawa, bo kazdy ma takie same. Byśmy o nich nie zapomnieli. Natura ludzka skażona grzechem pierowordnym jest słaba i może nie żyć w pełni świadomości swojej wartości.

Jak małzeństwo chroni człowieka? Pisałam o tym wyżej. W zamyśle bożym gwarantuje związek nierozerwalny czyli bezpieczny, oraz jest sakramentem, czyli Bóg obiecał małżonkom swoje błogosławieństwo w dniu kiedy sobie przyrzekali miłość aż do śmierci. I swojej obietnicy dotrzymuje, małżeństwa które starają się żyć z Bogiem w codzienności mają Boże błogosławieństwo. I to w takim wymiarze, że przechodzi wszelkie oczekiwania ludzkie. Ale trzeba sie tego nauczyć dostrzegać.
Wiele razy i w wielu miejscach dzieliłam się swoją historią życia i pokazywałam, jak Bóg z tego wyprowadził dobro, jak mnie zaskoczył dobrocią i łaskami. Szczególnie to było odczuwalne kiedy nas okradziono, rok temu.
Tego dnia udało mi się namówić pewne małzeństwo by odłożyło rozwód, przynajmniej o rok. By emocje opadły i by spróbowali naprawić co było miedzy nimi popsute. Kiedy cieszyłam się z tego sukcesu, dostałam telefon że mam mieszkanie otwarte i splądrowane. Od razu wiedziałam że ma to związek z tym uratowanym małzeństwem. Bowiem najwieksza batalia w czasach ostatecznych rozgrywa się własnie o rodzinę.
Ale gdy tylko się dowiedziałam, wracając niezwłocznie do domu, pocieszając córki - modliłam się w duchu, dziękując że nadal mamy siebie, że nadal jesteśmy zdrowi, że nadal mamy dach nad głową, że nadal mamy coś do jedzenia...nadal mamy rodzinę i przyjaciół.
Czułam opiekę nad sobą przez cały czas, Aniołowie pomagali na piątkę, potrzebowałam taksówki - była taksówka, potrzebna była pomoc sąsiadów - była pomoc, potrzebna była modlitwa przyjaciół - była modlitwa...nie byłam sama...
Kilka razy zaszlochałam patrząc na splądrowane mieszkanie, ale jednocześnie czułam w duchu wdzięczność, że to tylko tyle... tyle zniosę... tyle potrafię unieść...i nie przestanę wierzyć, nie przestanę ufać, będę nadal skupiać się na dobru, na miłości, na wdzięczności Bogu i na świadczeniu, że On jest blisko, że nie opuszcza, że kocha.
Bo nawet w takiej chwili pokazał nam, że kocha i JEST.
A wieczorem przed snem, po modlitwie rodzinnej, dziękczynnej za życie i dach nad głową, sięgnęłam po książkę i wypadła z niej wkładka, to była nowa książka, nie zauważyłam tej wkładki wcześniej... tam była barka... i słowa:
Szukam ludzi gotowych pójść za Mną...
Największym dowodem Bożej opieki tego dnia był fakt, ze złodziej ominął pudełko, gdzie były nasze oszczędności. Znalazł jakies małe skrytki, ukradł zegarek, myślałam ze złoto także. Po roku znalazłam to złoto w tej samej szufladzie, gdzie wcześniej go nie było. Niewiele tego miałam, ale to prawie była ślubna biżuteria i jakieś pamiatki chrzcielne dzieci.

Nikt nie chce zostać okradzionym. Ale nawet w czasie takiego czy innego zła Bóg nie opuszcza i czuwa. Takiego dostrzegania Bożej opieki trzeba sie nauczyć, bo oczy mamy jakby za mgłą.

Mocne słowa jeszcze przytoczę siostry Skudro: "modlitwa małżeńska jest cudotwórcza". Każde małzeństwo modlące się razem może i doświadcza tego. Bo gdy we dwoje klękają jest między nimi Bóg. A Bóg leczy i wspira, uzdrawia i pomaga zrozumieć. Jedyne czego od człowieka pragnie to otwarte serce i pozwolenie by działał. I działa!
Wszystko co ja zrobiłam to otwarłam serce, resztę dokonał we mnie Bóg.

Ale wracając jeszcze do przykładu który podałeś. przytoczyłeś małżeństwo nieważnie zawarte, jesli mąż zataił nałóg hazardu przed żoną... nie ma ważnie zawartego małżeństwa to trzeba w sądzie biskupim to wykazać i poczekac na orzeczenie o nieważności. Będzie znowu kobieta mogła sobie ułozyć życie.

Ale jeszcze jedna uwaga, przypisujesz Bogu ludzką słabość i grzeszność, a to przeciez nie Bóg jest odpowiedzialny za czyjś nałóg, prawda? Ale na pewno Bóg może z tego nałogu wyzwolić i uzdrowić oraz pomóc naprawić małżeństwo. Nie zawsze nagle i natychmiast, raczej powoli, latami i krokami dostosowanymi do człowieka, ale jednak świadectwa wielu ludzi o tym mówią, że bez pomocy boskiej nie było mowy o rzuceniu nałogów.

A dobro dzieci nie jest chronione w małzeństwie? Czyż nie mają prawa do obojga rodziców, poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji? Czyż nie potrzebują wzrastać w miłości i cieple? tego wszystkiego chce Bóg, a to człowiek przez różne swoje decyzje gmatwa coś co w zamyśle bożym jest proste.
Uczciwie przypisujmy winę temu kto podejmuje decyzje i przyglądajmy się tym wyborom do czego prowadzą.

Dodano po 11 minutach 53 sekundach:
Betula pisze: 2019-10-19, 17:38 Wiele razy w tym temacie zaznaczyłam, że problemem jest wg mnie to, że grzechy z 6. przykazania są z definicji zawsze ciężkie. Dlaczego nie zostawia się miejsca na indywidualne rozeznanie wagi grzechu, tak jak w innych przykazaniach?

Mam wrażenie, że przez powszechność i akceptację w naszym społeczeństwie - także przez starsze pokolenie, po prostu ludzie nie widzą w mieszkaniu ze sobą przed ślubem niczego złego.
Czy w tej sytuacji można w ogóle mówić o grzechu ciężkim? Może ktoś uściśli, bo ja nie wiem, czy w warunku grzechu ciężkiego "świadomość zła, które się czyni", chodzi o osobistą świadomość i łamanie sumienia, czy świadomość pt. "to jest zły czyn, bo Kościół tak mówi"?
Jeśli prawdziwa jest pierwsza wersja, to wydaje mi się, że wiele par mieszkających ze sobą przed ślubem nie popełnia grzechu ciężkiego.
Betulo, ależ samo mieszkanie ze sobą nie jest żadnym grzechem. Grzechem jest współżycie poza małżeńskie - nie cudzołóż!

Dlatego odradza się wspólnego mieszkania razem, że trudno wtedy o zachowanie czystości, no i jest się powodem zgorszenia.

Wiecej tu:










Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 14930
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4183 times
Been thanked: 2940 times
Kontakt:

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Dezerter » 2019-10-19, 18:18

Biserica Dumnezeu pisze: 2019-10-19, 12:10 Wydaje mi sie ( moje prywatne zdanie ) , ze przywolany przez Ciebie Dezerterze przyklad dotyczy ludzi pozostajacych w tej kwestii poza Kosciolem.
Pytanie, ktore sobie w tym miejscu zadalem brzmi: Czy w tym przypadku ludzie owi pozostaja poza Bogiem?
Moja odpowiedz ( calkowicie prywatna ) brzmi: nie, oni nie sa poza Bogiem, z powodu tego, ze Bog ich nie odrzucil: zawarli z soba przymierze, choc jest to przymierze poza Kosciolem. Ale oddaja sobie nawzajem prawo do siebie.

To tyle co glowa moja pusta jak kapusta potrafila obmyslec.
To nie mój przykład a Betuli i dotyczy, jak cały wątek, osób wierzących i kiedyś, niedawno jeszcze, praktykujących katolików żyjącymi w stanie łaski oświecającej. Zmiana w stanie bycia w łasce uświęcającej następuje z chwilom ich wspólnego zamieszkania i regularnego współżycia. Dzieje się to często po wejściu w stan narzeczeństwa, lub ślubu cywilnemu, a więc ogłoszenia ludziom Bogu, że zamierzają żyć ze sobą jak mąż z żoną.
Zgodzę się z Biserica, ale nie do końca, bo pozostają wówczas poza Ludem Bożym (rozumianym jako grono zbawionych), ale formalnie należą nadal do KK.

I trochę by poszerzyć perspektywę wymienione prze zemnie osoby żyły z mężem/żoną bez ślubu kościelnego, ale nikomu z ówczesnego Kościoła nie przyszło nawet do głowy, żeby stwierdzić, że żyją w grzechu śmiertelnym :!:
- Św. Piotr
- Kilku innych apostołów
- wszyscy święci, biskupi, prezbiterzy, wierni, którzy do IX wieku, na mocy powszechnego kapłaństwa wiernych, sami sobie udzielali ślubu, bo nie musieli, zgodnie z nauką Kościoła czynić tego w kościele, lub w obecności prezbitera.
Kto mi wyjaśni tą sprzeczność, że wówczas nie żyli w stanie grzechu ciężkiego choć nie mieli ślubu kościelnego tylko "cywilny", a teraz żyją :-? :-\

Dodano po 13 minutach 44 sekundach:
Kalart pisze: 2019-10-19, 17:10 @Magnolia
Ciekawe jest to, że generalnie większość kierowców wie że konieczne są znaki i przepisy drogowe, by jeździć bezpiecznie... nie ma głosów oburzenia, że mamy przepisy regulujące jazdę. A przecież są to ludzkie przepisy, niedoskonałe, wymyślone całkiem niedawno.
Jak się dobrze zrozumie, dlaczego przykazania chronią człowieka, to powinno być łatwiej pracować nad przestrzeganiem Bożych przepisów.
Przepisy i znaki drogowe są zrozumiałe. Można łatwo objaśnić, czemu dany przepis służy i czemu zapobiega - a przede wszystkim, w jaki sposób. Jeśli dany przepis okazał się zły, to się po prostu go zmienia. Z przykazaniami tak nie jest. Wymyślił je nie wiadomo kto (może rzeczywiście Bóg, ale może po prostu kapłani?), działają nie wiadomo jak, a rzeczywistość często wygląda zupełnie inaczej niż powinna wyglądać.

Ale w jaki sposób przykazania chronią człowieka? Czy małżeństwo sprawia, że wszelkie niepoznane dotąd demony innego człowieka (alkoholizm, hazard itd.) znikają? Nie bez powodu się mówi, że aby poznać danego człowieka, należy z nim zamieszkać.
Małżeństwo kościelne czasem jest powodem kłopotów. Na przykład dopiero wówczas wychodzi na jaw, że druga połówka to hazardzista. Próbuje się pomagać, próbuje... ale jak to bywa z uzależnieniami, skutek to kolejne kłamstwa i oszustwa, kolejne długi itd i rosnąca antypatia wobec "najbliższego człowieka". Dla wierzącego, to katastrofa. Odejść nie może, bo jak odejdzie - to może pożegnać się ze związkami, pozostaje samotność. Co pozostaje? Cierpieć w ten czy inny sposób, słysząc od kapłanów, jak to cierpienie uszlachetnia i że ma to jakiś cel, który pozna się dopiero po śmierci. Tymczasem "miłość aż do grobowej deski" przestaje być obietnicą, ale staje się nadzieją - niech w końcu umrze!

Nałogowiec może się odetnie od nałogu, a może nie. Niestety bywają przypadki, że nie. Z przepisami drogowymi takich problemów nie ma...
Fajnie opisałeś, ale przykład nie trafiony, bo hazard ukrywany, jest zatajonym nałogiem, a więc powodem, do uznania małżeństwa za zawarte nieważnie.
Ostatnio zmieniony 2019-10-19, 18:12 przez Dezerter, łącznie zmieniany 3 razy.
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Awatar użytkownika
Betula
Bywalec
Bywalec
Posty: 180
Rejestracja: 13 wrz 2019
Has thanked: 61 times
Been thanked: 72 times

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Betula » 2019-10-19, 18:22

Magnolio, faktycznie nieprecyzyjnie się wyraziłam, w potocznym języku "mieszkanie ze sobą przed ślubem" często oznacza współżycie.
Chodziło mi o współżycie przedmałżeńskie. Ponawiam pytanie:

Czy w warunku grzechu ciężkiego "świadomość zła, które się czyni", chodzi o osobistą świadomość i łamanie sumienia, czy świadomość pt. "to jest zły czyn, bo Kościół tak mówi"?

Magnolia

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Magnolia » 2019-10-19, 18:37

Betula pisze: 2019-10-19, 18:22 Czy w warunku grzechu ciężkiego "świadomość zła, które się czyni", chodzi o osobistą świadomość i łamanie sumienia, czy świadomość pt. "to jest zły czyn, bo Kościół tak mówi"?
Sumienie nam ma pomagać rozróżniac dobro od zła. Ale jak wspomniałam wyżej, że skaza grzechu pierworodnego jak i pokusy mogą zaciemnić dobry osąd sumienia i wskazywać jako dobre cos złego. Zdecydowanie często dzieje sie tak w przypadku wspólnego zamieszkania - jawi się jako dobre, słuszne i korzystne.
Kościół w swoim nauczaniu stoi na straży Prawdy Objawionej i wynikającej z niej nauki moralnej, dlatego precyzuje pewne grzechy i nadaje im ciężar moralny, by było to jasne i by uchronić człowieka od relatywizmu moralnego.
Bo jedni poczytają to jako grzech, inni jako lekkie przewinienie, a inni wcale się nad tym nie zastanowią. Wyjdzie bałagan moralny. Dlatego teologia moralna rozpoznaje takie sytuacje, by były zgodne z objawieniem i je określa jasno w nauczaniu.

Awatar użytkownika
Betula
Bywalec
Bywalec
Posty: 180
Rejestracja: 13 wrz 2019
Has thanked: 61 times
Been thanked: 72 times

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Betula » 2019-10-19, 18:50

Magnolia pisze: 2019-10-19, 18:37 Sumienie nam ma pomagać rozróżniac dobro od zła. Ale jak wspomniałam wyżej, że skaza grzechu pierworodnego jak i pokusy mogą zaciemnić dobry osąd sumienia i wskazywać jako dobre cos złego.
Chyba piszesz o osądzie sumienia przed grzechem. Po grzechu raczej "czuć", że coś poszło w złą stronę. Ale przecież sumienie też może być błędnie ukształtowane, można widzieć grzechy tam, gdzie ich nie ma, albo nie widzieć ich tam, gdzie są...

Magnolia

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Magnolia » 2019-10-19, 18:52

Właśnie dlatego, że łatwo sumienie źle uformować, stłamsić, zagłuszyć potrzebujemy wytycznych Kościoła.

Awatar użytkownika
Betula
Bywalec
Bywalec
Posty: 180
Rejestracja: 13 wrz 2019
Has thanked: 61 times
Been thanked: 72 times

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Betula » 2019-10-19, 19:08

"Wytyczne", co nie są wcale elastyczne.
Czy grzechy przeciw 6. przykazaniu są jakieś wyjątkowe, że zamykają ludziom możliwość budowania relacji z Bogiem i wiary przez pełne uczestniczenie w mszy św.?

Magnolio, miałaś duże szczęście, że na studiach wałkowaliście HV, że kładli Ci do głowy treści zgodne z Twoimi wartościami.
Na moich studiach dostawałam całkowicie inny przekaz, inny model życia był stawiany jako wzór i norma. Z wierzącymi znajomymi czasem poważnie zastanawialiśmy się, czy wszystko z nami ok, skoro wybieramy inaczej?

Magnolia

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Magnolia » 2019-10-19, 19:26

A co to były za studia? i jaki model promowały?

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18912
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2606 times
Been thanked: 4605 times
Kontakt:

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2019-10-19, 21:55

Betula pisze: 2019-10-19, 19:08 Czy grzechy przeciw 6. przykazaniu są jakieś wyjątkowe, że zamykają ludziom możliwość budowania relacji z Bogiem i wiary przez pełne uczestniczenie w mszy św.?
Pismo odpowiada w następujący sposób:
"Strzeżcie się rozpusty! Bo czyż jakikolwiek grzech popełniony przez człowieka jest poza ciałem? Lecz [ja wam mówię,] kto grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!"/1Kor 6:18-20/

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 14930
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4183 times
Been thanked: 2940 times
Kontakt:

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Dezerter » 2019-10-19, 22:13

Marku , ale chyba nie chciał pisarz natchniony "rozpustą" nazwać współżycia z własną żoną we własnym domu, we własnym łóżko ?
... jak dla mnie to pytanie jest czysto retoryczne
Czekam na ustosunkowanie się do mojego postu poprzedniego
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Awatar użytkownika
Betula
Bywalec
Bywalec
Posty: 180
Rejestracja: 13 wrz 2019
Has thanked: 61 times
Been thanked: 72 times

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Betula » 2019-10-19, 23:47

Magnolio, świecka uczelnia i świeckie standardy. Wszędzie przekaz jest podobny.
Oczywiście dużo zależy też od prywatnych poglądów prowadzących zajęcia, niektórzy przyznawali wprost, np. że religia to zabobon.

Marku, wydaje mi się, że Paweł myślał w tym fragmencie o daleko posuniętym łamaniu 6. przykazania. Nie odnajduję w nim odpowiedzi na swoje wątpliwości. Nie do każdego grzechu z 6. przykazania pasuje mi słowo "rozpusta".
Grzechy z 6. przykazania zmieniały się przez wieki, w ST wielożeństwo było dopuszczalne, chyba nie będziemy się tym dzisiaj kierować.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 18912
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2606 times
Been thanked: 4605 times
Kontakt:

Re: Etyka katolicka - ciężar nie do uniesienia?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2019-10-19, 23:50

I trochę by poszerzyć perspektywę wymienione prze zemnie osoby żyły z mężem/żoną bez ślubu kościelnego, ale nikomu z ówczesnego Kościoła nie przyszło nawet do głowy, żeby stwierdzić, że żyją w grzechu śmiertelnym :!:
- Św. Piotr
- Kilku innych apostołów
- wszyscy święci, biskupi, prezbiterzy, wierni, którzy do IX wieku, na mocy powszechnego kapłaństwa wiernych, sami sobie udzielali ślubu, bo nie musieli, zgodnie z nauką Kościoła czynić tego w kościele, lub w obecności prezbitera.
Kto mi wyjaśni tą sprzeczność, że wówczas nie żyli w stanie grzechu ciężkiego choć nie mieli ślubu kościelnego tylko "cywilny", a teraz żyją :-? :-\
Jaką sprzeczność?
Osoby o ktorych mówisz również zawierały małżeństwo w pewnym porządku, który Kościół uznawał.
Kościół jest szafarzem sakramentu. Jeśli ustalił, że od chwili X zawarcie sakramentu jest ważne tylko pod pewnymi warunkami (określona liturgia, ksiądz jako świadek uprawniony ze strony Kościoła) to tak jest. Również Kościół określił wyjątki od tej reguły (kilkumiesieczny brak perspektywy dotarcia księdza).
Dezerter pisze: 2019-10-19, 22:13 Marku , ale chyba nie chciał pisarz natchniony "rozpustą" nazwać współżycia z własną żoną we własnym domu, we własnym łóżko ?
Katolik, który nie bierze ślubu kościelnego, nie ma żony.
Uprawia więc oczywiście rozpustę.
Nie dotyczy to niewierzącego, tak jak nie dotyczy go post w piątek.
... jak dla mnie to pytanie jest czysto retoryczne
To skutek formacji jaką przechodzisz. Smutny skutek.
Dezerter pisze: 2019-10-17, 21:43 Większość młodych katolików i to takich zdeklarowanych, z katolickich domów, po bierzmowaniu, chodzących na religię, odrzuca oficjalną etykę proponowaną przez KK - to fakt ogólnie znany.
To co?
W ostatnich latach zmieniło się również coś jeszcze - z moich obserwacji wynika, już ponad połowa rodziców akceptuje takie praktyki u swych dzieci i może ich nie pochwala, ale i nie potępia.
To przykre.
Dezerter pisze:Albo my, Kościół będziemy szli w zaparte i zaklinali rzeczywistość ... nieistniejącą i stawiali poprzeczkę nie do przeskoczenia dla większości, albo wczytamy się w Słowo i odkryjemy co ma nam do powiedzenia na dzisiejsze czasy, że to jednak miłość jest najważniejsza (nie mylić z rozwiązłością, hedonizmem, zaliczaniem czy jak to się teraz nazywa)
Ty właśnie mylisz, podciągając rozpustę pod miłość.
Gdyby była miłość, byłby i ślub. Nie ma żadnego powodu, by ślubu nie było.

Ciekawe: przez wieki to Kościół robił wszystko, by ludzie się zmieniali na lepsze, żeby kształtować ludzi żyjących wg wskazań Ewangelii, pozbywajacych się swoich grzechów..
Dziś Ty (ale przecież nie tylko Ty) proponujesz, żeby to nauka Kościoła była kształtowana przez ludzkie grzechy.

I jeszcze mówisz że to oznacza "miłość"!

I jeszcze (bluźnierczo, choć pewno nie zdajesz sobie z tego sprawy) usiłujesz uzasadniać takie postulaty "wczytywaniem się w Słowo"!

Dodano po 2 minutach 36 sekundach:
Betula pisze: 2019-10-19, 23:47 Marku, wydaje mi się, że Paweł myślał w tym fragmencie o daleko posuniętym łamaniu 6. przykazania.
1.Na jakiej podstawie tak sądzisz?
2.Jaki poziom łamania 6 przykazania nazwałabyś w takim razie "rozpustą"?
Grzechy z 6. przykazania zmieniały się przez wieki, w ST wielożeństwo było dopuszczalne, chyba nie będziemy się tym dzisiaj kierować.
No właśnie. Kierujemy się etyką Nowego Testamentu.

I - podobnie jak w przypadku innych grzechów - nie odpuszczamy tylko dlatego ze zdarza nam się grzeszyć.

ODPOWIEDZ