Nie za bardzo mogę się z tym zgodzić. Charyzmat, to po prostu namacalny skutek Łaski, konkretny sposób udzielania się Ducha Świętego w życiu każdego chrześcijanina. Większość charyzmatów ma charakter zwyczajny, to znaczy że wzmacniają dary naturalne ale w kontekście misji Kościoła. Stosunkowo niewiele ma charakter nadnaturalny. A często bywa, że ten sam charyzmat (np. mówienie językami) ma wersje zarówno naturalne jak i nadnaturalne.Żaden Charyzmatyk nie jest Egzorcysta jednocześnie, bo by spełnić zadania jakiegokolwiek Charyzmatu trzeba być jednocześnie egzorcysta.
Praktycznie nie ma żadnego Charyzmatu, który by wykluczał egzorcyzmy.
Jeśli chodzi o egzorcyzm, to nie jest on nigdzie w NT traktowany jako charyzmat. Owszem, jest bardzo wskazane, aby egzorcysta był obdarzony charyzmatem rozpoznawania duchów, z oczywistych względów.
Tylko niektórzy egzegeci twierdzą, że gdy św. Paweł wymienia na liście charyzmatów "czynienie cudów" (1Kor 12,10) - w tekście greckim dosłownie "działania mocy" - to może chodzić właśnie o wypędzanie złych duchów. IMHO to trochę naciągane; inne wyjaśnienia są bardziej przekonujące.
Dodano po 41 minutach 38 sekundach:
Przejdźmy teraz do samych książek Neala Lozano, aby zwrócić uwagę Szanowny Dyskutantów na dość niepokojące sformułowania, jakie się w niej znajdują.
Mowa o jakiejś "podstawie prawnej" w dziedzinie duchowej (a zwłaszcza w kwestii zbawienia), to typowa teologia protestancka. Tam właśnie twierdzi się, że diabeł nabył prawo do człowieka, że musi dostać odpowiedni "okup", aby człowieka oddać z powrotem Bogu. Taka doktryna jest w oczywisty sposób nonsensowna dla kogoś, kto zna semicki kontekst terminu "okup", bo tu chodzi raczej o trud poniesiony przez "goela" ("odkupiciela", "wykupiciela z niewoli") w celu ratowania krewnego, który popadł w tarapaty. Czasem rzeczywiście może tu chodzić o pieniądze wypłacone ciemiężycielowi, a czasem tylko o to, że ponosi się przy tym inne koszty, łącznie z narażaniem życia."[...] jeśli należymy do Jezusa Chrystusa, [to] żyjemy dzięki łasce i jesteśmy wolni. Jednak złe duchy wciąż mają na nas wpływ i starają się uczynić sobie mieszkanie w tych dziedzinach naszego życia, których nie poddaliśmy w pełni prawdzie. Do tego jednak, aby mogły je opanować, potrzebna jest podstawa prawna. Ich prawo do wejścia i pozostawania w naszym życiu opiera się na tym, że w taki czy inny sposób ich do tego zaprosiliśmy. Wyrzeczenie się to jakby danie im wypowiedzenia, poinformowanie, że okres najmu się skończył. To pokazanie im drzwi. (cz1 str. 106-7)
Z tego co usłyszałem od ks. Etienne (vide 3 poprzednie posty wstecz), wynika zupełnie inne rozumienie zjawiska. Otóż diabeł jest bardzo dyskretny i nie chce działać zbyt jawnie. On tylko podsuwa fałszywe rozwiązania naszych jak najbardziej prawdziwych problemów. Albo też uczy nas fałszywie patrzyć na rzeczywistość. My nie tyle zapraszamy diabła do naszego życia, ale dobrowolnie (choc nie zawsze świadomie) akceptujemy jego punkt widzenia. Tu nie ma żadnej "podstawy prawnej". To dzieje się po prostu tak, że ktoś nam dokucza, a my przyjmujemy diabelski punkt widzenia, że ten ktoś nas nienawidzi. A potem przyjmujemy diabelskie rozwiązanie, aby się na kimś takim mścić.
Uwolnienie polega na tym, że przyjmujemy punkt widzenia Boga i Jego rozwiązanie co do zaistniałej sytuacji. A jest nią przebaczenie, wejście w dialog a krzywdzicielem, zdanie sobie sprawę, że istnieją znacznie lepsze rozwiązania od zemsty, wreszcie dojście do głębokiej przyczyny zjawiska, która zawsze leży w trzech pożądliwościach ("ten ktoś zaatakował moje poczucie ważności" itp.). Potem dopiero, po przeprowadzeniu gruntownej analizy, jest się gotowym do udzielenia przebaczenia, wyrzeczenia się diabelskiej optyki i wyraźne opowiedzenie się za wolą Boga.
Otóż istota sprawy polega nie na "wyrzucaniu demona", ale na wyrzeczeniu się jego fałszywego rozwiązania i wyraźne powiedzeniu mu, że się go dalej nie będzie słuchać. Diabeł został w tym aspekcie mojego życia zdemaskowany, a jego sugestie odrzucone. To tak, jakby wyciągnąć go z szafy, w której się schował. Nie trzeba go wypędzać: zdemaskowany sam wieje w podskokach. Czy mężowi jest o ogóle potrzebna "podstawa prawna" gdy wyciąga spod łóżka kochanka żony? Owszem, mógł go do swego domu nieopatrznie zaprosić, ale w takiej sytuacji nie można mówić o żadnej "umowie"... nie bądźmy śmieszni.