Post
autor: Kasia » 2021-10-21, 19:10
Józku, myślę, że w tym przypadku dopatrujesz się problemu tam, gdzie go nie ma. Ważne jest to, żeby pomóc bliźniemu i ważne jest to, aby rozmawiać o tym, jak lepiej pomagać (choć zdaję sobie sprawę, że nie tylko pomagania innym dotyczy synod). Obawiam się co prawda, że pewne dyskusje mogą okazać się jałowe, niepokoi mnie, że dialog i wysłuchanie oznacza czasem milczenie w istotnych kwestiach, aby tylko nie urazić drugiej strony swoją ortodoksją, jednak to w moim odczuciu nie przekreśla sensowności rozmów jako takich.
Taka myśl, jaka towarzyszy mi już od jakiegoś czasu (a jej rozwinięcie znalazłam ostatnio w jednej z wysłuchanych archiwalnych audycji radiowych): chciałabym, aby księża (szczególnie diecezjalni) mieli większą wiedzę na temat duchowości. Chodzi o to, aby kapłan potrafił dostrzec (przede wszystkim przez sakrament pokuty, ale też przez rozmowę), jaką drogą Bóg prowadzi konkretnego człowieka, z jakimi problemami ten człowiek się zmaga, na jakim etapie rozwoju duchowego się znajduje, czy jeśli ma jakiś problem, to jest to problem duchowy, czy psychologiczny. Żeby nie było tak, że przychodzi człowiek do księdza, opowiada mu o tym, co się z nim dzieje, a w odpowiedzi słyszy tylko np.: „Zaufaj Bogu”. Zdaję sobie sprawę, że niekiedy taka porada jest bardzo cenna, ale nie jest ona panaceum na wszystkie trudności, bo bywają one złożone i wymagają konkretnych rozwiązań.
Niestety, wydaje mi się, że kierownictwa duchowego można się raczej spodziewać ze strony zakonników, natomiast księża diecezjalni chyba nie są zbyt zorientowani w tym temacie. Z przykrością muszę też stwierdzić, że sytuacji nie sprzyja ogólny klimat (przynajmniej w Polsce), gdzie jeśli cokolwiek się „dzieje” z większym rozmachem i na większą skalę, to dzieje się przede wszystkim w nurcie charyzmatycznym. Z jednej strony jest uwielbienie z nowoczesną muzyką i oświetleniem jak na koncertach, modlitwy o uzdrowienie i uwolnienie, ale za tym często nie idzie pogłębiona duchowość, taka, która pozwala modlić się w ciszy i przeżywać wiarę w codzienności.
Z drugiej strony jest pobożność ludowa, często niepogłębiona, są wspólnoty, w których wiele się nie dzieje. Kiedyś byłam na spotkaniu z biskupem w pewnej parafii (nie w mojej). Poszczególne wspólnoty zaczęły się prezentować. Większość mówiła o sobie mniej więcej tak: „Mamy takie spotkania, modlitwy, zbieramy pieniądze i w takim a takim dniu w roku jest Msza, a resztę pieniędzy, które zostaną, dajemy księdzu proboszczowi”. Były to głównie wspólnoty tradycyjne w rodzaju kółek różańcowych czy Apostolstwa Dobrej Śmierci. Nie przypominam sobie, aby te wspólnoty mówiły coś o duchowości, o tym, co jest najważniejsze, dlaczego w ogóle te wspólnoty istnieją. Wydaje mi się, że jest to dość wymowny obraz pewnego rodzaju stagnacji.
Pandemia pokazała też, że wierze wielu polskich katolików brakuje intelektualnych podstaw, o czym chyba nie muszę się tutaj rozpisywać.
Słowem: nie potrzeba niekończących się dyskusji, ale głębokiej wiary i duchowości, opartych na solidnych podstawach. I o tym warto rozmawiać. Ale nie wiem, czy był sens, żebym pisała tę wypowiedź. Może zniknie gdzieś w gąszczu innych postów w tym wątku.