Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Magnolia

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: Magnolia » 2019-05-09, 10:37

CZY BÓG CHCE TEGO, CO ZŁE ?
Zdaje się, że Bóg chce tego, co złe, bo:
1. Jakie tylko dobro się dzieje, Bóg go chce. Otóż i złe, jakie się dzieje, jest dobrem! Czemu? Bo pisze
Augustyn: "Zło jako zło nie jest dobrem; dobrem jednak jest, że nie tylko istnieje dobro, ale i zło". A więc Bóg chce tego, co złe.
2. Dionizy powiada, że: "Zło przyczynia się do doskonalenia wszechświata". Myśl tę tak poszerza Augustyn: "Wszystko zbiega się na podziwu godne piękno świata; nawet i to, co za złe uważamy, o ile jest należycie opanowane i na swoim miejscu postawione, uwydatnia lepiej dobro, by w zestawieniu ze złem, bardziej się podobało, pociągało i ściągało pochwały". Lecz Bóg chce tego wszystkiego, co należy do doskonałości i piękna wszechświata; tego bowiem właśnie chce najbardziej dla swoich stworzeń! A więc Bóg chce zła.
3. Zło dzieje się i zło nie dzieje się, to dwie sprzeczności. [Chcąc jednego, nie można chcieć drugiego]. Lecz Bóg nie chce, by zło się nie działo. Czemu? Bo skoro faktycznie tyle zła istnieje, wyglądałoby na to, że Jego wola nie zawsze się spełnia. A więc Bóg chce, by zło się działo.

Wbrew temu są słowa Augustyna: "Żaden mądry człowiek, mający wpływ na drugiego, nie czyni go gorszym; Bóg zaś góruje mądrością nad każdym mądrym człowiekiem. Tym bardziej nie może ktoś stać się gorszym za
sprawą Boga, a mówić: Za sprawą Boga znaczy tyle, co z Jego woli". Zatem człowiek nie staje się gorszym za sprawą woli Boga; wiadomo zaś, że każde zło czyni człowieka gorszym. A więc Bóg nie chce tego, co złe.

Odpowiedź: Skoro, jak wyżej powiedzieliśmy, pojęcie dobra pokrywa się z pojęciem "pożądalnego", a zło jest przeciwstawne dobru, niemożliwością jest, by jakieś zło, jako takie, było pożądalne; czy to pożądaniem
naturalnym, czy zmysłowym, czy umysłowym, tj. wolą.

Niekiedy jednak pożąda się jakiegoś zła z ubocznych względów, przez przypadłość, mianowicie o ile
ono wiąże się z jakimś dobrem. Stwierdzamy to w każdej postaci pożądania. I tak twórca naturalny nie dąży do pozbawienia kogoś czegoś lub do zniszczenia czy zguby czyjejś, ale do nadania formy, z czym wiąże się utrata innej formy i do powstania nowego, z czym wiąże się zniszczenie czy zguba starego. Także lew, uśmiercając jelenia, ma na uwadze żer, z czym wiąże się śmierć zwierzęcia. Podobnie i rozpustnik szuka rozkoszy, z czym wiąże się ohyda grzechu.
Zło zaś towarzyszące jakiemuś dobru jest pozbawieniem jakiegoś innego dobra. Nigdy by więc, nawet ubocznie, nie pożądało się zła, gdyby dobra, któremu towarzyszy zło, nie pożądało się bardziej niż dobra, którego zło nas pozbawia.
Żadnego zaś dobra Bóg nie chce bardziej, niż swojej własnej dobroci; a co do innych rzeczy, to chce bardziej tego dobra niż owego. I dlatego Bóg żadnym sposobem nie chce zła moralnego, które pozbawia skierowania do dobra Bożego. Natomiast zła, jakim jest szkoda czy strata naturalna, i zła, jakim jest kara, chce, gdy chce jakiegoś dobra, z którym wiąże się dane zło; chcąc np. sprawiedliwości, chce kary; chcąc zachować prawa natury, chce, by to i owo ulegało zepsuciu (zgubie) w sposób naturalny.

Na 1. Zdaniem niektórych, Bóg nie chce zła, chce jednak, by zło istniało i działo się. Czemu ? Bo chociaż zło nie jest dobrem, to jednak dobrem jest, że zło istnieje i dzieje się. A twierdzili tak dlatego, że to, co samo w sobie jest złe, ma na widoku jakieś dobro; sądzili więc, że owo skierowanie zła ku dobru jest właśnie zawarte w owym powiedzeniu: Zło istnieje lub dzieje się. Twierdzili tak jednak niesłusznie. Czemu? Bo zło przyczynia się do dobra tylko ubocznie, przez przypadłość, a nie samo sobą. Np. grzesznik: grzesząc, wcale nie ma na uwadze tego dobra, jakie z tego wynijdzie; a tyran, przeŚladując chrześcijan nie miał na widoku cierpliwości męczenników.
Bynajmniej więc nie można twierdzić, że owo przyczynianie się zła do dobra jest zawarte w powiedzeniu: Dobrem jest, że zło istnieje i dzieje się; bo sąd o rzeczy wydajemy nie według tego, co przysługuje jej ubocznie, przez przypadłość, ale według tego, czym rzecz jest sama w sobie.
Na 2. Jak dopiero co powiedzieliśmy, zło tylko ubocznie, przez przypadłość, przyczynia się do doskonałości i piękna wszechświata. Powiedzenie Dionizego: "Zło przyczynia się do uzupełnienia i doskonałości wszechświata" jest jego wnioskiem, wyciągniętym z błędnego założenia, wnioskiem wykazującym niesłuszność tegoż założenia.
Na 3. Owszem, zło dzieje się, i zło nie dzieje się, to sprzeczności. Nie ma jednak sprzeczności między: chcę, by zło się działo, i chcę, by zło nie działo się, jako że oba te zdania są twierdzące. Bóg więc ani nie chce, by zło się działo, ani nie chce, by zło się nie działo; chce jednak dopuścić, by zło się działo, a to jest dobrem


http://zwola-old.karmelicibosi.pl/p/z/f ... mma_02.pdf strona 60

Magnolia

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: Magnolia » 2019-05-14, 21:08

CZY W BOGU ISTNIEJE MIŁOŚĆ ?
Zdaje się, że w Bogu nie ma miłości, bo :
1. W Bogu nie istnieje żadne uczucie, lecz miłość jest uczuciem; a więc miłość w Bogu nie istnieje.
2. Klasyfikując uczucia: miłość, gniew, smutek itp. przeciwstawiamy jedne drugim. Otóż Bogu tylko
przenośnie przypisujemy smutek i gniew. A więc i miłość.
3. Dionizy pisze: "Miłość - to siła jednocząca i zespalająca". To jednak nie może stosować się do Boga, gdyż jest niezłożony. A więc w Bogu miłość nie istnieje.

Wbrew temu pisze an: "Bóg jest miłością". (1 J 4,8)

Odpowiedź: Należy koniecznie przyjąć istnienie miłości w Bogu.
Uzasadnienie: Pierwszym drgnieniem woli i każdej władzy pożądawczej jest miłość. Wszak czynności woli i każdej władzy pożądawczej zmierzają ku dobru i złu jako ku własnemu przedmiotowi; z tym zastrzeżeniem, że dobro samo przez się i przede wszystkim jest przedmiotem woli i każdej władzy pożądawczej, a zło jest przedmiotem drugorzędnym i dopiero poprzez coś innego, mianowicie poprzez dobro o ile mu się przeciwstawia. Wynika z tego, że czynności woli i każdego pożądania dotyczące dobra z natury rzeczy mają pierwszeństwo nad czynnościami dotyczącymi zła; radość więc ma pierwszeństwo nad smutkiem, miłość nad nienawiścią; z zasady bowiem to, co jest samo przez się i istotne ma pierwszeństwo nad tym, co jest dzięki czemuś innemu.
Ponadto, z natury rzeczy pierwszeństwo ma zawsze to, co jest bardziej wspólne i szersze; tak np. myśl, wprawdzie dotyczy prawd ogólnych i poszczególnych, ale przede wszystkim dotyczy ogólnych. 0tóż wiele czynności woli i władz pożądania dotyczy dobra o specjalnym charakterze; np. radość i przyjemność dotyczą dobra już posiadanego; pragnienie i nadzieja dotyczą dobra jeszcze nieposiadanego; natomiast miłość dotyczy dobra w ogóle: bądź już posiadanego, bądź też jeszcze nieosiągniętego. I dlatego z natury rzeczy miłość jest pierwszym przejawem, czyli czynnością woli i każdej władzy pożądawczej.
Z tego to powodu u spodu wszystkich dalszych przejawów pożądawczych leży miłość, z której, jakby z
podstawowego - pierwszego korzenia one wyrastają. Każdy bowiem pragnie tylko tego dobra, ktore kocha i cieszy się tylko tym dobrem, które kocha. Również i nienawiść dotyczy tylko tego, co sprzeciwia się rzeczy umiłowanej. Podobnie smutek i wszystkie inne podobne przeżycia, jak to jasno widać, mają u spodu miłość jako pierwszy początek.
W kimkolwiek przeto jest wola lub władza pożądania, musi w nim być i miłość; bo gdy usuniesz
pierwsze, usuwa się i wszystko inne. Otóż wyżej wykazaliśmy, że w Bogu jest wola; zatem trzeba przyjąć w Nim istnienie i miłości.

Na 1. Władza poznawcza porusza, ale tylko poprzez władzę pożądawczą; a jak, według FiIozofa6, w
człowieku rozum dotyczący powszechników porusza poprzez rozum dotyczący poszczegółów7, tak pożądawcza
władza umysłowa, zwana wolą, porusza poprzez pożądawczą władzę zmysłową8. W człowiekuwięc siłą bezpośrednią poruszającą ciało jest pożądawcza władza zmysłowa. Widać z tego, że każdej czynności pożądawczej władzy zmysłowej towarzyszy jakiś oddźwięk czy wstrząs w naszym ciele, a zwłaszcza w naszym sercu, które w zwierzęciu uchodzi za pierwszy początek ruchu; i te to czynności pożądawczej władzy zmysłowej z towarzyszącymi im zmianami w ciele zwą się uczuciami czy wzruszeniami, atoli nazwy tej nie dajemy czynnościom woli.
Tak więc miłość, radość, rozkosz, jeśli oznaczają przejawy pożądawczej władzy zmysłowej, są uczuciami; nie są nimi, jeśli oznaczają przejawy pożądawczej władzy umysłowej; i w tym też drugim sensie
przyznajemy je Bogu; w myśl tego Filozof powiada, że: "Bóg raduje się jedną niezłożoną czynnością"; dla tej samej racji miłuje bez uczucia czy wzruszenia.

Na 2. Jeśli mowa o uczuciach pożądawczej władzy zmysłowej, to dostrzegamy w nich coś jakby materialnego, mianowicie zmianę w ciele; i coś jakby formalnego: a to od strony władzy pożądawczej. Np. w uczuciu gniewu, zdaniem Filozofa, pierwiastkiem materialnym jest wzburzenie czy zakipienie krwi w sercu, lub coś podobnego; natomiast pierwiastkiem formalnym jest żądza zemsty.
Zauważmy, że niektóre uczucia w swoim formalnym pierwiastku zawierają jakąś niedoskonałość; w
pragnieniu niedoskonałością tą jest to, że dotyczy dobra wyczekiwanego, czyli jeszcze nieosiągniętego; w smutku, że dotyczy zła męczącego obecnie. to samo trzeba powiedzieć o gniewie, jako że zakłada smutek. Ale są i takie uczucia, które nie zawierają w sobie żadnej niedoskonałości, jako to: miłość i radość.
Jeśli chodzi o Boga, to jasne z powyższych, że żadnym sposobem nie może istnieć w Nim to, co jest w uczuciach materialne (cielesne); a lbiorąc pod uwagę to, co formalne, także i uczuć zawierających w sobie niedoskonałość nie można Mu przyznac, co najwyżej przenośnie, czyli, jak to wyżej powiedzieliśmy, z racji podobieństwa w skutkach. Można zaś, i to w sensie właściwym, przyznać Mu te, które żadnej niedoskonałości w sobie nie zawierają, jako to: miłość i radość; jednakowoż, jak już powiedziano, z wykluczeniem charakteru uczucia.

Na 3. Miłość w swych przejawach ma na uwadze: pierwsze, dobro, ktorego chcemy dla kogoś; drugie, tego osobnika, dla którego chcemy owego dobra. Cóż to bowiem właściwie znaczy miłować kogoś? Znaczy: chcieć dla niego dobra.
Gdy więc ktoś kocha siebie, chce dobra dla siebie; pragnie jak tylko może, z sobą je połączyć i zjednoczyć się z nim. Taki sens ma powiedzenie Dionizego: miłość to siła jednocząca. Stosuje się to i do Boga, oczywiście z wykluczeniem złożenia; przecież to dobro, jakiego Bóg chce dla siebie nie jest czymś innym, jak
On sam, który jest, jak wyżej wykazaliśmy, przez swoją istotę dobry.
A gdy ktoś kocha drugiego, chce dobra drugiemu; obchodzi się z drugim tak, jak z samym sobą i stara
się o dobro dla drugiego tak, jak dla samego siebie. Taki sens ma powiedzenie: miłość to siła zespalająca, wiąże bowiem drugiego z sobą i każe dbać o drugiego jak o siebie samego. W ten sposób również i miłość Boga jest siłą zespalającą, jako że innym chce dobra, oczywiście z wykluczeniem jakiegoś złożenia w samym Bogu.


http://zwola-old.karmelicibosi.pl/p/z/f ... mma_02.pdf s. 63-64

Magnolia

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: Magnolia » 2019-05-19, 09:14

CZY W BOGU JEST SPRAWIEDLIWOŚĆ ?
Zdaje się, że w Bogu nie ma sprawiedliwości, bo:
1. Choć sprawiedliwość jest odrębną cnotą od umiarkowania i jej się jakoś przeciwstawia, to jednak stanowią one jedno jako cnoty kardynalne. Lecz w Bogu nie istnieje umiarkowanie, a więc i sprawiedliwość.
2. Kto czyni wszystko według upodobania swojej woli, nie kieruje się sprawiedliwością. A właśnie o
Bogu Apostoł mówi, że "dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli". Nie należy zatem przyznawać Mu sprawiedliwości.
3. Zadaniem sprawiedliwości jest oddawać co się należy. Lecz nikomu nic się od Boga nie należy. A więc nie przysługuje Mu przymiot sprawiedliwości.
4. Cokolwiek jest w Bogu, jest Jego istotą. Nie można jednak tego powiedzieć o sprawiedliwości; mówi
bowiem Boecjusz. "Dobro odnosi się do istoty, sprawiedliwość zaś do czynności". A więc nie można mówić o istnieniu sprawiedliwości w Bogu.

Wbrew temu śpiewamy w psalmach: "Jahwe jest sprawiedliwy, kocha sprawiedliwość".

Odpowiedź: Istnieją dwa gatunki sprawiedliwości. Pierwszy dotyczy wzajemnego dawania i brania; zachodzi on
np. w sprzedaży i kupnie i w innych podobnych wymianach lub zamianach. Filozof dał mu nazwę: sprawiedliwość zamienna, tj. kierująca zamianami, czyli wymianami. Tej sprawiedliwości nie spotkasz w Bogu; dowodem tego jest choćby taka wypowiedź Apostoła: "Kto Go pierwszy obdarował, aby nawzajem otrzymać odpłatę?"
Drugi dotyczy rozdziału dóbr, otrzymał nazwę: sprawiedliwość rozdzielcza. Kierując się jej zasadami, rządca lub rozdzielca rozdziela dobra każdemu według zasług czy godności. Jak więc należyty ład w rodzinie lub w jakimkolwiek zarządzanym zespole jest dowodem istnienia tejże sprawiedliwości w zarządzającym zwierzchniku, tak ład we wszechświecie widoczny zarówno w przyrodzie, jak i w tym, co zależy od woli, jest dowodem istnienia sprawiedliwości w Bogu. W myśl tego powiada Dionizy: "Że Bóg jest naprawdę sprawiedliwy, świadczy o tym fakt, iż każdemu, stosownie do jego godności, daje to, co mu odpowiada i należy się, zostawiając i zachowując naturę każdej rzeczy na swoim miejscu i w swojej mocy".

Na 1. Między cnotami moralnymi są takie, których zadaniem jest opanowanie uczuć czy namiętności; i tak umiarkowanie ma za zadanie opanowywać żądze; męstwo ma opanowywać bojaźliwość i zbytnią odwagę; łagodność ma opanowywać gniewliwość. I tego pokroju cnót nie można przyznawać Bogu, chyba przenośnie. W Bogu bowiem, jak wyżej powiedzieliśmy, nie spotkasz ani uczuć, ani popędów, ani też pożądawczej władzy zmysłowej, w której to, jak uczy Filozof, owe cnoty bytują jako w podmiocie. Inne zaś cnoty moralne dotyczą działania; np. dawania i wydatków itp.; należą tu: sprawiedliwość, hojność i wielmożność (magnificentia); cnoty te nie mają swej siedziby w części zmysłowej człowieka, ale w woli. Przeto nie stoi na przeszkodzie, by tego typu cnoty umieścić w Bogu; oczywiście nie o ile tyczą czynności czy spraw obywatelskich, ale o ile dotyczą działania odpowiedniego Bogu. Byłoby śmieszne, pisze Filozof, wysławiać polityczne czy obywatelskie cnoty Boga.

Na 2. Przedmiotem woli jest dobro podsunięte przez myśl. Skoro tak, to Bóg może chcieć li tylko tego,
co Mu podda Jego mądrość: ona to jest prawem czy normą dla ego sprawiedliwości; dzięki niej zaś wola Boża jest prawomyślna i sprawiedliwa. Cokolwiek przeto Bóg czyni z upodobania swojej woli, czyni sprawiedliwie. Podobnie jak i my: jeśli postępujemy zgodnie z prawem, postępujemy sprawiedliwie. Z tym zastrzeżeniem, że my kierujemy się prawem nadanym nam przez zwierzchność, Bóg zaś sam dla siebie jest prawem.

Na 3. Każdemu winno się oddać to, co mu się należy; należy się zaś każdemu to, co jest mu podporządkowane i dlań przeznaczone; niewolnik np. należy do pana, a nie na odwrót; wolnym bowiem jest ten, kto sam o sobie stanowi. W słowach więc: winien, należy się, zawiera się jakowyś układ czy stosunek wymagań
lub konieczności wobec tego, komu się jest podporządkowanym.
Otóż na świecie spotykamy podwójny układ. Według pierwszego jedno stworzenie podporządkowane
jest drugiemu i należy doń; np. częsci są podporządkowane i należą do całości, przypadłości do jestestwa, środki
do celu. Według drugiego wszystkie stworzenia są podporządkowane Bogu i Doń należą.
Tak więc, jeśli idzie o działanie Boga, o powinności można mówić w dwojakim sensie: albo że coś
należy się Bogu, albo że coś należy się rzeczy stworzonej. 0boma też sposobami Bóg daje to, co się należy.
0tóż należy się Bogu, by ziściło się w rzeczach to, co o nich powzięła Jego mądrość i wola, i co w nich
ma ujawnić ego dobroć. Według tego sprawiedliwość Boga dotyczy słuszności czy przyzwoitości Jego, według której oddaje sobie to, co Mu się należy.
Również i każdej rzeczy stworzonej należy się, by miała to, co jest jej przeznaczone; człowiekowi należy się mieć ręce i by mu podlegały inne zwierzęta. I tak też Bóg czyni sprawiedliwość, dając każdemu, co mu się należy według wymog6w jego natury i warunków bytowania. Ta jednak należność zależy od poprzedniej. To bowiem należy się każdej rzeczy, co zostało jej przeznaczone według planów mądrości Bożej.
A chociaż Bóg w ten sposób daje komuś, co mu się należy, to jednak nie jest wobec niego związany powinnością, ponieważ nie jest innym przyporządkowany, lecz raczej wszystko inne jest Jemu.
Z tego też powodu niekiedy sprawiedliwość Boga przedstawia się jako cechę towarzyszącą ego dobroci, według której "wypada" żeby Bóg to czy owo uczynił, a niekiedy jako odpłatę czy wyrównanie za zasługi. Jedno i drugie ma na myśli Anzelm, mówiąc: "Boże, sprawiedliwym jesteś, gdy złych karzesz, jak na to zasłużyli; ale i sprawiedliwym jesteś, gdy złym darujesz, bo to przystoi Twojej dobroci".

Na 4. Owszem, sprawiedliwość dotyczy czynności; nie sprzeciwia się to jednak temu, że zarazem jest
tym samym, co i istota Boga; wiadomo przecież, że także i to, co należy do istoty rzeczy, może być początkiem czynności. Natomiast dobro nie zawsze dotyczy czynności. O jakiejś bowiem rzeczy można powiedzieć, że jest dobrą nie tylko z racji działania, ale także dlatego, że jest w istocie swej doskonała. Z tego to powodu Boecjusz w przytoczonym miejscu powiada, że dobro w stosunku do tego, co sprawiedliwe ma się tak, jak rodzaj do gatunku, jak to, co ogólne, do tego, co poszczególne.


http://zwola-old.karmelicibosi.pl/p/z/f ... mma_02.pdf strony 67-69

Magnolia

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: Magnolia » 2019-05-19, 16:08

CZY BÓG JEST MIŁOSIERNY ?

Zdaje się, że w Bogu nie ma miłosierdzia, bo:
1. Damascen uważa miłosierdzie za odmianę smutku; tej zaś w Bogu nie spotkasz; a więc i miłosierdzia.
2. Miłosierdzie jest rozluźnieniem spramiedliwości. Lecz Bóg nie może zaniechać tego, czego domaga się Jego sprawiedliwość; mówi przecież Apostoł: "Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie
może się zaprzeć siebie samego"
. Zaparłby się zaś samego siebie, powiada glosa do tychże słów, gdyby własnym swoim słowom zaprzeczył. A więc w Bogu miłosierdzie nie istnieje.

Wbrew temu śpiewamy w psalmach: "Jahwe jest miłosierny i łaskawy".
Odpowiedź : Miłosierdzie to przymiot jak najbardziej Bogu przysługujący, ale nie w znaczeniu domawanego współczucia, ale w znaczeniu dzieła świadczonego drugiemu.

Aby to się nam stało jasne należy mieć na uwadze, że polskie: miłosierny, to łacińskie misericors, które oznacza tego, kto ma miserum cor, czyli jakby serce bolejące, tj. serce przejęte smutkiem na widok boleści czy niedoli bliźniego tak, jakby to była jego własna boleść; skutkiem tego czyni wysiłki, aby ulżyć drugiemu w boleści czy nieszczęściu tak, jakby chodziło o własne nieszczęście, a to właśnie są dzieła miłosierdzia.

Jeśli chodzi o Boga, to nie może On doznawać jakiegoś smutku na widok niedoli drugiego; za to koić boleść drugiego, to rzecz jak najbardziej Jemu właściwa; a przez boleść trzeba rozumieć wszelki brak czy nieszczęście. Ratuje zaś w nieszczęściu i usuwa je nie co innego, jak właśnie doskonałość czy bogactwo czyjejś dobroci; a właśnie, jak to już wyłożyliśmy, pierwszym źródłem dobroci jest Bóg.
Zauważmy jednak, że udzielanie rzeczom doskonałości należy i do dobroci, i do sprawiedliwości, i do hojności, i do miłosierdzia Boga; do każdej jednak z innego powodu: w ogóle, tj. bezwzględnie biorąc, udzielanie doskonałości, jak wyżej wykazaliśmy, należy do dobroci. Udzielanie doskonałości rzeczom stosownie do ich potrzeb należy, jak to wyżej powiedzieliśmy, do sprawiedliwości; udzielanie ich rzeczom nie ze względu na swój pożytek, ale jedynie z dobroci swojej należy do hojności. Do miłosierdzia zaś Bożego należy udzielanie rzeczom doskonałości, czyli dóbr, o ile one koją i ratują z każdego nieszczęścia.

Na 1. Zarzut ten mówi o miłosierdziu jako o współczuciu.
Na 2. Bóg, okazując komuś miłosierdzie, nie działa wbrew, czyli z naruszeniem swojej sprawiedliwości, ale czyni cos ponad nią. Tak np. kto daje ze swojego dwieście denarów temu, komu jest winien sto, ten nie postępuje wbrew sprawiedliwości, ale miłosiernie i hojnie. Tak samo gdy ktoś przebacza krzywdę sobie wyrządzoną. Kto bowiem coś przebacza, poniekąd to daruje. Stąd też Apostoł: "przebaczenie" zwie: "darowaniem" i mówi: donate - darujcie sobie nawzajem, jak i Chrystus "donavit", tj. darował wam. Wynika z tego, że miłosierdzie nie burzy sprawiedliwości, ale jest jakąś jej pełnią. W myśl tego pisze Jakub: "Miłosierdzie odnosi triumf nad sądem".


http://zwola-old.karmelicibosi.pl/p/z/f ... mma_02.pdf strona 69-70

Magnolia

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: Magnolia » 2019-05-19, 21:07

CZY MIŁOSIERDZIE I SPRAWIEDLIWOŚĆ PRZEJAWIAJA SIE WE WSZYSTKICH DZIEŁACH BOGA ?

Zdaje się, że nie we wszystkich dziełach Boga przejawia się Jego miłosierdzie i sprawiedliwość, bo:
1. Niektóre dzieła Boga przypisuje się miłosierdziu, np. usprawiedliwianie grzesznika; niektóre zaś sprawiedliwości, np. potępienie grzesznika. Stąd też pisze Jakub: "Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego,
który nie czynił miłosierdzia
". Nie w każdym więc dziele Boga przejawia się Jego miłosierdzie i sprawiedliwość.
2. Apostoł nawrócenie Żydów przypisuje sprawiedliwości i prawdzie; nawrócenie zaś pogan miłosierdziu. Nie każde więc dzieło przejawia Boską sprawiedliwość i miłosierdzie.
3. Wielu sprawiedliwych na świecie dręczą przeróżne utrapienia, a to chyba jest niesprawiedliwe! Nie w każdym więc dziele Boga przejawia się sprawiedliwość i miłosierdzie.
4. Do sprawiedliwości należy oddać powinność; do miłosierdzia zaś ratować w nieszczęściu. Widać więc, że jedna i druga zakłada coś uprzednio w swoim działaniu: natomiast stwarzanie niczego uprzednio nie zakłada. A więc w stwarzaniu nie dostrzeżesz ani miłosierdzia, ani sprawiedliwości.

Wbrew temu śpiewamy w psalmach: "Wszystkie drogi Pańskie miłosierdzie i prawda".

Odpowiedź: W każdym dziele Boga muszą koniecznie przejawiać się miłosierdzie i prawda - o ile przez miłosierdzie rozumiemy usuwanie wszelkich braków; chociaż, właściwie mowiąc, nie każdy brak można uważać za nieszczęście, ale tylko brak, na jaki cierpi stworzenie rozumne, jako że tylko ono może doznawać szczęścia,
któremu, wiadomo, przeciwstawia się nieszczęście.

A czym tłumaczyć tę konieczność przejawiania się we wszystkim sprawiedliwości Bożej?
Otóż sprawiedliwość Boska wymaga, by dać to, co się należy albo Bogu, albo jakiemuś stworzeniu. I
faktycznie każde dzieło Boga ziszcza w sobie oba te warunki: wszak nawet sam Bóg nie może uczynić czegoś,
co by nie było zgodne z Jego mądrością i dobrocią; a to właśnie, jak wyżej powiedzieliśmy5, jest tym, co się Bogu należy. Dalej, cokolwiek Bóg w świecie stworzonym czyni, czyni z zachowaniem ustalonego ładu i proporcji, [czyli dostosowując się do potrzeb], a to właśnie stanowi sedno sprawiedliwości. W każdym przeto dziele Boga przejawia się Jego sprawiedliwość.

A konieczność miłosierdzia we wszystkim?
Otóż każde dzieło Bożej sprawiedliwości zakłada dzieło miłosierdzia i na nim się opiera. Czemu? Bo jeśli należy się coś stworzeniu, to tylko z powodu czegoś już w nim uprzednio istniejącego lub zaplanowanego; a jeśli i to już uprzednio istniejące lub zaplanowanie należy się stworzeniu, to znowuż należy się mu z powodu czegoś wcześniej istniejącego. Nie można w tym jednak iśćc w nieskończoność, ale trzeba zatrzymać się na czymś, co zależy tylko od samejż dobroci Bożej woli, a dobroć ta jest ostatecznym celem. Obrazowo: Człowiekowi należy się mieć ręce z powodu duszy rozumnej; - mieć duszę rozumną na to, żeby był człowiekiem, a być człowiekiem z powodu dobroci Bożej!
W ten sposób miłosierdzie - jako pierwsze źródło - przejawia się w każdym dziele Boga. A moc tego źródła działa także i na wszystkie dalsze pochodne dzieła, i to nawet mocniej, gdyż z zasady: pierwsza przyczyna mocniej oddziaływa na skutek niż przyczyna podrzędna. Z tego powodu również i tego, co się należy temu czy owemu stworzeniu, Bóg z obfitości swojej dobroci udziela obficiej niż tego wymaga potrzeba dostosowana do każdej rzeczy. Albowiem zachowanie ładu i sprawiedliwości o wiele mniej potrzebuje niż to, czego udziela dobroć Boża, która przewyższa wszelkie wymagane przez stworzenia potrzeby.

Na 1. Dlatego jedne dzieła przypisuje się sprawiedliwości, a inne miłosierdziu, bo w niektórych na pierwszy plan wybija się sprawiedliwość, a w innych miłosierdzie. - Ale nawet i w potępieniu odrzuconych przejawia się miłosierdzie; wprawdzie nie uchyla ono całkiem wyroku, ale go coś niecoś łagodzi, karząc mniej
niż się należy7. Również i w usprawiedliwieniu grzesznika przejawia się sprawiedliwość; jeśli bowiem odpuszcza mu grzechy, to wzamian za miłość, którą jednak miłosiernie sam wlewa do duszy. Tak było z
Magdaleną: "Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała".
Na 2. Sprawiedliwość i miłosierdzie Boga przejawia się zarówno w nawróceniu Żydów, jak i pogan. W
nawróceniu jednak żydów przejawia się jakowyś większy wzgląd na sprawiedliwość niż w nawróceniu pogan, a to z tytułu obietnic danych ich praojcom.
Na 3. Także i w utrapieniach, jakimi na tym świecie sprawiedliwi są rękani, ukazuje się sprawiedliwość i miłosierdzie; utrapienia te i udręki oczyszczaja ich serca z lekkich przewinień, a odrywając ich od ziemskich przywiązań, tym mocniej wiążą z Bogiem. Tę myśl tak Grzegorz oddaje: "Zło tego świata, udręka sroga, kierują
nasze życie do Boga".
4. Owszem, stwarzanie niczego nie zakłada w przyrodzie; przecież jest z niczego; zakłada jednak coś w
poznaniu Boga. A sprawiedliwość w nim przejawia się w tym, że Bóg powołuje rzeczy do bytu zgodnie z mądrością i dobrocią Swoją. Miłosierdzie zaś przejawia się choćdy w tym, że stworzenie z nieistniejącego staje się istniejące.

http://zwola-old.karmelicibosi.pl/p/z/f ... mma_02.pdf strony 70-71

Magnolia

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: Magnolia » 2019-05-20, 12:51

CZY BÓG JEST NIESKOŃCZONY ?

Zdaje się, że Bóg jest nieskończony, bo:
1. Zdaniem Filozofa wszystko co nieskończone jest i niedoskonałe. Czemu? Bo nieskończoność wiąże się z materią i podziałem na części; lecz Bóg jest najwyższą doskonałością; nie może więc być nieskończony.
2. Jak można mówić o Bogu: skończony, nieskończony, skoro te przymiotniki, zdaniem Filozofa, cechują tylko masę, ilość; Bóg zaś, co wyżej udowodniono, nie jest ciałem. A więc nie przysługuje Mu być nieskończonym.
3. O takiej rzeczy, która, gdy jest tu, nie jest indziej, mówi się, że jest skończona, czyli jest ograniczona co do miejsca; stosownie do tego i o takiej rzeczy, która, gdy jest tą, to nie jest inną, mówimy, że jest skończona, czyli ograniczona co do jestestwa; lecz Bóg jest tylko Bogiem, a nie jakąś inną rzeczą; kamieniem czy drewnem; a więc Bóg nie jest nieskończony, czyli ograniczony co do jestestwa.

Wbrew temu powiada Damascen: "Bóg jest nieskończony, wieczny i nieograniczony".
Odpowiedź: Jak to stwierdza Filozof, wszyscy starożytni filozofowie uznawali, że pierwszy początek wszechrzeczy jest nieskończony; i to całkiem słusznie; wszak widzieli jak to wszystkie rzeczy wypływają z niego bez końca - bez ograniczenia; ponieważ jednak niektórzy z nich błędnie pojmowali naturę pierwszego początku, dlatego też i błędne mieli pojęcie o jego nieskończoności. Skoro bowiem uważali materię za pierwszy początek, w następstwie przyznawali pierwszemu początkowi nieskończoność właściwą materii; ich zdaniem pierwszym początkiem wszechrzeczy jest jakieś ciało nieskończone.

Naszą odpowiedź musi poprzedzić należne wyjaśnienie: Co to znaczy "nieskończony"? To, co nie ma końca, czyli granic. Gdy mowa o granicach i o wytyczaniu granic, to w jakiś sposób materia wyznacza granice formie a forma materii. Forma wyznacza granice i określa materię w tym sensie, że materia nim przyjmie formę jest w możności i może przyjąć wiele form; skoro jednak przyjęła jedną formę, już jest przez nią ograniczona, już mieści się w granicach przez nią wyznaczonych - jest więc skończona. Materia ze swej strony wyznacza granicę i określa formę w tym sensie, że forma ze swej natury ma charakter czegoś wspólnego i z niczym nie związanego; skoro jednak materia przyjmie ją w siebie, staje się formą ściśle określonej jednej rzeczy i tak jest ograniczona do jednego - jest skończona. Forma, dając granice - określone kształty - materii, tym samym ją doskonali; stąd to nieskończoność przypisywana materii jest ujemna, niedoskonała; oznacza przecież materię bezkształtną, bez żadnej formy; a materia? Ona nie doskonali formy, ale ściąga ją i wiąże z sobą, pozbawiając ją charakteru wspólnego! Stąd też nieskończoność przypisywana formie wspólnej, nie związanej z materią, jest dodatnia - doskonała.
Otóż, jak już powiedzieliśmy, spośród wszystkich form właśnie istnienie ma charakter najbardziej formalny, [czyli że jest najwyższą formą]; a ponieważ, jak już wykazano, istnienie Boga nie jest istnieniem przyjętym w czymś, gdyż Bóg - to Jego istnienie, istnienie samoistne, dlatego jasne jest, że Bóg jest nieskończony i doskonały.
Jest to zarazem odpowiedź na pierwszy zarzut.

Na 2. Ostateczne wykończenie, czyli ukształtowanie masy (quantitas) przybiera wobec tejże masy postać formy; chodzi o kształt: jest on ostatecznym wykończeniem czy wyglądem masy: no i jakąś jej formą. Ale masa, to jakaś postać materii! Stąd i nieskończoność przypisywana masie jest tego samego rzędu i typu co i nieskończoność przypisywana materii; takiej jednak nieskończoności, jak dopiero powiedziano, Bogu się nie przypisuje.
Na 3. Przez co Bóg jest nieskończony, odrębny od wszystkich innych rzeczy, a wszystko inne staje się odrębne i dalekie do Niego? Właśnie przez to, że jest samoistnym istnieniem! Istnieniem, które nie aktualizuje żadnego podmiotu - nie jest w nim; np. gdybyś spotkał samoistniejącą białość! Przez to samo, że jest właśnie taka, że nie jest w kimś, różniłaby się od wszelkich białości, jaką widzimy w podmiotach.


http://zwola-old.karmelicibosi.pl/p/z/f ... mma_01.pdf strony 84-85

Awatar użytkownika
exe
Bywalec
Bywalec
Posty: 176
Rejestracja: 3 maja 2020
Lokalizacja: Ziemski padół....
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 25 times
Been thanked: 65 times

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: exe » 2020-07-01, 23:11

Podzielam zachwyt Magnolii.

Na wstępie nieco ogólnie, aby naszkiviwac ramy problemu z pojmowaniem myśli Akwinaty.

Uzasadnienie istnienia Boga jest sprawą kluczową dla każdego z nas, ponieważ podważając taką konieczność, sami pozbawiamy się realnej podstawy rozważania wszelkiej bytowości. A przecież jest tu bezdyskusyjnym, że filozofia jest badaniem rzeczywistości , nie jest natomiast logiką ludzkiego umysłu, ponieważ logika nie obejmuje istnienia.

Dowody istnienia Boga nie należą wprost do sacra doctrina, sacra theologiae, natomiast stanowią według świętego Tomasza swoiste preambulum fidei , należąc do metafizyki. Nie należą więc one, ani nie aspirują do bycia prawdami wiary. Stwierdza on też w ""Komentarzu do Metafizyki" [Arystotelesa], że badanie właściwej przyczyny klasy bytu oraz badanie samej tej klasy bytu, należą do tej samej nauki.

Oczywiście badanie ruchu, czy też przygodności i celowości należy do metafizyki o tyle, o ile pozwala to na dojście do konkluzji o istnieniu Boga.

Kolejną wstępną moją uwagą jest to, że Dowody istnienia Boga wychodzą naprzeciw powszechnemu powątpiewaniu w racjonalną "potrzebę" wikłania Boga w naturę, poprzez stwierdzanie transcendentalnej przyczyny obserwowanych skutków. I święty Tomasz spotykał się już z taką postawą, która wydaje się nam być znakiem tylko obecnej epoki. Otóż wielu wykształconym ludziom zdaje się, że wszystko, co widzimy, może być wytłumaczone przez inne zasady, które da się sprowadzić do jednej, którą powszechnie nazywa się naturą.
Podobnież wszystkie ludzkie decyzje jakoby sprowadzić można do rozumu ludzkiego i woli.
Przy tak postawionym założeniu, ruguje się Boga, albo wręcz poddaje go zabiegowi wirtualizacji.

5 dróg świętego Tomasza z Akwinu zasadza się na skalistym, trwałym dnie faktów, stąd metafizyczne dowodzenie jest ściśle splecione ze zdrowym rozsądkiem. Ta oczywistość jest przeszkodą dla tych, którzy pomylili filozofię z ideologiami, jakich w historii myśli ludzkiej było i zapewne będzie, bez liku.

Moc dowodzenia w Drogach zasadza się na oczywistości argumentów, które opierają się, wyrastają wręcz z faktów doświadczenia.

W skrócie mógłbym scharakteryzować owe Drogi takim językiem:

1. Pierwsza Droga za centrum rozważań przyjmuje zagadnienie aktualizacji możności.
2. Druga Droga obiera naturę przyczyn sprawczych i ich porządek.
3. Trzecia Droga spoczywa na fakcie, że rzeczy same z siebie nie mają swego istnienia suum esse.
4. Czwarta Droga rozważa stopniowanie formalnych doskonałości, a więc nie tylko same stopnie, ale przyczynę i skutek tego stopniowania.
5. Piąta Droga konkluduje, że rzeczy zmierzają do swego kresu, a wszystek ruch podlega przyczynowości celowej.

Niezwykle ważnym zagadnieniem jest w tym temacie (nie)przywiązywanie wagi do kolejności Dróg, jako argumentacji. Można by wymienić znanych tomistów, takich jak A. Motte, czy jeszcze znamienitszy Etienne Gilson, którzy nie przywiązują znaczenia do kolejności Dróg dowodzenia.

Ja jednakże, idąc za takim komentatorem, jak Kajetan, będę stawiał na istotność kolejności tychże Dróg, ponieważ jak sam zresztą wyraził się ów komentator, święty Tomasz "zawsze wyraża się formalnie - semper formaliter loquitur".

Opieram swe przywiązanie do znaczenia kolejności Dróg, przedstawionej przez św. Tomasza z Akwinu, dzięki rozpatrywaniu tych że w świetle wniosków , do których argumentacje nas doprowadzają. Po prostu byt Boski jest przedstawiany z różnych punktów widzenia. A mianowicie:

ad. 1. Boskość jest wolna od możności,
ad. 2. Boskość działa na wszystkich procesach, które mają miejsce w świecie,
ad. 3. Bóg jest podstawą i źródłem bytu rzeczy,
ad. 4. Wszystkie doskonałości biorą udział w Bycie Boskim, który jest doskonały w stopniu najwyższym,
ad. 5. Boski Intelekt jest przyczyną porządku w świecie.

Znam bardzo dobrze problem nieuznawania tych dowodów poprzez próby podważania ich zasadności. Problem leży w słabym przygotowaniu ludzi do zgłębiania rzeczywistości, u progu którego słabości leży zazwyczaj empiryzm, bądź idealizm w różnych stopniach zmieszania, tworzącego toksyczne dla poprawnego (doręcznego) myślenia systemy, będące raczej nieprzemyślanym głębiej eklektycznym tworem rozumów krytyków.

Refleksja Świętego Tomasza jest tu na takich szczytach, że wręcz nawet język opisu i formalny nawet nie nadążają czasem za strukturą przedstawionego uzasadnienia.
To właśnie ta swoista dyspersja języka wobec myśli, staje się quasi dowodem krytyków Pięciu Dróg, na jakoby nieskuteczność dowodów. I wtedy też powstaje rzekomy paradox, wedle którego dowodzenie w Pięciu Drogach jest skuteczne dla tych, którzy tego dowodzenia nie potrzebują.

To tak pół żartem, pół serio, ale faktem jest dla zorientowanych w historii myśli filozoficznej, że przeszkodą są ideologie paranaukowe, i parafilozoficzne, które nie dopuszczają do rozwoju wewnętrznej wrażliwości intelektualnej, hamującej rozwój zdolności abstrakcji u malkontentów.

Przykładami pierwszymi z brzegu są kartezjanizm, czy też kantyzm, albo hedlizm, będące poronionymi płodami pseudo filozofii, zawlaszczajavymi sobie bezzasadnie prawa do stanowienia i schematów myslenia naukowego.

Z Bożym pozdrowieniem,
exe
+++
Ostatnio zmieniony 2020-07-01, 23:14 przez exe, łącznie zmieniany 2 razy.
Mdr 7, 15:
"Oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano! On jest bowiem i przewodnikiem Mądrości, i tym, który mędrcom nadaje kierunek."

Awatar użytkownika
exe
Bywalec
Bywalec
Posty: 176
Rejestracja: 3 maja 2020
Lokalizacja: Ziemski padół....
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 25 times
Been thanked: 65 times

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: exe » 2020-07-02, 08:10

*przepraszam za literówki, np. jest "doręczne", ma być "dorzeczne", ale też za błędy słownika w telefonie, np. jest "pseudo filozofie", a ma być "pseudofilozofie".
Postaram się na przyszłość bardziej sprawdzić tekst przed publikacją.
Mdr 7, 15:
"Oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano! On jest bowiem i przewodnikiem Mądrości, i tym, który mędrcom nadaje kierunek."

Awatar użytkownika
exe
Bywalec
Bywalec
Posty: 176
Rejestracja: 3 maja 2020
Lokalizacja: Ziemski padół....
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 25 times
Been thanked: 65 times

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: exe » 2020-08-06, 20:22

Praktyk pisze: 2018-06-06, 16:41
Kalart pisze: 2018-06-04, 21:28
Magnolia pisze: 2018-02-09, 20:19
Jak rozumiem wstęp, nie należy uważać dowodów św. Tomasza z Akwinu jako możliwych do rozważenia pod kątem logicznym?
Sam często spotykałem się z tym, że tezy są właśnie logicznym dowodem. Za to pierwszy raz spotkałem się z tym, by uznawano takie dowodzenie wyłącznie jako prawdę wiary, której struktura ma tylko przypominać stosowaną w logice.
Czy rzeczywiście argumenty nie są wiedzą, która mogłaby podlegać racjonalnej polemice - czyli tezą, ew. modelem, który można w sposób logiczny potwierdzić lub zaprzeczyć?
Dowody Tomasza z Akwinu nigdy do mnie nie przemawiały. Jako przesłanki pozwalające przemyśleć czy faktycznie jest dla mnie bardziej prawdopodobnym wielki przypadek, że tu jesteśmy, czy świadomy plan... tak.
Generalnie szukanie dowodów na Boga jest bez sensu, skoro wymaga on od nas właśnie wiary, to tak ułożył prawa tego świata, żeby przy pomocy ich samych nie dało się Boga "udowodnić". Zresztą jak miałby ten dowód wyglądać ? Matematyczna formuła ? Podpis elektroniczny ?

Dla mnie najbliższym sercu wyjaśnieniem logicznym jest to, ze Bóg jest świadomością która kreuje nas jakoś na podobieństwo tego jak my tworzymy sny. Pozwala mi to budować dość logiczne wywody na temat fizyki, istnienia świata itp. Ale generalnie mogę być bardzo w błędzie :)

Boga i wiary w niego się nie udowadnia, tylko się wybiera :)
Natknąłem się jeszcze w sieci na problem pojmowania geniuszu zestawienia dowodów istnienia Boga w tzw. 5 Dróg,

Muszę więc w ramach suplementu do zastrzeżeń ogólnych dodać niezbędny komentarz.

Sam Święty Tomasz podkreśla w "Summa contra Gentiles" słabość intelektu w jego poszukiwaniu prawdy i Boga. Przeszkody są rozliczne i te także wymienia zarówno we wspomnianym przed chwilą dziele, jak i w "Expos. in Boethii de Trinitate", "De veritate:

"niewielu rozumie podstawowe zasady dla filozoficznego uzasadnienia istnienia Boga, wielu też nie ma dostatecznego czasu, bądź też nie czyni dostatecznego wysiłku z powodu zarozumiałości, bądź braku cierpliwości i wytrwałości."


Tutaj jeden ze znamienitszych tomistów, Jacques Maritain podsumowuje wyliczone wyżej przeszkody, klasyfikując je nieco kąśliwie i nie bez pewnej pogardy dla swych kolegów filozofów, lecz jak mi zdaje, słusznie, jako wady krytyków "Pięciu Dróg" św. Tomasza z Akwinu, co odniósłbym do każdego deprecjonującego pracę św. Tomasza:

"Z racji faktu, że są one spostrzeżeniami zdrowego rozsądku, zakładają całość, równowagę i spontaniczność naszych zdolności poznania, które znajdują się częściej wśród niewykształconych, niż wśród filozofów i - ponad wszystko - Dowody te zakładają, że nie miało się odnośnie zdrowego rozsądku powziętej uprzednio pogardy, która charakteryzuje doktorów współczesnej nauki" .
Ostatnio zmieniony 2020-08-06, 20:23 przez exe, łącznie zmieniany 1 raz.
Mdr 7, 15:
"Oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano! On jest bowiem i przewodnikiem Mądrości, i tym, który mędrcom nadaje kierunek."

Awatar użytkownika
exe
Bywalec
Bywalec
Posty: 176
Rejestracja: 3 maja 2020
Lokalizacja: Ziemski padół....
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 25 times
Been thanked: 65 times

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: exe » 2020-08-13, 17:02

Praktyk pisze: 2018-06-06, 17:12
Kalart pisze: 2018-06-06, 16:53
Praktyk pisze: 2018-06-06, 16:41 Generalnie szukanie dowodów na Boga jest bez sensu, skoro wymaga on od nas właśnie wiary, to tak ułożył prawa tego świata, żeby przy pomocy ich samych nie dało się Boga "udowodnić". Zresztą jak miałby ten dowód wyglądać? Matematyczna formuła? Podpis elektroniczny?
Tak czy inaczej, nauki Kościoła Katolickiego są następujące:
Kościół naucza, że jedynego i prawdziwego Boga, naszego Stwórcę i Pana, można poznać w sposób pewny przez pośrednictwo Jego dzieł, za pomocą naturalnego światła rozumu. KKK 47
Dlatego polemizowałbym z opinią, że Bóg ułozył świat w ten sposób, by dowód był niemożliwy. Katechizm jasno stwierdza, że taka możliwość istnieje.
To oznacza, że jak najbardziej powinien istnieć sposób, by w sposób pewny "poznać" (jakiekolwiek znaczenie tego słowa) Boga - i powinno to być akceptowalne czysto rozumowo. Tak więc dowód przemawiałby również do takiego nieobdarzonego łaską wiary niewiarka jak ja.

Lecz jeśli argumenty św. Tomasza z Akwinu nie są takim rozumowym poznaniem Boga, tylko prawdą wiary - pozostaje mi tylko wzruszyć ramionami - bo właśnie do mnie nie przemawiają jako dowody, gdyż według mnie pod względem czysto logicznym dowodami nie są.

Kościół to tylko ludzie. Wierzący, więc patrzą na naukę, logikę, w kontekście tego "jakby tu dopasować wszystko, żeby zgadzało się z istnieniem Boga". I zakładając, że Bóg istnieje niech czynią tak na jego chwałę :)

Z drugiej strony jeśli w Boga nie wierzysz, łatwiej zacząć logiczną wędrówkę do niego od drugiej strony :
- czy uważam, że nauka jest w stanie wyjaśnić dlaczego wszechświat istnieje ? i w ogóle dlaczego cokolwiek istniej.
- czy uważam, że nauka jest w stanie wyjaśnić dlaczego ten wszechświat ma takie prawa fizyki a nie inne ?
- czy uważam, że nauka jest w stanie wyjaśnić czym jest świadomość, uczucia, to co czuję w środku jako człowiek ? w końcu robot ogarniający miliardy zer i jedynek nie ważne jak bardzo byłby z zewnątrz "ludzki" nie będzie tego czuł.

Ja szukając tędy doszedłem do wniosku, że moją odpowiedzią jest "nie". To jeszcze nie wiara, ale dobry początek :)
Edit: A jeśli twoją odpowiedzią jest "tak" to jednak masz w coś wiarę:) bo przecież tego nie wiesz.
Widzę że logiką chciałbyś dotrzeć go sedna sprawy. To nie tak. Między innymi Tobie, ale i Wszystkim zczytelmikom , poświęcam poniższe analizy Pięciu Dróg św. Tomasza, które jakiś czas temu opublikowałem w innym miejscu sieci WEB. Sprawdź, na ile poprawna jest Twoja teza o tym, że jakoby niewierzącemu łatwiej rozumować. Wszak jesteś niewierzacy. L-)

Na razie Pierwsza Droga

Dodano po 20 sekundach:
"Pierwsza i bardziej naoczna droga jest ta, która bierze pod uwagę fakt ruchu. Jest bowiem rzeczą pewną i potwierdzoną poznaniem zmysłowym, że w tym świecie rzeczy poruszają się. Otóż każdy byt, który się porusza, jest poruszany przez coś innego. Nic bowiem nie jest poruszane, o ile nie jest w możności w stosunku do tego, do którego jest poruszane. Porusza zaś coś wówczas, o ile jest w akcie. Poruszanie bowiem nie jest niczym innym, jak wyprowadzeniem czegoś z możności do aktu; z możności nic bowiem nie może być sprowadzone do aktu, jak tylko przez byt w akcie, jak to jak to, co jest gorące w akcie, mianowicie ogień sprawia, że drzewo, które jest gorące w możności, jest gorące w akcie, i przez to ogień porusza je i zmienia. Nie jest zaś rzeczą możliwą, ażeby to samo było zarazem w akcie i możności, pod tym samym względem, lecz może tak być jedynie pod różnymi względami. To bowiem, co jest gorące w akcie, nie może być zarazem gorące w możności, lecz jest zarazem zimne w możności. Niemożliwe jest więc, ażeby pod tym samym względem i w ten sam sposób coś bo czynnikiem poruszającym i poruszanym albo żeby poruszało samo siebie. Należy zatem przyjąć, że wszystko to, co jest poruszane, jest poruszane przez coś innego. Jeżeli zatem ten byt, przez który inny jest poruszany, sam jest poruszany, trzeba przyjąć, że byt ten poruszany jest przez inny byt, a ten znów przez inny. Jednak w ten sposób nie można postępować w nieskończoność, ponieważ na tej drodze nie istniałby jakiś pierwszy byt poruszający, a w konsekwencji żaden inny poruszający, ponieważ byty drugie poruszające nie poruszają, o ile nie są poruszane przez pierwszy byt poruszający, tak jak laska nie poruszy, o ile nie zostanie poruszona przez rękę. A zatem konieczną jest rzeczą dojść do jakiegoś pierwszego bytu poruszającego, który przez żaden byt nie jest poruszany: i wszyscy rozumieją, że ten byt jest Bogiem"

Argument o ruchu jest bardzo mocno zakotwiczony w doświadczeniu. Zwrot użyty przez św. Tomasza "jest rzeczą pewną i potwierdzoną poznaniem zmysłowym" potwierdza niezaprzeczalny fakt, że całe nasze poznanie opiera się na wiedzy, czerpanej ze zmysłów. Arystoteles mówi o tym tak, że "prawda pochodzi ze zmysłów" , zaś św. Tomasz uszczegóławia to stwierdzenie posługując piękną, acz wielce praktyczną grą słów:

sensibile per acidens et intellectu per se, sed sensibile per se et intellectu per accidens" .

Rzecz idzie w pierwszym członie tego prawa, iż nasze zmysły czerpią informację z przypadłości i nie są w stanie ujrzeć istoty rzeczy, jak to bezpośrednio uczynić może intelekt. Najbardziej bezpośrednio poznawalne jest to, co jest niematerialne i do tego służy intelekt. Tak powinno być, jednakże z powodu naszego ograniczenia ciałem skażonym w jego naturze, do głosu dochodzi drugi człon tego prawa mówiący o tym, jak jest, a więc że prawdę czerpać możemy wprost tylko ze zmysłów i jedynie ubocznie możemy uzyskać ogląd istoty rzeczy przez szereg procesów poznawczych, od indukcji typu epagoge, poprzez abstrahowanie abstrahowanie i pojęciowanie, aż po sądzenie.

Pierwsza Droga musi być tą pierwszą, ponieważ nie można mówić o poznawaniu, bez pojęcia ruchu, który wskazuje na ciągłą aktualizację tego, co potencjalne.

Możność czegokolwiek polega na byciu czymś potencjalnym, nie zaś na czymś aktualnym, dlatego też możność nie aktualizuje się sama, ale domaga się przyczyny rożnej od siebie, ponieważ nie może dać sobie samej tego, czym nie dysponuje. Ma to związek z późniejszymi Drogami.

Zasada ta jest słuszna także dla bytów ożywionych, wśród których trudno jest stwierdzić bezpośrednio, która część porusza którą. Ta zasada jest słuszna także dla ciała, kontynuującego ruch w stanie inercji, które również nie może wykonywać ruchu samo przez się motu se per se. Impuls przekazany ciału na początku, jest wykorzystywany przez ciało na zasadzie kontynuacji ruchu uprzednio narzuconego, nie zaś na zasadzie aktywnej siły poruszającej, czy jakości same tego ciała.

W ogóle argument o bezwładności, jako niezależności przyczynowej, jest tyleż błędny, co i powszechnie przytaczany przez krytyków. Tymczasem należy nadmienić, nie urażając tychże, że fizyka - na którą się wtenczas powołują - nie jest ich mocną stroną, skoro nie zauważają, że pojmowanie bezwładności w izolacji od innych sił i ciał, jest bezsensowne, ponieważ ciało w ciągłym ruchu zmienia się względem całego Wszechświata.

Trudniejszym, ale z pozoru, jest argument przeciwko zasadzie przyczynowości fizycznej, opierający się na interpretacjach fizyki atomowej i subatomowe, mówiących o indeterminiźmie, albo o dialektycznym skoku w kierunku materii, co jest już cechą ideologii marksistowskiej.

Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że fizyka bada byty za pomocą ilościowych reguł, stąd jej ważność jest ograniczona do tej kategorii, gdzie rozważa relacje i zdarzenia. Natomiadt filozofia bada byt, jako byt, a więc Arystotelesowskie tode ti. Dlatego też błędem jest uważanie filozofii za system nie zachowujący prawdy, ponieważ filozofia ma percepcję bytu, poszerzoną do jego wymiaru całościowego, nie zaś wycinkowego.

Dlatego też stwierdzenie o jakimś wybrakowaniu, bądź o ograniczeniu filozofii przez nią samą, jest produktem ideologii, nie zaś nauki.

Niestety istnieje pewna nieprzekraczalna bariera pojmowania przez - dajmy na to - empirystów, którzy twierdzą relatywizując w sobie charakterystyczny - quasi-naukowy sposób, że co jest nie do pomyślenia dla jednych, to dla innych jest do pomyślenia. Myślę, że naciągają tu rzeczywistość zmieniając dowolnie nazewnictwo pewnych zjawisk poznawczych, co rozmywa prawdę, ponieważ czym innym jest pomyśleć, a czymś innym jest coś sobie wyobrazić.

Na przykład można sobie wyobrazić nieskończoną linię, co jednak nie jest tożsame z możliwością jej realnego istnienia. Podobnież jest na przykład z możności samodeterminacją przechodzenia do aktualności, co można sobie wyobrazić, ale nie jest to do pomyślenia, czyli jest to niedorzeczne.

Święty Tomasz dalej stwierdza, że w serii przyczyn nie możemy postępować ad infinitum (w nieskończoność), stąd też musi istnieć pierwszy, nieruchomy motor, będący źródłem ruchu.
Zauwaz y też przy okazji dla potwierdzenia mojej tezy o nieprzypadkowej kolejności ułożenia Dróg przez św. Tomasza z Akwinu, że powyższa uwaga o nieruchomym motorze, jako idei naczelnej, jest wykorzystywana także w Drodze Drugiej oraz Trzeciej.

Święty Tomasz używa zasady o niemożliwości zaistnienia nieskończonego szeregu przyczyn w ruchu wstecznym w porządku per se, co różni się znacząco od zasady niemożliwości nieskończonej wielości aktualnej. Przypomnę tu może, że przyczynami per se są takie, które w wykonywaniu swojej przyczynowości zależą od pierwszej. Tak więc, gdyby przyczyna Pierwsza przestała dziajac, to nie byłoby ruchu, żadnej aktywności.

Odmienny jest łańcuch przyczyn per accidens, których św. Tomasz tu nie przedstawia świadomie. Tutaj, nawiasem mówiąc, rodzą się nieuzasadnione zarzuty krytyków, szczególnie matematyków, którzy nie widzą różnicy pomiędzy per se, a per accidens.
Dla poglądowego przedstawienia ciągu per accidens mogę przytoczyć znany w środowisku tomistów zarzut Bertranda Russell'a z "History of Western Philosophy", że Piec Dróg zależą od założonej niemożliwości w ciągu nie mającego pierwszego terminu. Każdy matematyk wie, że takiej niemożliwości nie ma: ciąg liczb ujemnych liczb całkowitych kończący się na liczbie ujemnej jest przykładem na cis wręcz przeciwnego".

Ważne jest, aby zrozumieć, że przyczyny dalsze są równoczesne ze swoimi skutkami, ponieważ przyczyna Pierwsza sprawia, że przyczyny dalsze są aktualnie przyczynowującymi swoje skutki, stąd racjonalistom i empirystom wydaje się, że przyczyną dalsza jest sama dla siebie pierwszą (sic!), a wtedy krok już tylko do zanegowania Boga, jako Pierwszej Przyczyny.

Konkludując, święty Tomasz stwierdza, że skoro Pierwszy Motor porusza wszystko, to sam jest czystą aktualnością, a nieruchomość Pierwszego Motoru została wyprowadzona nie tyle z wieczności obrotu nieba, lecz ze współdziałania ruchu jako takiego.

Z Bożym pozdrowieniem,
exe
+++
Ostatnio zmieniony 2020-08-13, 17:03 przez exe, łącznie zmieniany 1 raz.
Mdr 7, 15:
"Oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano! On jest bowiem i przewodnikiem Mądrości, i tym, który mędrcom nadaje kierunek."

Awatar użytkownika
exe
Bywalec
Bywalec
Posty: 176
Rejestracja: 3 maja 2020
Lokalizacja: Ziemski padół....
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 25 times
Been thanked: 65 times

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: exe » 2020-08-19, 20:32

"Druga Droga wywodzi się z natury przyczyny sprawczej. Odnajdujemy bowiem w rzeczach zmysłowo poznawalnych istnienie porządku przyczyn sprawczych. Nie spostrzegamy jednak i nie jest to nawet możliwe, ażeby coś było sprawczą przyczyną siebie samego, ponieważ gdyby tak było, byłoby uprzednio w stosunku do siebie samego, co jest niemożliwe. Otóż nie jest rzeczą możliwą, ażeby w szeregu przyczyn sprawczych postępować w nieskończoność, ponieważ we wszystkich przyczynach sprawczych uporządkowanych to, co pierwsze, jest przyczyną tego, co pośrednie, a to, co pośrednie, jest przyczyną tego, co ostatnie w szeregu. Tak samo jest, gdy przyczyny pośrednie są liczne, czy też gdy jest tylko jedna przyczyna pośrednia. Gdy zostanie zaś usunięta przyczyna, zostanie usunięty skutek, a zatem jeśli nie byłoby czegoś pierwszego w szeregu przyczyn sprawczych, nie byłoby ostatniego, ani pośredniego. Jednakże jeśli postępowałoby się w nieskończoność w szeregu przyczyn sprawczych, nie istniałaby pierwsza przyczyna sprawcza, i w ten sposób nie istniałby ani ostatni skutek, ani nie istniałyby pośrednie przyczyny sprawcze, co okazuje się jawnym fałszem. A zatem jest rzeczą konieczną przyjąć istnienie jakiejś przyczyny sprawczej pierwszej, którą wszyscy nazywają Bogiem"

Czytając tekst Drugiej Drogi, nie sposób odnieść wrażenie, że jest równie prosty i dosadny, co i zrozumiały, ponieważ wychodzi to rozważanie z powszechnie zauważanego porządku przyczyn sprawczych we Wszechświecie.
A jednak trzeba ostrzec od razu, że bez problemu można natknąć się na powszechną interpretację tego tekstu, jako rzekomy opis wytwarzania istnienia. Od razu śpieszę prewencyjnie wyjaśnić, że gdyby tak było, wówczas istnienie byłoby skutkiem, a Pierwsza Przyczyna dotyczyłaby przechodzenia w istnienie takowego skutku. Jednakże w Drugiej Drodze Akwinata nie mówi o rzeczach wytworzonych, lecz mówi o rzeczywistym spełnianiu się przyczynowości, czyli o przyczynach in actu .

Skąd o tym wiadomo, że jest tak, a nie inaczej?
Otóż św. Tomasz z Akwinu wykluczył nieskończony ciąg przyczyn, ponieważ jest on możliwy w obliczu wytwarzania bytu, ale nie jest możliwy w obliczu rzeczywistego spełniania się przyczynowości. Mowa oczywiście o przyczynach typu per se, o których wspomniałem przy okazji komentowania Pierwszej Drogi.

W dalszej mierze widzimy odwołanie się do zasady, że "nic nie jest sprawczą przyczyną samego siebie" . Trzeba sprecyzować, że zwrot "samego siebie" nie oznacza tylko własnej bytowości, ale tutaj oznacza też "bycie dla siebie samego przyczyną 'in actu' ".
Jeśli taka przyczyna jest zawsze aktywnie przyczynującą, wówczas mamy pierwszą aktywność, jeśli nie, to trzeba szukać dalej wśród czynników działających.

Tutaj można by pokazać zarzut materialistyczny z dziedziny chemii, jakoby elementy chemiczne zaledwie wchodząc w kontakt wzajemny, mogą jyz reagować. No cóż, może na poziomie chemii to zadowalające wyjaśnienie, ale tak naprawdę tkwi ono na poziomie relatywności w kontakcie ciał fizycznych, ale w filozofii, poszukującej wyjaśnień ostatecznych, nie ma ono racji bytu.
Otóż musi istnieć przyczyna, skłaniająca substancje do, ajscia chemicznego procesu.

Dalej św. Tomasz pisze, że nie można iść w nieskończoność ciągu przyczyn, ponieważ musi istnieć Pierwsza Przyczyna dla przyczyn per se. Gdyby ciąg tego typu przyczyn miałby być nieskończony, to żaden przyczynowy wpływ nie znalazłby drogi do aktywności , ponieważ przyczynowe działanie nie byłoby determinujące .

W konkluzji trzeba zauważyć, że bez względu na to, ile weźmiemy przyczyn pośrednich pod uwagę, to nie dadzą one racji dostatecznej, ponieważ wymaga taka przyczyna pośrednia, Przyczyny Pierwszej, która jest aktywna zawsze.

Z Bożym pozdrowieniem,
exe
+++
Mdr 7, 15:
"Oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano! On jest bowiem i przewodnikiem Mądrości, i tym, który mędrcom nadaje kierunek."

Awatar użytkownika
exe
Bywalec
Bywalec
Posty: 176
Rejestracja: 3 maja 2020
Lokalizacja: Ziemski padół....
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 25 times
Been thanked: 65 times

Re: Argumenty prowadzące do Boga wg św Tomasza z Akwinu

Post autor: exe » 2020-08-23, 12:19

"Trzecia droga bierze pod uwagę istnienie tego możliwe, i tego co konieczne. Odnajdujemy pośród rzeczy takie, które mają możliwość istnienia i nieistnienia, ponieważ niektóre rzeczy znajdujemy jako rodzące się o ginące, wskutek tego mogące istnieć i nie istnieć. Otóż niemożliwością jest, ażeby rzeczy tego rodzaju zawsze istniały, ponieważ to, co ma możliwość nieistnienia, kiedyś rzeczywiście nie istnieje. Jeżeli zatem wszystkie rzeczy mają możliwość nieistnienia, kiedyś żadna rzecz nie istniała. Jednakże, jeśli to jest prawdą, także teraz nic by nie było, ponieważ to, co nie jest, nie rozpoczyna inaczej istnienia, jak tylko dzięki temu, co jest. Jeżeli zatem nie było żadnego bytu, było rzeczą niemożliwą, ażeby coś zaczęło istnieć i wobec tego nic by nie istniało, co okazuje się jawnie fałszywe. Nie wszystkie zatem byty są bytami możliwymi, lecz należy przyjąć, że w rzeczach istnieje coś, jako konieczne. Otóż każdy byt konieczny, albo ma przyczynę swojej konieczności poza sobą, albo nie ma. Nie jest zaś rzeczą możliwą postępować w nieskończoność w szeregu bytów koniecznych, które mają przyczynę swojej konieczności, podobnie jak to się dzieje w przypadku przyczyn sprawczych, jak to już zostało uzasadnione. Jest zatem rzeczą konieczną, przyjąć istnienie jakiegoś bytu, który jest konieczny sam przez się, nie mając przyczyny swojej konieczności poza sobą, lecz który to byt jest przyczyną konieczności dla innych bytów: ten byt wszyscy nazywają Bogiem."

Bardzo istotną rzecz, która rzuca się w oczy przy analizie tego przekładu (tzw.
"Leonina"
) stoi wersja przekładu:

""Jest rzeczą niemożliwą, ażeby wszystkie rzeczy tego rodzaju zawsze istniały."
W łacinie:
"Imposible est autem omnia quae sunt talia, semper esse."

Sprawa jest tu taka, że wiele z przekładów opuszcza owo "semper" .

Otóż tego typu zabieg wydaje się dość szkodliwy dla oryginalności formuły, choć dla samego dowodzenia ten brak istotnie nie zaważa na skuteczności trzeciej drogi. Wydaje się, że owo pomijane "zawsze"

Jeszcze jedną sprawa. Otóż wydaje się, że przekład "Leoniny" wtrąca zdanie paralelne z wnioskami innych dróg:

"co wszyscy nazywają Bogiem - quod omnes dicunt Deum" .

Wydaje się, że nie jest to Tomaszowe zdanie w tym akurat miejscu, ponieważ oczywistość wniosków mówi sama przez się. Tyle tytułem narzekania, a teraz przystępuję do skomentowania tej drogi.

Trzecia Droga wychodzi z doświadczalnego faktu, że istnienie tego, co możliwe jest tożsame zdolności rzeczy do istnienia bądź do nieistnienia. Fakt taki widzimy w obliczu powstawania i ginięcia bytów.
Zauważmy szczegół, że św. Tomasz z Akwinu nie zajmuje się ogólną możliwością wszystkich stworzonych bytów, ale szczegółem w postaci możliwości istnienia lub nieistnienia materialnych bytówponieważ możliwość owego bycia lub nie bycia rzeczy należy do nich z racji materii. Trzeba dalej mi zauważyć, że św. Tomasz z Akwinu nie idzie w ślady Awicenny, mówiącego o obojętności całkowitej rzeczy wobec istnienia, a wskazuje na brak pozytywnej orientacji rzeczy wobec nie-istnienia, a i że nie istnieje jakaś "pozytywna obojętność" że względu na istnienie.

Dalej św. Tomasz wskazuje, że nie jest możliwe dla tych rzeczy zawsze istnieć, ponieważ to, co może nie być, niekiedy (aliquando) nie jest.
Tutaj, jak już wcześniej wspomniałem, krytycy uważają, że zadając sobie pytanie-zarzut o to, "dlaczego z konieczności muszą zginąć rzeczy możliwe"? , należy jakoby rezygnować z owego określenia "semper" , aby otrzymać metafizyczne znaczenie całego wyrażenia o tym, że byt przygodny nie wyjaśnia sam siebie, a więc że racja bytu przygodnego jest poza nim samym, co odnajdujemy w "Summa Contra Gentiles I-13, II-15".

Ja jednak w myśl za innymi komentatorami dzieł św. Tomasza z Akwinu będę upierał się, że należy pamiętać o wyrazie "semper" , ponieważ Akwinata skorzystał tu z dzieła Arystotelesa "De Coelo - O niebie" , które serdecznie polecam (dzięki niemu zrozumiałem ideę "nieruchomości" pierwszego poruszyciela oraz dowód na jeden kosmos), a w który to określenie się pojawiło po raz pierwszy:

"jest niemożliwe, żeby te rzeczy zawsze istniały" .

Ta zasada jest akceptowana przez św. Tomasza, a i wyjaśnia ją dalej, dorzucając:

"ponieważ to, co może nie być, czasami nie jest" .

Nawet poszedłbym na całość i powiedziałbym, że taki komentarz Akwinaty wskazuje jednoznacznie, że nie ma on w Trzeciej Drodze wprost na myśli ogólnej, metafizycznej przygodności bytów stworzonych, ale bardziej rozważa trwanie bytów w czasie. ⏳

Zdażają się zarzuty, że nie ma też żadnych ważnych racji ku temu, aby mogły być byty, mające moc nie być, choć rzeczywiście istnieją. Myślę, że ten zarzut okazuje się w ostateczności niesłusznym, ponieważ istnieje celowość w naturze i naturalna struktura rzeczy ma sens. Trzeba brać pod uwagę, że natura może niejednokrotnie ulagac zahamowaniu w swym naturalnym dążeniu do wewnętrznego spełnienia się, w czym też nie zaprzecza samej sobie. Wydaje się, że przedstawiony tu zarzut można rozwiązać wyjaśniając owo zdanie, iż owe możliwe rzeczy zostały zaplanowane do zniszczenia, lecz że one nie mają potrzeby zniszczenia w rzeczywistości, a we Wszechświecie (lecz nie w ich indywidualnym, obecnym zdarzaniu) one będą trwały tak długo, jak trwa kosmiczny proces.
Myślę, że można by tu pomyśleć o cytacie z Pisma:
"22Jeżeli więc Bóg, chcąc okazać swój gniew i dać poznać swoją potęgę, znosił z wielką cierpliwością naczynia [zasługujące] na gniew, gotowe na zagładę,
23 i żeby dać poznać bogactwo swojej chwały względem naczyń [objętych] zmiłowaniem, które już wprzód przygotował ku chwale,
24 względem nas, których powołał nie tylko spośród Żydów, ale i spośród pogan...?"
(2 Kor 4, 22-24)
, choć nie dotyczy on wprost filozofii przyrody, a raczej duchowości.

Dalej św. Tomasz stwierdza, że:

"jeśli wszystko może nie być, to kiedyś (aliquando) nic nie istniało".

W tym wyrażeniu chodzi o nicość w dalekiej przyszłości. Jest istotną sprawą, że możemy chcieć dowodzić i jest to wykonalne, że byt w niegraniczonym czasie będzie istniał, ponieważ istniejące możliwe rzeczy we Wszechświecie, gdy przemijają, zostają zastąpione przez inne rzeczy.

Jednakże to, że możemy coś dowodzić, nie oznacza, że taki dowód wyznacza prawdziwość i w tym przypadku faktycznie nie będzie to prawdziwa konkluzja, ponieważ powinna ona "pracować" także podczas cofania się w czasie (ciąg a parte ante).
Rozważając tedy ciągi skończonych okresów trwania bytów, jasno należy podkreślić, że owe ciągi skończonych okresów nie mogą zsumować się w nieskończone trwanie czasu. Konkluzją takową musimy nawiązać do faktu, że wcześniej musi istnieć byt, który istniał zawsze, a wtedy jest już oczywistym, że całość rzeczywistości nie może od wieków składać się ze zniszczalnych rzeczy.

Tu trzeba zauważyć małą dygresją, że są tacy, którzy uważają, iż Trzecia Droga wynika z założenia wieczności świata, jednakże jest to błędne, ponieważ św. Tomasz wychodzi z założenia potwierdzonego w konkluzji, że istnieje zawsze byt, dzięki któremu cokolwiek dziś istnieje. Natomiast zagadnienie wiecznego czasu, albo wiecznego świata, nie jest tu rozważane nawet, jako hipoteza.

Mamy tu do czynienia z terminem średnim (o niewystarczalności mnożenia ograniczonych odcinków trwania wobec nieskończoności czasu), będącym istotnym dla zdania syntetycznego i aposteriori, czyli summa summarum koniecznego i pośrednio oczywistego, ponieważ likwiduje on zarzuty, jakoby były tu pomieszane wszystkie rzeczy rozważane indywidualnie, z takimi samymi rzeczami rozważanymi zbiorczo.

Dalszym krokiem św. Tomasza jest wnioskowanie, że musi istnieć byt konieczny, jako dodatek do rzeczy, coś z zewnątrz, byt transcendentny wobec bytów stworzonych. Jest to odpowiedź na wiele pseudo-filozoficznych uników wobec pytanie:

"Skąd ostatecznie rzeczy biorą początek"?

Takim mistrzem uników, a więc i pseudo-filozofem był J.-P. Sartre, który przyjmował bezpodstawnie przygodność bytów bez jakiejś racji, czy przyczyny, w czym także celowali marksiści uważając, że świat istnieje i to ma być wystarczające. Jest to zabieg wyjaśniania przygodnego istnienia bytu poprzez sprowadzenie go do koniecznego Bytu. Ta redukcja ontologiczna stanowi zlikwidowanie przygodności i otwiera szeroko furtkę dla nazwania przygodności boskością...

Najważniejszą ze wszystkich myśli Trzeciej Drogi jest pytanie Skąd byt pochodzi? .

Do tego celu Akwinata dochodzi, wprowadzając rozróżnienie pomiędzy bytem koniecznym spowodowanym przez inny byt (entia necessaria per aliud), oraz bytem mającym konieczność z siebie samej (entia necessaria per se) .

Także i w trzeciej drodze pojmuje się przyczynowość, jako per se, w którym konieczne istnienie, otrzymane, nigdy nie staje się na tyle własnym, że odtąd je posiada z samego siebie (a to już dotyczy właśnie przyczynowości per accidens, gdzie mając istnienie od bytu innego, jest wewnętrznie i permanentnie zależny od tej innej przyczyny (przykład podałem w poście wyżej).

Święty Tomasz z Akwinu dowodzi w tej drodze, że cokolwiek skoro ma możliwość bycia, albo nie bycia, musi mieć określoną przyczynę, która sprawia istnienie tego czegoś, ponieważ, z siebie samego to coś jest obojętne ze względu na swoje bycie lub nie bycie , czego można doszukać się we fragmencie Pisma:
"Bo kto uważa, że jest czymś, gdy jest niczym, ten zwodzi samego siebie." (Ga 6, 3)

Taki to argument stawia pytanie o to, przez jaką przyczynę zniszczalne rzeczy istnieją, skoro nie wyjaśniają się same?

Stosowany tu wieczny ciąg przyczyn a parte ante jest więc przerwany zastrzeżeniem, że skoro przyczyny są tylko bytami możliwymi, nie wyjaśnia on dostatecznie - cofając się od chwili obecnej w nieskończoność - dlaczego w ogóle byt jest.

Aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, trzeba nam ukazać zagadnienie rzeczywistej różnicy pomiędzy istnieniem, a istotą.

Izolacja Trzeciej Drogi od perspektywy teologicznej naraża ją na krytykę względem braku jasności, ale są one wynikiem braku poprawnego rozumienia punktu wyjścia i rozwoju tej drogi dowodzenia, o czym w dygresjach wspominałem (przy okazji Sartre'a oraz marksistów)

Z Bożym pozdrowieniem,
exe
+++
Mdr 7, 15:
"Oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano! On jest bowiem i przewodnikiem Mądrości, i tym, który mędrcom nadaje kierunek."

ODPOWIEDZ