Niezdolność do poprawy

Horyzont

Re: Niezdolność do poprawy

Post autor: Horyzont » 2020-07-05, 12:41

Coraz bardziej zaczynam rozumieć, że postanowienie poprawy ma inne znaczenie niż do tej pory myślałem.
Nie chodzi w nim o to by wymusić od siebie działania w celu nie wykonywania grzechu, lecz o przyznanie prawu Bożemu racji, co oznacza, że człowiek chce ostatecznie być uwolniony od grzechu i prosi o to Boga - i to wszystko.

Natomiast jego ziemskie starania to zupełnie co innego - są one wyrazem tego co Bóg w nas samych już zmienił, to że coś dobrego chcemy uczynić, nawet kosztem wysiłku - to również działanie Boga.
Tak wiec w czasie spowiedzi nie ma sensu mieć postanowień typu: "ten i ten grzech popełniłem, więc to i to muszę zmienić/zrobić, w tym i tamtym czasie" - bo sami nie wiemy do czego Bóg nas uzdolni i kiedy to nastąpi

Awatar użytkownika
sądzony
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 13803
Rejestracja: 20 lut 2020
Lokalizacja: zachodniopomorskie
Wyznanie: Chrześcijanin
Has thanked: 2022 times
Been thanked: 2204 times

Re: Niezdolność do poprawy

Post autor: sądzony » 2020-07-05, 12:53

Horyzont pisze: 2020-07-05, 12:41 Coraz bardziej zaczynam rozumieć, że postanowienie poprawy ma inne znaczenie niż do tej pory myślałem.
Nie chodzi w nim o to by wymusić od siebie działania w celu nie wykonywania grzechu, lecz o przyznanie prawu Bożemu racji, co oznacza, że człowiek chce ostatecznie być uwolniony od grzechu i prosi o to Boga - i to wszystko.

Natomiast jego ziemskie starania to zupełnie co innego - są one wyrazem tego co Bóg w nas samych już zmienił, to że coś dobrego chcemy uczynić, nawet kosztem wysiłku - to również działanie Boga.
Tak wiec w czasie spowiedzi nie ma sensu mieć postanowień typu: "ten i ten grzech popełniłem, więc to i to muszę zmienić/zrobić, w tym i tamtym czasie" - bo sami nie wiemy do czego Bóg nas uzdolni i kiedy to nastąpi
Poniekąd.
W sensie i tak i nie.
Masz postanowić poprawę i robić wszystko, by Ci się udało, by trzymać się postanowienia, ale nie możesz mieć (moim zdaniem) pewności.
Skup się na tu i teraz, bo przeszłości już nie ma, a przyszłość może nigdy nie nadejść.
Jednakże nie możesz również "zrzucać" na Boga swojej grzeszności i uzależniać jedynie od Niego to czy zgrzeszysz czy wytrwasz.

Moim zdaniem to nie jest proste.
Byłem u spowiedzi jakieś 3 lata temu. Żyję w związku niesakramentalnym. Kapłan powiedział, że jeżeli jestem w stanie
żyć z żoną jak z siostrą to mogę dostać rozgrzeszenie.
Chciałem być uczciwy i powiedziałem, że to niemożliwe i otrzymałem jedynie błogosławieństwo.

Mogłem powiedział, że mogę tak żyć i pewnie udałoby mi się to jakiś czas otrzymałbym rozgrzeszenie i po 15 latach
przyjął Komunię.

Do tej pory nie wiem czy postąpiłem właściwie.

Rachunek, wyznanie, żal, postanowienie poprawy, wysiłek utrzymania łaski.
Reszta w rękach Boga.
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20

Magnolia

Re: Niezdolność do poprawy

Post autor: Magnolia » 2020-07-05, 17:59

@Horyzont jest taka maksyma katolicka, żeby działać jakby wszystko zależało od naszego wysiłku, ale tak sie modlić jakby wszystko zależało od Boga.

Jeśli przeczytasz w Ewangelii jakieś przykłady uzdrowień, to najczęściej one wiązały się z jakimś wysiłkiem człowieka, np "wstań i chodź" Jezus mówił do paralityka... a ten wstawał, bo uwierzył, albo wystarczyła wiara jego przyjaciół.
To własnie mówi nam, że potrzebny jest nasz wysiłek by Bóg mógł działać i uzdrawiać nas z naszych największych grzechów, problemów, chorób.

Ale cieszę się, że coraz lepiej rozumiesz postanowienie poprawy.

Czy jeszcze w czymś możemy CI pomóc?

Horyzont

Re: Niezdolność do poprawy

Post autor: Horyzont » 2020-07-06, 00:23

Wyobraźcie sobie człowieka który w wyniku rozterek moralnych popadał w coraz większe poczucie winy, i pomimo jakichkolwiek prób zaradzeniu temu - wpadał w jeszcze większe rozterki, aż w końcu jego organizm odmówił posłuszeństwa - ten człowiek przeraził się tym, że już prawie nic pozytywnego nie odczuwa - wpadł w panikę, wtedy nastąpił kres wszystkiego, absolutne zrozumienie - że nie jest wstanie zrobić cokolwiek, nic poprawić, o nic się starać. Miał świadomość istnienia, ale wiedział, że nic w nim nie ma, że nic go nie wypełnia, a co najgorsze - miał poczucie, że nie ma już jakiejkolwiek nadziei - ten człowiek w takim stanie zaczął krzyczeć, poruszać się chaotycznie, jęczał, po czym płakał i znowu krzyczał, rozglądał się przerażony jak by wzrokiem błagał o pomoc, ale wiedział - że nie nadejdzie.


Chcę przez to powiedzieć, że każdy może mieć inne doświadczenia, i względem nich odbiera świat.
Człowiek z przykładu powyżej zrozumiał - że nic od niego nie zależy - po miesiącu ktoś mu dał książeczkę zatytułowaną "Jezu, Ty się tym zajmij" ks. Dolindo Ruotolo - poraz pierwszy od miesiąca ten człowiek odczuł coś pozytywnego - poraz pierwszy pojawiła się nadzieja, i nie była ona związana z tym, że się nagle zaczął starać - bo on już wiedział - że nie jest wstanie.


Targujemy się o to co sami musimy a czego nie musimy zrobić.
Ale w sytuacji absolutnie skrajnej nie ma już dyskusji - wtedy może zdecydowana większość ludzi potępiła by człowieka z przykładu.
Ale ja myślę, że Bóg jest ponad to wszystko - i nie przeszkadza mu kim był i co zrobił/robi/nie robi człowiek z przykładu - jeśli prosi i ma nadzieje w Bogu - Bóg go ocali, da mu to czego potrzebuje, tak by doznał spokoju, pomimo, że w ogóle nie zasługuje.




Magnolia pisze: 2020-07-05, 17:59 Jeśli przeczytasz w Ewangelii jakieś przykłady uzdrowień, to najczęściej one wiązały się z jakimś wysiłkiem człowieka, np "wstań i chodź" Jezus mówił do paralityka... a ten wstawał, bo uwierzył,

Człowiek zawsze podejmuje jakieś wysiłki - inaczej czuł by się jeszcze gorzej - nie ma wyboru - musi - no ale nie o takie wysiłki mi chodziło, a już na pewno nie o podstawy - "wstań i chodź".




sądzony pisze: 2020-07-05, 12:53 Masz postanowić poprawę i robić wszystko, by Ci się udało, by trzymać się postanowienia,

To jest niemożliwe do zrealizowania, będziesz się łudził że jesteś wstanie, ale nie jesteś wstanie.

Ostatecznie wymienisz problem na inny - i będzie to samo - poczucie przymusu, zmęczenie nieustającymi postanowieniami.
Po np. dwusetnym piątym problemie - powiesz sobie - olać to, nie o to chodzi… jestem zmęczony, wykończony, słabszy, bezsilny..

Nadejdzie czas by zmienić podejście, poglądy, spostrzeganie.





Magnolia pisze: 2020-07-05, 17:59 Czy jeszcze w czymś możemy CI pomóc?
Pomyślmy, zobaczymy :)


W sumie to z zadawania pytań przeszedłem już w moralizowanie ;)

Awatar użytkownika
Zły_Człowiek
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 230
Rejestracja: 6 lip 2020
Has thanked: 105 times
Been thanked: 78 times

Re: Niezdolność do poprawy

Post autor: Zły_Człowiek » 2020-07-06, 05:29

Horyzont,
z wypiekami na twarzy przeczytałem historię wzrastania Twojej świadomości o postanawianiu poprawy - czym jest.
To bardzo trudny temat i nie dziwię się, że skoro traktowałeś to zawsze i nadal traktujesz poważnie, to mogło Cię niewłaściwe zrozumienie czym jest postanowienie poprawy pozbawić sił i zaprowadzić do szpitala.

Uczestnicy dyskusji bardzo Ci pomogli i dzięki tej dyskusji doszedłeś do swojej wizji zagadnienia, która jest już praktycznie zgodna z rzeczywistością.

Zwróciłbym Ci uwagę jeszcze na dwie sprawy:

1. Nie można zwalać na Boga wszystkiego, co jest do zrobienia w danej sprawie, tylko to co masz i możesz ty zrobić, to zrób, a dopiero resztę oddaj Bogu. Podejrzewam, że wiele ludzi nie rozumie przesłania Dolindo, "Jezu Ty się tym zajmij" i traktuje to jako pretekst do jakże protestanckiego nic nie robienia, bo od tego jest Bóg.
2. Ludzie mają nieraz duży problem w rozdzielaniu czasu teraźniejszego i przyszłego.
O przyszłości to możemy zaledwie dywagować i to jest pewne i bezwzględne. Za minutę możemy zginąć w trzęsieniu ziemi, wybuchu gazu, w wypadku samochodowym lub kolejowym itd itd itd. Trzeba mieć wielką pokorę wobec przyszłości, bo nie mamy nad nią władzy. Powierzajmy się Opatrzności Bożej co do spraw przyszłych, podsuwamy jedynie Bogu swoje plany i przygotowania a On zrobi z tym co uzna za właściwe.
Teraz masz mocno postanowić poprawę, teraz masz się do tej poprawy przygotować, tj. zniszczyć czasopisma pornograficzne, wyłączyć strony pornograficzne w internecie i zakończyć niestosowne kontakty erotyczne. Oddać sąsiadom czy krewnym cały zapas alkoholu który sprawia że ciągle się go pije, itd.stosownie do rodzaju grzechu jaki Ci sprawia kłopot, bo powraca. To wszystko robisz teraz. A jutro, czy nawet za kilka godzin stanie się to co się stanie, nie zawsze w pełni zgodnie z Twoją wolą, nie zawsze przy Twojej świadomości. Różne rzeczy mogą się zdarzyć.W szczególności może się zdarzyć, że od grzechu będzie Cię odrzucać.

Nie wolno się obarczać winą za przyszłość, jeśli uczciwie podszedłeś do teraźniejszości. Nie ma też realnego grzechu "w przyszłości", grzech, podobnie jak wszystko co jest, jest w teraźniejszości, ewentualnie jego wspomnienie - w przeszłości.
Nie wolno programować się na grzech w przyszłości, według jednej z nowoczesnych metod osiągania sukcesów, np. przez afirmacje i NLP. Nie wolno więc myśleć: i tak dokonam tego grzechu. - Nie wolno - bo to nie ma nic wspólnego z mocnym postanowieniem poprawy.

Awatar użytkownika
sądzony
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 13803
Rejestracja: 20 lut 2020
Lokalizacja: zachodniopomorskie
Wyznanie: Chrześcijanin
Has thanked: 2022 times
Been thanked: 2204 times

Re: Niezdolność do poprawy

Post autor: sądzony » 2020-07-06, 11:43

Horyzont pisze: 2020-07-06, 00:23
sądzony pisze: 2020-07-05, 12:53 Masz postanowić poprawę i robić wszystko, by Ci się udało, by trzymać się postanowienia,

To jest niemożliwe do zrealizowania, będziesz się łudził że jesteś wstanie, ale nie jesteś wstanie.

Ostatecznie wymienisz problem na inny - i będzie to samo - poczucie przymusu, zmęczenie nieustającymi postanowieniami.
Po np. dwusetnym piątym problemie - powiesz sobie - olać to, nie o to chodzi… jestem zmęczony, wykończony, słabszy, bezsilny..

Nadejdzie czas by zmienić podejście, poglądy, spostrzeganie.
Możliwe, i wcale mnie to nie przeraża, bo wierzę, że z Bogiem będzie mi OK.
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20

TOMVAD 45

Re: Niezdolność do poprawy

Post autor: TOMVAD 45 » 2020-07-07, 00:11

Horyzont pisze: 2020-07-06, 00:23 Wyobraźcie sobie człowieka który w wyniku rozterek moralnych popadał w coraz większe poczucie winy, i pomimo jakichkolwiek prób zaradzeniu temu - wpadał w jeszcze większe rozterki, aż w końcu jego organizm odmówił posłuszeństwa - ten człowiek przeraził się tym, że już prawie nic pozytywnego nie odczuwa - wpadł w panikę, wtedy nastąpił kres wszystkiego, absolutne zrozumienie - że nie jest wstanie zrobić cokolwiek, nic poprawić, o nic się starać. Miał świadomość istnienia, ale wiedział, że nic w nim nie ma, że nic go nie wypełnia, a co najgorsze - miał poczucie, że nie ma już jakiejkolwiek nadziei - ten człowiek w takim stanie zaczął krzyczeć, poruszać się chaotycznie, jęczał, po czym płakał i znowu krzyczał, rozglądał się przerażony jak by wzrokiem błagał o pomoc, ale wiedział - że nie nadejdzie.


Chcę przez to powiedzieć, że każdy może mieć inne doświadczenia, i względem nich odbiera świat.
Człowiek z przykładu powyżej zrozumiał - że nic od niego nie zależy - po miesiącu ktoś mu dał książeczkę zatytułowaną "Jezu, Ty się tym zajmij" ks. Dolindo Ruotolo - poraz pierwszy od miesiąca ten człowiek odczuł coś pozytywnego - poraz pierwszy pojawiła się nadzieja, i nie była ona związana z tym, że się nagle zaczął starać - bo on już wiedział - że nie jest wstanie.


Targujemy się o to co sami musimy a czego nie musimy zrobić.
Ale w sytuacji absolutnie skrajnej nie ma już dyskusji - wtedy może zdecydowana większość ludzi potępiła by człowieka z przykładu.
Ale ja myślę, że Bóg jest ponad to wszystko - i nie przeszkadza mu kim był i co zrobił/robi/nie robi człowiek z przykładu - jeśli prosi i ma nadzieje w Bogu - Bóg go ocali, da mu to czego potrzebuje, tak by doznał spokoju, pomimo, że w ogóle nie zasługuje.

sądzony pisze: 2020-07-05, 12:53 Masz postanowić poprawę i robić wszystko, by Ci się udało, by trzymać się postanowienia,

To jest niemożliwe do zrealizowania, będziesz się łudził że jesteś wstanie, ale nie jesteś wstanie.

Ostatecznie wymienisz problem na inny - i będzie to samo - poczucie przymusu, zmęczenie nieustającymi postanowieniami.
Po np. dwusetnym piątym problemie - powiesz sobie - olać to, nie o to chodzi… jestem zmęczony, wykończony, słabszy, bezsilny..

Nadejdzie czas by zmienić podejście, poglądy, spostrzeganie.
Wybacz to co napiszę, ale czasami potrzeba tego aby człowiek coś zrozumiał. I nie chodzi o jakiś atak na ciebie czy osądzanie ciebie, ale właśnie o pomoc którą otrzymujesz tutaj. To trochę jak taka oto sytuacja którą miałem w szkole gdy byłem w 4klasie podstawówki (lata 80-te): jeden z kolegów na lekcji matematyki wariował i przeszkadzał w lekcji a lekcję prowadził jeden z dyrektorów. Podszedł do tego kolegi, wziął książki które leżały na ławce stuknął go tymi książkami po głowie. Kolega zrobił się czerwony jak burak ale do końca lekcji i przez następne lekcje z dyrektorem siedział cicho,rodzicom tez się nie poskarżył. Ale oczywiście nie chodzi mi tutaj o samą metodę ale o takie stuknięcie, obecnie określa się to wylaniem zimnej wody na głowę dla oprzytomnienia człowieka. Tak więc takie słowa mają być takim stuknięciem dla oprzytomnienia. Trochę pomógł w tym Zły człowiek pisząc ci:
Nie można zwalać na Boga wszystkiego, co jest do zrobienia w danej sprawie, tylko to co masz i możesz ty zrobić, to zrób, a dopiero resztę oddaj Bogu. Podejrzewam, że wiele ludzi nie rozumie przesłania Dolindo, "Jezu Ty się tym zajmij" i traktuje to jako pretekst do jakże protestanckiego nic nie robienia, bo od tego jest Bóg.
Taka widzę postawę u ciebie: bardziej wiara w beznadzieję niż w to że Bóg może przemienić twoje życie. Stan beznadziejności,takiego marazmu,zniechęcenia w niczym nie zmieni twojej sytuacji. Aby cokolwiek się zmieniło potrzeba choćby najmniejszego ruchu, działania by Boga przekonać że tobie na tym bardzo zależy.

Nie wiem czy słyszałeś ale są patroni od spraw beznadziejnych jak np święta Rita. Inni święci i błogosławieni także wiele mogą pomóc, ale trzeba chcieć. A ty pisząc tutaj na forum otrzymujesz wielką pomoc nawet nie ruszając tyłka i wystarczy tylko z pomocy skorzystać: odmówić modlitwy- nie od tak sobie aby się ludzie odczepili,ale z wiarą że Bóg może to zrobić, może ci pomóc w konkretnych sytuacjach i wtedy się okaże że nie ma beznadziejnych sytuacji ani dla ciebie ani tym bardziej dla Boga,bo On może wszystko, jest ponad grzechami, ponad wszelkimi problemami,ponad wszystkim.
Chcę przez to powiedzieć, że każdy może mieć inne doświadczenia, i względem nich odbiera świat.
Z tymi słowami się zgadzam, ale nie każdy prosi innych o pomoc i ją otrzymuje a nie wykorzystuje jej. Ty masz tą możliwość,bez wychodzenia z domu i dostajesz lek na te doświadczenia które mogą być poważnym problemem w życiu.Jak zapewne wiesz - kiedyś nie było sieci i ludzie szukając takiej pomocy musieli nieźle się nabiegać. Teraz mamy sieć i masz pomoc w zasadzie od ręki, tylko z niej skorzystać.
Tym co piszesz odnoszę wrażenie że stawiasz opór. Bóg chce ci pomagać ale chce widzieć że tobie na tej pomocy i działaniu Boga zależy więc czeka na twoje działanie.


Modlitwa ks Dolindo brzmi: Jezu,Ty się tym zajmij. Zmień to modląc się do Jezusa: Jezu,Ty wiesz że jestem bez nadziei, pomóż mi bym mógł się modlić. I tak kilka razy a potem odmów jakąś modlitwę lub własnymi słowami proś Boga o to co jest dla ciebie problemem nie do rozwiązania. I nie opieraj się na postawie zniechęcenia, beznadziei tylko oprzyj się na Jezusie.
To jest niemożliwe do zrealizowania, będziesz się łudził że jesteś wstanie, ale nie jesteś wstanie.
Oczywiście są sytuacje bardzo trudne z którymi człowiek sobie nie poradzi sam,ale po to jest właśnie Bóg by wszedł w ten problem, w tą beznadziejną sytuację i ją rozwiązał. Tylko trzeba Go o to prosić z wiarą.
Beznadziejność bez korzystania z pomocy Boga może człowieka zaprowadzić do choroby psychicznej, może obłąkania lub do samobójstwa a tak blisko jest Jezus,jest przy nas cały czas-najlepszy lekarz, najlepszy specjalista od wszelkich problemów.
Nadejdzie czas by zmienić podejście, poglądy, spostrzeganie.
A skąd wiesz że nadejdzie? A może nie nadejdzie bo ktoś zginie w wypadku lub coś mu na głowę spadnie i nie zdąży się pojednać z Bogiem,nie zdąży wejść z Nim w relację a co gorsze - gdy jeszcze umrze w stanie grzechu ciężkiego.

Dobrze jest gdy się zdąży je zmienić,niektórzy zbyt długo odkładają a potem niestety przychodzi koniec i nie ma relacji z Bogiem.
Nie warto odkładać czegoś co daje nam życie, czegoś co daje nam relację z Bogiem. Wtedy się tylko traci.
Im dłużej odkładamy tym wiele tracimy- traciły łaski Boga, tracimy to co może nam dać.
Aby rzeczywiście żyć zgodnie z wola Boga to Bóg musi być na pierwszym miejscu. Im dalej się Go spycha tym jest gorzej w naszym życiu.

Biserica Dumnezeu

Re: Niezdolność do poprawy

Post autor: Biserica Dumnezeu » 2020-07-07, 11:53

Czas ludzki nie obliguje Boga - Bog JEST czyli dziala poza czasem.
Nawet jak zdarzy sie, ze ktos niespodzianie w ciagu ilamka sekundy umrze, to dla Boga nie ma problemu, zeby tego czlowieka wyciagnac z najwiekszego blota, nawrocic i zbawic.
problem jedynie moze zajsc wowczas, ze czlowiek tej ostatniej szansy w miliardowej czesci mikrosekundy danej od Boga nie zechce przyjac.
ale my z zewnatrz o tym nie bedziemy miec zadnej wiedzy.
Dlatego kosciol zaklad, ze kazdy taka szanse zechce przyjac. I dlatego Kosciol nigdy nie orzeka, ze ktos osobiscie zostal potepiony na wiecznosc.

ODPOWIEDZ