Dezerter pisze: ↑2020-05-03, 23:16
Przykład nie związany z dyskusją
metodyści biorący ślub nie żyją w grzechu (ja tak uważam i z tego co rozumiem to Marek też)
Francis biorący ślub ze swoją przyszłą żoną w kościele metodystycznym (zakładam, że musieli ? przejść na metodyzm) zgodnie z ich przepisami i prawem - żyją w grzechu?
Po pierwsze, samo przejście na metodyzm jest tragedią (a już przejście po to, by się ożenić...).
Po drugie, nastąpiło złamanie ślubów.
Po trzecie, przejście raczej nie było szczere, skoro cały czas starali się o dyspensę.
to nazywam myśleniem magicznym i trzymaniem się prawa i przepisów
Rzeczywiście, to co zaprezentowałeś to formalizm i myślenie magiczne. Człowiek składa śluby zakonne. Prowadzi wielką działalność ale poznaje kobietę. Stwierdza, że teraz to chce być z tą kobietą i dość już - w swoim przekonaniu dał Kosciołowi (!). Występuje o dyspensę, nie otrzymuje jej. To sobie "formalnie" przechodzi na metodyzm by się hajtnąć.
Jak dostaje dyspense 13 lat później, gładko "wraca do katolicyzmu".
A przy tym, cały czas żyjąc w tym stanie, "uzdrawia", modli się nad ludźmi itd.
Prawo kanoniczne przewiduje cztery przypadki, w których możliwe jest uzyskanie dyspensy od celibatu. Są to:
1. porzucenie życia kapłańskiego, czyli przejście w stan świecki,
Zwracam uwagę, że dyspensa NIE jest prawem występującego (w przeciwnym wypadku śluby wieczyste nie miałyby najmniejszego sensu).
Papież MOŻE (jeżeli uzna to za dobre) udzielić dyspensy. Ale nie musi. I prawdopodobnie w tym wypadku nie powinien (nie było żadnych innych przesłanek poza tym, że 55 letni chłopiec stwierdził, że teraz ma ochotę się ożenić, mimo złożonych ślubów)
Skoro to zrobił, to na co papież czekał aż 13 lat? by mu udzielić dyspensy?
co się zmieniło po tych 13 latach?
Czyli "charyzmatyk" nie winny, tylko św. Jan Paweł II?
Bezczelny papież, nie zwolnił dość szybko ze ślubów... A tu kobieta czeka...
Co sie zmieniło? Po 13 latach zmienił się wiek gościa. Dostał dyspensę, bo papież się nad nim zlitował, doszedłszy prawdopodobnie do wniosku, ze opamiętanie nie jest realne.
i nagle przestali żyć w grzechu
to jest dla mnie magiczne myślenie Biserica, bo logiki w tym nie ma
Na pewno ustała przynajmniej jedna przeszkoda - od tej chwili ten człowiek przestał łamać śluby zakonne, bo został z nich zwolniony. Czy to naprawdę "myślenie magiczne?"
Przecież to normalne, że sytuacja (w tym otrzymane sakramenty, dyspensy itd) zmieniają iż czyny grzeszne stają się nie-grzeszne (i nie ma to nic wspólnego z "myśleniem magicznym" tylko władzą Kościoła). Kilka innych przykładów:
- ktoś porzucił żonę i żyje z inną (a niech tam: bierze ślub u metodystów). Niewątpliwie żyją w grzechu, jest żonaty z tą pierwszą. Występuje o uznanie nieważności małżeństwa - i otrzymuje. I ich współzycie przestaje być grzeszne. Podejście magiczne? Nie.
- Ktoś jest stanu wolnego. Dziś współżyje w grzechu. Po czym biorą ślub. Wpółżyją bez grzechu. Formalizm? Podejście magiczne?
- Zakonnik składa ślubu ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. W pewnym momencie, po kilkudziesięciu latach składa o zwolnienie z ślubów. Po czym stwierdza, że nie będzie słuchał co gada przeor, wyprowadza się z klasztoru, zaczyna robić biznes i flirtować z panienkami po barach. Niewątpliwie grzeszy. W pewnym momencie otrzymuje zwolnienie ze ślubów. Robi to samo - jest przemysłowcem, chodzi do baru, nawet szuka partnerki. Wolno mu. Myslenie magiczne?
- Ksiądz zostaje suspendowany i otrzymuje zakaz odprawiania Mszy Świętej. Mimo to ją odprawia - niewątpliwie grzesząc. Po roku suspensa zostaje zdjęta. Odprawia już nie grzesząc. Myslenie magiczne?
- Ktoś organizuje grilla (mięsnego) w piątek. Co jest grzechem. Biskup ogłasza dyspensę na ten piątek - spożycie mięsa przestaje być grzechem.
Oczywiście, można się zastanawiać, czy ratuje to tego gościa, jeśli zamierzał zrobić grilla tak czy owak (a to jest, zdaje sie, przykład analogiczny do omawianego - MacNutt dostał dyspensę, ale, zdaje sie, zamierzał robić dalej to co robi, niezaleznie od dyspensy).
Święty Ojciec Pio. Zakazano Mu publicznego odprawiania Mszy Świętej i spowiadania. Człowiekowi, który niewątpliwie miał charyzmaty i wiedział doskonale, że podejrzliwość (niekiedy bardzo ostro wyrażana) Stolicy Apostolskiej wobec jego praktyk jest nieuzasadniona. A jednak nie kontynuował posługi wbrew posłuszeństwo (a nie chodziło tu o zauroczenie kobietą, tylko o naprawdę cudowną działalność). O. Pio był posłuszny, uległy i oddany Stolicy Apostolskiej, swoim przełożonym zakonnym, biskupom oraz wszystkim kościelnym zakazom, nakazom i zaleceniom.
(Nawiasem mówiąc - czy to odpowiada na Twoje pytanie
"Czy Franciszek biedaczyna porzucił by swoje zamierzenie stworzenia zakonu, wspólnoty gdyby papież nie dał mu zgody? Wątpię i to bardzo, bo wolałby słuchać Boga, robić swoje i czekać na zgodę i akceptacje Kościoła." ?)