MONOLOG

Tutaj będą pisane felietony przez redaktorów forum. Katolickie spojrzenie na świat, na Boga, na sprawy wiary. Zapraszam do czytania.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-12, 12:00

Dziś usłyszałem dwie myśli.
1. Syr 15.15 Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania, ...
2. Mt 5.19 Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim.
Nie chcę tłumaczyć powyższych tekstów. Nie mam wystarczającej wiedzy, aby to czynić. Chcę, natomiast, powiedzieć, co przychodzi mi na myśl.
ad. 1. Czy chcę zachowywać przykazania? Każdy odpowie, że tak. Ale każdy inaczej. Bóg dał każdemu z nas wolna wolę. Mogę przestrzegać przykazań, mogę je na swój sposób interpretować, mogę je lekceważyć. To zależy od mojej woli. Obawiam się, że zwykle interpretuję je po swojemu. Czasem je zawężam, czasem rozszerzam. Ale zawsze staram się dociec sensu. Tego najgłębszego przesłania. A dotyczy to zawsze mnie. Jeśli Bóg zostawia to mnie samemu, to znaczy, że muszę wybierać. Ale wybierać za siebie i dla siebie. Nie dla innych. Nie powinienem narzucać innym swojej interpretacji. Co nie znaczy, że powinienem ją zachować dla siebie. Owszem, powinienem się dzielić swoimi przemyśleniami, rozmawiać. Ale czy to oznacza, że mam pozostać obojętny wobec tego, co czynią inni? Też nie. Uważam, że moja powinnością jest sprawiedliwe postępowanie. Powinienem swoim postępowaniem, swoją postawą, a nie słowem, pokazywać, jak należy rozumieć przykazania. Jak należy je wypełniać, aby szerzyć chwałą bożą. Na pożytek ludzi i mój własny.
Całym moje codzienne postępowanie świadczy o moim stosunku do Boga. Czy Go szanuję? Czy okazując Mu szacunek i miłość, zachęcam innych do tego, czy też zrażam.
Staram się. Nie oceniam swoich starań. To należy do kompetencji samego Boga. Ale staram się doskonalić swoje postępowanie. Malutkimi kroczkami. Na miarę sił i możliwości.
Jeżeli zechcesz ... Chcę Panie. I proszę, abyś wspomagał moją wolę w starannym wypełnianiu przykazań. Pomóż mi Panie, abym potrafił odczytywać Twoją wolę i aby moja wola zgodna była z Twoją.
ad. 2. Słowa wg św. Mateusza napawają mnie wielkim optymizmem. Bowiem, może trochę na przekór zacytowanemu fragmentowi, stanowią dla mnie obietnicę osiągnięcia Nieba. Jeśli bowiem swoim postępowaniem znoszę któreś z przykazań, to Ty Panie nie zamykasz mi drogi do siebie. Wprost przeciwnie. Obiecujesz, że pomimo tego, że błądzę, wciąż jesteś gotów mnie przyjąć. Cały czas widzę przed sobą otwarte wrota do Raju. Pomimo moich wad i ułomności. A jakże często pomijam Twoje przykazania. Czasem z powodu ignorancji, czasem dla uzyskania jakichś doraźnych korzyści. A czasem dla wygody, z lenistwa. Jak tak o tym myślę, to przychodzi mi do głowy, że zawsze z głupoty. Przecież zawsze chcę czynić dobrze. Dobrze? Dla kogo? Niestety, czasem tylko dla siebie. A Ty Panie nie stworzyłeś mnie jednego, osadziłeś mnie w społeczeństwie. I do świętości powołałeś każdego.
Ale czy ja uczę innych ignorowania bożych praw? Od razu krzyknę, że nie. Ale czy tak jest na prawdę? Czy swoimi drobnymi upadkami nie daję przykładu innym? Złego przykładu. Na przykład, kupując usługę, czy płacąc do ręki nie dokonuję oszustwa? Unikam podatku VAT. Usługodawca nie odprowadza podatku od dochodu. Zubażam budżet państwa. A przecież, jako obywatel jestem zobowiązany do jego utrzymania. Podobnie jak jestem zobowiązany do utrzymywania Kościoła. Czy nie łamię w ten sposób siódmego przykazania? Czy nie uczę w ten sposób innych oszustwa i cwaniactwa?
Myślę, że do każdego z Przykazań Bożych da się znaleźć przykład naginania, fałszywej interpretacji lub ewidentnego łamania. Ale przewrotnie rodzi się pytanie: Czy nie jest to zbytni skrupulantyzm? Czy nie przeginam i wylewając dziecka z kąpielą robię więcej złego niż dobrego?
Jeśli czytasz to, to nie odpowiadaj. Nie odpowiadaj od razu. Jeśli chcesz, wyraź swoją opinię. Nie dzisiaj. Jutro. Nie w emocjach. Bez natychmiast nasuwających się myśli. Na spokojnie. Po przemyśleniu.
I jeszcze jedno. Zważ, że wątek nazwałem monologiem. A to oznacza, że mogę nie odpowiadać na Twoje zdanie. Mogę też się ustosunkować. Jeśli coś kiedyś wywoła emocje, to zawsze można temu poświęcić nowy wątek. Gdyż w tym, groch będzie z kapustą. Raz o tym, drugi raz o czymś innym. Oczywiście jeśli pozwolą mi to rządzący niniejszym portalem.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-13, 13:45

"Błogosławieni, którzy zostali wezwani na Ucztę Baranka" - słowa słyszymy niemal na każdej mszy świętej.
Właściwie, o co chodzi? Kto jest wezwany? A w związku z tym: kto jest błogosławiony?
Mniemam, iż wszyscy ludzie zostali wezwani. Czy to znaczy, że celebrans błogosławi wszystkich ludzi? Totalnie wszystkich? Tych, którzy przyszli i tych którym do głowy by to nie przyszło? Tym, którzy przyszli, aby się modlić i tym, którzy przyszli aby kraść, strzelać, podkładać bomby? Kto jest w tym momencie błogosławiony? Tylko żywi, czy także umarli? A może i ci, którzy dopiero mają przyjść?
To piękne, błogosławić wszystkich. Wszak Kościół nie jest elitarny. Choć i z tym mam problem. Gdyż powoli staje się coraz bardziej elitarny. Na msze święte przestają przychodzić niewierzący i agnostycy. Kiedyś wypadało się pokazać. Teraz już nie.

Czy źle czynił Bronisław Bozowski (wpisz w wyszukiwarce, przeczytaj Pałygę), który zawężał społeczność błogosławionych. On bowiem mówił: "Błogosławieni którzy wezwani przyszli na Ucztę Baranka". [Bronisław Bozowski był jeną z osób, które uznawałem za autorytet i które odcisnęły piętno na moim rozwoju]. Był człowiekiem szczerze kochającym wszystkich ludzi. Także pijaków, zomowców, komunistów ... Wielu uratował życie, a także życie wieczne. {Umarł w opinii świętości, są czynione starania o beatyfikację.]
Czy on dyskryminował ludzi? To kłoci się z jego miłością do ludzi. Dlaczego tak mówił? A może przytoczone błogosławieństwo odnosi się tylko do tych, którzy zaproszeni czy wezwani na Ucztę Baranka przyjęli zaproszenie. Czy to nie jest podobnie do sytuacji opisywanej przez Mateusza 22,1-14? Tam uczta była tylko dla tych, którzy uszanowali zaproszenie.
Czy BB (Bronisław Bozowski) słusznie ograniczał listę osób błogosławionych?
Teraz pójdę znacznie dalej. Czy nie powinien ograniczyć tej populacji jeszcze bardziej? Tylko do tych, którzy zaproszeni, przyszli i przystąpili do Stołu Pańskiego? Wyobraźmy sobie, że zapraszamy do siebie gości na obiad proszony. Najpierw chodzimy po sklepach. Kupujemy wymyśle wiktuały. Tracimy czas i wydajemy pieniądze. Potem pichcimy. Gotujemy, pieczemy. Oprócz pracy, wkładamy serce. Wszak chcemy ugościć jak najlepiej. Nasze przygotowania są nieporównywalny łatwiejsze niż krwawa Ofiara Chrystusa. Jezus dał na całego Siebie ustanawiając Eucharystię. Ale i my przygotowując ucztę mocno się zaangażowaliśmy.
przychodzi oczekiwana chwila. Zaproszeni przychodzą. Nie wszyscy. Są tacy, którzy po prostu olali. Nie poinformowali, że mają inne plany. Zlekceważyli. Przychodzą. Jedni parę minut wcześniej, aby troszkę pogadać przed rozpoczęciem uczty. Inni punktualnie na czas. A jeszcze inni spóźniają się. Kwadrans, pół godziny ... Niestety, to nie wszystko. Warto zwrócić uwagę na strój i stan przybywających. Jedni w strojach wieczorowych, inni w codziennych. Ale są też osoby w strojach roboczych. A nawet w ciuchach budzących odrazę: brudnych, pomiętych, cuchnących. Myślicie, że to koniec niespodzianek? Nie. Bo, to już niezależnie od stroju, przychodzą ludzi bardzo głodni i spragnieni, w miarę głodni, ale też najedzeni i podpici. Czy ich wszystkim powinienem błogosławić przed posadzeniem przy stole? Każdemu umyć stopy i namaścić olejkiem? Czy może zatrzasnąć drzwi przed nosem i powiedzieć, umyj się, ubierz i dopiero wtedy przyjdź!
A co powiecie na taką sytuację. Na to przyjęcie przychodzi gość. Zaproszony siada do stołu. Dostaje na talerzu arcydzieło kulinarne gospodarzy. I w tym momencie mówi: Nie będę jeść. Najadłem się w domu. Posiedzę, pogadam ... Nie przyszedłem, aby jeść.
Czy to się czymś różni od uczestnictwa we Mszy świętej? Jak się czuje Pan Jezus, gdy mówimy mu: Dziękuję, niepotrzebnie oddałeś z mnie życie. Może kiedyś skorzystam, ale wiesz, to takie trudne. Musiałbym pójść do spowiedzi. Musiałbym powstrzymywać się od jedzenia. A ja nie pamiętam o tym. Jem kiedy chcę. W ogóle nie rozumiem tych wymogów. Nie wystarczy Ci, że przyszedłem do kościoła?
Czy i oni zostali pobłogosławieni? Czy i oni zasługują na błogosławienie? Powiesz, że każdy otrzymał po denarze? Nie masz racji. Zapłatę otrzymali tylko ci, którzy chcieli podjąć się pracy. Choćby na jedną godzinę. Na tę ostatnia godzinę. Ale dali coś z siebie. Zechcieli wyprać swoje szaty, wybielić je w Krwi Baranka.
A ja? Czy mnie błogosławi celebrans? Czy zasługuję na to? Zawsze? Czasem? Sądzę, że warto samemu odpowiedzieć na te ytania, zanim staniemy u stóp Tronu Pańskiego, aby zdać relację z naszego życia.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-14, 10:27

Chciałem napisać kilka anegdotek o Bozowskim. Ale słowa Dezertera i niedawne zaawizowanie się nowego forumowicza skłoniło mnie do zmiany. Tym razem, albo jak mawiała moja ciocia (żartobliwie) tą razą, napiszę kilka słów o niniejszym forum.
Plątałem się po jakichś innych forach. Ale wszędzie trafiałem na złośliwość, niechęć. Bardzo często na totalny brak zrozumienia. Nie chodzi o to, że ktoś mnie nie rozumiał. To także tu się zdarza. Chodzi mi o chęć nierozumienia. Jeśli ktoś nie chce mnie zrozumieć, to z pewnością nie zrozumie. Pierwszą cechą niniejszego forum jest ŻYCZLIWOŚĆ. Bywają wprawdzie wyjątki. Ale wyjątki te nie spotykają się z agresją. Reakcją jest polemika, a także słowa zachęty do podążania drogą życzliwości.

Wydaje mi się, że właśnie taka atmosfera odstrasza pieniaczy i tzw. hejterów (nie lubię tego słowa, ale wydaje mi się, że chwilowo i w tym miejscu jest lepsze od nienawistników).

A mamy tu menażerię. Mamy tak różne postawy, cele i priorytety. A jednak daje się to skleić. Co jakiś czas wpada meteor. Wsadza kij w mrowisko. Mrowisko się burzy (moim zdaniem często niepotrzebnie). Są osoby analityczne wzbogacające naszą wiedzę. To cenne. Ważne są też ostrzeżenia. Nie te udzielane przez moderatorów. Ostrzeżenie wzajemne. Przykładem tego były informacje o nickach używanych przez niektórych na tym forum i na innych forach. Jestem wdzięczny za to, gdyż dzięki temu uniknąłem miny, jaką jest powtórka z rozrywki (o ile rozrywka jest rzucanie pereł o ścianę). Pojawiła się bowiem tutaj osoba, której post odebrałem, jak chęć rozmowy i dobrej woli. Na szczęście, jeden z jego rozmówców podał jego nick z innego forum. A tam już z tymże dyskutowałem. Bezefektywnie. Gdyż człowiek odporny na argumenty niezgodne z jego misją.
Zdaję sobie sprawę, że obrona własnych przekonań normalną jest. Ale ważna jest otwartość. Zapewne w pierwszym odruchu odrzucę Twój argument. Ale, jeśli ważki było, to o nim nie zapomnę. Będę w myślach drążył, będę szukał źródeł, radził się innych ludzi, poznawał ich zdanie na ten temat. [A to znowu mi się kojarzy z Bozowski, który "zadręczał" każdego przygotowując się do swoich homilii. A przygotowywał się zawsze.]

Przybyszu, znajdziesz tutaj zrozumienie. Znajdziesz życzliwość. Nawet jeśli ktoś na Ciebie naskoczy, to zawsze znajdzie się ktoś, kto rękę poda. I w mojej ocenie, częściej spotkasz wyciągniętą rękę, niż zobaczysz plecy.

Różnimy się poglądami. Idziemy różnymi drogami. Wystartowaliśmy z różnych miejsc. I w różnym czasie. Mamy różne doświadczenia. Ale, mamy jeden cel. Tym celem jest Bóg i zbawienie. W drodze do Celu można brykać, skręcać w rożne zaułki lub zaprzeczać wszystkiemu (z zasady). Są wśród nas tacy, którzy starają się ze sobą taszczyć jak najwięcej. Inni wybierają się w drogę bez plecaka i zapasów żywności. Wierząc, że Pan spełni codzienna prośbę o chleb powszedni.

Dziś Walentynki. Nikomu nie złożę życzeń. Święto uważam, że święto seksu. Uważam, że jest przepełnione chucią i pożądaniem. (A napisane jest: Nie pożądaj ...) Święto erotyzmu, czyli egoizmu. Dziwi Cie to? Czemu? Wszak spełnianie potrzeb erotycznych jest skierowane na zaspokojenie moich potrzeb. Partner, partnerka jest środkiem, a nie celem. Gdyby świętem miłości były Walentynki, to kościoły pełne byłyby dzisiaj. A nasze matki i ojcowie obsypywani byliby kwiatami i czekoladkami. A każdy spotkany człowiek, na ulicy w tramwaju, otrzymywałby nasz serdeczny uśmiech i uśmiech ten przekazywał dalej kolejnym osobom. Aż cały świat zapełniłby się radością i miłością.

Kiedyś, dawno temu, przy ognisku ojciec Karol Meissner włączył się w rozmowę o miłości. Najpierw przysłuchując się kilkakrotnie usłyszał słowa: kochamy się. W różnych sformułowaniach. Kochamy się, kocham się w niej, kocham się w niej, ona kocha się w nim i tak dalej. Zwrócił uwagę na bardzo istotną formę. Formę, która doskonale tłumaczy sens. Mianowicie zwrócił naszą uwagę na to, że w takiej formie jest to czasownik zwrotny. A cóż to oznacza? To znaczy, że nie kochamy kogoś, tylko siebie. Jeśli kochamy się, to znaczy, że ja kocham siebie samego, a ona kocha siebie samą. Gdy ona kocha się w nim, to znaczy że za jego pomocą zaspokaja swoją potrzebę miłości. On jest dla niej przedmiotem. Sposobem spełnienie jej potrzeb. On ma tylko ją zaspokoić. Oczywiście nie odnosi się to jednej płci. Więcej, nie ogranicza się to tylko do relacji erotycznych. To może cechować postawę do dziecka, rodzica, a nawet przedmiotu.

Więc życzę Wam wszystkiego najlepszego, doskonalenia się w drodze do Boga, życzę satysfakcji Wam i Waszym bliskim. Aby cieszyli się tym, że jesteście z nimi. Życzę to z powodu życzliwości, jaką do Was żywię. Ale bez podtekstu włąsnych korzysci i bez walentykowego walenia [dla wyjaśnienie pojęcia cytuję za Wikipedią: Walenie (Cetacea) ? rząd ssaków (w kladystyce to klad w obrębie parzystokopytnych) z podgromady ssaków żyworodnych. Występują one głównie w oceanach.].

Post scriptum: podane wyżej nazwiska dotyczą konkretnych osób, które miałem szczęści spotkać na swej drodze. O każdej z nich można łatwo znaleźć w internetach wiele różnych informacji. I warto uczynić to.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-15, 09:57

Dziś słów kilka o BB (Bronisławie Bozowskim)
Ale nie o jego drodze, roli w trakcie wojny. O tym pisał Pałyga. A także nie o mnie, ani o moim Ojcu (anonimowo wspominał go Pałyga w książce Proboszcz niezwykłej parafii).
* BB mieszkał na teranie przyklasztornym ss Wizytek, a także w pokojach gościnnych ss Urszulanek szarych. W tych samych miejscach lokowali się jego dwaj przyjaciele: Jan Twardowski i Jan Zieja (dwaj sławni, ale bardzo skromni ludzie).
U sióstr Wizytek zajmował, w budynku przylegajacym do skweru, mieszkanko. Dwa pokoiki o łącznej powierzchni ok 10 m2. W pierwszym stoliczek, krzesełka, jakaś oszkolna szafka i odrobina miejsca, aby się przecisnąć do drugiego pomieszczenia. A tam żelazne łóżko, zajmujące niemal całą szerokość pokoju. A na ścianach wielkie plansze ze zdjęciami. Z jednej zmarli, z drugiej żyjący. Na na obu przyjaciele, synkowie i oślice. Na obu ci, których kochał. Wiele osób z życia publicznego, lecz większość anonimowa. Na stoliku aluminiowe sztućce, kilka różnych łyżeczek, zmaltretowana od ciągłego wertowania Biblia. I różna kartki, listy.
* Pewnego razu kościelny przechodził korytarzem obok tegoż mieszkanka. Usłyszał jakieś odgłosy zeń dochodzące, a świadomość miał, że księdza tam nie było. Cichutko podszedł, otworzył drzwi i zobaczył grasującego złodzieja. Początkowo obaj stanęli jak wryci. Chwilę później, kościelny osunął się na podłogę, gdyż nie mógł ustać ze śmiechu. Patrzył na złodzieje i zaśmiewał się. Z włamywać zupełnie zdezorientowany postanowił uciec. Tak jak wszedł, przez okno. Cóz w tym śmiesznego? Ano to, że wcześniej opisałem majątek księdza. Troszkę pominąłem. Miał jeszcze pościel i bieliznę. Ta bielizna chyba stanowiła największą wartość, gdyż BB bardzo dbał o zdrowie. Może zapasowa sutanna (jeśli miał dwie) to tak ja każda jego szata, było połatana, pocerowana, ze śladami długiej eksploatacji. Ten dziwak pieniędzmi swymi wspierał potrzebujących. Jemu wystarczało to, co dostawał od innych. Od sióstr miał wikt i opierunek. A gdy czegoś potrzebował, to mówił. A natychmiast zjawiał się ktoś, kto podwiózł, kupił leki ...
* Kiedyś, a było to na początku lat 70tych, byłem w jego miejscu chwilowego pobytu. W lecie lubił mieszkać nieco dalej od centrum. Na zapleczu kina Wrzos (teren kościelny, częściowo zabrany przez komunę). Duży pokój, wielkości klasy lekcyjnej. Żelazne łóżko. stolik, dwa lub trzy krzesła. Standard. I wielka bateria butelek po najtańszym winie i po piwie. Stanąłem jak wryty. Zobaczył mój pytający wzrok. I wytłumaczył, że takie towarzystwo tam mieszka. A on miał drzwi otwarte dla każdego. Przychodzili do niego z napojami, a on spokojnie rozmawiał. Rozmawiał z każdym. Każdemu podawał rękę. Wyciągał a najgorszego błota. Nie krytykował, ale dawał przykład.
BB fascynował mnie. Opowiadałem więc o nim wszem i wobec. M.in. koleżance, która studiowała wraz ze mną. Niewierzącej, właściwie ateistce, córce dyplomatów bułgarskich. Opowiadałem o jego homiliach, które trwały od 40 do 90 minut. Opowiadałem, jak kościół zapełnia się w porze jego kazań, gdyż niewierzący przychodzili na same kazania. A po wygłoszonej homilii wychodzili z kościoła. To było fascynujące gawędy. Opowieści wchłaniane maksymalnie. Piękne pod względem formy i treści. Podobno niektóre nagrywała ubecja, dzięki temu część dziedzictwa się zachowała. (To mnie dziwi, gdyż on o polityce nie wspominał.) Zachęcona opowiadaniami Bułgarka kiedyś przyszłą na mszę świętą. Po mszy św. spytałem, czy chciałaby z nim porozmawiać. Było to łatwe, gdyż zawsze był do dyspozycji. Wyraziła zainteresowania. Tu muszę wspomnieć, że była wielką estetką. Zwracała ponad przeciętną uwagę na wygląd i ubranie człowieka. Na estetykę.
* Ksiądz zaprosił na do pokoiku. Najpierw wąski korytarzyk. Ksiądz pokazywał drogę, za nim kobieta, potem mój przyjaciel i ja. On, gdy zobaczyła kapłana w podartej (naprawionej, ale ślady widoczne) sutannie, częściowo rozpiętej pod szyją i zionącego czosnkiem (hipochondryk niemal) chciała uciec. Przeraził ją wyglądem i zapachem czosnku. Opanowało ją obrzydzenia. Szarpnęła do tyłu, ale kolega idący za nią nie zrozumiał zachowania i popchnął ją wgłąb korytarza, do pokoiku. Pokoik taki, że wokół maleńkiego okrągłego stolika były 4 krzesła, do których trzeba było się przeciskać. Nie dało się uciec od zapachu czosnku. A i głupio byłoby zamknąć oczy, aby nie patrzyć na rozpiętą sutannę, podkoszulek i łaty. Sztywna siadła. Potem rozmawialiśmy. A po wyjściu opowiedziała o tym, jaki szok przeżyła. A także o tym, że po kilku minutach rozmowy przestała czuć woń czosnku, nie zauważała rozchełstanej sutanny, ani widocznego podkoszulka. Słyszała tylko jego słowa, była pochłonięta rozmową.
* Innym razem BB groził mi śmiercią. Szantażował mnie. Kazał, abym zwracał się do niego na ty. Bo jak nie, to mnie zabije. Groźby nie spełnił. A ja nie potrafiłem. Starszy ode mnie o parędziesiąt lat. Autorytet. Szacunek. Nie potrafiłem. Szkoda. Może byłbym go lepiej poznał ...
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-16, 10:23

O czym rozmawiamy?
Znów, chciałem o czymś innym. Ale refleksje naszły, gdym przeglądał aktywne wątki. Większość z nich dotyczy ważnych spraw. I bardzo dobrze. Ale wrócę natenczas do przeszłości. Kiedyś znalazłem sie w Neo. Wkurzało mnie wiele spraw. Najpierw nie mogłem się pogodzić z zasadą, że nie wyjaśniamy Biblii, tylko mówimy o tym, co słowa znaczą dla nas, jak wpływają na nasze życie. A ja chciałem wyjaśniać, co natchniony pisarz miał na myśli. Cóż za zadufanie. Nie znając języków starożytnych, nie znając realiów i mentalności ówczesnego życia, miałem śmiałość wyjaśniać. Z trudem poddałem się rygorom. I o dziwo, tak chyba zostało. Teraz nie staram się wyjaśniać, co SŁOWO oznacza, ale jak sam je rozumiem, do czego mnie ono zobowiązuje, zachęca.
Od razu zaznaczam i podkreślam: Nie chcę nikogo krytykować. To, że nie czuję się być kompetentnym, to nie znaczy, że odmawiam tego innym. Uważam, że wiele przedkładanych cytatów i ich interpretacji jest bardzo ciekawa. Pobudza do myślenia i poszerza wiedzę. To cenny wkład w dyskusję. Ale obawiam się, że samodzielna interpretacji Słowa może wpuszczać w maliny. Warto korzystać z autorytetów. Pamiętam jak w latach 60tych ŚJ podawali datę końca świata. Na spotkaniach wyjmowali kartki i w brdzo prosty sposób wyliczali. Każdą wielkość, jednostkę, ilość potrafili zinterpretować, wyjaśnić wartość, jaką Autor chciał przekazać i jak ją przeliczyć na współczesna warunki i miary. A potem, gdy termin minął, jeszcze raz chodzili i wyjaśniali, skąd się wziął. I wyznaczali kolejny termin. Gdy minął drugi lub trzeci (już nie pamiętam) przestali ponawiać obliczenia. Ja czuję się zbyt mały, aby ośmielić się przekonywać do własnej interpretacji. Dlatego zachęcam do Świderkówny. Do jej niepewności i pokory. Była autorytetem. Badając starożytność, nie mogła pominąć Biblii w swoich działaniach. Niewierząca nie nie mogła zignorować Jezusa. A Ten prowadził prostą drogą do Boga Ojca. Jakże inna drogą szedł Branstetter. Wychowany w rabinistycznej tradycji Żyd, od początku kochał Boga i Biblięstawiał na świeczniku (patrz Krąg biblijny). Wbrew oficjalnemu przekazowi zmienił zawód Jezusa. Ten wykonywany. Haarec. Nim Jezus, jako człowiek, chciał być i był. Wg Brandstettera. A ja mu uwierzyłem.
Do czego prowadzi spór o interpretację Pisma? Czy jest konstruktywny? Czy powoduje okopywanie się na stałych pozycjach?

Chciałbym, aby spór ten wykładem był. Bez zacietrzewienia. Ż życzliwością dla oponenta. Niech rozmowa będzie drogowskazem dla błądzących. Dla mnie. Dla takich jak za. Za małych, aby samodzielnie rzucać się w ocean. Dla takich, którzy małą łódeczką powili płyną wzdłuż brzegu. Boję się fal wielkich. Na azymut płynąć się nie odważę, gdy wymaga to wpłynięcia na wzburzone wody. Wybieram spokojne akweny. Staram się mieć ląd zawsze na horyzoncie. Ale o busoli nie zapominam. Na żyrokompas wciąż zerkam. Dla bezpieczeństwa doraźnego często zbaczam z kursu. To wydłuża drogę. Ale postronne narody mówią jednym głosem: tisze jedziesz, dalsze budziesz, czyli langsam, langsam aber sicher. Nie brykam jak źrebak, nie skaczę jak kocica i nie prę do przodu jak zaprzęgowy wół jak mały osiołem, ostrożnie, powolutku ... Do stajenki. Tam sianko, woda, dach, znajome wonie i bezpieczeństwo. Ale droga daleka. Jak osiołek (koty też tak robią), gdy kamień na który stawiam nogę rusza się, cofam nogę. Znajduję inną drogę. Nie przeskoczę jak rumak, nie staranują jak wół. Być może dotrę ostatni. Pocieszam się tylko tym, że ci ostatni wcale nie muszą być na końcu.

Niezależnie od powyższego, każdemu życzę sukcesów na drodze do Boga. Nikomu nie życzę zwycięstwa w dyskusji, bo celem jest Bóg, a nie duma z odniesionego zwycięstwa nad interlokutorem. Jeśli dyskusja zbliża do Boga, to cel został osiągnięty. Kochani, z Bogiem w kolejny dzień. Tego życzę.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 14805
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4115 times
Been thanked: 2906 times
Kontakt:

Re: MONOLOG

Post autor: Dezerter » 2017-02-16, 22:39

"Jeśli dyskusja zbliża do Boga , to cel został osiągnięty."
... do Boga i prawdy
Ciesze się, że mamy te same cele :-)
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-17, 09:09

Dziś rano jadąc do pracy słyszałam rozmowę pana, który przeprowadził wywiad z Kamilem Stochem. Uderzyło mnie jedno zdania. Otóż Kami powiedział, że jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu. Pomyślałem sobie o mądrościach ludowych. Jest taka tendencja do lekceważenie ludowości. Między innym prostej wierze ludowej. A ta ma dwa oblicza. W obu przeciwnych obrazach jest to związana z bardzo prostą formą. Ale ta prosta forma na dwa diametralnie różne oblicza. Z jednej strony pod prostą, niektórzy powiedzą prymitywną formą, jawi się głębia. Głębia uczuć i głębia teologicznej mądrości. Przedestylowana tak, że została sama najgłębsza kwintesencja. Niestety, ta sama ludowość ma także oblicze prostackie i prymitywne. Niestety rzuca się ono bardziej w oczy, gdyż łatwiej wykazać niekonsekwencje. Zwłaszcza, gdy walczy się z religią, Kościołem lub Bogiem. Choć tak na prawdę jest to walka z człowiekiem. Z człowiekiem myślącym inaczej niż oświeceni liberałowie.
Codziennie rano staram się powtarzać sobie: Bez Boga, ani do proga. I zaczynać dzień od: Kiedy ranne wstają zorze ... Bądź pochwalon Boże wielki ...
Zaskoczyłem niekonsekwencją? Ludowość mieszam z literaturą wysokich lotów? [Dla tych, którzy nie mieli tego w programie języka polskiego podpowiadam: Franciszek Karpiński.] Czemuż tak czynię. Albowiem także takie sformułowania też wpisują się w ludowość. Jest to pieśń bardzo popularna wśród ludu (słowo "lud" nie jest tu używane w sensie komunistycznym, raczej jako "sól ziemi" czyli "lud boży").
Kolejnym przykładem "prostej" religijności jest Psalm 91 bardzo popularny w tłumaczeniu samego Jana Kochanowskiego. [Znów, dla okaleczonych socjalistycznym programem nauczania podam pierwsze słowa: Kto się w opiekę Panu swemu ...] To również pieśń, która jest doskonała na rozpoczęcie dnia. Na rozpoczęcie nie tylko ludowe.
Dwie wspomniane pieśni doskonale łączą kilka pozornie sprzecznych pierwiastków. Doskonale i harmonijnie łączą prostą ludowość, głęboki sens, piękną formę i znakomitych autorów. Są to jedne z najpopularniejszych pieśni. Towarzyszą na dzień w dzień.
A zacząłem od sportu. I hierarchii wartości. Gdy jest właściwa, wtedy życie układa się lepiej. Nie oznacza to, że przychodzą same sukcesy. Nie zapewnia to ani zdrowia, ani majątku. Nie zapewnia niczego, co ziemskie i przemijające. Choć nie. Błądzę. Jest jednak coś, co taka postawa daje już teraz. Daje spokój ducha. Daje ufność. Bo któż może powiedzieć: "Jezu, ufam Tobie", jak nie ten, kto "szczerze ufa Jemu"'. Ile wieków minęło między jednym sformułowaniem, a drugim. A wciąż to samo. Różne formy, a treść obu skrywa (właściwie odkrywa) głęboką tajemnicę.
Do ludowych modlitw chyba można też zaliczyć różaniec. To też modlitwa pełna kontrastów. Może być klepaniem. Może być kontemplacją. Zwykle modlitwa zawiera obydwa te pierwiastki. A waga przesuwa się między skrajny mi pozycjami. Ale o tym, potem. Teraz ino moje subiektywne i spostrzeżenie dotyczące tejże modlitwy. W trakcie oddawanie się jej moje rozważania koncentrują się zwykle wokół miłości i zaufania. A odpowiedzialność jest na kolejnym miejscu. Jeśli życia starczy, to podzielę się nimi. A wtedy może okazać się, że medal ma więcej niż dwie strony. Przynajmniej cztery.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

konik

Re: MONOLOG

Post autor: konik » 2017-02-17, 09:43

Andeju ... jak to milo, ze Ty w swojej skrzyni biegow uzywasz oleju :-)
Na tle naszego milego ( od czasu do czasu) zoo ( moze byc z.o.o :-P ) wreszcie ktos, kto dokonuje przegladu okresowego :->
Pochwalam - kon herbu zardzewiala podkowa :-o

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-18, 18:31

Tajemnice mogą być radosne. Pierwszą z nich jest Zwiastowanie.
Młodziutka Maria wyszła z dzbanem po wodę. Zbliżała się pora porannego otwierania studni. Chłodny poranek. Słoneczny. Cisza. Nagle usłyszała głos. Z zaskoczenia upuściła dzban. Skąd przybysz się wziął? Przed chwilą nikogo nie było. Podejść bezszelestnie nie mógł po żwirowej alejce. Kamienie zawsze głośno chrzęściły. Pozdrowił Ją w Imię Boga. I oznajmił Jego wolę. Dla Marii to był szok. Nie tylko dlatego, że sam Archanioł się zjawił. Ale propozycja! To wywracało Jej życie do góry nogami. Wszystkie plany na przyszłość. Nawał myśli. Jak to będzie. Dziecko. Co pomyślą rodzice? Jak zareaguje Józef? Jak zareaguje inni mieszkańcy okolicy? Wszak wszyscy Ją znali, jako osobę niezwykle pobożną, uczciwą. Wiele obaw. Ale zwyciężyła miłość do Stwórcy. I zaufanie, że wszystko, co pochodzi od Boga, jest dobre. A także wiara w to, że jeśli Bóg coś zsyła, to pomoże w realizacji. Podziwiam Jej wiarę. Jej bezgraniczne zaufanie. Oddanie. Maria z ufnością przyjmuje obowiązek. Wraz ze wszelkimi konsekwencjami. Czy ja bym tak potrafił? Modlę się, mówię: Jezu, ufam Tobie. Ale jakie jest moje zaufanie. Wciąż coś robię po swojemu. Nie potrafię tak totalnie jak Maria podążyć za Jego wolą. Nie potrafię się w pełni poddać Jego woli. Wciąż chcę coś dla siebie. Jakżesz Ona kocha Boga! Modlę się o podobną miłość. O Miłość do Boga. O to, żeby Jego wola była zawsze dla mnie dominującą.
Maria, wzór oddania sprawie bożej. Wzór do naśladowania. Wszytko na jedną kartę. Na kartę boską. Całe życie dla Boga. Potrafiła odrzucić to co ludzkie. Stereotypy, plany małżeńskie. Ludzkie języki. A przecież w małej zamkniętej społeczności trudno żyć bez akceptacji. Jak powiedzieć rodzicom? Czy uwierzą? Nie tylko w to, że nie upadła. Ale w to, że została wybrana. Że została wywyższona ponad wszystkich ludzi. Tylko miłość i zaufanie do Boga mogło w tym pomóc.
Jedno spotkanie, które zaważył na całym Jej życiu. I na życiu wszystkich ludzi. Dzięki jednemu TAK, cały świat się zmienił. Zaczęła się nowa era. Nowa jakość. Mario, króluj nam zawsze. Pomóż nam naśladować Cię. Wstawiaj się z nami u Boga Ojca. Zawsze, gdy odmawiam Tajemnice Radosne zachwycam się Twoją postawą. Zazdroszczę tak wielkiej Miłości. I niepojętego zaufania. A także tego, że potrafiłaś rozpoznać wolę bożą. Łaskiś pełna. Wstawiaj się z nami u Syna, abyśmy i my zostali obdarowani taka łaską. Proś Ducha świętego, aby rozjaśniał nasz umysły i uwrażliwiał nas na wolę bożą.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-21, 14:58

Oni nie wierzą w cuda!
Ostatnio opinię publiczna w Ingenuidad w Meksyku została poruszona cudownym odrośnięciem lewej ręki Juana Encorvado. W wyniku nieszczęśliwego wypadku utracił on w dzieciństwie lewą dłoń wraz z częścią przedramienia. Teraz 30letni mężczyzna odzyskał rękę. Jeszcze nie jest w pełni sprawna, ale z dnia na dzień wzmacnia się. Zdarzenie przypisywane jest tygodniowej modlitwie całej wioski, w której mieszka. Wszyscy mieszkańcy przez tydzień spotykali się w porze sjesty i wspólnie modlili o uzdrowienie Juana. Impulsem było widzenie, w którym ukazała się piękna kobieta ubrana w długą niebieską powłóczystą szatę, obiecała uzdrowienie w zamian za wspólna modlitwę całej wioskowej wspólnoty. Zbulwersowani tymi wieściami zwróciliśmy się do dwóch znanych lekarzy, autorytetów w zakresie chirurgii i stosowania komórek macierzystych. Obydwaj przebadali ozdrowieńca. Najpierw na miejscu, a potem w swoich klinikach.
Prof. A. Besserwisser z Universiteatsklinik w Heilerbergu Niemcy nie kwestionuje odrośnięcia ręki, zarazem jednak autorytatywnie stwierdza, że fakt ten nie ma nic wspólnego z cudem. Prof. A.B. jest przekonany, że na skutek długiej modlitwy Juan wpadł w stan hipnozy, pod wpływem której zaczęły się namnażać komórki macierzyste. Ich gwałtowne namnożenie spowodowało całkowicie naturalny proces odrastania ręki. Taki proces już od dawna obserwujemy i badamy u zwierząt. Najlepsze efekty przynoszą eksperymenty na salamandrach i minogach. Profesor jest przekonany, że przypadek Juana przyspieszy badania. Prawdopodobnie już w następnym dziesięcioleciu odrastanie kończyn będzie powszechnie stosowaną metodą rekonstrukcji uszkodzonych części ciała.
Natomiast prof. Z. Omniknowing z Medical Research Facility w Lusitanii USA ma nieco inne zdanie. W jednym tylko zgadza się z prof. Besserwisserem, a mianowicie w tym, że nastąpił całkowicie naturalny proces. Otóż profesor jest przekonany, że przyczyną pobudzenia odbudowy kończyny nie była modlitwa, ani produkcja komórek macierzystych. Jest przekonany, że zostało to spowodowane erupcją pobliskiego wulkanu. Nastąpił sprzyjający zbieg dwóch okoliczności. Po pierwsze zmienił się skład chemiczny wdychanego powietrza i pitej wody. A po drugie Juan doznał poważnego urazu chorej ręki. Uderzył nie spory odłamek gorącej lawy. Te dwa czynniki spowodowały gwałtowną i nieprzewidywaną reakcję organizmu. Profesor jest pele nadziei na nową terapię. Już w wiosce postawiono laboratoryjne kontenery. Rozpoczynają się eksperymenty. Profesor planuje budowę kliniki w pobliżu wulkanu. Będzie ona odporna na ew. wybuchy i pozwoli na ciągłe pobieranie lawy.
A co o tym sądzą mieszkańcy sąsiednich miejscowości. Jeden z nich, Quigue Jeronimo Pepe Amaranto Marcio Labrada jest przekonany, że to jest jednym wielkim oszustwem. Cała wieś się zmówiła, aby przyciągnąć turystów. Mówi, że słyszał od kogoś, że Juan wcale nie miał urwanej ręki. I tak na prawdę nie nazywa się Juan, tylko Jose. On tylko tak udawał, bo mu obiecali pieniądze na remont domu. To wszystko zmyślne oszustwo. A cudów żadnych nie ma. I nie będzie.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-24, 15:21

Wkurzyli mnie. Znowu wkurzyli mnie liberalni lewicowcy. Profanacją KRZYŻA, obrażaniem świętego. To mnie rani. Sprawia mi przykrość. A reakcja liberolewicy świadczy o dyskryminacji katolików. Ale i sama postawa "artystów' też mnie wkurza. I to od dawna. Siostrzenica zrobiła kilkumetrowe krzesło na zamówienie miasta. To taki Event. Pytam, czy to jest dzieło artystyczne. Ona twierdzi, że tak. Więc spytałem, jaką myśl chciała w ten sposób przekazać? Nie bardzo potrafiła uzasadnić. Powiedziałem jej, że dla mnie sztuka, to nie tylko forma, ale i treść. A powiększony model przedmiotu może wykonać rzemieślnik. A nie artysta.
Jej ojciec też kilka lat temu poruszył całą opinię publiczną znieważaniem Polski, a potem skandaliczną książką. Ale on, poza wspomnianymi wybrykami, coś tworzy. Ma swój styl. Kłócę się z nim na tematy polityczne, ale uważam, że tworzy sztukę.
Coraz więcej mamy sztuk profanujących to, co dla wielu ludzi jest najważniejsze. W imię wolności artystycznej. Albo wolności wypowiedzi. Ale ci sami ludzie, którzy teraz napastują działanie władz za obstrukcję "sztuki", gromko potępiali kogoś za spalenie kukły żydowskiego bankiera we Wrocławiu. Gdyby spalił JPII, albo figurę Jezusa, to byłoby to wydarzeniem artystycznym. Dlaczego w demokracji nie ma demokracji. Jakże wieszczy był Orwell. Kiedyś myślałem, że jego proroctwa odnoszą się tylko do ustrojów związanych z ZSRR czy Chinami. Obaliliśmy socjalizm (prosowiecki) tylko po to aby przyjąć socjalizm europejski. Liberosocjalizm. Albo liberokomunizm. To jakaś paranoja.
W Warszawie pani burmistrz, deklarująca, że jest wierzącą katoliczka lekką ręką wykłada gruba forsę na antykatolicką propagandę. Dokąd idziemy? Wszak u nas nie jest źle. W takiej Francji uchwalono niedawno, że karalne są wypowiedzi krytykujące "przerywanie" ciąży. Demokracja, wolność słowa dotyczy wyłącznie treści liberolewicowych. Obrona moralności, etyki jest karana. To totalna paranoja.
Czy na prawdę lepiej jest u nas? Weźmy pigułkę wczesnoporonną. Autorytety twierdzą teraz, że to nieprawda. A argument? Otóż twierdzą, że nie jest wczesnoporonna, bo gdy się ją przyjmie już po implantacji, to nie działa. To ja im podam kolejny argument udowadniający, że nie jest to tabletka wczesnoporonna. Otóż do tej pory nie stwierdzono ani jednego przypadku poronienia u żadnego z mężczyzn przyjmujących ten specyfik. Przekonałem? Chyba tak, bo nie było ani jednego takiego przypadku. Więcej, nie udowodniono także ani jednego przypadku poronienia u żadnej z sześćdziesięcioparoletnich emerytek. Przykładów wymieniać mogę sporo, bo trzeba wziąć na tapetę cały gender. Np. Anię Grodzką. A tefałenowski motłoch oglądając takie światłe wypowiedzi w przerwach między serialami bezmyślnie uwierzy. I wyjdzie niedługo w czarnym proteście na ulice. Czarownice powinny na miotłach, a nie szpilkach.
A słyszeliście o skandalu w USA. Ten straszny Trump uchylił prawo do korzystania z toalet. Teraz, w szkołach, dziewczynki będą musiały chodzić do toalet damskich, a chłopcy do męskich! Cóż za wstecznictwo. Jak można tak dyskryminować zdezorientowaną młodzież? Do tej pory, dzięki światłemu Obamie, każdy chłopiec mógł powiedzieć, że czuje się dziewczynką. I nikt nie mógł zabronić. Ciekawe, czy też pod prysznicem? Ale nie myślcie, że tylko pluję na Trumpa i Stany. To ma swoje dobre strony. Szkoda ino, że tak późno. Pamiętacie Kłobukowską? Biegaczkę? Miała pecha, że urodziła się za wcześnie. Teraz nie byłoby żadnego problemu. Teraz wystarczyłoby, aby głośno oświadczyła, że kobietą jest. Tym bardziej, że atrybuty kobiece miała. A jakieś tam hormony? Zabobon. Wydaje mi się, że wszędzie decydująca powinna być deklaracja. Jeśli jutro oświadczę, że jestem Murzynką, i do tego lesbą, to powinienem mieć prawo do wszelkiej pomocy socjalnej, materialnej i różne inne przywileje wynikające z tego, że należę do jednoosobowej mniejszości w Polsce. Powinno się wtedy uruchomić odpowiednie programy pomocowe. najlepiej za kasę z Unii.
Ludzie, opamiętajcie się. Za późno. Jak lemingi pędzimy ku przepaści. Jeśli nie zdobędziemy się na stanowczy protest liebrolewica zadepcze nas. Kościół zejdzie do podziemia. A za uczynienie znaku krzyża w miejscu publicznym trafi się do więzienia. Albo psychiatryka. Nie chcę żyć w takiej rzeczywistości.
Precz z liberobolszewizmem. Czuję, że też należę do mniejszości. Mniejszości, bo mój głos jest cenzurowany (np. w Interii), wyciszany, zagłuszany nowomową. Dajcie mi żyć. Lub wymordujcie wszystkich odrzucających liberobolszewizm i relatywizm. A wszystkim rządzi pieniądz. Szkoda, że głównie jest w rękach ludzi takich jak np. Soros.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 14805
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4115 times
Been thanked: 2906 times
Kontakt:

Re: MONOLOG

Post autor: Dezerter » 2017-02-24, 22:42

Andeju jako fan twojego Monologu, który cytuje Cie głośno ku uciesze słuchających ... protestuję przeciwko takiemu zaniżeniu poziomu :
" A tefałenowski motłoch"
ja rozumie emocje twórcze, werwę i zapał ...
ale proszę przemyśl mój podpis poniższy:
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-25, 08:52

Słuszna uwaga Dezertera, gdyż użyte słowo może ranić. A ranić nie chciałem. Ale przeciwko mnie przemawia to, że ma istotnie wydźwięk pejoratywny. Powinienem użyć słowa pospólstwo. Niestety, moim zamiarem było wyrażenie negatywnego stosunku do osób zastępujących myślenie, powtarzaniem szczucia uprawianego przez telewizyjna stację.
Gdym przeczytał wymówkę, tom sięgnął do Słownika Języka Polskiego. A tam napisano, że motłoch to określenie pogardliwe (punkt dla Dezertera) określające:
1. tłum ludzi zachowujących się niekulturalnie, wywołujących burdy, bijatyki; hołota, swołocz, tłuszcza;
2. ludzie przeciętni, nienależący do elity; plebs, tłum, masy, pospólstwo.
Miałem na myśli to drugie znaczenie. Aczkolwiek nieco się pomieszało. Albowiem teraz to są zarówno ludzie przeciętni, jak i liberalnolewicowa elita. Ta elita stara się nobilitować nałogowych oglądaczy seriali i prowokować do zachowań zgodnych z interesami tych elit. Miałem na myśli masy ludzkie nie porównujące informacji. Uważam, że człowiek inteligentny analizuje fakty. Najpierw poznaje fakty. Potrafi sięgać do źródeł. Rożnych źródeł. I najpierw wyrabia sobie swoje zdanie, a dopiero potem konfrontuje to z opiniami innych osób. I to z opiniami osób zajmujących różne, często przeciwne stanowiska.
Chciałem też wyrazić swoj pogląd na sposób podawania "informacji" w tefałenie. Jako, że moja żona jest fanatyczną oglądaczkę tejże stacji, mam okazję czasem wysłuchać propagandy. Wiem, propaganda jest wszędzie. Ale tam, gdzie fakty są podawane tendencyjnie (tylko to co zgodne z profilem), a większość stanowi komentarz, celem nie jest informowanie, tylko urabianie opinii. Ludzie oglądający, zwykle bardzo podatni na manipulację, powtarzają zasłyszane "prawdy".
Wielokrotnie zauważyłem, że takimi ludźmi nie ma żadnej dyskusji. Przyjmują "prawdy objawione przez telewizję" jako świętość. I wszelka rozmowa nie jest dialogiem. To rozmowa równoległa. Czymże jest taka rozmowa: ano,tym, że każdy mówi swoje zupełnie nie słuchając interlokutora. Nie polemizuje. A na zarzut odpowiada atakiem. Nie chce zrozumieć argumentów strony przeciwnej. Nie stara się zrozumieć motywacji. To prowadzi wyłącznie do zacietrzewienia.
A i na niniejszym forum zdarzają się takie osoby, które nie podejmują polemiki. Na szczęście stanowią margines. I to raczej przelotny. A gdy brak im argumentów, uciekają lub atakują z innej strony. Czasem jest to wynik indoktrynacji. I to nasuwa mi myśl o roli wspomnianej stacji. Oni uprawiają indoktrynację. I manipulują uczuciami, nastrojami.
Stąd moja emocjonalnie pejoratywne określenie. Nie dotyczy ono osób błądzących. Errare humanum est. Ale tych, którzy drogi nie szukają. Idą najłatwiejszą drogą. Bezkrytycznie przyjmują opinie "autorytetów".
Często, także na niniejszym forum, wspominam Świderkówną i Brandstaettera. Ona, ateistką była. Naukowcem zajmującym się starożytnością. W swych badaniach nie mogła pominąć Biblii, a ta zaprowadziła ją do Boga. On był bogobojny Żydem. On autentycznie szukał Boga. Wyrastając w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej wciąż stykał się z chrześcijanami. Zanim odrzucił Chrystusa, postanowił Go poznać. I to też sprowadziło go do Boga. To przykłady otwartych ludzi. Oni nie poddali się propagandzie. Oni szukali. Wyszli z miejsc skrajnie odległych od chrześcijaństwa. Ale rzetelne szukanie prawdy doprowadziło ich do Jezusa, Syna Boga Ojca Wszechmocnego. Osoby Trójcy Świętej.
Jest taka tautologia: alfa pociąga beta lub nie-beta. Czyli: jeśli alfa (niezależnie od tego, czy jest to zdanie prawdziwe, czy fałszywe), to beta lub nie-beta (a to jest zdaniem zawsze prawdziwym) rozumując prawidłowo dojdziemy do prawdziwych wniosków. A z tego wyciągam dodatkowy wniosek, że nierozumując nie mamy szans na dojście do prawdy.
A teraz pozorna sprzeczność. Co wyrażało moje określenie? Czy było to nazwaniem konkretnej osoby (niezależnie jak ich wiele) elementem motłochu? Czy też określeniem pewnej postawy? Jakiegoś typu zachowania?
Nie wrócę do kontekstu. Nie będę logicznie analizować, dokonywać rozbioru zdania. Nie chcę niczego udowadniać. Ani też przekonać się, że złej formy użyłem. Otóż wyjaśniam i oświadczam, że na myśli miałem pewną określoną postawę. Oceniłem jakieś zachowanie. Natomiast nie oceniałem człowieka. A przynajmniej, nie chciałem oceniać człowieka. Staram się nigdy nie oceniać człowieka.
Jest tutaj wątek o młodzieńcu, który nazwał Jezusa "dobrym". A Jezus mówił, nie oceniaj człowieka. To prawo zastrzeżone dla Boga. A człowiek oceny swoje powinien ograniczyć do oceniania czynów. Powinien oceniać tylko to, co człowiek robi. Oceniać też efekty tych działań.
Wdzięcznym będę, za wytykanie mi błędów. Jeśli ocenie kogoś, to należy mi się nagana. Wytykanie mi błędów uznaję za wyciągniętą do mnie rękę. Za ratowanie mnie przed powtarzaniem błędów. A Drogi wciąż szukam. Nie potrafię iść prosto do Celu. Wciąż ulegam. Ale wracam.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-02-26, 18:02

Dzisiejsze czytania wplatają się w kilka wątków poruszanych na niniejszym forum. Wybrałem z nich kilka zdań. Tych, które mnie najbardziej absorbują.
(1 Kor 4,1-5)
?
Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będąc osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę.
?
Pan jest moim sędzią. Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc. Wtedy każdy otrzyma od Boga pochwałę.

List do Koryntian umacnia mnie w przekonaniu, że nie należy nikogo osądzać. Osąd człowieka zarezerwowany jest dla Tego, Kto Wie wszystko o człowieku. A żaden człowiek nigdy nie wie wszystkiego.
Powierzchownie można wyciągnąć wniosek, że człowiek może lekceważyć sobie oceny innych osób. Jakaś w tym sprzeczność? Dla mnie, nie. Albowiem odbieram to jako zakaz osądzania innych. Ale wcale nie zwalnia mnie od odpowiedzialności względem społeczeństwa. Jestem zobowiązany do przestrzegania obowiązujących reguł. Jednocześnie w zacytowanych słowach jest pewna rezerwa co do rzetelności oceny ludzkiej. I jest pokora. Sugestia poddania się nawet niesprawiedliwym wyrokom ludzkim. Cóż za wielka pokora. Taka, jak celnika, który gościł Jezusa. Jeślim zrobił coś złego, nawet gdy nie mam o tym pojęcia, to winienem za to ponosić odpowiedzialność. Trudne sugestie.

(Mt 6,24-34)
Nikt nie może dwom panom służyć.
?
Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać.
?
Starajcie się naprzód o królestwo /Boga/ i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.

?
Mateusz zaś wskazuje hierarchię wartości. Do tego potrzebna jest ufność i pokora, do której nawoływano Koryntian. Nakaz poddania się Bogu. Całkowitego poddania się. Bez żadnych innych wyższych wartości. Wyższych niż Bóg.
W słowach Ewangelii powinienem zamienić słowo Mamona, na Żądze, Przyjemności, Władzę itd. Codziennie dokonuję wyborów. Codziennie muszę określić, komu wzgl. czemu poświęcę tego dnia swój czas, swoją energię. Czy na zaspokojenie swoich doraźnych potrzeb, zachcianek? Czy dla Boga?
Ale jak poświecić myśli Bogu, gdy widzimy bawiących się przyjaciół? Albo znajomych oddających się uciechom? Często opanowuje nas zazdrość. Zazdrość zaczyna zżerać. Pochłania nasze myśli. Ukierunkowuje naszą energię. Zapominamy o ostatnich dwóch przykazaniach. NIE POŻĄDAJ! Nie pożądać, bo pożądając grzeszymy. Jedynym wyjściem jest postawienie na Boga.
Drugim kierunkiem naszych starań jest zapobieganie od dobra doczesne. Wcale nie myślę o bogactwach. Nawet zamożności. Bo to oczywiste, że zdobywanie dóbr materialnych kosztem starań o Boga jest naganne. Niestety, jest znacznie gorzej. Bo starania o pieniądze świadczą o tym, że bezmyślnie prosimy "chleba powszedniego daj nam dzisiaj". To oznacza, że prosząc odrzucamy możliwość pomocy bożej. Tu wkraczam na śliski grunt. Bo prośba ta wcale nie zwalnia ze starań o dobra doczesne. Nie mamy rezygnować z pracy. Ale pracować w imię Boga. Zgodnie z wolą bożą. Dla pieniędzy i równocześnie dla chwały bożej. Innymi słowy ewangelista wzywa nas, wzywa mnie, do uczciwej pracy. I ciągłej pamięci o tym, że Bóg przygotował dla nas mieszkania. A skoro tak, to znaczy, że liczy na to, że z nich skorzystamy./ Ze się do nich wprowadzimy. Aby tak się stało musimy na to zasłużyć. Starajmy się więc o królestwo boże. Aby tam dosięgła nas Jego sprawiedliwość.
Fajnie się pisze. A żyć trudniej. Dlatego codziennie rano proszę, aby Bóg pokierował całym moim dniem. Aby pomógł mi spełniać Jego wolę. Abym chciał i potrafił się podporządkować temu, czego On oczekuje ode mnie. I dzięki temu łatwiej mi żyć. Chwała Tobie Panie.

PS. Czy pożądanie zawsze złe jest? Ale to już tema na oddzielne wypociny. Jeśli o tym nie zapomnę.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-03, 14:46

Post
Właściwie o co chodzi z tym postem? I dlaczego "post"? Wszak łacińskie słowo post oznacza coś późniejszego. A tymczasem nasz "post" nie jest post, lecz ante. Więc może nazywajmy ten okres Wielki Ante?
Kolejny problem, jaki związek ma Wielki Post z postem? Jak jest treść tego okresu? Czy sens tkwi w poszczeniu, umartwianiu? Czy jest to pewnym nieporozumieniem?
Czy nie wydaje sie Wam, że Wielki Post to przede wszystkim OKRES PRZYGOTOWANIA. Przygotowania do przeżywania tragicznej Męki i radosnego Zmartwychwstania. Jestem skłonny do uznania, że podstawową treścią obecnego okresu liturgicznego jest przygotowanie się do przeżycia Wielkiego Tygodnia. To Triduum zawiera sedno. Najważniejszą treść.
Hola, hola. Wcale nie powiedziałem, aby nie pościć. Nie krytykuję ofiar, jałmużny, umartwień. Ale przysłowiowy faryzeusz też tak czynił. Co gorsza, czynił to z miłości do Boga. Chciał w ten sposób zachęcić innych do skrupulatnego wypełniania Prawa.
I cóż mieszam? Pościć? Nie pościć? Otóż to. Pościć! Ale post nie stanowi celu, a jedynie środek. I to wtórny środek. Celem jest samo Zmartwychwstanie. Aby się dobrze przygotować, powinno się wyciszyć, znaleźć czas na refleksje i przemyślenia. Trzeba się zatrzymać, spojrzeć dookoła. A do tego warunkiem sine qua non jest porzucenie tego co rozprasza. A rozpraszają najczęsciej rozrywki i przyjemności. W Mt6 są sugestie 16 Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę.
17 Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz
, aby na pozór nic się nie zmieniało. Tylko we wnętrzu. Więcej spokoju. Uzyskanego, m.in. dzięki odrzuceniu codziennych pożądliwości.
Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest łatwe. Jeśli na czas Przygotowania rzucę palenie, to nikotyna będzie wciąż chodzić za człowiekiem. Jak zrezygnuję z ciastek, to na każdą słodkość będę się gapić jak sroka w gnat. Wszystko z czego zrezygnuję, będzie mnie absorbować. Wszystko na odwrót, gdyż wciąż będę myślał i przypominał sobie: nie pij, zrezygnuj z imprezowania ... A tu kolesie dzwonią, zapraszają. Na złość, akurat teraz. I jak tu się wyłączyć. A właściwie przełączyć ze spraw przemijających na transcendentne. Jak?
Na przekór temu wszystkiemu mam nadzieję, że jakoś to będzie. Na początku nawet w trakcie gorzkich żalów (właściwie powinno być gorzkich zali, ale chyba wszyscy właśnie w ten sposób odmieniają to słowo) będę myśleć o pączku, kawusi i ciepłych kapciach. Ale z czasem, powolutku, wjadę na właściwy tor. Na tor zadumy, refleksji nad życiem. Rozmowy z Bogiem. Ale Łukasz, kontynuując zdanie zadaje bobu: 18 aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Co mu przeszkadza to, że ludzie widzą? Czy nie uważacie, że ludzie powinni widzieć, że poszczę? A zwłaszcza katolicy bezobjawowi. Czy nie powinienem swoja postawą sprzeciwiać się konsumpcjonizmowi? Pokazywać, że są wartości wyższe? Czy tym obojętnym nie powinienem pokazywać, z uśmiechem, namaszczoną głową i umytą twarzą, że są rzeczy ważniejsze?
Kiedyś, jeszcze czasach socjalistycznych kierowałem zakładem. Robotnicy zrobili "jajeczko". W Wielki Piątek. Wódeczka, zakąski. Jako, że byłem przez nich akceptowany jako przeciwnik socjalizmu, zaprosili. Złożyłem życzenia, ale wódki nie tknąłem. Powiedziałem, że dziś nie mogę. Na co jeden z nich, z wielkim zdziwieniem: to pan nie jest katolikiem? Nie pamiętam, jak odpowiedziałem. Nie pamiętam, czy zrozumieli. A mi się po prostu nie mieściło w głowie, aby pić w taki dzień.
Czy okazałem się wtedy faryzeuszem? Czy postąpiłem właściwie? Uważam, że postąpiłem OK. Jestem przekonany, że należy pokazywać, że na poważnie traktuje się sprawy wiary i religii. Bez szpanowania, bez robienia zamieszania. Skromnie i konsekwentnie.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

ODPOWIEDZ