Post
autor: sylvi91 » 2019-08-24, 00:36
Postanowiłem się podzielić z Wami pewnym dialogiem, który przedstawia wręcz niemożliwą sytuację. Gdzie w użyciu jest telefon komórkowy, a rozmówcami osoby z różnych naprawdę odległych światów. Pada kilka słów, które może nie powinny tu paść. Jednak wydaje mi się, że one wystepują w kombinacji w zdaniu w sposób dość zabawny. Przepraszam te osoby u których tekst ewentualnie wywołuje nagatywne odczucia. Nie mam żadnych intencji w tym, żeby kogoś urazić, a wydaje mi, że może będzie smiesznie.
Teflonowy telefon.
Sytuacja na pustyni. Pewien człowiek podąża po bezkresnej pustyni i znajduje tam nieduży przedmiot, który podnosi i w rękach trzymając zaczyna sciskać.
Nagle słyszy.
Bzzz, Bzzz, Bzzz.
- Słucham, centrum powiadamiania ratunkowego. Kto mówi?
- Ale dzisiaj patelnia.
- A skąd Pan dzwoni?
- Dzbanek, ... dzbanek mleka już pusty.
- Czy to jakis żart?
- Nie, znalazłem to coś przed chwilą.
- Jakie coś?
- No, to. Tu jest napisane HOUWEY nie HUAWEI coś tam coś tam.
- No więc o co chodzi?
- Potrzebuje pomocy. Dajcie pić.
- Skąd Pan dzwoni?
- Dzwonię? Nacisnąłem to dłonią i zaczęło grać i usłyszałem ten głos, Pani głos.
- To skąd Pan dzwoni? Co się stało?
- Jestem na pustyni Gubi, mam ostatni dzbanek mleka, a wielbłady padły.
- Gubi? Wielbłady? Pan sobie żartuje? Wie Pan, że to jest alarmowy 112 i nie należy sobie robić żartów?
- Broń Boże, nie robię sobie żartów wędruję już 3 dzień pieszo przez pustynię.
- Rozumiem, że Pan się zgubił. Tak?
- Nie. Znam drogę i mam właściwy kierunek patrzę w niebo. Idę do miasta Boeing do stolicy, ale zaskoczyła Nas burza piaskowa i niestety Karawana została w dodatku zaatakowana póżniej przez rabusiów ukradli częsć towaru i zapasy wody. Ja się ukryłem.
- Zapasy wody? Burza piskowa? Boeing? Gdzie Pan jest dokładnie skoro Pan mówi, że zna drogę?
- No jak to gdzie? W kraju środka w prowincji Xing Yang, ale nie wiem dokładnie ile jeszcze dni do miasta?
- To Pan dzwoni z Chin?
- Dzwonię? Nic takiego nie słyszę. Znalazłem tą świecącą płytkę i słyszę teraz Panią, ale tak zgadza się, jestem w Chinach.
- Jeśli to żart to nie mogę Panu pomóc? Dodzwonił się Pan do Warszawy w Polsce. Proszę powiedzieć czy jest Pan zagrożony, co sie dzieje?
- W Polsce? Nie znam? Bardzo tu gorącą, skwar i mało wody. Normalnie się topię.
- No w Polsce w środku Europy, kraju Słowian i innych mniejeszości. Jest Pan w niebezpieczeństwie?
- To Słowian jest tam mniejszość? A kogo najwiecej? Napadli nas.
- Kto pana napadł? Kurcze, no w sumie to ma Pan chyba rację coraz wiecej cudzoziemców w tym Chińczyków.
- Czyli Polska musi być prowincją Chin choć skojarzyć z mapy nie potrafię.
- Nie no. Prowincją nie jest. Mamy prezydenta i demokrację i ponad 1000 lat państwowości z pewnymi przerwami.Kto Pana napadł i gdzie Pan jest?
- W Chinach też jest demokracja odkąd pamiętam.
- Słucham? To gdzie Pan jest,czy wreszcie sie dowiem. Już Pana telefon też namierzamy.
- Wie Pani co, może Pani pomóc czy nie? Jestem w naprawdę ciężkiej sytuacji, nie wiem ile dni drogi mnie czeka, czy nie zastanie mnie kolejna burza piaskowa, no i jestem zmęczony drogą. A co to jest telefon?
- No ja chciałam powiedzieć smartfon.
- Aaa smartfon. Przepraszam ale i tak nie rozumiem.
- Smartfon, telefon, no to z czego Pan dzwoni.
- Ja nie rozumiem o czym Pani mówi teraz, nic tu nie dzwoni. Wkoło nic nie ma tylko piach, jestem ja, mam torbę, dzbanek i tą rzecz w ręce świecącą jasno teraz.
- Rozmowa jak z Chińczykiem normalnie, niech Pan nie udaje Greka.
- Nic nie udaję, słyszę Panią, a nie widzę, nie wiem o co chodzi.
- To w Chinach nie wiecie co to jest telefon, mimo, że produkujecie masowo podróbki amerykańskich albo niemieckich firm.
- Że my produkujemy prodróbki? Wybaczy Pani ale najlepsze wyroby pod cesarskimi rządmi pochodzą z prowincji Xing Yang. W 4123 w zimie cesarz odznaczył moją załogę Złotym Smokiem.
- Kiedy? W którym roku? Przecież mamy dopiero 2019 Anno Domini.
- Co Pani opowiada?
- Pański telefon został namierzony. Jest w Warszawie w okolicy kolumny Zygmunta. Także Pan sobie zrobił z Nas żarty, wie Pan że...
- Jak Boga kocham, jestem na pustyni Gubi, nie ma tu żadnego Zygmunta. Jestem sam mam tylko napotrzebniejsze rzeczy.
- Niech Pan poda dane z dowodu.
- Jakiego dowodu?
- Nie ma Pan dowodu? Prosze podać imię i nazwisko, adres, narodowość.
- Przecież mówiłem jestem Chińczykiem. Urodziłem się w małej wiosce nad rzeką Huangho (Żółtą rzeką).
- Wie Pan, że Pan zajmuje linię, a ktoś a ktoś naprawdę może potrzebować pomocy. A za takie zarty grozi kara.
- Ale ja nic złego nie robię prosze Pani, wszystko co opowiedziałem jest prawdą.
- To bardzo wątpliwe, wręcz nieprawdopodobne, trudno mi uwierzyć. Proszę się nie rozłączać wezwę przełożonego. Pod kolumnę Zygmunta wysylamy zaraz ekipę, także niech Pan się z tamtąd nie rusza.
- Ależ przecież tłumaczę, że jestem na pustyni Gubi, między krajem Mongołow, a Chinami, kilka dni konno od granicy państwa i wielkiego muru, zmierzam do Boeing.
- Cholera to mamy problem, jedyny Boeing jaki znam to ta firma od samolotów.
- Samolotów?
- No tak.
- Nie wiem, nigdy nie słyszałem.
- Skąd Pan sie urwał? Z choinki? Naprawdę przoszę przestać żartować. Samoloty - maszyny w powietrzu. Telefonu też Pan nie zna. Dziwne to wszystko.
- Jest przełożony, proszę go posłuchać.
--- Znajdziemy Cię czubku bo to nie jest smieszne co robisz, zapłacisz karę, to jest linia nie do robienia sobie żartów. Zapamiętaj to.
Mamy doskonały system informatyczny, takie telefony do namierzenia to nie jest problem.
- Ale ja nic złego nie robię naprawdę, stanąłem na wydmie na chwilę bo usłyszałem ten głos po tym jak podniosłem to coś. Jest tu straszne słońce, a mnie się skończyła woda a mleka tylko trochę mam.
- Czyli mówisz, że naprawdę jesteś na pustyni, kuźwa.
- Nie, nie na pustyni kuźwa. Na pustyni Gubi.
- Jeśli już to Gobi.
- Nie. Gubi.
- No dobrze niech będzie, wiem gdzie to jest. Pustynia w Chinach w Azji.
- W jakiej Azji?
- No w Azji w Chinach.
- Nie. Chiny są w Europie państwem środka.
- Co ty pieprzysz człowieku? Nie uczyłeś się geografii, historii? Pod kolumną Zygmunta zaraz będzie ekipa, jak wskazuje nasz system.
- Nie ma tu żadnego Zygmunta, przecież mówiłem
- Nie, że Zygmunta, tylko kolumna tegoż króla Polski w Warszawie. Przestań sobie kpić z Nas bo to Cię zgubi.
- No cały czas mówię przecież jestem w drodze, z karawaną byłem, wyruszyliśmy z Damaszku do Boeing i teraz kilka dni od stolicy ale na Gubi.
- Co za człowiek z ciebie, weź ty się rozłącz sam i nie rób sobie żartów więcej bo to naprawdę Cię zgubi, a innych skrzywdzi bo nie dostaną pomocy na czas.
- Jaki czas prosze Pana?
- W jak najkrótszy czas.
- No chyba rozumiem, ale co to czas?
- Nie bądź, że tak powiem palantem?
- Nie jestem palantem, jestem chińczykiem, mówiłem już.
- To jakim cudem mówisz po polsku?
- Mówię po chińsku przecież.
- Dobrze, widzę, że to się tak nie może skończyć. Ekipa nie może Cię znaleźć. A sygnał jest najsilniejszy w okolicach kolumny. Namierzymy Cię znajdziemy także odpowiesz za to.
- No znajdźcie mnie i przyprowadźciejakieś konie wypoczęte bo nadgonić drogi muszę i nie zapomnijcie o wodzie.
- Wodę masz w Wiśle i jak chcesz to konie napoić możesz kiedy chcesz. Skończ już szczekać i się rozłącz sam najlepiej.
- W wiśle? A co to jest? Nie ma w tym miejscu gdzie jestem żadnej Wisły, ani w mej torbie ani w zasięgu wzroku. Jak patrzę wokół wszedzie tylko piach pustynia Gubi.
- Skończ człeku, kuźwa no jak potrzebujesz to Ci przetłumaczę na twój chiński. Wisła, Vistula.
- Aaa Vistula, ta ognista ciecz, mam ale to się do picia nie nadaje. Mam kilka butelek ale zachowałem specjalnie dla Cesarza.
- To było śmieszne nawet ale zrozum, że musze się rozłączyć bo to do niczego nie prowadzi, a widzę że Ty się tym bawisz.
- Tu straszny skwar u mnie i juz trace siły, myślałem że ten głos co słysze to mi jakoś pomoże.
- No niestety nie możemy pomóc, nie możemy Pana znaleźć, wyglada na to, że się Pan naprawdę zgubił albo potrzebuje innej pomocy.
- Nie nie zgubiłem się, przecież już tłumaczyłem, ale pomoc by sie przydała i cos do picia.
- Tak. A ja jestem święty. Człowieku idź z Bogiem, niech Cię Chrystus sprowadzi na dobrą drogę. Nie rób sobie wiecej żartów.
- Chrystus będzie na drodze?
- Tak.
- Żegnam Pana. To jest 112 alarmowy. (Beep).
Zamyślony...
- Chrystus na drodze? Ciekawe kiedy go spotkam?
- Jestem przy tobie cały czas synu. Teraz rozumiesz?
- Ale co takiego Panie Chrystusie?
- No to Co się stało?
- Nic z tego nie rozumiem Panie Chrystusie.
- Oh biedny człowieku - to musisz się napić koniecznie tej Vistuli co trzymasz dla Cesarza, ona jest z tej prowincji Polan. To swięta woda, krystalicznie czysta górska woda i ich ziele. Da Ci sił i napełni życiem.
Pamiętaj: Dzwoń do mnie kiedy tylko chcesz. Telefony prawie takie jak ten co Ci podrzuciłem tu na pustyni są wszędzie. Cały ten świat jest na podłuchu. Ale ja nawet nie potrzebuję otwierać ust aby Ci to powiedzieć do uszu. Rozumiesz?
Ostatnio zmieniony 2019-08-24, 02:04 przez sylvi91, łącznie zmieniany 1 raz.