Oczywiście że jest.
Mało gdzie edukację seksualną prowadzi katechetka.Poza tym dlatego sprecyzowałam wypowiedź.
Pewnie sam wiesz, jak edukacja seksualna jest przeprowadzana w szkołach. Wychodzi katechetka i krzyczy, że antykoncepcja to zło.
A antykoncepcja to rzeczywiście zło.
A co im te definicje dadzą?Mówiła nam też, że część dziewczyn, które uczyła nie widzi różnicy między waginą, a cewką moczową.
Myślę że mówi sporo. Bo jesli nie badania, to co?No i przykro mi, ale sama taka statystyka nic nie mówi.
To nie o to chodzi. CHodzi o to, że nieproporcjonalną uwagę przywiązuje się do jednego tylko aspektu - biologicznego.Zerknęłam na te typy... I nie widzę w tym nic złego. ES ma przekazywać wiedzę biologiczną (psychologiczną). Szczególnie wobec tego mieszanego typu C.
Naprawdę, tam nikt nie stoi i nie krzyczy: SEKS JEST SUPER, UPRAWIAJCIE SEKS Z KAŻDYM, Z KIM SIĘ DA.
Zgoda. Ale niestety podręczniki do "edukacji seksualnej" wcale nie są lepsze od wiedzy internetowej.Wiedza w internecie jest ogromnym problemem. Dużo nastolatków wierzy we wszystko, co tam jest napisane (np. moja znajoma przeczytała jeden artykuł i twierdzi, że szczepionki to tylko bo Lobby farmaceutyczne. Nieistotne były wszystkie artykuły i badania, które ja jej wysłałam później). Ważne jest mieć jakieś "legitne" źródło informacji. Bo w tym zakresie jest jakaś porażka.