Naprodukowałam się i wylogowało mnie tak skutecznie, że wszystko przepadło.
Po 1. Nie uważam się za bardziej dojrzałą duchowo od kogokolwiek, włączając moją siostrę.
Po 2. Wiarę mam!
Po 3. Co do wiedzy, to udaję, że ją mam.
Cały czas obiecuję sobie przestać już to robić, ale jakoś mi nie wychodzi...
Po 4. Świadomość - z tym to już w ogóle na bakier jestem.
Kieruję się intuicją. O tak najlepiej to ujmę.
Co do zmian, to ciężko je ocenić. Bo mam świadomość tego, że zły duch działa tam, gdzie widzi zagrożenie i dzieją się różne niekoniecznie dobre rzeczy, które nie koniecznie świadczą o tym, że zmiana, która zachodzi jest zła/dobra. Sama jak obiecuję jakąś przemianę sobie samej, w sensie, że zacznę coś robić, widzę, że pojawia się milion przeszkód i zamiast nauki pokory, wpadam w jakiś nieuzasadniony i niewytłumaczalny gniew np.
Ale to nie na temat.
Zawiodę Cię więc i nie odpowiem Ci na pytanie.
Przeczytałam ostatnio jedno zdanie św. Teresy:
Bóg bardzo nie lubi, aby stawiano granice Jego dziełom.
Dlatego powstrzymuję się od dyskusji w tym wątku, bo nie czuję się jednak mimo tylu wypowiedzianych tu słów i zabrania konkretnego stanowiska, jako kompetentna osoba. Moja znikoma wiedza nie jest wystarczająca. Nie jestem w stanie rozeznać, czy to jest dobre, czy złe. Czy pochodzi od Boga, czy złego ducha. Nie wiem.
Sama jednak nie pcham się tam. Nie uważam, że to jest niezbędne. I tyle w temacie.