tylko Bóg ma prawo oceniać
Mam pewność co do tego, że ten, kto mówi o sobie, że ma już tak wielką wiarę, że już nie potrzebuje się jej uczyć, ani rozwijać, jest na złej drodze
To mądre słowa, ale w tym zestawieniu sobie przeczą, gdyż (najpewniej podparty dobrą intencją i dozą wiedzy o tym, co mówisz) oceniasz osobę, która zatrzymuje się w rozwoju duchowym.
Najpierw musimy zdefiniować co rozumiesz przez ocenianie. Ja ocenianie rozumiem poprzez rozstrzyganie o czyichś czynach przy pomocy Słowa, opierając się na początku z 6 rozdziału 1 Listu do Koryntian (Poznańska)
"Czy naprawdę odważyłby się ktoś z was zwrócić w sprawie spornej po rozstrzygnięcie do niesprawiedliwych za-miast do świętych? 2. Czy nie wiecie, że święci będą sądzić świat? Jeżeli zaś wy będziecie sądzić świat,to czy nie zasługujecie na to, aby wyrokować w tak błahych sprawach?3. Czy nie wiecie, że będziemy sądzić nawet aniołów? Tym bardziej więc możemy rozstrzygać o sprawach życia codziennego"
Oczywiście wiem, że Mateusza 7:1 mówi nam, aby nie sądzić, jednak zdaje się, że mowa o innych sądach. W tym drugim przypadku (tu proszę popraw mnie, jeśli źle coś interpretuję) mowa o sądzeniu w chwili, gdy sami dopuszczamy się podobnego czynu (hipokryzja.) Mając 'belkę w oku' nie ocenimy dobrze czynu brata w wierze (podkreślam tu, że nie sądzę pogan czy osób niewierzących [nie traktuję tych terminów zamiennie.]) Zatem aby dobrze osądzić czyn bliźniego muszę najpierw zadbać o to, aby samemu nie popełniać jego błędów (co z resztą jest logiczne: sędzia musi być obiektywny, obiektywność zaś jest ograniczona gdy samemu tkwi się w tym, o czym się sądzi.)
Zatem, jeśli mi wybaczysz, będę oceniał, jeśli tylko kwestia, o której będzie mowa będzie również taką, w której:
1) posiadam pewną wiedzę (wiem, że to niedokładny termin, ale nie umiem doprecyzować)
2) nie jestem hipokrytą i staram się zachować obiektywność.