Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
- Viridiana
- Biegły forumowicz
- Posty: 1707
- Rejestracja: 6 sie 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 554 times
- Been thanked: 419 times
Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Wydaje mi się, że to ostatnio dosyć gorący temat. Zainteresowanie wynika z raportu NIK:
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/mate ... prawy.html
W związku z tym dużo się mówi o możliwości zawieszenia obowiązku pisania matury z matematyki na ten temat.
Ciekawa jestem, co o tym sądzicie?
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/mate ... prawy.html
W związku z tym dużo się mówi o możliwości zawieszenia obowiązku pisania matury z matematyki na ten temat.
Ciekawa jestem, co o tym sądzicie?
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)
- Marek_Piotrowski
- Legendarny komentator
- Posty: 19065
- Rejestracja: 1 cze 2016
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 2624 times
- Been thanked: 4636 times
- Kontakt:
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
nie wydaje mi się by leczenie mogło polegać na zbiciu termometru...
-
- Zasłużony komentator
- Posty: 2207
- Rejestracja: 2 sty 2019
- Has thanked: 22 times
- Been thanked: 367 times
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Marek ma rację. To, że usuniemy maturę nie oznacza, że problem zniknie.
Ja generalnie byłabym za wprowadzeniem grup, gdyby nie:
*Problemy techniczne
*Kadrowe
*Problemy z podziałem na lepszą i gorszą grupę (grupy "słabsze" byłyby nieporównywalnie duże)
Ja w ogóle uważam, że spora część problemów z matematyką to wina uczniów.
Moja klasa liczy prawie 30 osób. Ja generalnie jestem dosyć dobra z matmy (dlatego np. dostaję dodatkową pracę domową, albo sorka każe nam myśleć nad zadaniem z rozszerzenia, kiedy klasa jeszcze ćwiczy), ale wielu rzeczy nie rozumiem. Większość klasy nie rozumie. Ale jak przyjdzie co do czegoż to cisza.
Jak nie rozumiem, jak zrobić zadanie, to zapytam, zgłoszę się do tablicy.
Jak nie rozumiem algorytmów, to mówię, że nie rozumiem algorytmów, czego nie rozumiem, a psorka mi to tłumaczy.
Ale ja jestem w znacznej mniejszości. Reszta jak nie rozumie, to narzeka, że nie rozumie.
Nie spotkałam się też z zaniżaniem poziomu. Oczywiście, musimy iść tak, żeby każdy nadążał. Ale już wspominałam, osoby lepsze, jak się nudzą, dostają co innego do roboty.
Co do klas poprzednich, nie wypowiem się. Najpierw miałam bardzo wymagającą nauczycielkę (oj, wszyscy narzekali i się ciągali po poprawkach. Ale jak ona nauczyła, to nauczyła i choćby Cię w nocy o północy, 30 lat później zapytała, to i tak odpowiesz). Później miałam bardzo kreatywną nauczycielkę, u której aż szkoda było nie być na lekcji.
Co do samej matury, nie rozumiem.
Skoro masz ten śmieszny zeszyt (ze wzorami), gdzie rozpisane masz nawet wzory skróconego mnożenia.
Masz kalkulator.
A te zadania naprawdę jakoś super nie poruszają wyobraźni (jedyne co, to często trzeba przekształcać),
A jednak nie wyciągnąć 30%? Z minimalnymi umiejętnościami i zdolnością czytania ze zrozumieniem, to powinno przynajmniej fartem pójść.
Jednoczenie uważam, że matematyka w szkole ma jeden podstawowy problem. Jest strasznie tendencyjna.
Tak naprawdę w większości zadań trzeba zobaczyć wzór (ową tendencję) i już się nie trzeba wysilać umysłowo.
Moim zdaniem to powinno być bardziej poplątane. Wzory nie po kolei. Jak robicie temat z pierwiastków, to nich tam się pojawi konieczność zamienienia na potęgę, dla zmyłki.
Bo to potem wychodzi, że jak wzór nie jest napisany wprost (a zazwyczaj wystarczy trochę przekształcić), to się wszyscy gubią.
Ja generalnie byłabym za wprowadzeniem grup, gdyby nie:
*Problemy techniczne
*Kadrowe
*Problemy z podziałem na lepszą i gorszą grupę (grupy "słabsze" byłyby nieporównywalnie duże)
Ja w ogóle uważam, że spora część problemów z matematyką to wina uczniów.
Moja klasa liczy prawie 30 osób. Ja generalnie jestem dosyć dobra z matmy (dlatego np. dostaję dodatkową pracę domową, albo sorka każe nam myśleć nad zadaniem z rozszerzenia, kiedy klasa jeszcze ćwiczy), ale wielu rzeczy nie rozumiem. Większość klasy nie rozumie. Ale jak przyjdzie co do czegoż to cisza.
Jak nie rozumiem, jak zrobić zadanie, to zapytam, zgłoszę się do tablicy.
Jak nie rozumiem algorytmów, to mówię, że nie rozumiem algorytmów, czego nie rozumiem, a psorka mi to tłumaczy.
Ale ja jestem w znacznej mniejszości. Reszta jak nie rozumie, to narzeka, że nie rozumie.
Nie spotkałam się też z zaniżaniem poziomu. Oczywiście, musimy iść tak, żeby każdy nadążał. Ale już wspominałam, osoby lepsze, jak się nudzą, dostają co innego do roboty.
Co do klas poprzednich, nie wypowiem się. Najpierw miałam bardzo wymagającą nauczycielkę (oj, wszyscy narzekali i się ciągali po poprawkach. Ale jak ona nauczyła, to nauczyła i choćby Cię w nocy o północy, 30 lat później zapytała, to i tak odpowiesz). Później miałam bardzo kreatywną nauczycielkę, u której aż szkoda było nie być na lekcji.
Co do samej matury, nie rozumiem.
Skoro masz ten śmieszny zeszyt (ze wzorami), gdzie rozpisane masz nawet wzory skróconego mnożenia.
Masz kalkulator.
A te zadania naprawdę jakoś super nie poruszają wyobraźni (jedyne co, to często trzeba przekształcać),
A jednak nie wyciągnąć 30%? Z minimalnymi umiejętnościami i zdolnością czytania ze zrozumieniem, to powinno przynajmniej fartem pójść.
Jednoczenie uważam, że matematyka w szkole ma jeden podstawowy problem. Jest strasznie tendencyjna.
Tak naprawdę w większości zadań trzeba zobaczyć wzór (ową tendencję) i już się nie trzeba wysilać umysłowo.
Moim zdaniem to powinno być bardziej poplątane. Wzory nie po kolei. Jak robicie temat z pierwiastków, to nich tam się pojawi konieczność zamienienia na potęgę, dla zmyłki.
Bo to potem wychodzi, że jak wzór nie jest napisany wprost (a zazwyczaj wystarczy trochę przekształcić), to się wszyscy gubią.
- Viridiana
- Biegły forumowicz
- Posty: 1707
- Rejestracja: 6 sie 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 554 times
- Been thanked: 419 times
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Też sądzę, że zniesienie obowiązku matury to nie najlepszy pomysł. Jednak to wykształcenie na tyle, żeby ją zdać, to chyba warto mieć?
Rzeczywiście z grupami ciężko. Liczebność może nie jest aż takim problemem. Ale szkoła zbyt chętna do płacenia kolejnym nauczycielom nie jest. No i właśnie, problemy techniczne - w dużej szkole jakoś się znajdzie sale, ale w gimnazjum na przykład moja szkoła miała jedno piętro.
Wina uczniów - też racja. Po pierwsze, mało się pytają, po drugie, też podejrzewam, że nie wszyscy poświęcają tyle czasu na naukę, ile by mogli. Sporo osób nie skupia się na lekcji, a potem płacz. Poza tym, to też wina podejścia "bo matma to w ogóle trudna jest". Teraz tylko pytanie, skąd to podejście wynika.
Co do ewentualnego zaniedbania szkoły - myślę, że chociaż u Ciebie akurat co zdolniejsi dostają coś do roboty, tak w innych szkołach nie zawsze się ludzi szlifuje. Wiesz, czego mi trochę brakuje? Żeby pracownie szkoły były trochę bardziej dostępne dla uczniów, żeby może było więcej kółek i możliwości konsultacji z nauczycielem. Ale znów, żeby to zrealizować, musiałoby być więcej nauczycieli, żeby ktoś wziął te godziny na "otwarte pracownie" albo żeby ci nauczyciele, którzy wcale nie mają aż tylu godzin, chętniej przystawali do takich pomysłów.
Rzeczywiście z grupami ciężko. Liczebność może nie jest aż takim problemem. Ale szkoła zbyt chętna do płacenia kolejnym nauczycielom nie jest. No i właśnie, problemy techniczne - w dużej szkole jakoś się znajdzie sale, ale w gimnazjum na przykład moja szkoła miała jedno piętro.
Wina uczniów - też racja. Po pierwsze, mało się pytają, po drugie, też podejrzewam, że nie wszyscy poświęcają tyle czasu na naukę, ile by mogli. Sporo osób nie skupia się na lekcji, a potem płacz. Poza tym, to też wina podejścia "bo matma to w ogóle trudna jest". Teraz tylko pytanie, skąd to podejście wynika.
Co do ewentualnego zaniedbania szkoły - myślę, że chociaż u Ciebie akurat co zdolniejsi dostają coś do roboty, tak w innych szkołach nie zawsze się ludzi szlifuje. Wiesz, czego mi trochę brakuje? Żeby pracownie szkoły były trochę bardziej dostępne dla uczniów, żeby może było więcej kółek i możliwości konsultacji z nauczycielem. Ale znów, żeby to zrealizować, musiałoby być więcej nauczycieli, żeby ktoś wziął te godziny na "otwarte pracownie" albo żeby ci nauczyciele, którzy wcale nie mają aż tylu godzin, chętniej przystawali do takich pomysłów.
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Uważam,że prywatna edukacja rozwiązuje problem. Klasy są mniej liczne, więc nauczyciel może poświęcić więcej uwagi jednostce. Ponadto są w niej osoby, które faktycznie chcą się czegoś nauczyć, a nie przychodzą tylko dlatego, że mama kazała, przy okazji przeszkadzając innym. Nauczyciele więcej zarabiają, jest jakaś konkurencja w zawodzie, motywacja do pracy, więc oni też muszą się starać żeby w przystępny sposób przekazać wiedzę. Przy okazji jeśli szkoła miałaby pewną autonomię, to nie musiałaby promować narzuconych przez zmieniający się rząd określonych światopoglądów czy zachowań (tak, chciałem nawiązać do karty LGBT+).
Co do matur - w obecnej formie są trochę bez sensu. Już nie wspominając o ich coraz niższym poziomie. Jeśli ktoś jest humanistą, to dlaczego matematyka ma blokować mu drogę na wymarzone studia? Albo jeśli ktoś nie potrafi pisać elaboratów na każdy temat w dodatku wpasowując się w klucz odpowiedzi osoby, która układała egzamin, to dlaczego nie może zrobić kariery jako, powiedzmy, fizyk czy chemik? Moim zdaniem szkoła na etapie kształcenia powinna zachęcać do samorozwoju, rozwijać i pogłębiać pasje. Ostatecznie przygotować młodych ludzi do życia i przyszłej pracy zawodowej (coś jak w Finlandii). Wszelakie prelekcje, staże, praktyki i kursy mile widziane.
Co do matur - w obecnej formie są trochę bez sensu. Już nie wspominając o ich coraz niższym poziomie. Jeśli ktoś jest humanistą, to dlaczego matematyka ma blokować mu drogę na wymarzone studia? Albo jeśli ktoś nie potrafi pisać elaboratów na każdy temat w dodatku wpasowując się w klucz odpowiedzi osoby, która układała egzamin, to dlaczego nie może zrobić kariery jako, powiedzmy, fizyk czy chemik? Moim zdaniem szkoła na etapie kształcenia powinna zachęcać do samorozwoju, rozwijać i pogłębiać pasje. Ostatecznie przygotować młodych ludzi do życia i przyszłej pracy zawodowej (coś jak w Finlandii). Wszelakie prelekcje, staże, praktyki i kursy mile widziane.
-
- Zasłużony komentator
- Posty: 2207
- Rejestracja: 2 sty 2019
- Has thanked: 22 times
- Been thanked: 367 times
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Szkoła nie musi być chętna. Jeśli nie chodzisz do skzoly prywatnej, to jest ona finansowana przez państwo.
Nie może robić co chce, to zawsze jest decyzją z góry.
Z moich doświadczeń wynika, że nauczycie generalnie organizują konsultacje, kółka (tutaj raczej do gimnazjum, ale to zrozumiałe. W szkole średniej już samemu należy wychodzić z inicjatywą i to mi się podoba). Ale trzeba zauważyć, że oni też mają życie prywatne i nie będą siedzieć w szkole 28/9. Ci, którzy mają więcej godzin, zazwyczaj pracują w kilku szkołach. Tydzień pracy nauczyciela to 40h, za więcej mu nie płacą. Czemu ma siedzieć jako wolontariusz? Ma też swoje rzeczy do roboty w domu, jak każdy człowiek.
Z edukacją prywatną również jest jeden problem.
Kiedy są to szkoły tak, jak w USA. Większość jest prywatna, dlatego trzymają poziom itd. to jest super. Tylko w Polsce to nie jest szczególnie wykonalne.
Ludzi na to nie stać. Więcej,szkoły prywatne musiałyby wyrosnąć jak grzyby po deszczu.
W obecnej formie jest to raczej przetrzymywalnia dla kompletnych debili i nieudaczników życiowych. W większości, a znam kilka osób, które do prywatnych szkół chodzą.
Rozwijanie pasji to pomysł jak najbardziej super, ale tutaj należałoby zachować jednoczenie naukę jakiejś podstawy. Człowiek inteligentny musi wiedzieć cokolwiek na każdy temat. Nie musi być mistrzem, ale jakiekolwiek pojęcie o świecie jest bardzo potrzebne.
A z tego już szybko zrobiłby się tydzień nauki w wymiarze 5 dni w tygodniu 8-18.
Na dobry staż ciężko trafić. O ile 3sp ostatnio mieli świetny staż (pozwolono im rzeczywiście robić to,co będą robić w przyszłości na targach spedycyjnych, czy jak to się nazywało. Po krótkim przeszkoleniu), to już praktyki 3e2 to był żart. Robili za typowe przynieś-podaj-pozamiataj. Niestety, przy praktykach dominuje cwaniactwo.
Po zastanowieniu doszłam do wniosku, że obowiązkowa matura jest bez sensu. Myślę, że lepiej byłoby zdawać to, czego wymagają od Ciebie późniejsze studia, a już ustalenie tego należałoby do uczelni. Fizyk nie musi znać biegle dzieł Szakspira, no ale matma to by się zdała.
Nie może robić co chce, to zawsze jest decyzją z góry.
Z moich doświadczeń wynika, że nauczycie generalnie organizują konsultacje, kółka (tutaj raczej do gimnazjum, ale to zrozumiałe. W szkole średniej już samemu należy wychodzić z inicjatywą i to mi się podoba). Ale trzeba zauważyć, że oni też mają życie prywatne i nie będą siedzieć w szkole 28/9. Ci, którzy mają więcej godzin, zazwyczaj pracują w kilku szkołach. Tydzień pracy nauczyciela to 40h, za więcej mu nie płacą. Czemu ma siedzieć jako wolontariusz? Ma też swoje rzeczy do roboty w domu, jak każdy człowiek.
Z edukacją prywatną również jest jeden problem.
Kiedy są to szkoły tak, jak w USA. Większość jest prywatna, dlatego trzymają poziom itd. to jest super. Tylko w Polsce to nie jest szczególnie wykonalne.
Ludzi na to nie stać. Więcej,szkoły prywatne musiałyby wyrosnąć jak grzyby po deszczu.
W obecnej formie jest to raczej przetrzymywalnia dla kompletnych debili i nieudaczników życiowych. W większości, a znam kilka osób, które do prywatnych szkół chodzą.
Rozwijanie pasji to pomysł jak najbardziej super, ale tutaj należałoby zachować jednoczenie naukę jakiejś podstawy. Człowiek inteligentny musi wiedzieć cokolwiek na każdy temat. Nie musi być mistrzem, ale jakiekolwiek pojęcie o świecie jest bardzo potrzebne.
A z tego już szybko zrobiłby się tydzień nauki w wymiarze 5 dni w tygodniu 8-18.
Na dobry staż ciężko trafić. O ile 3sp ostatnio mieli świetny staż (pozwolono im rzeczywiście robić to,co będą robić w przyszłości na targach spedycyjnych, czy jak to się nazywało. Po krótkim przeszkoleniu), to już praktyki 3e2 to był żart. Robili za typowe przynieś-podaj-pozamiataj. Niestety, przy praktykach dominuje cwaniactwo.
Po zastanowieniu doszłam do wniosku, że obowiązkowa matura jest bez sensu. Myślę, że lepiej byłoby zdawać to, czego wymagają od Ciebie późniejsze studia, a już ustalenie tego należałoby do uczelni. Fizyk nie musi znać biegle dzieł Szakspira, no ale matma to by się zdała.
- Viridiana
- Biegły forumowicz
- Posty: 1707
- Rejestracja: 6 sie 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 554 times
- Been thanked: 419 times
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Moim zdaniem, posiadanie jakiejś podstawowej wiedzy jednak jest ważne. Poza tym, rozwój intelektualny jest ważny. Uważam, że nawet jeżeli jestem humanistką, powinnam też w jakiś (w być może mniejszych proporcjach, niż w przedmiotach humanistycznych, ale jednak) coś tam się interesować tą drugą stroną Mocy.Antagonista pisze: ↑2019-03-08, 22:48 Jeśli ktoś jest humanistą, to dlaczego matematyka ma blokować mu drogę na wymarzone studia? Albo jeśli ktoś nie potrafi pisać elaboratów na każdy temat w dodatku wpasowując się w klucz odpowiedzi osoby, która układała egzamin, to dlaczego nie może zrobić kariery jako, powiedzmy, fizyk czy chemik?
Poza tym - nauka w domu. Problem może się pojawić taki, że osoby w naszym wieku często potrzebują kontaktu z rówieśnikami, a w nauczaniu indywidualnym tego nie ma.
U mnie różnie. W podstawówce coś tam było, tylko trochę mało "wypromowane". W gimnazjum robotyka, na którą chciałam iść w pierwszej i drugiej klasie była wtedy, gdy miałam WF. Kółko Historyczne, o którego istnieniu dowiedziałam się pod koniec tego okresu kształcenia (prawdopodobnie dlatego, że osoby tam chodzące bardzo lubiły grono własne i nie chciały nikogo nowego), również odbywało się wtedy, gdy miałam WF. Jeszcze była jedna albo dwie opcje, ale interesowałam się nimi. Oprócz tego w trzeciej klasie gimnazjum mieliśmy "dodatkowe" przygotowania do egzaminu (i nauczyciele straszyli tych, którzy na nie nie chodzili). W liceum nie mam informacji o żadnych kółkach, a nie jestem mistrzem inicjatywy.
Ja to wiem, dlatego mówię, że gdyby szkoła chciała otwierać więcej pracowni po lekcjach, musiałaby zatrudnić więcej nauczycieli.ToTylkoJa pisze: ↑2019-03-08, 22:59 Ale trzeba zauważyć, że oni też mają życie prywatne i nie będą siedzieć w szkole 28/9. Ci, którzy mają więcej godzin, zazwyczaj pracują w kilku szkołach. Tydzień pracy nauczyciela to 40h, za więcej mu nie płacą. Czemu ma siedzieć jako wolontariusz? Ma też swoje rzeczy do roboty w domu, jak każdy człowiek.
Nie no, sądzę, że ten obowiązek z bodajże trzech przedmiotów (poziom podstawowy) to jeszcze da się przeżyć.ToTylkoJa pisze: ↑2019-03-08, 22:59 Po zastanowieniu doszłam do wniosku, że obowiązkowa matura jest bez sensu. Myślę, że lepiej byłoby zdawać to, czego wymagają od Ciebie późniejsze studia, a już ustalenie tego należałoby do uczelni. Fizyk nie musi znać biegle dzieł Szakspira, no ale matma to by się zdała.
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Edukacja prywatna byłaby tańsza, bo nie opłacasz pośredników w postaci ministrów i armii urzędników, cudzych dzieci etc. Jeśli państwo zaprzestałoby finansowania szkół to z tej nadwyżki trzeba obniżyć podatki. Uwierz, że jeszcze byś na tym zarobiła. Co do powstawania szkół - dlaczego miałyby nie powstawać, skoro byłoby zapotrzebowanie na takie usługi na rynku? Biznes to biznes. Jeśli byłyby słabe, nie uczyłyby na dobrym poziomie, czy byłyby zbyt drogie, to poprostu by upadły a na ich miejscu pojawiłyby się nowe. Nie ma państwowych piekarni, a kanapki pewnie do szkoły zabierasz i na cenę się nie skarżyszToTylkoJa pisze: ↑2019-03-08, 22:59 Z edukacją prywatną również jest jeden problem.
Kiedy są to szkoły tak, jak w USA. Większość jest prywatna, dlatego trzymają poziom itd. to jest super. Tylko w Polsce to nie jest szczególnie wykonalne.
Ludzi na to nie stać. Więcej,szkoły prywatne musiałyby wyrosnąć jak grzyby po deszczu.
Wiesz, jedna osoba uzna "jak można nie znać dzieł Mickiewicza?!", kolejna "jak można nie znać wzoru na n-ty wyraz ciągu?!" kolejna "jak można nie znać historii kraju w którym się mieszka?!" i tak dalej dochodząc do miejsca gdzie spędzasz właśnie w szkole po 10h, ucząc się rzeczy które Cię nie interesują i wiesz jednocześnie wszystko i nic. Później zaczyna Cię to męczyć, nie masz na nic innego czasu i zamiast iść do szkoły z uśmiechem na ustach to idziesz bo jest przymus. Dobre podejście? Oczywiście nie twierdzę, że jak ktoś chce iść w kierunki techniczne, to może nie mieć ani jednej lekcji polskiego w tygodniu, tylko, że przymus do nauki nie jest optymalnym rozwiązaniem. Bardziej zniechęca niż kształci.ToTylkoJa pisze: ↑2019-03-08, 22:59 Rozwijanie pasji to pomysł jak najbardziej super, ale tutaj należałoby zachować jednoczenie naukę jakiejś podstawy. Człowiek inteligentny musi wiedzieć cokolwiek na każdy temat. Nie musi być mistrzem, ale jakiekolwiek pojęcie o świecie jest bardzo potrzebne.
A z tego już szybko zrobiłby się tydzień nauki w wymiarze 5 dni w tygodniu 8-18.
Bo zgodnie z systemem muszą jakieś być, a urzędnika nie interesuje czy się czegoś nauczysz, czy nie. Dlatego dobre praktyki leżą w Twoim interesie i to Ty musisz się o nie starać.ToTylkoJa pisze: ↑2019-03-08, 22:59 Na dobry staż ciężko trafić. O ile 3sp ostatnio mieli świetny staż (pozwolono im rzeczywiście robić to,co będą robić w przyszłości na targach spedycyjnych, czy jak to się nazywało. Po krótkim przeszkoleniu), to już praktyki 3e2 to był żart. Robili za typowe przynieś-podaj-pozamiataj. Niestety, przy praktykach dominuje cwaniactwo.
I słusznie - sama wybierasz przedmioty które uważasz za pożyteczne. Na początku powinni o tym decydować rodzice dziecka. Jeśli na późniejszym etapie kształcenia olewa ono naukę matematyki z własnej woli, to nie można mieć pretensji do systemu. Chcącemu nie dzieje się krzywda. Nie każdy musi zostać przecież dyrektorem banku.Viridiana pisze: ↑2019-03-08, 23:11 Moim zdaniem, posiadanie jakiejś podstawowej wiedzy jednak jest ważne. Poza tym, rozwój intelektualny jest ważny. Uważam, że nawet jeżeli jestem humanistką, powinnam też w jakiś (w być może mniejszych proporcjach, niż w przedmiotach humanistycznych, ale jednak) coś tam się interesować tą drugą stroną Mocy.
Znam osoby, które ze szkoły publicznej przeszły właśnie na nauczanie indywidualne. Żadna z nich nie narzekała na brak rówieśników, ba, byli wręcz zadowoleni, że wreszcie spokój i można się uczyć.
- Viridiana
- Biegły forumowicz
- Posty: 1707
- Rejestracja: 6 sie 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 554 times
- Been thanked: 419 times
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Przymus do nauki, jak to określiłeś, nie jest odczuwalny gdy:Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 01:45Wiesz, jedna osoba uzna "jak można nie znać dzieł Mickiewicza?!", kolejna "jak można nie znać wzoru na n-ty wyraz ciągu?!" kolejna "jak można nie znać historii kraju w którym się mieszka?!" i tak dalej dochodząc do miejsca gdzie spędzasz właśnie w szkole po 10h, ucząc się rzeczy które Cię nie interesują i wiesz jednocześnie wszystko i nic. Później zaczyna Cię to męczyć, nie masz na nic innego czasu i zamiast iść do szkoły z uśmiechem na ustach to idziesz bo jest przymus. Dobre podejście? Oczywiście nie twierdzę, że jak ktoś chce iść w kierunki techniczne, to może nie mieć ani jednej lekcji polskiego w tygodniu, tylko, że przymus do nauki nie jest optymalnym rozwiązaniem. Bardziej zniechęca niż kształci.ToTylkoJa pisze: ↑2019-03-08, 22:59 Rozwijanie pasji to pomysł jak najbardziej super, ale tutaj należałoby zachować jednoczenie naukę jakiejś podstawy. Człowiek inteligentny musi wiedzieć cokolwiek na każdy temat. Nie musi być mistrzem, ale jakiekolwiek pojęcie o świecie jest bardzo potrzebne.
A z tego już szybko zrobiłby się tydzień nauki w wymiarze 5 dni w tygodniu 8-18.
a) nauczyciel umie ciekawie przedstawić przedmiot
b) uczniowie odczuwają w sobie jakiś pociąg do rozwoju intelektualnego.
To drugie jest bardzo ważne, bo sporo osób podchodzi na zasadzie "a po co mi fizyka, jak jestem w plastyku", co moim zdaniem nie jest słysznym podejściem.
Poczekaj, bo nie chcę źle odpowiedzieć. Co konkretnie masz na myśli?Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 01:45 Na początku powinni o tym decydować rodzice dziecka. Jeśli na późniejszym etapie kształcenia olewa ono naukę matematyki z własnej woli, to nie można mieć pretensji do systemu. Chcącemu nie dzieje się krzywda. Nie każdy musi zostać przecież dyrektorem banku.
Nie sugeruję, że każdy ma być dyrektorem banku (sama bym tym siebie skrzywdziła ), ale uważam, że po prostu nie możemy się zamykać tylko w tym, co będzie nam potrzebne w zawodzie.
Znam też osobę, która ma nauczanie indywidualne i cierpi, że nie może na co dzień przebywać wśród ludzi z szkoły.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 01:45Znam osoby, które ze szkoły publicznej przeszły właśnie na nauczanie indywidualne. Żadna z nich nie narzekała na brak rówieśników, ba, byli wręcz zadowoleni, że wreszcie spokój i można się uczyć.
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Pełna zgoda. Wiesz ilu dzieciaków było u mnie w technikum zainteresowanych lekcjami historii? Może z 5 a musieli chodzić wszyscy. Lekcje nie były prowadzone najlepiej. Osoby które chodziły, bo musiały uczyły się tylko po to, żeby zaliczyć i zapomnieć. Teraz pewnie pamiętają maksymalnie z 10% programu a poświęcili na to czas, bo tak trzeba. Ja lubię historię i uważam, że w tej 5 osób moglibyśmy nauczyć się dużo więcej gdyby nie reszta grupy niezainteresowana lekcją, a tamci mogliby spożytkować czas na inne zajęcia, które ich interesowały.Viridiana pisze: ↑2019-03-09, 11:17 Przymus do nauki, jak to określiłeś, nie jest odczuwalny gdy:
a) nauczyciel umie ciekawie przedstawić przedmiot
b) uczniowie odczuwają w sobie jakiś pociąg do rozwoju intelektualnego.
To drugie jest bardzo ważne, bo sporo osób podchodzi na zasadzie "a po co mi fizyka, jak jestem w plastyku", co moim zdaniem nie jest słysznym podejściem.
Źle mnie rozumiecie. Nie chodzi mi o to, żeby ograniczać naukę, tylko żeby mieć wolny wybór w tym czego chcemy się uczyć. Jeśli sama wybierasz szeroki program nauczania to bardzo dobrze. Ale dlaczego chcesz decydować za koleżankę, która chciałaby mieć jedną matematykę w tygodniu mniej? Albo nie chodzić wcale na zajęcia z historii? Oboje możemy uważać, że ta koleżanka popełnia błąd, ale jeszcze raz powtórzę - chcącemu nie dzieje się krzywda. Jeśli teraz, świadomie, rezygnuje z edukacji która odbije się później w dorosłym życiu to jest to tylko i wyłącznie jej wina. Ani nam, ani urzędnikom nic do tego. Nauka leży w interesie jednostki. Jeśli sama ją odrzuca - pretensje może mieć tylko do siebie.
Ostatnio zmieniony 2019-03-09, 12:30 przez Antagonista, łącznie zmieniany 1 raz.
- Viridiana
- Biegły forumowicz
- Posty: 1707
- Rejestracja: 6 sie 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 554 times
- Been thanked: 419 times
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Teoretycznie mamy go w zakresie tego, że możemy wybrać, do której szkoły średniej chcemy iść i na jaki profil. W praktyce - czasami nacisk otoczenia utrudnia swobodny wybór.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 12:29 Nie chodzi mi o to, żeby ograniczać naukę, tylko żeby mieć wolny wybór w tym czego chcemy się uczyć.
Ogólnie idea takiej wolności brzmi pięknie, ale jest skomplikowana w realizacji: po pierwsze, plan zajęć już i tak szkołom zajmuje sporo czasu jeśli chodzi o jego układanie, wyobraź sobie teraz, co by było, gdyby szkoła licząca prawie 1000 osób miała zbierać od każdego jakieś deklaracje i wszystko ustawić. Po drugie, kiedy ta wolność ma się zacząć? Już i tak na razie mamy wolność w tym, że obowiązek nauki mamy tylko do 18 lat, szkołę średnią powinniśmy wybrać sami, matury jak nie chcemy, to zdać nie musimy, studia wybieramy sami, sporo tej wolności. Po trzecie, idąc do szkoły, która realizuje w jakimś zakresie program LO powinniśmy sobie zdawać sprawę, że nauka będzie. Po czwarte, boję się trochę, że jeżeli tutaj wykonałoby się niewłaściwy ruch, to mobilizacja do samorozwoju w różnych dziedzinach, która już teraz nie jest najlepsza oględnie mówiąc, byłaby jeszcze gorsza. Myślę, że bardziej powinniśmy się skupić na jakości nauczania, która może doprowadziłaby do tego, że ludzie sami dążą do zdobywania wiedzy, niż na wolnościach.
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Teoretycznie. Nie możesz np. wybrać w jakim okresie przyswoisz wiedzę. Gdyby ktoś z obecnego 5-letniego technikum był bardzo zdolny i dałby radę ogarnąć cały materiał w 4 lata, to dlaczego mu zabraniać? Takie jednostki powinny być nagradzane, nie karane przymusem.
Teraz jest skomplikowany bo szkoły mają sztywne reguły jakie zajęcia mają się odbyć, ile razy w tygodniu, z jakim programem i dla jakich klas. Wolność właśnie wszystko ułatwia, nie komplikuje. Dajmy kreatywnym ludziom działać.Viridiana pisze: ↑2019-03-09, 17:36 Ogólnie idea takiej wolności brzmi pięknie, ale jest skomplikowana w realizacji: po pierwsze, plan zajęć już i tak szkołom zajmuje sporo czasu jeśli chodzi o jego układanie, wyobraź sobie teraz, co by było, gdyby szkoła licząca prawie 1000 osób miała zbierać od każdego jakieś deklaracje i wszystko ustawić.
Niekoniecznie. Drogę na studia może zablokować Ci niezdany egzamin maturalny z języka obcego i tego nie przeskoczysz. Musisz działać według określonego schematu, bo jak zrezygnujesz z matury to wyżej nie pójdziesz. Kiedy ma się zacząć? Im wcześniej, tym lepiej. I dla nauczycieli, którzy chcą normalnie zarabiać i uczniów chcących zdobyć wiedzę.
Powinniśmy sobie z tego zdawać sprawę od samego początku. Niestety nie wszyscy są nią zainteresowani i nie należy ich w tej kwestii naciskać, bo nic to nie da. Będą tylko przeszkadzać innym.
Szkoła nie ma w obowiązku motywować Cię do nauki. Jak już wspominałem - to leży w interesie jednostki. Nie chce się uczyć - niech później nie narzeka na poziom życia.
Prywatyzacja to właśnie skupienie się na jakości. Płaciłabyś szkole, która niczego by Cię nie uczyła, czy zmieniła na inną, która robi to lepiej? Taka konkurencja wpływa pozytywnie na jakość nauczania.
- Viridiana
- Biegły forumowicz
- Posty: 1707
- Rejestracja: 6 sie 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 554 times
- Been thanked: 419 times
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Akurat tu się zgodzę.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 18:42Teoretycznie. Nie możesz np. wybrać w jakim okresie przyswoisz wiedzę. Gdyby ktoś z obecnego 5-letniego technikum był bardzo zdolny i dałby radę ogarnąć cały materiał w 4 lata, to dlaczego mu zabraniać? Takie jednostki powinny być nagradzane, nie karane przymusem.
Nadal - mówisz o ideach, a nie o praktyce. Wzniosłe stwierdzenie o wolności, która ułatwia, nie zmienia tego, że plan zindywidualizowany w szkole, która kształci setki uczniów w szkole, to wyzwanie póki co. Jeśli jest na to kreatywne rozwiązanie, to je przedstaw.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 18:42Teraz jest skomplikowany bo szkoły mają sztywne reguły jakie zajęcia mają się odbyć, ile razy w tygodniu, z jakim programem i dla jakich klas. Wolność właśnie wszystko ułatwia, nie komplikuje. Dajmy kreatywnym ludziom działać.Viridiana pisze: ↑2019-03-09, 17:36 Ogólnie idea takiej wolności brzmi pięknie, ale jest skomplikowana w realizacji: po pierwsze, plan zajęć już i tak szkołom zajmuje sporo czasu jeśli chodzi o jego układanie, wyobraź sobie teraz, co by było, gdyby szkoła licząca prawie 1000 osób miała zbierać od każdego jakieś deklaracje i wszystko ustawić.
No więc widocznie po prostu się nie przyłożyłam wystarczająco, mea culpa.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 18:42Niekoniecznie. Drogę na studia może zablokować Ci niezdany egzamin maturalny z języka obcego i tego nie przeskoczysz. Musisz działać według określonego schematu, bo jak zrezygnujesz z matury to wyżej nie pójdziesz. Kiedy ma się zacząć? Im wcześniej, tym lepiej. I dla nauczycieli, którzy chcą normalnie zarabiać i uczniów chcących zdobyć wiedzę.
Co do tego, że im wcześniej, tym lepiej, mam wątpliwości - w podstawówce będąc w klasie mniej więcej drugiej chciałam być lekarzem, ogólnie byłam dobra z matematyki, pod koniec szkoły podstawowej marzyłam o tym, by być pisarką, a teraz jestem w Liceum Plastycznym i uważam się za humanistkę. Sporo osób w trzeciej gimnazjum miało wątpliwości, gdzie pójść.
Tylko jeżeli będą przeszkadzać innym, to powinno się ich nauczyć, że inni też ludzie i trzeba ich szanować. To kwestia dobrego wychowania. Jeżeli ktoś go nie ma, to nie powinno się udawać, że wszystko okej. Trochę odpowiedzialności trzeba mieć.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 18:42Powinniśmy sobie z tego zdawać sprawę od samego początku. Niestety nie wszyscy są nią zainteresowani i nie należy ich w tej kwestii naciskać, bo nic to nie da. Będą tylko przeszkadzać innym.
Nie zgodzę się. Uważam, że szkoła powinna kreować ludzi, którzy patrzą szerzej na życie. Inaczej to jest tylko wykształcenie, które wbiło tylko elementarne rzeczy i dało papierek.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 18:42Szkoła nie ma w obowiązku motywować Cię do nauki. Jak już wspominałem - to leży w interesie jednostki. Nie chce się uczyć - niech później nie narzeka na poziom życia.
Ja generalnie wiele do szkół prywatnych nie mam, chodziłam do prywatnego gimnazjum.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 18:42Prywatyzacja to właśnie skupienie się na jakości. Płaciłabyś szkole, która niczego by Cię nie uczyła, czy zmieniła na inną, która robi to lepiej? Taka konkurencja wpływa pozytywnie na jakość nauczania.
Może to się trochę poplątało przez to, że pomyliłam nauczanie w szkołach prywatnych z nauczaniem indywidualnym - przepraszam.
Tylko jedno pytanie: czy mówiąc o prywatyzacji dopuszczamy możliwość ewentualnych dotacji na edukację?
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Wspomniałem przecież o Finlandii. Na szybko znalazłem takie linki:
http://educationaleden.pl/organizacja-p ... ej-szkole/
http://www.mamyrade.pl/2017/09/30/7-zas ... kacyjnego/
https://businessinsider.com.pl/rozwoj-o ... 690n0d.amp
https://www.studentnews.pl/s/3296/68613 ... landia.htm
http://www.edziecko.pl/Junior/7,160031, ... uwa-ze.amp
Słyszałem, że w Polsce działają jakieś prywatne szkoły zbudowane na tym modelu Fińskim, ale nie mam pojęcia jak sobie radzą.
Chodziło mi o te wolnościowe zmiany, nie o to żeby o swoim dalszym kształceniu decydować już w podstawówce.Viridiana pisze: ↑2019-03-09, 19:28 No więc widocznie po prostu się nie przyłożyłam wystarczająco, mea culpa.
Co do tego, że im wcześniej, tym lepiej, mam wątpliwości - w podstawówce będąc w klasie mniej więcej drugiej chciałam być lekarzem, ogólnie byłam dobra z matematyki, pod koniec szkoły podstawowej marzyłam o tym, by być pisarką, a teraz jestem w Liceum Plastycznym i uważam się za humanistkę. Sporo osób w trzeciej gimnazjum miało wątpliwości, gdzie pójść.
Oczywiście, że tak. Ale to zadanie rodziców.
A teraz czegoś uczy czy daje papierki? Jestem bliżej stwierdzenia, że daje papierki.
Chodzi Ci o dotacje rządowe? Takim jestem przeciwny, bo to ingerencja w wolny rynek. Jeśli prywatne żeby np. charytatywnie opłacić zajęcia dla dziecka, które ma nieciekawą sytuację rodzinną czy finansową to jak najbardziej mile widziane.Viridiana pisze: ↑2019-03-09, 19:28 Ja generalnie wiele do szkół prywatnych nie mam, chodziłam do prywatnego gimnazjum.
Może to się trochę poplątało przez to, że pomyliłam nauczanie w szkołach prywatnych z nauczaniem indywidualnym - przepraszam.
Tylko jedno pytanie: czy mówiąc o prywatyzacji dopuszczamy możliwość ewentualnych dotacji na edukację?
- Viridiana
- Biegły forumowicz
- Posty: 1707
- Rejestracja: 6 sie 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 554 times
- Been thanked: 419 times
Re: Nauczanie matematyki w polskich szkołach.
Wydaje mi się, że wcześniej o niej nie mówiłeś, ale może coś przegapiłam.
Ogólnie wygląda intrygująco, chociaż odczuwam głód informacji. Jeśli znalazłbyś jakieś statystyki na temat wiedzy Finlandczyków, ich zaangażowania w kulturę i samorozwój, podejścia do samokształcenia etc. to byłabym wdzięczna. Szczególnie, że zapowiadają się obiecująco:
http://www.mamyrade.pl/2017/09/30/7-zas ... kacyjnego/Ich uczniowie wypadają fantastycznie z nauk przyrodniczych oraz matematyki. Ponadto, czytają najwięcej ze wszystkich dzieci i młodzieży na planecie.
Fajnie brzmi też to:
http://www.mamyrade.pl/2017/09/30/7-zas ... kacyjnego/wszystkich przedmiotów – nie jest dobrze widziane faworyzowanie niektórych przedmiotów. W Finlandii wcale nie uważa się, że matematyka jest bardziej ważna niż na przykład nauka o sztuce. Wręcz przeciwnie, jedynym wyjątkiem jest tworzenie grup specjalnych dla uczniów z pasją do muzyki, sztuki i sportu;
Interesuje mnie to, co napisali w tym artykule:
http://www.edziecko.pl/Junior/7,160031, ... uwa-ze.amp
Przedmioty wyglądają okej:
https://www.studentnews.pl/s/3296/68613 ... landia.htmObowiązkowymi przedmiotami na poziomie kształcenia w szkole powszechnej są: język ojczysty (tj. fiński lub szwedzki) i literatura kraju ojczystego, drugi język ojczysty, języki obce, ekologia, edukacja zdrowotna, religia lub etyka, historia, wiedza o społeczeństwie, matematyka, fizyka, chemia, biologia, geografia, wychowanie fizyczne, wychowanie muzyczne, wychowanie plastyczne, prace ręczne, zajęcia z gospodarstwa domowego oraz lekcje wychowawcze i poradnictwo pedagogiczne.
Niby tak, tylko problem w tym, że jak zostawimy tego delikwenta rodzicom, to być może nigdy się nie nauczy.
No tak, z tym się zgodzę.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 20:57A teraz czegoś uczy czy daje papierki? Jestem bliżej stwierdzenia, że daje papierki.
Jejku, miesza mi się wszystko.
Nie do końca się z tobą zgodzę - jeżeli jakaś szkoła ma potencjał, to może warto przyśpieszyć jej rozwój.Antagonista pisze: ↑2019-03-09, 20:57Chodzi Ci o dotacje rządowe? Takim jestem przeciwny, bo to ingerencja w wolny rynek. Jeśli prywatne żeby np. charytatywnie opłacić zajęcia dla dziecka, które ma nieciekawą sytuację rodzinną czy finansową to jak najbardziej mile widziane.Viridiana pisze: ↑2019-03-09, 19:28 Ja generalnie wiele do szkół prywatnych nie mam, chodziłam do prywatnego gimnazjum.
Może to się trochę poplątało przez to, że pomyliłam nauczanie w szkołach prywatnych z nauczaniem indywidualnym - przepraszam.
Tylko jedno pytanie: czy mówiąc o prywatyzacji dopuszczamy możliwość ewentualnych dotacji na edukację?
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)