@david491
1
O zagadnieniu grzechu pierworodnego w kontekście ewolucji mówił Benedykt XVI -
https://ekai.pl/dokumenty/katecheza-ben ... nia-2008r/
2
Żeby było jasne - to co piszę nie ma na celu obrony teorii ewolucji. Raz, że niewiele mnie obchodzi (to akurat Jakub2 dobrze napisał), dwa, że to sprawa specjalistów.
To co chcę powiedzieć, to
protest przeciwko mieszaniu kompetencji wiary i nauk przyrodniczych.
Taką samą głupotą jest - co robią jedni - negować Boga na podstawie ustaleń jakiejkolwiek teorii (w tym Teorii Ewolucji) jak i negowac teorię naukową (np. TE) na podstawie teologii.
3
Żeby naświetlić problem, jeszcze raz odwołam si do św.Augustyna. Bardzo cenne jest to, że Augustym pisał to wszystko
zanim ktokolwiek mógł naukowo stwierdzić że opsi z Księgi Rodzaju nie jest zgodny z rzeczywistością fizyczną - podawał więc cenne zasady metodologiczne nie kierowany przymusem obrony czegokolwiek przed czymkolwiek.
Augustyn:
- na wstępie przypomina iż wielu niechrześcijan posiada fachową wiedzę „o ziemi, o niebie, o innych elementach tego świata, o ruchu i pozycji gwiazd, o ich rozmiarach albo wzajemnym położeniu, o zaćmieniach Słońca i Księżyca”
- następnie zwraca uwagę na „wielkie szkody i niebezpieczeństwo, gdyby chrześcijanin wygadywał głupstwa”
- W związku z tym „należy (...) unikać sytuacji, gdy inni, widząc, że chrześcijanin myli się – jak to się mówi – o całe niebo, z trudem powstrzymywaliby śmiech”
Dlaczego? Dlatego że "boimy się śmieszności ze względu na to, że głosimy Słowo Boze"?
Nic podobnego. Powód do unikania takich sytuacji jest całkowicie inny: „najbardziej zawstydzające jest nawet nie to, że wyśmiewają się z człowieka, który błądzi, ale że ci, którzy nie podzielają naszej wiary, myślą, że to nasi [biblijni] autorzy głoszą takie rzeczy, a wtedy – z wielką szkodą dla tych, o których zbawienie zabiegamy – krytykują tych autorów jako niedouczonych i odrzucają ich”
Innymi słowy, podawanie jakichś bzdur za naukę biblijną powoduje, że - zamiast skompromitować tego, kto opowiada głupstwo, zupełnie niewinnie kompromituje się Biblię - z wielką szkodą dla ewangelizacji.
„Jeśli przychwycą chrześcijanina na błędzie w tych sprawach, które świetnie znają, jeśli usłyszą, jak wygłasza on swoje niemądre opinie, powołując się na nasze Pismo Święte, jakże będą mogli uwierzyć temu Pismu, gdy mówi o zmartwychwstaniu umarłych, o nadziei życia wiecznego i o królestwie niebieskim, skoro uważają stronice Biblii za pełne błędów w tych sprawach, które możne poznać przez doświadczenie i niezawodne rozumowanie?
(...)
Nie sposób wprost wyrazić, jakim źródłem kłopotów i smutku dla roztropnych wierzących są tacy lekkomyślni i zarozumiali chrześcijanie, kiedy zostaną przychwyceni na opiniach błędnych i fałszywych przez tych, którzy nie uznają autorytetu Pisma Świętego"
Najgorzej jest, jesli tacy ludzie dalej brną w te swoje mniemania, coraz bardziej kompromitując wiarę:
„Wtedy, aby obronić to, co jawnie fałszywie mówili z lekkomyślną nieroztropnością, próbują powoływać się na Pismo Święte jako dowód. Nawet cytują z pamięci całe długie fragmenty, o których myślą, że wspierają ich wypowiedzi, «nie rozumiejąc ani tego, co mówią, ani na czym się opierają» (1 Tm 1,7)”
- jaką zatem drogę poleca św.Augustyn w takich sprawach?
Trzeba się niekiedy pogodzić z prawdą, iż to co w swym zapale przypisywaliśmy (na podstawie własnego rozumienia) Biblii „nigdy nie znajdowało się w Piśmie Świętym, ale było tylko opinią ludzką wynikającą z niewiedzy”
Dlaczego?
Ano dlatego, że „W sprawach, o których mówi Pismo Święte, a które są niejasne i przekraczają nasze horyzonty, możliwe są niekiedy różne interpretacje bez zagrożenia dla wiary, którą otrzymaliśmy"
Możemy sobie teoretyzować i snuć różne hipotezy. Ale do czasu: „Nie będzie nic sprzecznego z wiarą w takim przypuszczeniu, chyba że bezbłędna prawda [nauk przyrodniczych] zaprzeczy temu. Gdyby zaś tak się stało, to by znaczyło, że nauczania tego nie było nigdy w Piśmie Świętym, ale była to tylko opinia wysunięta wskutek niewiedzy człowieka”
- Znakomitym podsumowaniem (które powinien sobie wypisać nad biurkiem każdy czytelnik Pisma Świętego) są słowa o bronieniu własnego rozumienia Biblii (nawet wbrew stwierdzonym faktom naukowym: „Nie byłaby to walka o nauczanie płynące z Biblii, ale o nauczanie nasze własne: pragnęlibyśmy nagiąć jej nauki do naszych, podczas gdy to nasze nauki winniśmy nagiąć do Pisma Świętego”
Aż się sam nasuwa cytat: "gdy prorok przepowie coś w imieniu Pana, a słowo jego będzie bez skutku i nie spełni się, [znaczy to, że] tego Pan do niego nie mówił, lecz w swoim zuchwalstwie powiedział to sam prorok. Nie będziesz się go obawiał."
No dobra, zostawmy Augustyna. W czym jest problem?
4. Prawdziwe zagrożenie
Załóżmy na chwilę że ewolucja jest "pseudonauką".
Co to zmienia
w zasadzie nie mieszania zakresów kompetencji nauk?
NIC.
W myśl tej zasady tak jak ewolucja będąc nauką nie może niczego zmienić w wierze, tak nie może nic zmienić będąc "pseudonauką".
W jednym i drugim wypadku obie rzeczy są ortogonalne (niezależne) względem siebie.
Tymczasem
usiłując "bronić wiary" i opierając tę "obronę" na twierdzeniu że TE jest fałszywa, uzależniasz prawdziwość wiary od swojej tezy o błędności ewolucji.
Przypuśćmy że kogoś przekonasz.
I teraz w pewnym momencie okazuje się, że w szczegółowej kwestii przyrodniczej to Ty się myliłeś, a nie świat naukowy.
Dla człowieka, którego wiarę "ratowałeś" oznacza to
wyrok śmierci na tej wierze.
Nie dlatego, że TE przeczy Bogu (bo nie przeczy) tylko dlatego że Ty przywiązałeś sztucznie kwestię wiary do fałszywości TE.
Nie ma znaczenia dla wiary czy TE jest prawdziwa czy nie - tak długo, jak długo wiemy że teorie nauk przyrodniczych nie mają wpływu na wiarę.
5
Mowienie ze ewolucja czyni niepotrzebnym Boga to tak jakby mowic ze niepotrzebny jest czlowiek robiacy wino, poniewaz powstaje ono w procesie fermentacji...
Wyrokowanie o prawdach przyrodniczych na podstawie Biblii (co robili niektórzy w przeszłości, negując układ heliocentryczny) i negowanie prawd wiary na podstawie obserwacji przyrodniczych (co czynią zajadli antyteiści na podstawie teorii ewolucji czy innych odkryć naukowych) to dwie strony tego samego błędu.
Przykro mi widzieć, że przyłączasz się do tego drugiego błędu - tym samym (wbrew swym intencjom) propagujesz poglądy, które wzmacniają "argumentację" antyteistów (wprawdzie błędną metodologicznie, ale co z tego?)
Zdajesz sobie sprawę, że tak stanowczo wyrokując powodujesz, że ktoś, kto kiedyś ujrzy dowód za ewolucją, może pomyśleć (znów błędnie metodologicznie, ale to nie zmienia skutków), że to świadczy o błędności wiary?!
Tymczasem "spór o ewolucję" nie ma żadnego związku z wiarą. Jakkolwiek zostanie rozstrzygnięty.
Jest to błąd analogiczny do tego, jaki popełniają liczni zapaleńcy, którzy z rumieńcem podekscytowania na twarzy "rozpoznają" w Apokalipsie różne "znaki szatana w postaci kodu kreskowego" i tym podobne androny, zamiast wgłębić się w FAKTYCZNE, głeboko religijne przesłanie tej Księgi.
Nie ma problemu w tym że negujesz ewolucję - ale tylko dotąd, dopóki robisz to na gruncie nauk przyrodniczych.
Spierać się o ewolucję można (zwłaszcza że teoria ta ma wciąż dużo luk).
Natomiast błędem -
zarówno od strony nauki, jak i wiary jest spierać się o ewolucję negując ją z powodów religijnych.
6
Usiłując za wszelką cenę obronić dosłowność i dostrzec realne wydarzenia, nie dostrzegasz tego - bardzo bogatego - przekazu, który został umieszczony w Poemacie (a własciwie - w dwu poematach) o Stworzeniu Świata.
Przekazu nie o fizyce, biologii czy geologii, ale o naturze Boga i naturze człowieka.
To nie symboliczne rozumienie niektórych ksiąg biblijnych jest charakterystyczne dla współczesności - jest DOKŁADNIE ODWROTNIE: to fundamentalizm biblijny dążący do odczytu "literalnego" jest wymysłem XVIII lub nawet XIX wieku.
7
Z niecierpliwością czekam na Twoje odpowiedzi na moje pytania