sądzony pisze: ↑2020-10-31, 20:02
Marek_Piotrowski pisze: ↑2020-10-31, 11:15
(...) NIkt nie grzeszy bez świadomosci grzechu.
Więc świadomość grzechu musi następować w trakcie jego aktu?
Tak.
Oczywiście nie w wersji "czynię, i w czasie czynu myślę o tym że grzeszę". Wystarczy że wiem że grzeszę.
Jest też
obowiązek "wiedzenia" -
niewiedza zawiniona na temat tego co jest grzechem też jest grzechem.
ToTylkoJa pisze: ↑2020-10-31, 20:06
Trochę nawiązując do tematu, trochę nie:
Jeśli zrobię coś, nie mając świadomości, że to grzech. Później dowiem się, że tak i nigdy więcej tego nie powtórzę. Czy powinnam się z poprzedniego czynu wyspowiadać?
Uważam, że nie musisz. Oczywiście z dokładnością do tego czy nie zawiniłaś zaniechaniem dowiedzenia się co jest grzechem - a prawdopodobnie ten kto czyni grzech, nie wiedząc że to grzech, jednak zaniechaniem zawinił.
Natomiast uważam też, że powinnaś. Bo oprócz aspektu czystej winy, jest także sprawa popełnionego zła.
sądzony pisze: ↑2020-10-31, 20:09
To ja zadałbym ciekawsze. Jeżeli nie wierzę w Boga, a co za tym idzie nie posiadam świadomości grzechu
to czy w ogóle jakikolwiek popełniam?
To bardzo ciekawe pytanie. Ja to rozumiem tak, że są dwa aspekty:
Otóż najpierw trzeba powiedzieć, że
sama niewiara jest grzechem. Natomiast trudno mieć do osoby niewierzącej pretensje o to, że nie powstrzymała się od czynów, jeśli to powstrzymanie opiera się wyłącznie na wierze.
Nie możemy mieć pretensji to niewierzącego że nie chodzi na Mszę Świętą, nie świętuje niedzieli czy je mięso w piątek.
Byłby to absurd.
Jest jednak
aspekt prawa naturalnego. Niewątpliwie, niezależnie od tego czy ktoś wierzy czy nie, posiada sumienie (instynkt moralny, świadomość prawa naturalnego - nazwijcie to sobie jak chcecie).
To nie jest tak, ze moralność na świecie jest oparte jedynie w sposób jawny na religii, a osoby niewierzące są co do zasady amoralne.
Człowiek niewierzący, na przykład (polećmy z grubej rury) mordując, wie, że czyni zło. A więc grzeszy.
I jeszcze jeden, bardzo ważny aspekt wiąże się z odpowiedzią na pytanie:
dlaczego grzech jest tak niebezpieczny, dlaczego jest tak katastrofalną sprawą?
Otóż dlatego, że
zmienia czyniącego. Co w konsekwencji może doprowadzić do tego, że po śmierci czyniący może na tyle różnić się od Boga, że nie będzie w stanie utrzymywać z Nim relacji (a więc być "w Niebie"), co niestety, oznacza, iż sam się potępi.
I w tym sensie, nawet niewierzący, czyniąc zło, niestety zmienia się na gorsze.
Dodano po 3 minutach 23 sekundach:
sądzony pisze: ↑2020-10-31, 20:58
Wierzę w Boga, ale wiem, że w kontekście niechrześcijańskim seks przedmałżeński nie jest niczym złym.
Sęk w tym, że to nieprawda. Jest to efekt zagłuszenia głosu sumienia (czy instynktu moralnego).
Zauważ, że w każdej wierze naturalnej (z wyjątkiem bodajże jednej małej wyspy na Pacyfiku) seks pozamałżeński jest czymś złym.
To własnie projekcja prawa naturalnego na - nawet wymyślane przez ludzi - religie.
Dodano po 2 minutach 44 sekundach:
Jozek pisze: ↑2020-10-31, 21:25
Widze ze ktos tu nadal temat ktory jest w rzeczywistosci fantomem wykrecania prawa.
W rzeczywistosci nie istnieje zadne prawo ktore dziala wstecz, wiec ten temat nie powinien w ogole zaistniec, no chyba ze ktos ma pokielbaszone rozumienie praw i rzeczywistosci.
Prawo się nie zmienia. Po prostu stwierdza się, że nie zaistniał akt prawny, który dotąd miano za zaistniały.
Tak samo jest w prawie świeckim. Powiedzmy, że ktoś dziedziczy spadek na podstawie testamentu.
Po jakimś czasie okazuje się, że testament został sfałszowany. Dziedziczący traci spadek - nie było zmiany prawa - stwierdzono, ze nie zaistniał akt prawny, który dotąd brano za zaistniały.
Osobną kwestią jest sprawa tego, że moim zdaniem dziś zbyt łatwo orzeka się nieważność małżeństwa (szczytem było orzeczenie wobec jednego z braci Kennedych - tego, który nie został prezydentem).