Niezwykle ciekawy wywiad z ks.Glasem
https://www.vicona.pl/single-post/O-pos ... a-Swietego
Parę fragmentów na zachętę:
Jeśli ktoś, kto posługuje obecnie w świątyniach czy na spotkaniach w Polsce, został namaszczony przez jakiegoś posługującego z Zachodu, o którym nie wiadomo, czy został rzeczywiście namaszczony Duchem Świętym, czy jakimś zupełnie innym duchem, to on także może później przekazywać innym owo demoniczne czy okultystyczne namaszczenie. Jeśli w spotkaniu modlitewnym uczestniczy ponad tysiąc osób i każda z nich poprzez śpiew, mówienie językami (pytanie jakimi) i inne mechanizmy przygotowywana jest do otwarcia się na rzeczywistość duchową, to może się okazać, że jakaś część z nich zostaje łatwo przeniknięta przez demony. To wszystko robi się pod przykrywką spotkania Pana Boga. Nie twierdzę, że tak jest zawsze. To jest proces. Diabeł się nie spieszy. On powoli drąży, widzi, gdzie są słabe punkty w naszych duszpasterstwach, w naszych parafiach, gdzie się nic nie dzieje albo gdzie wszystko jest płytkie. Widzi, co jest słabe w nas, i uderza. Uwielbia też grać na uczuciach i na zaspokajaniu potrzeb. Każdy z nas chce łatwo napchać brzuch, także ten duchowy, więc szukamy duchowego pocieszenia. Chcemy, żeby było w miarę smacznie, żeby następowało uzdrowienie, chcemy poczuć namaszczenie. I wszystko natychmiast, w ramach duchowego fast foodu. Ludziom brakuje cierpliwości, brakuje chęci do powolnego rozwoju. Chcą uzdrowienia, oczyszczenia od razu, i często trafiają na ludzi "specjalnie" namaszczonych, którzy obiecują, że raz-dwa wszystko oczyszczą i wyleczą.
Nie należy wszystkiego potępiać i wylewać dziecka z kąpielą, bo ludzie potrzebują też nowych doświadczeń, a Duch Święty wciąż działa i nas uczy. Zwracam tylko uwagę, byśmy rozeznając i przyjmując rzeczy nowe, nigdy nie zapominali o tym, co mamy. A mamy naprawdę bardzo wiele: Biblię, Jezusa w Eucharystii, Ducha Świętego i Jego dary, sakramenty, Maryję oraz uwielbienie, uzdrowienie i uwolnienie.
Mamy piękną tradycję katolickiej mistyki, w której jest jasno wyrażone, że zjednoczenie z Bogiem dokonuje się w trudzie, wyrzeczeniu, oczyszczeniu. Mamy doktorów Kościoła.
Żaden zachodni czy wschodni protestant tego wszystkiego nie ma. Oni z całej naszej Tradycji wiary powybierali to, co im pasuje. Wiele – na szczęście nie wszystkie – współczesnych ruchów chrześcijańskich, z którymi się spotykam, jest protestanckich. Protestantom nic nie można powiedzieć, bo to nie są już heretycy, tylko nasi bracia, którzy odkryli Jezusa, lecz mają inną wizję. Eucharystia nie jest im potrzebna. Im potrzebne jest tylko uwielbienie, nakładanie rąk, śpiewanie, modlitwy do Ducha Świętego. Oni wchodzą w to wszystko i protestują. Tylko przeciwko czemu? Przeciw katolickiej prawdzie. Na tym polega protestantyzm.
To, co w tej chwili weszło do nas wielką falą, na Zachodzie dzieje się od wielu lat. Protestanci chcą odrzucić etykietkę "protestanci". Chcą uważać się tylko za chrześcijan. Wchodzą pomiędzy nas. Myślą, że religijne rozgorączkowanie oznacza obecność Ducha Świętego. Kościół, jaki znamy, już nie jest im do zbawienia potrzebny. A zapominają, że to właśnie Kościół przyniósł Biblię i on ma sakramenty, cały depozyt wiary. U protestantów nie ma kapłaństwa, sakramentów, tam Jezus nie jest w centrum. My mamy to wszystko w Kościele.
Tam ma być wszystko fajne, miłe i ma być odlotowo, bo jak spoczniesz w Duchu Świętym czy jesteś uzdrowiony, jest dobrze, a jak nie, to znaczy, że się słabo modlisz, nie masz wystarczająco dużo wiary.
Wielu młodych ludzi szuka ponownie duchowości, pogłębienia wiary – i to jest piękne. Ale dajemy tym ludziom fastfoodowy pokarm. Młodzi chcą szybko i smacznie, ale to nie jest jedzenie na całe życie.
Wiem, że dzisiaj jest moda na uwielbienie, ale... w prawdziwym uwielbieniu nie chodzi o krzyk, głośną muzykę, o podskakiwanie, kościelny aerobik, ale oddawanie czci Bogu wtedy, gdy już naprawdę nie możemy, gdy jest już taki ból, takie cierpienie, że nie jesteśmy w stanie wytrzymać. Właśnie wtedy mówimy, czasem przez łzy: "Ojcze, bądź uwielbiony w tym cierpieniu, w tym dramacie, w tej chorobie". "Wiesz, ile zła zrobiłem w swoim życiu, ale teraz chcę to zmienić, pomóż mi powstać". To przez takie uwielbienie z pokorą i wiarą dzieją się największe cuda. Kochający Ojciec wchodzi w życie człowieka z wielką mocą, a duchowe podskakiwanie, te wszystkie "podnosimy ręce dla Pana Jezusa", nóżka w górę, nóżka w dół, choć też sympatyczne, bywają formą uwielbienia siebie, a nie Boga.
Błogosławić można zawsze i każdego, ale ręce nakładać mogą tylko ojciec i matka na swoje dzieci, mąż i żona na siebie nawzajem. W innych sytuacjach jest to gest zarezerwowany dla biskupów i kapłanów, ponieważ niesie on w sobie samego Boga poprzez moc sakramentu kapłaństwa. W trakcie święceń kapłańskich biskup nakłada ręce na przyszłego kapłana.